Zacznę dość nietypowo, bo od pytania: spełniacie swoje marzenia? Czy pozostają one na zawsze w sferze nieosiągalnej? A może macie plan, jak je spełnić i uparcie do niego dążycie, aż osiągniecie swój cel?
Bywam marzycielką, ale w głównej mierze pozostaję realistką. Gdy tworzyłam swoją Bucket List, sądziłam, że spiszę swoje marzenia, jednak prawdopodobnie nie posunę się w ich realizacji. Marzenia spisane na kartce papieru na zawsze zamknięte na dnie szuflady, brzmi smutno, prawda?
Bywam marzycielką, ale w głównej mierze pozostaję realistką. Gdy tworzyłam swoją Bucket List, sądziłam, że spiszę swoje marzenia, jednak prawdopodobnie nie posunę się w ich realizacji. Marzenia spisane na kartce papieru na zawsze zamknięte na dnie szuflady, brzmi smutno, prawda?
Dlatego byłam zaskoczona i szczęśliwa, gdy z czystym sumieniem mogłam ze swojej listy wykreślić marzenie #42 - zobaczenie baletu.
Byłam już raz we Lwowie sześć lat temu i wtedy miasto w żaden sposób mnie nie zachwyciło, wręcz przeciwnie, dlatego początkowo byłam dość negatywnie nastawiona do tego wyjazdu, ale jednocześnie zdeterminowana - miałam zamiar obejrzeć balet i nawet całodzienne włóczenie się po ulicach Lwowa nie mogło mnie zniechęcić, dlatego zdecydowałam się pojechać. I wiecie co? To była jedna z lepszych decyzji w moim życiu. To tylko kolejny dowód na to, że warto czasem się przełamać i wyjść ze swojej comfort zone :)
Wyjeżdżaliśmy o godzinie 5.00 z Rzeszowa, co oznaczało niewyspanie. Nie wiem, jak w Waszym przypadku, ale w moim brak snu = głęboka nienawiść do całego świata, więc nie wróżyło to dobrze moim współtowarzyszom. Na szczęście odczepili się po paru nieprzyjemnych odburknięciach, więc do rękoczynów nie doszło, nie martwcie się. Na granicy staliśmy półtorej godziny (to chyba oficjalnie nowy rekord przejazdu przez punkt kontroli granicznej na Ukrainę), a więc nie było tak źle, jak się nastawialiśmy. We Lwowie byliśmy o 9.30 polskiego czasu, gdzie przywitał nas przemiły pan przewodnik, który sam uczył się polskiego, a że przez ostatnie dwa lata nie pojawiła się żadna grupa z Polski, przeplatał nasz język z ukraińskim, co strasznie śmiesznie brzmiało, ale tak sympatycznie. Przeprowadził nas przez Lwów w dwie i pół godzinki, mówiąc tylko o najważniejszych kwestiach, więc nie zanudził nikogo na śmierć, a ja byłam zszokowana, bo obraz miasta, jaki miałam w swojej głowie od sześciu lat, diametralnie różnił się od tego, co zastałam na miejscu. Zwiedziliśmy kilka naprawdę pięknych miejsc i nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę jest Lwów, ten sam, na który tak strasznie narzekałam.
Potem dostaliśmy cztery godziny wolnego w mieście. Myślałam, że to za dużo i będziemy się nudzić, ale czas minął nam strasznie szybko i nie zdołałyśmy dotrzeć do wszystkich zaplanowanych miejsc! Wypiłam we Lwowie prawdopodobnie najlepszą gorącą czekoladę na świecie! Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję, wstąpcie do Lviv Handmade Chocolate Cafe, bo naprawdę warto. Filiżanka jest niewielka, ale będziecie mieli dość jeszcze zanim dojdziecie do połowy, bo jest tak gęsta, że trzeba jeść ją łyżeczką, skleja gardło i podniebienie. Na szczęście razem z gorącą czekoladą dostaje się dużą szklankę wody, która uratowała mi życie ;) Nie piłam chyba smaczniejszej czekolady. Nad kawiarnią znajdują się trzy piętra sklepu, w którym prezentowane są czekoladowe wyroby i można wśród nich przebierać - od normalnych czekoladek po te doprawione dziwnymi rzeczami, od tych wyrzeźbionych w formie bucika Kopciuszka czy zabawnych wisiorków do popiersia Putina, sylwetki drzemiącego lwa czy portretu Marilyn Monroe. Kosztują dość dużo, ale popodziwiać te cuda można (tylko trzeba uważać na niekontrolowany ślinotok!). Strasznie żałuję, że nie skosztowałam strucli, bo wyglądały niesamowicie, ale czekolada zasłodziła mnie na resztę dnia i spowodowała chwilową euforię dzięki nadmiarowi płynnej błogości we krwi.
Trochę odbiegłam od tematu, a nie chcę Was niepotrzebnie zanudzić. Przed baletem mieliśmy szansę zwiedzić Operę Lwowską. Najbardziej zapierającą dech w piersiach salą jest oczywiście Sala Lustrzana (nadmiernie okupowana przez amatorów selfie), ale cała opera jest przepiękna, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Spektakl rozpoczął się o godzinie 18 i to była... czysta magia.
Przyznam szczerze, że obawiałam się nieco baletu. Kiedy oglądałam różne przedstawienia na YT bywały momenty, które mnie nudziły i podświadomie spodziewałam się, że tutaj też może się to wydarzyć. Jak bardzo się myliłam! Nie wiem, czy udzieliła mi się atmosfera tego miejsca, ale nie było ani sekundy, podczas której odczułabym znudzenie występem. Według mnie najbardziej niesamowita była scena balu, ale uwielbiam również solowe występy Julii, która potrafiła zaczarować publiczność. Nie mogłam przestać się zachwycać siłą, precyzją ruchów, a w jej wypadku niemal perfekcją wykonania. Romeo wypadł nieco gorzej, wydaje mi się, że bardzo zestresował się występem i dlatego nie pokazał wszystkich swoich możliwości.
Była to premiera, dlatego nie wszystko zagrało. Jeśli chodzi o balet jestem kompletnie zielona, ale kiedyś tańczyłam, więc takie potknięcia jak rozminięcie się z muzyką czy z partnerem mimo wszystko rzucały mi się w oczy. Zwłaszcza podczas pierwszego tańca Romea i Julii, ale wiecie co? To nie zepsuło mi odbioru. Po prostu siedziałam tam i chłonęłam widowisko całą sobą, tak bardzo mnie wciągnęło, że byłam bardzo rozczarowana, gdy rozpoczęła się dziesięciominutowa przerwa, a później nie chciałam opuścić sali. Mój apetyt tylko rósł.
Nawet nie potrafię powiedzieć, jak bardzo jestem szczęśliwa, że udało mi się spełnić to marzenie. Nie mam zamiaru poprzestać tylko na tym balecie, zostałam tylko bardziej rozochocona i z chęcią wybiorę się na kolejny spektakl! Wiem, że niekoniecznie musi się to wszystkim podobać, ale i tak zachęcam każdego, aby choć raz w życiu dał baletowi szansę i wybrał się na jakieś przedstawienie, zwłaszcza na takie, które zna, aby brak słów nie przeszkadzał mu w odbiorze i cieszeniu się widowiskiem.
Mam nadzieję, że zachęciłam Was do dania szansy takiej formie sztuki. Byliście kiedyś na balecie? A może macie zamiar się wybrać? Dajcie znać, co o tym sądzicie.
Trochę odbiegłam od tematu, a nie chcę Was niepotrzebnie zanudzić. Przed baletem mieliśmy szansę zwiedzić Operę Lwowską. Najbardziej zapierającą dech w piersiach salą jest oczywiście Sala Lustrzana (nadmiernie okupowana przez amatorów selfie), ale cała opera jest przepiękna, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Spektakl rozpoczął się o godzinie 18 i to była... czysta magia.
Przyznam szczerze, że obawiałam się nieco baletu. Kiedy oglądałam różne przedstawienia na YT bywały momenty, które mnie nudziły i podświadomie spodziewałam się, że tutaj też może się to wydarzyć. Jak bardzo się myliłam! Nie wiem, czy udzieliła mi się atmosfera tego miejsca, ale nie było ani sekundy, podczas której odczułabym znudzenie występem. Według mnie najbardziej niesamowita była scena balu, ale uwielbiam również solowe występy Julii, która potrafiła zaczarować publiczność. Nie mogłam przestać się zachwycać siłą, precyzją ruchów, a w jej wypadku niemal perfekcją wykonania. Romeo wypadł nieco gorzej, wydaje mi się, że bardzo zestresował się występem i dlatego nie pokazał wszystkich swoich możliwości.
Nawet nie potrafię powiedzieć, jak bardzo jestem szczęśliwa, że udało mi się spełnić to marzenie. Nie mam zamiaru poprzestać tylko na tym balecie, zostałam tylko bardziej rozochocona i z chęcią wybiorę się na kolejny spektakl! Wiem, że niekoniecznie musi się to wszystkim podobać, ale i tak zachęcam każdego, aby choć raz w życiu dał baletowi szansę i wybrał się na jakieś przedstawienie, zwłaszcza na takie, które zna, aby brak słów nie przeszkadzał mu w odbiorze i cieszeniu się widowiskiem.
Mam nadzieję, że zachęciłam Was do dania szansy takiej formie sztuki. Byliście kiedyś na balecie? A może macie zamiar się wybrać? Dajcie znać, co o tym sądzicie.
Jeśli chodzi o spełnianie swoich marzeń, to staram się :) Jedno bardzo duże udało mi się odhaczyć na początku października :) A Lwów wspominam bardzo, bardzo miło :)
OdpowiedzUsuńGratuluję odhaczenia bardzo dużego marzenia! :*
UsuńJednak sześć lat to dość dużo i może się mnóstwo zmienić w odbiorze świata. Wtedy miałam dwanaście lat i nie za bardzo interesowały mnie podobne sprawy, zwłaszcza że wycieczka była źle zorganizowana. A teraz nie mogłam uwierzyć, jak bardzo Lwów w rzeczywistości różni się od Lwowa ze wspomnień.
No i wtedy nie miałam dostępu ani do baletu, ani do tej przepysznej czekolady!
Staram się spełniać swoje marzenia, przecież o to chodzi w życiu :) A na balecie nigdy nie byłam, ale zamierzam w przyszłości, ciekawią mnie takie formy sztuki ^*^
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane :*
Zdecydowanie powinnaś pójść, warto zobaczyć :) Cieszę się, że nie tylko mnie interesują takie formy sztuki.
UsuńDziękuję ślicznie :*
Lubie spełniać swoje marzenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńStaram się spełniać marzenia, lecz na większość muszę poczekać jeszcze kilka lat :( pozdrawiam, Madzia :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam balet! Byłam na "Jeziorze Łabędzim" i mnie zachwycił wtedy. Chętnie wybiorę się na kolejne takie wydarzenia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
Nawet nie wiesz, jak bardzo Ci zazdroszczę oglądniecia na żywo "Jeziora Łabędziego"! Strasznie chciałabym pójść na ten balet.
UsuńCieszę się, że mogłaś spełnić swoje marzenie :D
OdpowiedzUsuńW Lwowie nigdy nie byłam, ale bardzo bym chciała ;)
Pozdrawiam :*
Ojej... jak ja dawno nie byłam w teatrze czy operze. Aż strach się przyznać, ale ostatnio w kinie była na "Minionkach"! Potrzebowałam czegoś na rozluźnienie i odcięcie się od rzeczywistości. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ci zazdroszczę. Opera Lwowska jest bardzo piękna. Ja nigdy nie byłam jeszcze za granicą a co dopiero w zagranicznym teatrze. Fajnie że udało ci się spełnić swoje marzenie.
OdpowiedzUsuńMój kawałek internetu
Hej, nominowałam Cię do Tagu - szczegóły tutaj ;)
OdpowiedzUsuńhttp://dobraksiazka1.blogspot.com/2015/10/kocham-ksiazki-tag.html
Ależ Ci zazdroszczę! Z przyjemnością sama wybrałabym się na taki balet! ;)
OdpowiedzUsuńJak ja kocham balet! Byłam kilka razy na różnych przedstawieniach, moje wakacje w balety obfitowały :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci ogromnie bycia na RiJ, i to jeszcze we Lwowie - marzy mi się obejrzeć to na żywo, ostatnio widziałam to w Multikinie (dla fana baletu: świetne transmisje :)), ale jednak chcę poczuć siedzenia teatralne, nie kinowe ;) Oooh, mogłabym tu pisać i pisać, jak to bardzo kocham balet, ale nie będę zanudzać.
Spełniaj marzenia dalej! :D
Jejku jakie piękne miasto *-*
OdpowiedzUsuńBalet musiał być cudowny ;)
Zazdroszczę! :D
Twoja relacja z baletu jest tylko potwierdzeniem że marzenia się spełniają ;D
Pozdrawiam
http://coraciemnosci.blogspot.com/
Och jak ci zazdroszczę... Kocham balety, "Romea i Julię" widziałam bodajże dwa razy, za każdym razem innej grupy i bardzo mi się podobało. Poza tym, piękne miejsce, genialne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
kultusarnie.blogspot.com
Jeju.... jak ja ci zazdroszczę! Balety są super i to jeszcze we Lwowie. Nie byłam nigdy, ale kiedyś na pewno pojadę :)
OdpowiedzUsuńściskam :)
Latające książki
Wiesz, że napisałaś bardzo inspirujący post? Fragment o liście marzeń, która może trafić do szuflady i o "comfort zone" bardzo mnie poruszył. Masz absolutną rację, że zawsze warto spełniać marzenia. Super, że udało Ci się spełnić jedno o obejrzeniu baletu na żywo. :-) Kibicuję Ci mocno w realizacji kolejnych marzeń z listy i obiecuję, że będę wpadać do Ciebie na blog częściej:-)))
OdpowiedzUsuńSpełnianie marzeń warto to robić i Ty to udowadniasz! :)
OdpowiedzUsuń