Jestem ogromną fanką Jennifer L. Armentrout. To jedna z niewielu autorek, których książki nigdy mnie nie rozczarowały, zawsze z ogromną przyjemnością sięgam po kolejne powieści wychodzące spod jej pióra. Niejednokrotnie wyciągała mnie z czytelniczego zastoju za pomocą swoich uzależniających, wartkich historii i cudownego stylu pisania, a względem Krew i popiół miałam ogromne oczekiwania, ponieważ jest to jedna z najpopularniejszych serii za granicą i słyszałam o niej same dobre rzeczy.
Tej powieści przypada niechlubny tytuł pierwszej spod pióra Jennifer L. Armentrout, która nie była w stanie mnie wciągnąć od samego początku. Potrzebowałam około dwustu stron, aby wreszcie poczuć klimat i zanurzyć się bezpowrotnie w samej historii. Dlaczego więc ten początek tak bardzo mnie zmęczył? Podejrzewam, że wynika to z dość ciężkiego wprowadzenia do rzeczywistości wykreowanej przez autorkę, dłużących się opisów wewnętrznych przemyśleń Poppy oraz braku konkretów. Pierwsze dwieście stron to przede wszystkim codzienność głównej bohaterki związana z boską otoczką, jaka jest wokół niej kreowana, jednak nie dostajemy odpowiedzi na podstawowe pytanie: kim tak naprawdę jest Panna? Dlaczego otaczana jest taką czcią, obowiązuje ją tak wiele zasad i reguł, skąd wzięła się ta tradycja i dlaczego to właśnie Poppy została wybrana na Pannę, co takiego ją odróżnia? Byłam niesamowicie sfrustrowana tym, że bardzo dużo elementów powieści oraz kreacji świata zostało opartych na funkcji Poppy jako Panny, jednak tak naprawdę brakowało mi uzupełnienia pewnych faktów, przez co czułam, jakby w wizji autorki było za dużo luk. Sytuacja nieco się rozjaśnia pod sam koniec książki, kiedy zostaje nam podrzuconych kilka wyjaśnień, ale mimo wszystko nie jestem nimi w pełni usatysfakcjonowana, niesmak z samego początku pozostał, a do tego brakowało mi podrzucania przez pisarkę odpowiedzi, przez co cała rewelacja wydaje się odrobinę naciągana.
Z jednej strony wykreowana przez autorkę rzeczywistość zdaje się być czymś zupełnie nowym, a z drugiej mam wrażenie, że powyciągała inspirację z wielu miejsc, tworząc ze zlepków świat, który nie do końca mi odpowiadał. Nie mogłam się wbić w całą tę koncepcję. Sama Poppy jest kreowana na silną wojowniczkę, ale według mnie brakuje jej charakteru. Chęć, żeby zadźgać każdego, kto ośmielił się do niej odezwać, nie jest przejawem siły i dobrze napisanej bohaterki. Hawke był o wiele bardziej interesujący, jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że większość postaci była po prostu jednowymiarowa i nawet kiedy umierali, nie czułam żadnych emocji, byli mi obojętni. Zdecydowanie najlepszą częścią całej książki jest relacja Hawke'a i Poppy, ja po prostu uwielbiam sposób, w jaki Jennifer L. Armentrout prowadzi swoje wątki romantyczne od początku do końca, czyniąc je niesamowicie wiarygodnymi, wypełniając szczyptą humoru, pożądaniem, słodyczą i wzajemnym wsparciem. Naprawdę rozpływałam się pod wpływem tego, jak Hawke dobrze rozumiał Poppy, jak akceptował każdą jej decyzję i pomagał jej walczyć o samą siebie, będąc przy tym nieskończenie opiekuńczym. Wbrew jednak powszechnemu przekonaniu, w moim odczuciu ta książka nie jest aż tak pikantna, jak została wypromowana. W pewnym momencie nawet zaczynałam żałować, że romans nie jest bardziej namacalny.
Krew i popiół nie jest złą powieścią, jednak ja spodziewałam się o wiele więcej. Po dwusetnej stronie akcja zaczęła nabierać tempa, ostatnie strony to był prawdziwy rollercoaster emocji, wreszcie dostaliśmy też kilka odpowiedzi i szokujących wiadomości. Trochę żałuję, że autorka lepiej nie rozłożyła poszczególnych wydarzeń, bo były momenty przestoju, a później nagle zapierające dech w piersi zrywy. Część zwrotów akcji była zbyt łatwa do przewidzenia, a sama fabuła ostatecznie nie jest wyjątkowa. Możliwe, że dla osoby, która wcześniej nie miała styczności z tym gatunkiem, Krew i popiół będzie czytelniczym objawieniem, natomiast ja sama mam mieszane uczucia. Początek był ciężki, później się wciągnęłam i całkiem przyjemnie mi się ją czytało, pod sam koniec nie umiałam jej już odłożyć, ale znam twórczość Jennifer L. Armentrout i uważam, że stać ją na więcej.