sobota, 28 października 2017

Wieczna prawda, czyli Mission Impossible w Podziemiu

0
Podwieczność to jedna z tych trylogii, która jest przejawem mojego masochizmu. Elementy, które mi się w niej podobają, można policzyć na palcach jednej ręki, podczas gdy lista wad ciągnie się w nieskończoność. Mimo to uparłam się, że dokończę tę serię i oto przybywam z recenzją ostatniego tomu, Wiecznej prawdy. Czy autorka po raz kolejny mnie zawiodła, czy może w końcu udało jej się czymś mnie zaciekawić?

Teraz, kiedy Nikki uratowała Jacka, jedyne czego chce, to być z nim i ukończyć szkołę. Lecz Cole podstępem nakłonił Nikki, by się nim pożywiła, przez co sama rozpoczęła proces przemiany w Wiecznie żywą... co oznacza, że sama niedługo musi pożywić się Dawcą… albo umrze. Ogarnięta strachem o własne przetrwanie, Nikki i Jack podejmują rozpaczliwą próbę odwrócenia tego procesu za pomocą wszelkich możliwych środków. Nawet Cole, z którym na każdym kroku oczekiwali walki, stał się ich nieoczekiwanym sojusznikiem. Lecz jak długo może to trwać? Żeby przeżyć, Nikki potrzebuje żywić się Cole’em, Cole potrzebuje Nikki, by przejąć tron Podwieczności, a Jack potrzebuje Nikki, która jest dla niego wszystkim… Razem muszą powrócić do Podziemia, by zmienić przeznaczenie Nikki i ponownie uczynić ją śmiertelną. Lecz nie tylko Cole ma plan wobec Nikki: Królowa nie zapomniała o jej zdradzie i pragnie ją zabić. Czy Nikki będzie zmuszona spędzić wieczność w Podziemiu, czy ma w sobie to, czego potrzeba, by raz na zawsze zniszczyć Podwieczność?
Opis z LubimyCzytać

Wieczna prawda to dla mnie ogromnie pozytywne zaskoczenie, zwłaszcza gdy popatrzę na niezbyt pochlebne recenzje dwóch poprzednich tomów, w których doszukanie się jakichkolwiek zalet było ogromną sztuką. Nie wiem, czy po dwóch częściach przyzwyczaiłam się już do absurdalnych pomysłów autorki i przestały we mnie wywoływać taki niesmak, czy po prostu ostatni tom był bardziej stonowany niż poprzednie, ale jedno jest pewne – Wieczną prawdę czytało mi się najprzyjemniej. Ba!, nawet całkiem dobrze się przy niej bawiłam, nie zmordowała mnie i po przeczytaniu nie mam wrażenia, jakbym zmarnowała kilka godzin mojego życia na beznadziejną lekturę, jak to miało miejsce w przypadku Podwieczności oraz Wiecznej Więzi. Do najlepszych trylogii młodzieżowych na pewno tej serii nie zaliczę, jednak Wieczna prawda rzutem na taśmę ocaliła Brodi Ashton przed okryciem hańbą w moich oczach, a całą Podwieczność przed kompletną klęską.

Wydaje mi się, że przede wszystkim akcja w tej powieści została o wiele lepiej rozłożona niż wcześniej. W dwóch poprzednich częściach przez baaardzo długi okres czasu kompletnie nic się nie działo, a potem pod koniec następowało nagromadzenie ogromnej ilości wydarzeń mających jakoś domknąć historię. W Wiecznej prawdzie akcja była bardziej płynna, jeden wątek logicznie przechodził w drugi, nie było tutaj długich okresów stagnacji, podczas których odczuwałabym znużenie, wszystko w miarę ładnie się układało. Momentami nawet odczuwałam napięcie związane z niebezpiecznymi planami Nikki oraz Jacka! Co prawda mam zastrzeżenia do finału, bo według mnie Brodi Ashton stanowczo zbyt mocno ułatwiła swoim postaciom zadanie, idąc na skróty i nie stawiając na ich drodze właściwie żadnych przeszkód, coś, co wydawało się być niemożliwe oraz awykonalne, okazało się być dziecinną igraszką i strasznie mnie to zirytowało, bo mimo mojej niechęci do Podwieczności wydaje mi się, że autorkę stać na więcej i mogła przygotować coś bardziej... epickiego? Szkoda też, że zupełnie odeszła od nawiązań do mitologii, bo to był jeden z mocniejszych punktów fabuły.

Od pierwszego tomu nie polubiłam się z Nikki i... nie, nic się nie zmieniło. Co prawda pokazała swoje inne oblicze w Wiecznej prawdzie – ale ta nowa twarz okazała się być twarzą nieczułej intrygantki, manipulatorki, która wykorzystuje naiwność i ufność drugiego człowieka do własnych celów. To już chyba wolałam ją w wersji rozpuszczonej, głupiutkiej pięciolatki... Gdzieś w tle przewija się też Jack, lecz nie ma on własnego charakteru, jego rola polega na byciu pomagierem i wyznawaniu Nikki co pięć minut swojej ogromnej, nieskończonej miłości z przerwami na agresywne napady zazdrości. Najbardziej jednak ubolewam nad zmianą, która zaszła w Cole'u. Cole, mój cudowny Cole, co oni ci zrobili?! To była jedyna postać w całej trylogii, która miała w sobie jakąś iskrę, nie była jednowymiarowa i mdła, tymczasem w Wiecznej prawdzie Brodi Ashton kompletnie pozbawiła Cole'a jego charakteru, robiąc z niego sierotkę Marysię, co strasznie mnie boli, bo gdyby nie on, moja przygoda z Podwiecznością pewnie zakończyłaby się w połowie pierwszej części. 

Moja podróż z tą trylogią była długa i wyboista. Wieczna prawda nieco zrekompensowała mi męczarnie, jakie przeżyłam z poprzednimi tomami, bo okazała się być całkiem zgrabnym, interesującym zakończeniem. Cieszę się, że w końcu mam tę serię za sobą i planuję o niej jak najszybciej zapomnieć. Wiem, że ma wielu fanów, ale według mnie istnieje o wiele więcej lepszych powieści z gatunku paranormal romance, a przynajmniej bardziej wciągających i napisanych z większym rozmachem. Ciężko było mi przebrnąć przez Podwieczność, chyba jeszcze ciężej przez Wieczną Więź, więc absolutnie nie polecam wam tej trylogii, mimo że trzecia część wypadła nieźle. W mojej ocenie po prostu nie warto zabierać się za tę serię.


Trylogia Podwieczność:
Podwieczność // Wieczna więź // Wieczna prawda

Za możliwość przeczytania Wiecznej więzi serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc!
Czytaj dalej »

sobota, 21 października 2017

Głębia Challengera, czyli cienka granica między rzeczywistością a iluzją

0
Głębia Challengera to jedna z niewielu powieści młodzieżowych, które w tym roku zwróciły na siebie moją uwagę i choćby z tego powodu wiedziałam, że muszę zapoznać się z najnowszą książką Neala Schustermana. Z miejsca urzekła mnie cudowna, zniewalająca swoją prostotą, piękna okładka oraz intrygujący opis, który nie sugerował wprost, czego można się spodziewać po Głębi Challengera. Powiem wam tyle – jestem oczarowana. Naprawdę niewiele pozycji z zakresu literatury młodzieżowej było w stanie tak mnie zainteresować, a przy tym zaskoczyć i nauczyć czegoś nowego na temat otaczającej nas rzeczywistości.

Caden Bosch płynie na statku żeglującym w stronę Głębi Challengera – najgłębszego punktu na Ziemi. 
Caden Bosch jest zdolnym licealistą, który zaczyna się dziwnie zachowywać.
Caden Bosch zostaje wyznaczony na pokładowego artystę, którego zadaniem będzie dokumentacja rejsu w obrazach.
Caden Bosch udaje, że dołączył do szkolnej drużyny lekkoatletycznej, ale zamiast ja treningi chodzi na długie spacery zaprzątnięty swoimi myślami. 
Caden Bosch żyje w dwóch światach.

Głębia Challengera nie jest historią, do której można podejść jak do każdej innej książki młodzieżowej. Szybko się przekonałam, że autor wymaga ode mnie pełnego skupienia i tylko w ten sposób mogę wyciągnąć dla siebie to, co najważniejsze z tej powieści. Jest ona bowiem pełna ukrytych znaczeń, przenośni i iluzji, granica między rzeczywistością a halucynacjami z czasem coraz bardziej się zaciera, jedno znajduje odzwierciedlenie w drugim i tylko pełna koncentracja umożliwia wyłapanie wszystkich smaczków, zrozumienie intencji autora stojących za poszczególnymi wydarzeniami zawartymi w historii Cadena. Osobiście jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Neal Schusterman połączył ze sobą prawdziwy świat i jego wersję alternatywną wytworzoną przez umysł chłopca, za każdym razem, gdy udawało mi się połączyć ze sobą różne fakty i elementy układanki wskakiwały na mieście, w pełni dostrzegałam geniusz autora. Caden żyje na granicy fikcji i rzeczywistości, a my wraz z nim balansujemy między pozornie racjonalnym światem a morską wyprawą w stronę najgłębszego punktu Rowu Mariańskiego, obserwując jak oba światy wzajemnie się przenikają i na siebie oddziałują. Widzimy, jak trudne jest czasami rozróżnienie prawdy od iluzji wytworzonej przez umysł, która wcale nie wydaje się być mniej realna od otaczającego nas świata. Widać, że w Głębi Challengera każdy, nawet najmniejszy szczegół został starannie przemyślany, każdy element ma swoje przeznaczenie, nie znajdziecie tutaj nudnych zapychaczy, które w zamierzeniu mają tylko rozciągnąć powieść, dodając jej pustej objętości.

Choroba psychiczna Cadena jest podstawą i zarazem głównym tematem poruszanym w Głebi Challengera. To, co czyni tę powieść wyjątkową oraz niepowtarzalną to fakt, że Neal Schusterman doskonale wiedział, o czym pisze (jego syn sam niegdyś zanurzył się w głębi, rysunki jego autorstwa zawarte w książce pochodzą z tego okresu) i nie pominął żadnego etapu rozwoju choroby. Autor nie od razu wrzuca czytelnika w sam środek zawirowań w głowie bohatera, powoli, razem z Cadenem, zaczynamy odkrywać kolejne niezbadane i czasami przerażające fragmenty jego umysłu. Najpierw pojawiły się niepozorne, ostrzegawcze znaki, dopiero potem przechodzimy do o wiele poważniejszych, niepokojących wydarzeń. To nie jest zwyczajna książka dla rozrywki, wypełnienia czasu, pozostawienia czytelnika bez większych refleksji. Ona ukazuje zaskakującą prawdę stojącą za trudnościami, z jakimi musi mierzyć się chory, przybliża niezwykle ciężką dla społeczeństwa tematykę chorób umysłowych. Autor rzuca światło na wypełnioną przeszkodami podróż, w jaką wyrusza młody człowiek, którego powoli pochłania mrok...

Głębia Challengera to bezwarunkowo jedna z najlepszych powieści młodzieżowych opisujących zmaganie się z chorobą psychiczną. Jestem zauroczona sposobem, w jaki Neal Shusterman pokazał, co dzieje się w głowie Cadena. Ta historia zasługuje na uznanie oraz o wiele większy rozgłos, bo została napisana w niezwykle inteligentny, przejmujący sposób. Jest skomplikowana i prosta zarazem, dogłębnie porusza czytelnika, wciągając go bez reszty w świat, który jest jednocześnie absurdalny i jak najbardziej logiczny. Nigdy nie miałam do czynienia z podobną książką i sądzę, że już więcej nie spotkam się z równie wnikliwym studium choroby psychicznej. Po przeczytaniu Głębi Challengera zaczęłam inaczej patrzeć na świat i gwarantuję, że wy również tego doświadczycie, nie będziecie w stanie zapomnieć o tej lekturze. Jestem pewna, że jeszcze nie raz powrócę do tej niezwykłej historii, która otworzyła moje serce na nowe idee. Naprawdę warto przeczytać.

Czytaj dalej »

sobota, 14 października 2017

K-drama: Criminal Minds

0
Już na samym początku chcę zaznaczyć, że niewiele mam wspólnego z oryginalnymi, amerykańskimi Zabójczymi umysłami. Co prawda widziałam kilka różnych odcinków na przestrzeni paru sezonów, więc wiedziałam, jak to wygląda, ale dla mnie sam serial był zbyt brutalny i za każdym razem, gdy obejrzałam jakiś jego fragment, nie mogłam przestać o nim myśleć, co często wiązało się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, więc nigdy tak naprawdę się w niego nie wciągnęłam. Wiedziałam jednak, że koreańska wersja Criminal Minds powinna być nieco delikatniejsza przez wzgląd na cenzurę, stąd zdecydowałam się ją obejrzeć.

Drama opowiada o grupie wysoko wykwalifikowanych profilerów pracujących dla fikcyjnego biura National Criminal Investigation (NCI), którzy wnikają do umysłu sprawcy i w ten sposób wpadają na trop podejrzanego. Akcja rozpoczyna się rok po tragicznym błędzie dokonanym przez profilera, w wyniku którego w szpitalu wybuchła bomba, zabijając kilku policjantów SWAT i sprawiając, że lider zespołu NCI Kang Ki Hyung zaczął wątpić w siebie i swoje metody. Po długiej przerwie powraca on do pracy i od razu dostaje sprawę seryjnego mordercy, przy okazji której musi współpracować z Kim Hyun Joon, niezwykle utalentowanym policjantem i profilerem, który brał udział w incydencie bombowym i przeżył. W poszukiwaniu przestępcy wspierają ich chłodna, zdystansowana i skupiona na pracy Ha Sun Woo, oficer do spraw mediów Yoo Min Young, doktor Lee Han o genialnym umyśle i świetna, choć odrobinę ekscentryczna hakerka Na Na Hwang.


Po obejrzeniu Criminal Minds mam mnóstwo zarzutów względem scenarzystów i najchętniej ucięłabym sobie z nimi długą pogawędkę, w której wytknęłabym im wszystkie błędy, bo uważam, że zmarnowali chyba wszystkie dobre okazje, dzięki którym ta drama mogłaby się jakoś wybić, przyciągnąć większą uwagę lub chociaż odrobinę uciec przed porównywaniem do amerykańskiego odpowiednika. Pierwsze dwa, trzy odcinki nie były niczym specjalnym i jeśli się nie mylę, powielały one pierwsze odcinki pierwowzoru, ale już czwarty odcinek i sprawa, jaką zajęło się NCI, wywarły na mnie ogromne wrażenie. Cały serial był bardzo mocno nastawiony na część kryminalną i pokazywanie kolejnych zbrodni oraz sposobu, w jaki myśli morderca, ale pierwsza połowa Criminal Minds była według mnie o wiele lepsza, bo skupiała się nieco bardziej na głównych bohaterach i urywkach z ich przeszłości niż druga część dramy. Każdy przebłysk dotyczący ich backstory był dla mnie na wagę złota, integracje między członkami zespołu czy ich prywatne problemy mogły w niezwykły sposób wzbogacić fabułę jednak scenarzyści dość szybko zrezygnowali z poszczególnych wątków dotyczących postaci i z tego powodu jestem mocno rozczarowana. Czekałam na rozwinięcie relacji między bohaterami, na pogłębienie ich więzi, na szersze pokazanie ich charakterów, tymczasem dostaliśmy mnóstwo fabuły, mnóstwo spraw, a bardzo mało rozwoju poszczególnych postaci czy ich prywatnej historii poza biurem. Wiele kryminalnych wątków było też o wiele bardziej interesujących w pierwszej połowie, potem zbrodnie straciły nieco swoją siłę uderzeniową, nie były już tak szokujące, zaskakujące czy brutalne.

I ship them so hard
Jeżeli sądzicie, że skończyłam już narzekać na temat tego, jak wiele Criminal Minds straciło na postawieniu bohaterów w cieniu, to się mylicie. Bo cały potencjał tej dramy był zawarty właśnie w jej postaciach! Zacznijmy od tego, że Moon Chae Won oraz Lee Joon Ki w głównych rolach to mokre marzenie połowy reżyserów w Korei Południowej. Uwielbiam zwłaszcza Moon Chae Won w roli Sun Woo, genialnie ją odegrała. Przez chwilę pojawił się jakiś przebłysk dotyczący skomplikowanych relacji rodzinnych Ha Sun Woo, ale nikt nie pociągnął tego wątku dalej, nad czym mocno ubolewam, bo jest to bohaterka, która intrygowała mnie od początku, byłam ciekawa, jaka tajemnica skrywa się za jej postawą. Przede wszystkim, romans między tymi bohaterami uratowałby ten serial, podjęcie decyzji o tym, żeby w Criminal Minds nie było żadnego wątku miłosnego, okazało się być karygodnym błędem! W każdej wspólnej scenie Hyun Joona i Sun Woo dało się wyczuć chemię, jak głupia czekałam na kolejne fragmenty, w których będą grać razem i nikt mi nie wmówi, że ten romans albo chociaż jego drobne przebłyski, nie uratowałyby tej produkcji! Kolejna strata to reszta zespołu. Nie widziałam wielu odcinków amerykańskiego pierwowzoru, ale uwielbiałam ich squad, zwłaszcza Reida i Garcię. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę ich w koreańskiej wersji, tymczasem właściwie nie pojawiali się na ekranie, strasznie mi ich brakowało, zwłaszcza rozwinięcia postaci Lee Hana, który dostał chyba najmniej czasu antenowego ze wszystkich. Kolejne marnotrawstwo. Naprawdę mogli stworzyć wspaniałą paczkę przyjaciół, a przy tym badassową ekipę łapiącą złoczyńców, ale nie... Napchali każdy odcinek po brzegi różnymi sprawami. Było za dużo fabuły, za mało bohaterów i tyle w tym temacie.


W Criminal Minds ogromną rolę odegrały dwie sprawy, które przewijały się przez większą liczbę odcinków. The Nadeul River case była według mnie najlepszym wątkiem, jaki wystąpił w całym serialu i z tego, co kojarzę, nie pojawił się w oryginalnej produkcji. Miał ogromny potencjał, lecz w ostatecznym rozrachunku scenarzyści nie wykorzystali całego motywu zbyt dobrze, nie podobało mi się rozwiązanie całej sprawy. Przez prawie cały sezon przewija się z kolei seryjny morderca o wdzięcznym pseudonimie Reaper, ale jego wątek był dla mnie nudny, zwłaszcza pod koniec okazał się być bezsensowny i słaby. Jak na kogoś, kogo celem stał się cały zespół NCI, postępował wyjątkowo nielogicznie i nie czułam z jego strony żadnego zagrożenia dla bohaterów. Najlepszym zbrodniarzem według mnie okazała się być Lim Soo Hyang, pojawiło się też kilka innych perełek, jednak tak jak mówiłam, w drugiej części dramy nie dostaliśmy zbyt wiele interesujących spraw, mniej więcej po dziesiątym odcinku Criminal Minds straciło rozpęd, ale udało mi się dokończyć tę dramę. Chyba trochę z sentymentu, bo to jedna z niewielu produkcji, którą oglądałam na bieżąco, co tydzień odpalając kolejne odcinki. Nie będę jej specjalnie polecać, jeśli jesteście ciekawi, jak to wszystko wygląda, możecie spróbować, bo nie jest jakoś tragicznie, a pierwsze dziesięć odcinków jest naprawdę w porządku. Ostatecznie – było w tym mnóstwo potencjału, lecz wyszło jak wyszło. 

Czytaj dalej »

sobota, 7 października 2017

Na krawędzi zawsze, czyli życie to nieustanna podróż

0
Blog miał nie ucierpieć na moich studiach, ale już widzę, że będzie ciężko. Na razie będę musiała ograniczyć się z postami prawdopodobnie do jednego na tydzień, jednak mam nadzieję, że kiedy odnajdę właściwy rytm, uda mi się też powrócić do częstszego blogowania. Na razie przygotowałam dla was recenzję Na krawędzi zawsze, czyli powieści, która od baaardzo dawna czekała u mnie na półce na przeczytanie, a teraz w końcu udało mi się przemóc i po nią sięgnąć. 

Nasza historia się zakończyła, ale nasza podróż trwa.
Ponieważ zawsze będziemy żyć na krawędzi, aż do śmierci...
Kilka miesięcy wcześniej Camryn i Andrew, spotkali się w autobusie w drodze donikąd. Zakochali się w sobie i dowiedli, że gdy dwoje ludzi jest sobie przeznaczonych, los znajdzie sposób by ich połączyć. 
Teraz, w niecierpliwie oczekiwanej kontynuacji "Na krawędzi nigdy" Camryn i Andrew oddają się w pełni swej miłości do muzyki, pełnymi garściami czerpiąc z życia, tak jak sobie to obiecywali. Ale kiedy wydarza się tragedia, ich związek wystawiony zostaje na ostateczną próbę. O ile Camryn próbuje zagłuszyć swój ból, to Andrew podejmuje śmiałą decyzję - żeby ich życie wróciło na dawny tor, muszą znowu wyruszyć w drogę. Razem odnajdą namiętność, przygody i wyzwania których nie spodziewali się w najśmielszych snach.
Opis z LubimyCzytać

Niektóre książki są o wiele lepsze, gdy pozostają pojedynczo. Według mnie J. A. Redmerski zupełnie niepotrzebnie rozbudowała tę historię do duologii, bo Na krawędzi zawsze niewiele wnosi do miłości Camryn i Andrew. Nie pojawiają się żadne nowe wątki, które mogłyby wzbogacić znaną nam z poprzedniego tomu relację, mam wrażenie, jakby całość zatoczyła koło, a czytelnik znalazł się w punkcie wyjścia. Druga część zapewniła nam powtórkę z rozrywki, ale w o wiele słabszym i mniej interesującym wydaniu, bo w Na krawędzi zawsze niemal nic się nie dzieje. Andrew i Camryn po prostu przejeżdżają przez kolejne miasta, autorka nie wzbogaciła fabuły o opis nowych miejsc, kompletnie brakowało mi ekscytacji związanej z takim impulsywnym podróżowaniem, które w zamierzeniu ma przecież przynieść wiele niespodzianek i przygód. Motyw wędrówki nie został porządnie wykorzystany, podobnie jak wątek poszukiwania własnego ja oraz radzenia sobie z bólem. J. A. Redmerski chyba kompletnie zapomniała również o Orfeuszu i Eurydyce, a szkoda, bo ta część historii odróżniała jej powieść od innych historii New Adult. Małe rzeczy, które zbudowały atmosferę Na krawędzi nigdy, nie zostały włączone w opowieść przedstawioną w drugim tomie, przez co Na krawędzi zawsze dużo straciło, stało się przewidywalne oraz nijakie.

W Na krawędzi zawsze wieje nudą. I tyle. Niektóre sytuacje były mega wymuszone, inne wywoływały u mnie niesmak (zwłaszcza jedna scena, zapewne ci, którzy czytali tę powieść, od razu będą wiedzieli, o który fragment mi chodzi). Dialogi kompletnie się nie kleiły i czasami miałam wrażenie, że sama autorka nie wiedziała, co chce nam przekazać, a jeśli już próbowała zawrzeć jakąś mądrą, głęboką sentencję w przemyśleniach bohaterów, wychodziło to płytko i marnie. Wiele wątków było jak dla mnie naciąganych i nijak się one miały do prawdziwego charakteru postaci. Po przeczytaniu Na krawędzi zawsze Camryn oraz Andrew dość dużo stracili w moich oczach, a ich historia miłosna mnie osobiście bardzo rozczarowała, nie widziałam między nimi żadnego uczucia i nie jestem pewna, dlaczego właściwie wciąż ze sobą byli, co ich ze sobą spajało i trzymało razem. Jeżeli w powieści, w której główną rolę odgrywa romans, związek wydaje się być tak naciągany, nierzeczywisty i słaby, to wyobraźcie sobie, jak w moich oczach wypadła cała ta książka.

Podsumowując, zupełnie nie rozumiem idei Na krawędzi zawsze. Dość mocno męczyłam się podczas czytania tej powieści, z utęsknieniem wyczekiwałam końca, który wydawał się nie nadchodzić. Akcja wlecze się niemiłosiernie przez większość czasu, nie dostajemy właściwie niczego nowego po Na krawędzi nigdy i jestem naprawdę rozczarowana tym, jak słabą książkę napisała J. A. Redmerski, bo naprawdę lubiłam pierwszą część. Bohaterowie stracili swój interesujący rys, wszystkie wątki wydają się być powielone z poprzedniego tomu, a całość jakoś się nie klei. Osobiście nie polecam, Na krawędzi zawsze może tylko zniszczyć dobry obraz Na krawędzi nigdy i niczego więcej nie wniesie do waszego życia.


Duologia Na krawędzi nigdy:
Na krawędzi nigdy // Na krawędzi zawsze
Czytaj dalej »

niedziela, 1 października 2017

Przeczytaj i podaj dalej – Wielka Wymiana Książkowa edycja IV

0
Cześć, kochani! Dzisiaj przychodzę do Was z nieco innym postem. Do tej pory nie miałam okazji brać udziału w akcji Przeczytaj i podaj dalej, bo zawsze było mi jakoś nie po drodze z terminami, ale oczywiście słyszałam o Wielkiej Wymianie Książkowej i w tym roku w końcu zdecydowałam się do niej przystąpić. Nieważne, że właśnie zaczynam studia, jestem za bardzo podekscytowana całą inicjatywą, żeby sobie odpuścić ;) Wielką Wymianę Książek organizuje Magda we współpracy z Dagmarą, a grafiki przygotowała Kasia

Zasady są proste i w każdym momencie możesz do nas dołączyć, nie musisz mieć bloga, potrzebujesz jedynie posiadać egzemplarze na wymianę. Jeżeli jesteś blogerem, publikujesz wpis wraz ze zdjęciami 1 października, następnie link do swojego materiału zamieszasz w linkowym party na www.savethemagicmoments.pl, www.socjopatka.pl, na wydarzeniu na Facebooku lub na Instagramie (wystarczy fotkę z książkami, które masz na wymianę oznaczyć #przeczytajipodajdalej4). Jeśli jesteś czytelnikiem – po prostu w komentarzu daj znać, że zainteresował Cię jakiś tytuł i napisz co masz na wymianę, również na wyżej podanych stronach. Proste? Proste! Przy okazji połączysz przyjemne z pożytecznym, bo nie dość, że dasz zapomnianym książkom nowy dom, to jeszcze będziesz się świetnie bawił podczas łowów!

A teraz pora na pokazanie Wam moich powieści, które przeznaczam na wymianę :)
STAN IDEALNY – brak jakichkolwiek śladów użytkowania, z reguły książki czytane raz lub nigdy nie czytane
STAN BARDZO DOBRY – bardzo drobne ślady użytkowania
STAN DOBRY – widoczne ślady użytkowania, często książka czytana co najmniej dwa razy


MOJE SERCE I INNE CZARNE DZIURY, Jasmine Warga – stan bardzo dobry 
MROCZNIEJSZY ODCIEŃ MAGII, V. E. Schwab – stan idealny
BEZ SERCA, Marissa Meyer – stan dealny
PANIKA, Lauren Oliver – stan idealny
MIĘDZY TERAZ A WIECZNOŚCIĄ, Marie Lucas – stan dobry
NICK I NORAH. PLAYLISTA DLA DWOJGA, Rachel Cohn, David Levithan – stan idealny
PIĄTA FALA. BEZKRESNE MORZE, Rick Yancey – stan idealny
ŻELAZNY KRÓL, Julie Kagawa – stan idealny
GENEZA, Jessica Khoury – stan bardzo dobry


ŚWIATŁA POCHYLENIE, Laura Whitcomb – stan bardzo dobry
ALIVE. ŻYWI, Scott Sigler – stan idealny
WYSPA POTĘPIONYCH, Melissa De La Cruz – stan idealny
BLASK, Amy Kathleen Ryan – stan dobry
KRWAWY FIOLET, Dia Reeves – stan bardzo dobry
PATROL, Ann Aguirre – stan dobry
GONE. ZNIKNĘLI, FAZA PIĄTA: CIEMNOŚĆ, Michael Grant – stan bardzo dobry
CHŁOPAK NIKT, Allen Zadoff – stan dobry
ŻELAZNY CIERŃ, Caitlin Kittredge – stan idealny


CHŁOPAK, KTÓRY ZAKRADAŁ SIĘ DO MNIE PRZEZ OKNO, Kirsty Moseley – stan bardzo dobry 
OCALENIE CALLIE I KAYDENA, Jessica Sorensen – stan idealny
AMBER, Gail McHugh – stan idealny
RAZE, Tillie Cole – stan bardzo dobry
POWIETRZE, KTÓRYM ODDYCHA, Brittainy C. Cherry – stan bardzo dobry
ZACZEKAJ NA MNIE, J. Lynn – stan dobry
DRĘCZYCIEL, Penelope Douglas – stan idealny
PERFEKCYJNE, Sara Shepard – stan idealny
CHODZĄCA KATASTROFA, Jamie McGuire – stan dobry


KRĄG, Mats Strandberg, Sara Bergmark Elfgren – stan dobry
PIERWSZY GRÓB PO PRAWEJ, Darynda Jones – stan idealny
SILVER. POWRÓT NA WYSPĘ SKARBÓW, Andrew Motion – stan idealny
UDRĘKA, Lauren Kate – stan dobry
NAMIĘTNOŚĆ, Lauren Kate – stan bardzo dobry
NAWIEDZONE MIASTECZKO SHADOW HILLS, Anastasia Hopcus – stan dobry
ŁOTR, Trudi Canavan – stan idealny
MISJA IVY, Amy Engel – stan bardzo dobry
MROCZNA BOHATERKA. KOLACJA Z WAMPIREM, Abigail Gibbs – stan dobry



FAŁSZYWY KSIĄŻĘ, Jennifer A. Nielsen – stan dobry
KRÓL UCIEKINIER, Jennifer A. Nielsen – stan dobry
WOJNY ŚWIATA WYNURZONEGO. SEKTA ZABÓJCÓW, Licia Troisi – stan idealny
PRZEKLEŃSTWO ODI, Maite Carranza – stan idealny
MROCZNY SEKRET, Libba Bray – stan bardzo dobry
MONUMENT 14. NIEBO W OGNIU, Emmy Laybourne – stan idealny
JESTEM NUMEREM CZTERY, Pittacus Lore – stan idealny
TESTY, Joelle Charbonneau (zapomniałam umieścić na zdjęciu) – stan idealny
STAN ZDUMIENIA, Ann Patchett (zapomniałam umieścić na zdjęciu) – stan idealny


W ramach akcji Przeczytaj i podaj dalej możliwa jest tylko wymiana, a jedyne koszty to te wysyłki.
Jeżeli któraś z tych książek was zainteresuje, a zamiast wymiany wolelibyście ją kupić, możecie do mnie napisać na moim profilu na LubimyCzytać lub na maila szept.stron@gmail.com
DISQUS NA MOIM BLOGU LUBI PŁATAĆ FIGLE. MOŻLIWE, ŻE NIE POJAWI WAM SIĘ OKIENKO DO KOMENTOWANIA POD POSTEM. WTEDY ALBO MUSICIE ODŚWIEŻAĆ STRONĘ DO MOMENTU, W KTÓRYM SIĘ POJAWI, ALBO SKONTAKTUJCIE SIĘ ZE MNĄ W INNY SPOSÓB.
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia