Zostałam do tego słodkiego tagu nominowana przez
A. z chaosu myśli, za co bardzo jej dziękuję, bowiem idealnie on do mnie pasuje - kocham wszystkie desery, a przecież książki i słodkości to jeden z najlepszych przepisów na szczęście!
1. Donut - książka, której czegoś zabrakło
Mogłabym wymienić mnóstwo takich książek i pewnie nie starczyłoby mi na to miejsca w tym poście. W następnych kilku pewnie również nie. Może jestem zbyt krytyczna, może czepiam się szczegółów, ale często czegoś mi w danej książę brakuje. Postawiłam jednak w tym punkcie na
Czerwoną królową Victorii Aveyard. Wielu się nad nią zachwyca, ale ja muszę przyznać z bólem serca, że nie była to książka wyjątkowa, chociaż niewiele jej zabrakło. Polubiłam główną bohaterkę, Mare, pozostałe postaci również, co ostatnio rzadko mi się zdarza, więc to ogromny plus. Zakochałam się w świecie podzielonym na Srebrnych i Czerwonych, niesamowicie przypadł mi on do gustu, był wręcz magiczny. Do tego mocne zakończenie i mogłoby się wydawać, że mamy powieść idealną. Więc czego zabrakło? Oryginalności wątków. Fabuła była momentami schematyczna i nie zaskakiwała. Victoria Aveyard ma jednak potencjał i czuję, że druga część może powalić mnie na kolana, ale w
Czerwonej królowej znalazłam za dużo utartych schematów, by się nią w pełni zachwycić.
2. Pudding - książka z rozlazłym bohaterem
Szukając Alaski posiada jednego z najgorszych głównych bohaterów, z jakimi miałam nieprzyjemność się zetknąć. Po prostu rozpacz. Przez większość czasu Miles, który nieprzypadkowo zyskał przezwisko Klucha, tak bardzo mnie irytował swoim niezdecydowaniem, że nie mogłam się skupić na treści, bo był niestety pierwszoosobowym narratorem. Ten chłopak był nudny aż do przesady, banalny i jego niby głębokie przemyślenia nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Był zbyt nijaki i rozlazły. Naprawdę z trudem przebrnęłam przez tę powieść Greena, a wszystko to zasługa niezawodnie przewidywalnego Milesa.
3. Lody - książka, która zamroziła krew w żyłach
Zacznę od tego, że nie jestem osobą, która lubi się bać i za żadne skarby świata nie oglądnęłabym horroru. W przypadku książek jest nieco inaczej, bo chociaż nie czytam typowych thrillerów, to jednak lubię od czasu do czasu poczuć podobny dreszczyk emocji. Krew w żyłach zdecydowanie zamroził mi Dan Wells swoją książką Pan Potwór. Jest to druga część trylogii opowiadającej o nastoletnim chłopaku, który ma wszystkie typowe cechy seryjnego mordercy. Do tej pory trzymał swoją mroczną stronę natury pod kluczem, ale musiał spuścić ją ze smyczy, gdy w jego miasteczku pojawił się demon. O ile pierwsza część nie była aż tak przerażająca, o tyle druga sprawiła, że cały czas miałam ciarki. Również Black Ice sprawił, że krew zamarzła mi w żyłach i to nie tylko z powodu trudnych warunków podczas śnieżycy w górach. Sądziłam, że to będzie taka sobie młodzieżówka, ale były momenty, podczas których serce biło mi szybciej niż powinno.
Do tej kategorii zaliczam również Wybacz mi, Leonardzie, ale był to inny rodzaj strachu. Strachu przed tym, co może się wydarzyć, gdy dorośli będą odwracali wzrok, ignorując wszystkie sygnały. Co może się wydarzyć, gdy dziecko zostanie pozostawione same sobie. Co może się wydarzyć, bo społeczeństwo to bezuczuciowy twór, który nie rozumie inności, nie okazuje litości ani współczucia zwłaszcza tym, którzy nie pasują. To inny strach niż w przypadku dwóch pierwszych książek, ale jest o wiele bardziej prawdziwy i przez to bardziej przerażający.
4. Czekolada - książka, którą możesz czytać w kółko i w kółko, książka, która nigdy się tobie nie znudzi
Mój wybór mnie samą zaskoczył, ale jest to
Dar Julii Tahereh Mafi, czyli finalny tom całej trylogii. Wszyscy, którzy czytali, na pewno mnie zrozumieją. To całkowity obrót o 180 stopni. I Warner <3 Chyba nie muszę dodawać więcej? On jest tak słodki i kochany, a przy tym wciąż pozostaje w dużej mierze sobą i nie próbuje udawać nikogo innego. To dzięki niemu mogę czytać tę książkę w kółko i w kółko, a ona mi się nie nudzi, bo... nie. Przeczytacie to zrozumiecie, naprawdę. Trzecia część nie ma właściwie nic wspólnego z beznadziejnym pierwszym tomem, mogę Wam to obiecać i trudno jej nie pokochać.
5. Ciastko - książka, która złamała ci serce
Niektóre książki łamią ci serce od momentu, w którym zaczniesz je czytać, aż do samego końca. Nie ma chwili, byś nie słyszała trzasku rozrywanego na drobne kawałeczki serduszka i taką powieścią było dla mnie Morze spokoju Katji Millay. Jeśli ktoś zapyta mnie kiedykolwiek o książkę, która nie pozwala o sobie zapomnieć, która zostawia cię z kacem na długo, przez którą snujesz się jak zombie po domu i nie możesz spać, to powiem mu właśnie o niej. Również Złodziejka książek Markusa Zusaka prowadzi do podobnego stanu i gwarantuję, że równie trudno się z niego wyrwać.
Są też takie książki, po których nie spodziewasz się emocjonalnego bólu, ale on nadchodzi wraz z emocjonalnym zakończeniem, które dosłownie cię niszczy. Mówię tutaj o Patriocie, finale trylogii Legenda Marie Lu. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć, po prostu nie wierzę, że autorka to zrobiła. I chyba absolutny mistrz zakończeń łamiących serce, czyli Baśniarz Antonii Michaelis. To tak, jakby dać czytelnikowi ciastko, a później je zabrać i jeszcze kopnąć go w brzuch.
6. Cukierek - ulubiona krótka książka tudzież książka z dzieciństwa
Ania z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery. Kiedy byłam mała, uwielbiałam Anię, z wypiekami na twarzy oglądałam kolejne jej przygody na ekranie telewizora, a pierwszą część jej przygód przeczytałam wielokrotnie. Chyba można powiedzieć, że już jako dzieciak utożsamiałam się z główną bohaterką, chciałabym być taka sama jak ona i chodziłam po domu, sypiąc cytatami. Do tej pory pamiętam moje wyobrażenie o scenie, w której Ania i Mateusz przejeżdżają przez Aleję jabłoni.
7. Tort - najcudowniejsza książka, która zawsze wprawia cię w dobry nastrój i której niczego nie brakuje
To było trudne pytanie, bo z reguły książki, które są najcudowniejsze jednocześnie prędzej cię niszczą, niż wprawiają w dobry nastrój, ale jest jedna książka, która idealnie wpasowuje się do tej kategorii. Mam na myśli
Prawie jak gwiazda rocka Matthew Quicka. Chyba nie ma drugiej książki, która wprawiłaby mnie w równie dobry nastrój, a przy tym niosła ze sobą głębokie przesłanie, dotykała wielu problemów i była po prostu dobra. Niczego jej nie brakuje i w zasadzie jestem w stanie ją sobie wyobrazić w formie tortu - czekoladowy biszkopt rozpływający się w ustach, trochę orzechów, które stanowiłyby niespodziankę i symbolizowały przeszkody, z jakimi Amber musiała się zmierzyć, pyszna masa wspierających przyjaciół z dodatkiem gorzkiej czekolady, bo życie nie zawsze ma słodki smak i kokos, bo to mój ulubiony dodatek do wszystkich deserów. I duża ilość polewy z lukru, ponieważ nie da się ukryć, że ta powieść bywa momentami po prostu urocza i zostawia z sercem wypełnionym miłością, wdzięcznością i nadzieją.
Teraz czas na nominacje! Słodkości wędrują do:
Alei Czytelnika,
Clevleen,
Minni,
Judyty,
Marty,
Ellie.
P. S. Z dzisiejszym dniem na blogu pojawił się nowy szablon. Mam nadzieję, że Wam się podoba i że teraz będzie już wszystko w porządku, bo wcześniej niektórzy nie widzieli treści.