piątek, 10 grudnia 2021
Upadek ognia, czyli podróż ku przebudzeniu Kroczącej z Wiatrem
czwartek, 14 października 2021
Lore, czyli boska moc na wyciągnięcie ręki
Moja relacja z powieściami Alexandry Bracken jest dość trudna. Podobały mi się jej Mroczne umysły, natomiast duologia Pasażerka okazała się być dla mnie drogą przez mękę. Lore jednak od początku przyciągało mnie motywem greckiej mitologii, który uwielbiam w książkach, więc postanowiłam zaryzykować.
Lore to książka, która bardzo mocno opiera się na fabule i pędzącej do przodu akcji, więc jest to historia dla fanów mocnych wrażeń oraz zaskakujących zwrotów, które zapierają dech w piersiach i zostawiają czytelnika z mętlikiem w głowie. Momentami miałam wrażenie, że dzieje się aż za dużo, przez co wkradał się chaos i odrobinę gubiłam się w wątkach, które zaczęły zlewać się ze sobą, ale całość jest tak wciągająca, że nie sposób się od niej oderwać. Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu autorki, który jest niezwykle oryginalny i im bardziej zagłębiałam się w świat Lore oraz zasady rządzące Agonem, tym bardziej byłam zachwycona. Co prawda żałuję, że nie dostaliśmy więcej szczegółów, bardzo chętnie poznałabym całą historię Agonu czy tajniki funkcjonowania poszczególnych Domów i ich łowców, jednak przekazanie tylu informacji mogłoby być trudne, biorąc pod uwagę liczne wydarzenia. Alexandra Bracken bardzo sprytnie dawkowała różne wiadomości odnośnie bogów czy zasad rządzących tym światem, dzięki czemu nie czułam się przytłoczona, a niektóre tajemnice udało jej się zachować do samego końca. Zostałam mile zaskoczona, bo często mi się zdarza, że udaje mi się wcześniej przewidzieć kierunek, w jakim zmierza fabuła, tymczasem tutaj nie byłam pewna, jak wszystkie wątki zostaną rozwiązane. Byłam trzymana w napięciu aż do ostatniej strony i chociaż zabrakło mi mocnego uderzenia na sam koniec to podziwiam rozmach, z jakim została poprowadzona cała historia.
Lore jest przepełnione akcją i przez to zabrakło miejsca na rozwój bohaterów, którzy są dla mnie najsłabszym ogniwem. Nie czułam się związana emocjonalnie z żadną z postaci, momentami wybory Lore mocno mnie irytowały, a ona sama była niezdecydowana, nie została poprowadzona w konsekwentny sposób, ciągle sama sobie zaprzeczała swoimi słowami i działaniami. Generalnie lubiłam większość bohaterów, ale jednocześnie nie czułam potrzeby, by im kibicować, nie zżyłam się z nimi, byli mi obojętni, bo wszyscy wypadają dość płasko. Pojawia się również wątek romantyczny, który jest zepchnięty na dalszy plan, ale i tak wolałabym, gdyby w ogóle go nie było, ponieważ wydawał mi się być wymuszony i zupełnie niepotrzebny, nie uwierzyłam w ten związek, podobnie jak nie uwierzyłam w wiele relacji, które zostały przedstawione w książce.
Lore w genialny sposób łączy w sobie starożytne, greckie wierzenia ze współczesnością. Mogłoby się wydawać, że połączenie igrzysk śmierci z Percy Jacksonem nie wypali, lecz ta mieszanka okazała się być niezwykle udana. To jedna z najbardziej zaskakujących młodzieżówek tego roku i chociaż niektóre elementy mogłyby zostać lepiej dopracowane to świetnie się przy niej bawiłam! Lore to fenomenalna przygoda, która zabierze was w świat okrutnych bogów, gdzie za chwałę płaci się własnym życiem, a niewłaściwy krok może być tym ostatnim. Cieszę się, że postanowiłam dać tej książce szansę, bo zakochałam się w tej fabule!
piątek, 1 października 2021
Pozłacany wąż, czyli same zachwyty, bo to genialna książka
środa, 29 września 2021
Heartstopper. Tom 1, czyli za dużo słodyczy, za mało fabuły
środa, 25 sierpnia 2021
Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie, czyli siła kobiet w XVIII wieku
Początkowo wahałam się, czy powinnam sięgnąć po Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie. Dość miło wspominam Poradnik dla dżentelmena po występku i cnocie, lecz to nie była lektura, która mnie porwała. Przypomniałam sobie jednak, jak bardzo byłam zauroczona postacią Felicity, a ponieważ ta książka skupia się na jej przeżyciach, postanowiłam dać jej szansę i zdecydowanie nie żałuję sięgnięcia po jedną z nowości na Taniaksiążka.pl!
Minął rok, odkąd Felicity ruszyła w podróż ze swoim bratem po kontynencie, ale nic nie jest takie, jak to sobie wymarzyła. Zamiast studiować anatomię u boku największych lekarzy epoki, jest zmuszona pomagać w piekarni i odpierać zaloty miłego, odrobinę nieporadnego piekarza, choć nie ustaje w staraniach, by dostać się na uniwersytet lub prywatną praktykę... Problem w tym, że jest kobietą i nikt nie traktuje jej poważnie. Kiedy dowiaduje się, że jej przyjaciółka z dzieciństwa wychodzi za mąż za jej idola, uzdolnionego lekarza Aleksandra Platta, wyrusza w drogę do Niemiec, licząc na to, że wreszcie uda jej się ziścić jej cel. Nie spodziewa się, że wpadnie na trop zaskakujących badań, dla których wyruszy w kolejną zwariowaną podróż.
Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie to książka, która ustrzegła się klątwy drugiego tomu, a wręcz przebiła swoją poprzedniczkę! Możliwe, że moje pozytywne wrażenia wynikają z tego, iż już w pierwszej części polubiłam się z Felicity, a jej przeżycia są bardzo mi bliskie ze względu na jej samodzielność oraz zainteresowanie medycyną, podczas gdy przez większość część Poradnika dla dżentelmena po występku i cnocie nie lubiłam się z Monty'm, co utrudniało mi czerpanie przyjemności z lektury. W tej części autorka nie zrezygnowała z zabawnych wstawek, jednak są one o wiele bardziej stonowane niż w pierwszym tomie, co również według mnie działa na plus, ponieważ wcześniejszy humor nie przypadł mi do gustu, a tutaj jest bardziej subtelny i błyskotliwy. Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie porusza przy tym wiele ważnych tematów; tym razem mamy do czynienia z bohaterką, która jest aseksualna/aromantyczna, do tego dochodzi kwestia nierówności płciowej, ponieważ rola kobiety w XVIII wieku była ograniczona bardzo sztywnymi ramami, a ambicja Felicity spotyka się nie tylko z pogardą, ale wręcz wrogością. Jest to także powieść, która pokazuje, jak wygląda toksyczny feminizm. Główna bohaterka uważa się za lepszą z powodu swoich zainteresowań i niezwykłą na tle innych kobiet, ale w trakcie całej historii zachodzi przemianę, gdy jej niegdysiejsza najlepsza przyjaciółka wytyka jej hipokryzję, podkreślając, że kobieta może ubierać się i zachowywać dziewczęco, interesować się modą, a przy tym być silna oraz inteligentna.
Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie jest bez wątpienia cudowną przygodą, nie mogłam się od niej oderwać i jak najszybciej przerzucałam kolejne kartki, by przekonać się, czym jeszcze zaskoczy mnie autorka. Rodzeństwo Montague ma w końcu smykałkę do pakowania się w różne kłopoty, a ja z zapartym tchem śledziłam losy Felicity, Johanny oraz Sim. Bardzo mnie cieszy, że głównymi bohaterkami powieści są kobiety, każda z nich jest zupełnie inna i na swój sposób fascynująca. Zżyłam się z nimi i bardzo mocno im kibicowałam. Każda z nich z osobna jest niesamowita, ale razem jako grupa po prostu błyszczą niczym nieoszlifowane diamenty. Uwielbiam to, jak ta książka pokazuje, że nie ma jednego właściwego sposobu na przeżycie swojego życia, że czasami układamy plany, z których nic nie wychodzi, ale ostatecznie pojawiają się nowe perspektywy i szanse; uwielbiam to, jak podkreślane jest, iż kobieta-badaczka nie jest w żaden sposób lepsza czy gorsza od kobiety-żony czy matki oraz że miłość romantyczna nie jest ważniejsza od miłości platonicznej. To niesamowite, że wszystkie te kwestie i wartości zostały zwarte w historycznej powieści młodzieżowej, która skrywa w sobie awanturniczą przygodę oraz szeroko zakrojoną intrygę!
Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie to historia, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jestem oczarowana sposobem, w jaki autorka przekazuje ważne kwestie, jednocześnie nie rezygnując z wartkiej, szalonej akcji. Pościg za tajemniczym skarbem, mityczne stworzenia, piraci i morskie bitwy, a do tego grupa upartych, niesamowitych kobiet zakochanych w nauce, oto przepis na genialną książkę, o której nie będziecie mogli zapomnieć!
★★★★★★★☆☆☆
Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie otrzymałam z Taniaksiazka.pl, za co bardzo serdecznie dziękuję!
poniedziałek, 23 sierpnia 2021
Miłosna ruletka, czyli przeznaczenie i magia Vegas
Muszę przyznać się do tego, że nie sięgnęłam po poprzednie tomy z trylogii Cztery wesela, jakoś było mi z nimi nie po drodze w momencie wydania, chociaż znajdują się one w moich planach czytelniczych. Na szczęście Miłosną ruletkę mogłam przeczytać bez znajomości poprzednich części, chociaż bohaterowie dość często odwołują się do wcześniejszych wydarzeń, więc doświadczenie na pewno byłoby pełniejsze, gdybym zapoznała się wcześniej z Czterema weselami. Miłosna ruletka miała jednak tak dobre opinie, a ja potrzebowałam odskoczni, dlatego zdecydowałam się na książkę dla kobiet z księgarni Taniaksiążka.pl
Podchodziłam do Miłosnej ruletki bez większych oczekiwań; miałam nadzieję na przyjemną, zabawną lekturę, która pozwoli mi zapomnieć o świecie na kilka godzin i po prostu dobrze się bawić. Problem w tym, że przez bardzo długi czas nie mogłam wciągnąć się w tę historię, dłużyła mi się i ciągle sprawdzałam, ile zostało mi jeszcze stron do końca, a to nie wróżyło zbyt dobrze. Jak na uciekającą sprzed ołtarza pannę młodą i nieplanowaną, spontaniczną podróż po Stanach Zjednoczonych w pierwszej połowie książki dzieje się naprawdę mało, skupiamy się głównie na wewnętrznych monologach bohaterów i ich wątpliwościach. Ta część wywołała we mnie ogrom frustracji, ponieważ Libby i Noah wyraźnie mieli się ku sobie, jednak nie potrafili ze sobą otwarcie porozmawiać, przez co tylko czekałam na moment, w którym ich braki w komunikacji zostaną mi wynagrodzone. Druga połowa za to obfitowała w wydarzenia, właściwie nie było chwili na złapanie oddechu, a kolejne sceny robiły się coraz bardziej absurdalne... jednym słowem: było idealnie i żałuję, że autorka wcześniej nie zdecydowała się na podkręcenie tempa, ponieważ cała książka mogłaby na tym zyskać. Co prawda duży zwrot akcji był przewidywalny i mało odkrywczy, właściwie już od pierwszych stron wiedziałam, że do niego dojdzie, jednak autorka wybrnęła z niego całkiem zgrabnie. Największą zaletą Miłosnej ruletki jest bez wątpienia humor, który był przemycany zarówno w śmiesznych sytuacjach, jak i błyskotliwych dialogach. Nie mogłam przestać się uśmiechać w trakcie czytania.
Bardzo cieszy mnie to, że Libby i Noah byli niesamowicie ludzcy. Autorka w genialny sposób wykreowała swoich bohaterów, dając im zalety, ale także wady, unikatowe cechy, wyznawane wartości oraz zainteresowania. Libby to pozytywnie zakręcona, wolna dusza, która jest zakochana w fotografii, ma skłonność do wierzenia w przesądy. Noah to z kolei facet o świetnym poczuciu humoru, uwielbiałam jego zmyślone historyjki i to, jak umiał wybrnąć z kłopotliwych sytuacji przy pomocy żartów oraz uroku osobistego, jednak cierpi przy tym z powodu przylepionej mu łatki nieodpowiedzialnego podrywacza i nie wierzy w siebie. Już od dawna nie miałam okazji przeczytać romansu z tak wielowymiarowymi postaciami, ich rozterki były niezwykle prawdziwe, a do tego oboje zyskali moją sympatię. Uwielbiam ich relację, to, jakimi są dla siebie dobrymi przyjaciółmi i jak ogromne wsparcie dla siebie stanowią. Nie znajdziecie tutaj toksycznych zachowań czy rozdmuchanych dramatów, cały ich związek jest uroczy, ciepły, pełen wzajemnego zrozumienia.
Miłosna ruletka to doskonała powieść na letni wieczór. Jest zabawna, odrobinę szalona, słodka i nieskomplikowana. Można przyjemnie przy niej spędzić czas, trochę się pośmiać wraz z bohaterami i oderwać od codzienności. To po prostu bardzo pozytywna historia ze zdrową relacją pomiędzy głównymi postaciami (naprawdę chciałabym, żeby więcej podobnych związków pojawiało się w książkach, Libby i Noah stanowią przepiękny przykład głębokiej więzi oraz partnerstwa). Jeśli macie ochotę się odstresować, będzie idealna. Dla mnie zabrakło trochę akcji, zwłaszcza w pierwszej połowie i bardziej łagodnej przemiany z przyjaciół w kochanków, lecz poza tym to sympatyczna lektura.
Miłosną ruletkę otrzymałam z Taniaksiazka.pl, za co bardzo serdecznie dziękuję!
wtorek, 3 sierpnia 2021
Angry God, czyli żądza, mrok i zemsta
poniedziałek, 2 sierpnia 2021
Poza kontrolą, czyli romans pozbawiony wątku romantycznego
Moje rozczarowanie Poza kontrolą wynika z faktu, że nastawiłam się na zupełnie inną historię. Uwielbiam motyw drugiej szansy w romansie, gdy dwójka zakochanych w sobie ludzi po latach stara się naprawić swoją relację, więc byłam podekscytowana perspektywą zanurzenia się w ich relacji wypełnionej tęsknotą, pragnieniem oraz żalem, zwłaszcza że spodziewałam się, iż cała akcja zostanie osadzona na rodzinnym ranczu Warnerów. Kto nie miałby słabości do troskliwego, czułego kowboja? Problem w tym, że o ile relacja Brynn i Lane'a jest ważna na samym początku książki, później gdzieś zniknęła pod naporem innych wątków. Odpychali się przez lata, natomiast pod wpływem jednej krótkiej chwili cała ich uraza zniknęła, a później nie doczekaliśmy się prawdziwego rozwoju ich relacji, nad czym bardzo ubolewam. Potencjał był, natomiast zupełnie nie został wykorzystany. Brynn i Lane są głównymi bohaterami, to z ich perspektywy poznajemy wszystkie wydarzenia, a mnie ich po prostu zabrakło. Nie zdążyłam się z nimi zżyć, nie byłam w stanie im kibicować, ponieważ najpierw wszystko potoczyło się za szybko, a później cały wątek romantyczny został zepchnięty na daleki plan i zdominowany przez niebezpieczną intrygę.
Poza kontrolą gatunkowo bardziej wpasowuje się w kryminał lub akcję. Tak naprawdę głównym motywem w tej powieści jest handel żywym towarem. Brynn i Lane przez przypadek stają się świadkami niepokojącej sytuacji, następnie wyruszają w pościg za porwanym chłopcem, któremu starają się za wszelką cenę pomóc, nie angażując w to władze, przez co oczywiście pakują się w coraz większe tarapaty. Większość sytuacji w Poza kontrolą jest przerysowana do granic możliwości i przez to cała historia wypada tandetnie, jakbym miała do czynienia z najgorszym rodzajem fanfiction. To wrażenie było tylko podtrzymywane przez fatalny styl, który już od pierwszych stron mi nie podpasował i przez coraz bardziej absurdalne rozwiązania fabularne zastosowane przez autorkę. Pełno tutaj pościgów, szemranych typów spod ciemnej gwiazdy, przestępczych interesów, to wszystko się ze sobą nie klei. Mogłoby się wydawać, że jest to mieszanka wybuchowa, która nie pozwoli mi się nudzić, lecz przez dłużące się opisy i kręcenie się bohaterów w kółko, nie czułam żadnej ekscytacji związanej z czytaniem tej powieści.
Spodziewałam się ciepłej opowieści o sile rodziny, o odnajdywaniu samego siebie, o uwalnianiu się od trudnej przeszłości i o uczuciu łączącym dwie osoby z pięknym, kojącym tłem w postaci rancza. Tymczasem dostałam całą sprawę kryminalną odnośnie handlu żywym towarem i znikaniem nieletnich chłopców, na co opis zupełnie nie wskazuje. Wydaje mi się, że zanim sięgniecie po Poza kontrolą warto zdawać sobie sprawę z tego, czym tak naprawdę jest ta książka, bo może dzięki temu nie rozczarujecie się tak jak ja.
★★★★☆☆☆☆☆☆
Poza kontrolą otrzymałam z Taniaksiazka.pl, za co bardzo serdecznie dziękuję!
czwartek, 29 lipca 2021
Bennett Mafia, czyli przełamanie mafijnego schematu
Rzadko sięgam po książki mafijne, jednak Bennett Mafia przyciągnęło mnie obietnicą złamania schematu mafijnego romansu i pod wieloma względami autorka stanęła na wysokości zadania, jeśli chodzi o ucieczkę przed utartą ścieżką, ale jednocześnie mam mieszane uczucia względem całej lektury. Według mnie powieść jest za długa, pojawiły się momenty przestoju, dłużących się monologów, które powodowały znużenie. Spodziewałam się, że ta książka będzie petardą, że na każdym kroku będziemy świadkami szokujących wydarzeń, nagłych zwrotów akcji, intryg i ogromnych emocji, tymczasem fabuła posuwała się do przodu w dość spokojnym tempie. Na początku byłam zafascynowana, głównie z powodu tajemnicy okrywającej Riley, już od pierwszych stron wiedziałam, że nie mamy do czynienia ze standardową główną bohaterką, lecz im bardziej zagłębiałam się w całą historię, tym mniejsze zainteresowanie odczuwałam. Muszę jednak przyznać, że Tijan obrała oryginalny kierunek, pozytywnie mnie zaskakując, chociaż miałam poczucie, że próbowała wprowadzić zbyt wiele różnorodnych wątków i na żadnym ostatecznie się nie skupiła. Myślałam też, że motyw mafijny będzie mocniej zarysowany, ale został on nieco zepchnięty na bok w obliczu wewnętrznych rozterek Riley i szukania Brooke.
W Bennett Mafia najbardziej zabrakło mi emocji. Sięgałam po tę powieść przekonana, że dostarczy mi ona niesamowitych wrażeń, że nie będę mogła złapać oddechu, bo będę tak bardzo pochłonięta kolejnymi wydarzeniami, ale nie mogłam się wbić w tę historię, nie czułam się związana z bohaterami. Wydawało mi się, że z powodu swojego zajęcia i tego, przez co przeszła, Riley będzie niezwykle silną kobiecą postacią, tymczasem wystarczyło, by Kai pojawił się w pomieszczeniu, a stawała się całkowicie uległa, podporządkowała mu całe swoje życie i wartości, co bardzo mnie rozczarowało. Kai miał niesamowity umysł, to geniusz planujący wydarzenia o kilkanaście kroków do przodu, jednak poza tym nie miał wiele do zaoferowania, był dziwnie pozbawiony charakteru. Nie czułam pomiędzy tą dwójką żadnej chemii, nie uwierzyłam w ich relację i właściwie natychmiastowe przyciąganie oraz zaufanie, to wszystko się ze sobą nie kleiło.
Bennett Mafia to powieść, którą czytało mi się całkiem przyjemnie, chociaż zdecydowanie nie wbija w fotel. Nie sądzę, żeby została w mojej pamięci na długo, lecz miło spędziłam przy niej czas. Autorka zastosowała kilka wyjątkowych rozwiązań, które zdecydowanie odróżniają tę książkę od innych z motywem mafijnym. Trochę się zawiodłam, ponieważ oczekiwałam pełnej akcji i napięcia historii, bohaterowie mogliby być nieco bardziej wyraziści. Myślę, że czytelnicy mogą zostać pozytywnie zaskoczeni kierunkiem, w jakim podążyła cała fabuła, warto wyrobić sobie samemu opinię na temat tej historii.
★★★★★★☆☆☆☆
Bennett Mafia otrzymałam z Taniaksiazka.pl, za co bardzo serdecznie dziękuję!
środa, 28 lipca 2021
I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta, czyli krzywdząca, stereotypowa i pełna uprzedzeń książka o Korei
czwartek, 22 lipca 2021
Dziedzictwo krwi, czyli księżniczka o przerażającej mocy i przestępca o złotym sercu
Jeśli jesteście ze mną już od jakiegoś czasu, musicie wiedzieć, że mam ogromną słabość do motywu obalonych, morderczych księżniczek, utalentowanych złodziei/przestępców o wypaczonym kodeksie moralnym i wrogów, którzy są zmuszeni ze sobą współpracować, aby osiągnąć wspólny cel, więc Dziedzictwo krwi od razu przykuło moją uwagę. Byłam naprawdę podekscytowana perspektywą przeczytania tej książki, która zapowiadała się genialnie i według opisu idealnie wpasowywała się w moje gusta, ale ostatecznie... coś nie zagrało.
Dziedzictwo krwi zaczyna się od naprawdę mocnego uderzenia, już od pierwszych stron zostajemy wciągnięci w wir akcji, która następnie zwalnia, ale wszystko nadal toczy się tak wartko, że jest to powieść do skończenia w dwa wieczory, po prostu płynie się wraz z nurtem całej opowieści. Fabuła nie jest przesadnie skomplikowana, dzięki czemu czyta się ją łatwo i szybko. Niestety, autorka dość mocno oparła się na znanych schematach i nie byłoby w tym nic złego, gdyby tylko nadała im oryginalny wydźwięk, lecz dla mnie zabrakło tej iskry, przez co zaczynałam tracić zainteresowanie bliżej końca książki. System magiczny nie był też przesadnie rozbudowany, jego podstawy przypominały wyjątkowo obdarzonych z innych powieści i – tak jak oni – powinowaci zmagają się z uciskiem oraz wyzyskiem wyżej postawionych warstw społeczeństwa. Gdzieś w tym wszystkim zabrakło wyjątkowości, oderwania się od ustalonych w literaturze young adult fantasy norm, przez co Dziedzictwo krwi wypada dość przeciętnie na tle innych powieści na rynku, zlewając się z nimi w jedną masę, o której łatwo można zapomnieć. Najjaśniejszym punktem pozostaje za to świat wykreowany przez autorkę, którego pierwowzorem była carska Rosja. Ma w sobie pewną cudowną baśniowość, a jednocześnie jest podszyty zimnym okrucieństwem.
Po cichu liczyłam na to, że bohaterowie uratują fabułę, ponieważ mieli w sobie potencjał. Księżniczka, która utraciła swój prestiżowy status, obecnie ukrywająca się uciekinierka marząca o zemście i obdarzona ogromną, przerażającą mocą... Przez wiele osób uważana za potwora i strasznie żałuję, że nie dostaliśmy więcej tej mrocznej strony Anastazji, ponieważ wtedy stawała się najbardziej interesująca. Przez większość czasu jednak irytowała mnie swoimi bezmyślnymi, pochopnymi decyzjami, którymi narażała wszystkich dookoła, brakowało jej charakteru, w gruncie rzeczy prezentowała bardzo naiwne podejście do świata. Ramson z kolei jest typowym rzezimieszkiem skrywającym pod bezlitosną powłoką serce ze złota i traumatyczną przeszłość. Bardzo podobał mi się w pierwszej połowie książki, ale następnie jego przemiana pod wpływem Any w lepszego chłopaka już mnie zawiodła. Chyba trochę z tego wyrosłam i bardziej interesują mnie teraz niejednoznaczni bohaterowie. Pomiędzy tą dwójką najpierw zawiązuje się niechętna współpraca podszyta nieufnością i wrogością, lecz z czasem ich relacja się zacieśnia i może nie doszło do wielkich wyznań, ale wątek romantyczny już dość mocno się zarysował. Przede wszystkim uwielbiam ich dialogi, błyskotliwe droczenie się i słowne starcia, szkoda, że kiedy ich uczucia zaczęły się ocieplać, autorka z tego zrezygnowała.
Sporo narzekam, ale wynika to z faktu, że miałam względem Dziedzictwa krwi duże oczekiwania i z tego powodu mocno się zawiodłam, jest to jednak dobra książka, którą czyta się szybko i przyjemnie, z zapartym tchem śledząc kolejne wydarzenia, których nie brakuje. Pojawiają się szokujące zwroty akcji, mnóstwo zdrad, nie wiadomo, z której strony padnie cios. Myślę, że młodsza młodzież będzie zachwycona, jednak dla starszych wyjadaczy Dziedzictwo krwi może okazać się być zbyt proste i naiwne w swoim odbiorze oraz nacisku na piękny morał o dobru, szukaniu odpowiedniej drogi i akceptowaniu siebie. Zdecydowanie jest to dobra odskocznia, która pozwala zapomnieć o świecie na kilka godzin i całkiem dobrze się bawić, śledząc przygody Anastazji oraz Ramsona i jestem na tyle zaintrygowana, że z przyjemnością sięgnę po kolejny tom.
★★★★★★☆☆☆☆
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Dom Wydawniczy Rebis!
poniedziałek, 19 lipca 2021
Beach Read, czyli jak nie pisać komedii romantycznych na lato
Początkowo nie miałam w planach Beach Read, lecz książka zaczęła cieszyć się taką popularnością, że nie mogłam się powstrzymać przed sięgnięciem po ten tytuł i przekonaniem się na własnej skórze, skąd wzięły się tak liczne recenzje zachwycające się całą historią. Byłam naprawdę pełna nadziei i bardzo podekscytowana, liczyłam na słodką lekturę, która pozwoli mi na kilka godzin zapomnieć o całym świecie, tymczasem Beach Read okazało się być koszmarkiem, którego fenomenu nie jestem w stanie zrozumieć.
Już na wstępie muszę zaznaczyć, że ten opis niewiele ma wspólnego z prawdą. Motyw pisarstwa oraz zakładu został zepchnięty na tak daleki plan, że gdyby nie pojawiające się co jakiś czas wtrącenia o tym, że January napisała kilka tysięcy słów danego dnia, zapomniałabym, że mam do czynienia z pisarzami, a był to dla mnie jeden z wątków, który przykuł moją uwagę w pierwszej kolejności i którym najbardziej byłam zainteresowana. Liczyłam więc, że może chociaż wątek romantyczny mnie nie zawiedzie, że dzięki niemu poczuję motylki w brzuchu, ciepło w sercu, że będę szczerzyła się jak głupia, kiedy bohaterowie uczestniczyli w słownych potyczkach... Nic z tego. Znajomość January i Gusa jest trudna, pełna demonów, zwłaszcza jego. Zbyt szybko przeszli od niechęci do miłości, która była dla mnie niewiarygodna, zupełnie nie potrafiłam powiedzieć, skąd między nimi nagle wzięło się tak duże uczucie. Ich dialogi w zamierzeniu miały być zabawne i nietypowe, jednak autorka przesadziła, przez co czułam raczej zażenowanie, gdy ich wymiany o niczym toczyły się przez kolejne strony.
Czym w takim razie jest Beach Read, skoro nie opowiada o dwójce rywalizujących pisarzy, którzy wymienili się gatunkami (jak sugeruje opis) ani o czytaniu na plaży (jak sugeruje tytuł, plaża praktycznie się nie pojawia w tej powieści) ani o relacji głównych bohaterów (bo January tak naprawdę częściej wspominała o swoim byłym chłopaku niż Gusie, chociaż sam Jacques ani razu nie wystąpił w tej książce we własnej osobie, znamy go jedynie z rozważań January)? Beach Read to niemal niekończący się monolog wewnętrzny głównej bohaterki, która nie umie poradzić sobie z faktem, że jej ojciec zdradzał matkę i niejako prowadził podwójne życie. Właściwie każdy wywód jest temu poświęcony i zajmuje tak dużo miejsca, że nie wystarczyło przestrzeni na inne wątki. Dużo tekstu, a mało prawdziwej treści, trudno było mi przebrnąć przez tę lekturę, wielokrotnie kusiło mnie, żeby ją porzucić. Nie polubiłam się z bohaterami i mam jeszcze jeden duży problem – w Beach Read alkohol lał się strumieniami i postaci nie widziały nic złego w przejechaniu się samochodem pod wpływem, jedna kawka i zupełnie wytrzeźwieli, gotowi do drogi. Absolutnie nie. Nie mogę zaakceptować tego, że autorka promuje podobne zachowania w swojej książce bez żadnych konsekwencji.
Beach Read to jedno z największych rozczarowań tego roku. Pomysł na fabułę był dobry, jednak przyjął on formę, która zupełnie do mnie nie przemówiła. Opis niewiele ma wspólnego z samą historią, to nie jest lekka, sympatyczna komedia romantyczna, która idealnie nadaje się na lato, a właśnie na taką lekturę się nastawiłam. Książka jest przegadana, ze stylem na siłę kreowanym na zabawny i nietypowy, pełno tutaj rozmyślań o zdradzającym ojcu i byłym chłopaku, główni bohaterowie wypadają słabo... Ja bardzo się męczyłam z tą powieścią i zdecydowanie nie polecam.
★★★★☆☆☆☆☆☆
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwo Kobiece!
sobota, 10 lipca 2021
Gildia Zabójców, czyli zawodowi zabójcy i gwiazdy k-popu
Gildia Zabójców to mój pierwszy patronat medialny! Z polskimi autorami często jest mi nie po drodze, ale Małgorzata Stefanik stworzyła książkę, której po prostu nie mogłam się oprzeć jako czytelniczka, która uwielbia motyw zabójców w powieściach, a do tego jako zagorzała miłośniczka koreańskiej kultury musiałam przeczytać tę historię, która oczarowała mnie do tego stopnia, że z przyjemnością wzięłam ten tytuł pod swoje blogowe skrzydła.
Gildia Zabójców to książka, która wymyka się wielu schematom i nigdzie nie daje się przyporządkować. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że połączenie kryminalnej zagadki związanej z handlem bronią, doskonale wyszkolonych zabójców z problemami emocjonalnymi, pełnego rywalizacji świata k-popu, subtelnego romansu i czarnej, ironicznej komedii się nie sprawdzi, a jednak te na pozór niepasujące do siebie elementy tworzą unikatową, świeżą i przede wszystkim spójną całość. Chyba tylko Małgorzata Stefanik mogła napisać książkę, gdzie w jednej chwili leje się krew i jesteśmy świadkami brutalnych zabójstw, a w drugiej wybieramy się na zwiedzanie miasta z członkami koreańskiego boysbandu i chociaż początkowo taki kontrast może wydawać się zaskakujący, to poszczególne wątki zostały ze sobą splecione tak zgrabnie i umiejętnie, że przez całą fabułę płynie się gładko. Już od pierwszych stron zostajemy wciągnięci w wir akcji, która w środkowej części zwalnia i wyraźnie czuć ten spadek tempa, jednak dzięki temu mogłam bliżej zaznajomić się z bohaterami i złapać oddech przed szaloną, wypełnioną szokującymi rewelacjami oraz wydarzeniami końcówką, która stanowiła naprawdę mocne uderzenie. Domyśliłam się niektórych rozwiązań, lecz nie odebrało mi to frajdy z czytania, z każdą stroną byłam coraz bardziej zafascynowana Gildią Zabójców i zastanawiałam się, czym jeszcze autorka nas zaskoczy.
Alyssa to nasza główna bohaterka, poznajemy jej teraźniejszość, ale także cofamy się do jej przeszłości, co pozwoliło mi lepiej zrozumieć jej motywację i przyświecające jej cele. Jest dziewczyną pełną sprzeczności, której zdecydowanie nie brakuje charakteru, a chociaż mogłoby się wydawać, że jako zabójczyni przygotowywana od małego do tej profesji będzie niezniszczalna i zobojętniała, prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Podobało mi się to, że Alyssa jest bardzo ludzka - nie jest zwykłą maszyną do zabijania, również odczuwa ból, strach, smutek i stratę, a jej trauma odbiła na niej piętno i kładzie się cieniem na jej codzienności, co jest miłą odmianą od tych wszystkich bohaterek, które w przeciągu jednego dnia zapominają o własnych demonach. Alyssa potrafi być silna i bezlitosna, ale przy tym ma w sobie również mnóstwo ciepła i troski dla najbliższych, o których walczy jak lwica. Moją największą miłością pozostaje jednak Kitsune i żałuję, że nie dostaliśmy go więcej w Gildii Zabójców, uwielbiam tego małomównego Liska! Niemal piszczałam z radości za każdym razem, gdy pojawiał się na stronach książki, mam do niego ogromną słabość. Oliwier to przeuroczy, a jednocześnie denerwujący dzieciak, pojawia się mnóstwo innych drugoplanowych bohaterów, każdy z nich ma swoje zalety i wady, przyzwyczajenia, każdy ma wyróżniający się charakter i to było piękne... Nie mogę powiedzieć tego jedynie o Jayden, brakowało mu charyzmy i przez to cały wątek romantyczny wypadł dla mnie słabo, zupełnie nie wiem, co Alyssa w nim widziała, nie czułam żadnego iskrzenia czy przyciągania między nimi.
★★★★★★★☆☆☆
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce i Wydawnictwu Papierowy Księżyc!
środa, 7 lipca 2021
Cień utraconego świata, czyli kawał dobrej fantastyki
Początek był niezwykle obiecujący. Rozbudowane powieści mają to do siebie, że ich wstęp bardzo często się dłuży, ponieważ czytelnik zostaje zasypany całą lawiną informacji do przyswojenia, jednak Islington zrobił to bardzo zgrabnie, dzięki czemu zostałam wciągnięta przez Cień utraconego świata już od pierwszych stron. Akcja rozwijała się dynamicznie, autor nie czekał z najlepszymi kąskami na sam koniec, już od początku oferując mnóstwo nieprzewidywalnych zwrotów, właściwie ciągle byłam czymś zaskakiwana! Rozwiązanie jednej zagadki pociągało za sobą pojawienie się kolejnych tajemnic do odkrycia, a ja byłam absolutnie zafascynowana tym, co ma mi do zaoferowania ten niezwykły świat i młodzi bohaterowie, którzy stopniowo przechodzą przemianę, zdobywając doświadczenie i zmagając się z własnymi słabościami. Jeśli martwicie się rozmiarem tej powieści, mogę was zapewnić, że w ogóle nie odczujecie tej objętości, a finał zostawi was z ogromnym niedosytem i poczuciem, że książka mogłaby być jeszcze dłuższa! Cień utraconego świata czyta się niesamowicie szybko i gładko, nie zauważając upływu czasu i ilości przerzuconych kartek, zagłębianie się w tę historię było prawdziwą przyjemnością. Znajdziecie tutaj wszystko, co powinna mieć w sobie powieść fantasy: magiczne, nieujarzmione zdolności, zaprawionych w walce wojowników, polityczne zmagania pomiędzy krajami, stare przepowiednie, potężnego wroga, zwroty akcji, liczne wątki, które powoli łączą się w jedną spójną całość... James Islington naprawdę stanął na wysokości zadania, mimo że był to jego debiut.
Cień utraconego świata nie jest jednak książką pozbawioną wad. Mój największy zarzut wymierzony jest w świat przedstawiony, który dla mnie wymaga większego rozwinięcia, tak naprawdę niewiele wiemy, chociaż wydaje się, że historia i prawa rządzące tym światem będą miały kluczowe znaczenie przy rozwiązaniu niektórych wątków. Mam wrażenie, że autor mógł się też wykazać większą kreatywnością przy budowie systemu magicznego (w którym jest sporo dziur). Każdy z bohaterów dostaje swoją szansę na narrację, towarzyszymy im w trakcie ich przygód, które stopniowo ich zmieniają i o ile początkowo byłam bardzo zaangażowana w losy poszczególnych postaci, o tyle mniej więcej w połowie poczułam dziwne... znużenie. Nie do końca podobały mi się kierunki, w jakim podążyły historie poszczególnych bohaterów, nie chodziło o podejmowane przez nich decyzje, a raczej sytuacje, w jakie autor zdecydował się ich wrzucić, zwłaszcza że wiele z nich zdawało się nie mieć wpływu na całość fabuły. Nadal byłam ciekawa, ponieważ James Islington bardzo sprytnie dawkował informacje, przez co wręcz rozpaczliwie chciałam poznać rozwiązanie kilku zagadek, jednak nie byłam zainwestowana w kolejne wydarzenia, było mi obojętne, co się stanie z bohaterami, nie towarzyszyło mi żadne napięcie, nie czułam się wstrząśnięta dalszymi sytuacjami... Ale końcówka zostawiła mnie z ogromną frustracją, ponieważ praktycznie nic nie zostało rozwiązane, autor zostawił sobie bardzo szeroką furtkę dla kolejnych części, po które będę musiała sięgnąć, bo jestem zbyt zaintrygowana, żeby odpuścić!
Cień utraconego świata to wielowątkowa opowieść napisana z prawdziwą pasją, która zapewnia fantastyczną przygodę na wiele godzin. Piętrzące się tajemnice nie pozwolą wam odłożyć tej książki na bok, sprytnie wciągając was w wykreowaną przez Jamesa Islingtona historię. Fabuła wikła się coraz bardziej z każdym kolejnym rozdziałem, jednak nie czułam żadnej ekscytacji związanej z kolejnymi wydarzeniami i to najbardziej mnie boli. Myślę, że Trylogia Licaniusa ma ogromny potencjał: już teraz jest kawałkiem dobrej fantastyki, a czuję, że kolejne części mogą okazać się jeszcze lepsze, na co skrycie liczę.
★★★★★★☆☆☆☆
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Fabryce Słów!
piątek, 11 czerwca 2021
Piękne odkupienie, czyli była miłość stojąca na przeszkodzie ku nowemu szczęściu
Piękna katastrofa Jamie McGuire jest jedną z pierwszych książek z gatunku New Adult, jakie przeczytałam w życiu. Minęło od tamtej pory osiem lat, a ja wciąż pamiętam niesamowicie intensywne emocje, jakie towarzyszyły tej lekturze. Nie była idealna, jednak to nie miało dla mnie znaczenia, ponieważ pochłonęła mnie do głębi, dlatego byłam niesamowicie podekscytowana, kiedy dowiedziałam się, że będą u nas dostępne kolejne historie Braci Maddoxów, w tym Piękne odkupienie, które jest tylko jedną z wielu książek dla kobiet dostępnych w księgarni Taniaksiazka.pl