środa, 7 lipca 2021

Cień utraconego świata, czyli kawał dobrej fantastyki

Cień utraconego świata to książka, o której w naszej blogosferze zrobiło się naprawdę głośno. Mam wrażenie, że powieści fantasy, zwłaszcza w ostatnim czasie, rzadko stają się popularne, dlatego byłam niezwykle ciekawa, co takiego skrywa w sobie ta mała cegiełka, że udało jej się oczarować tyle osób!

Nie ufaj niczemu, nawet własnemu umysłowi
Oto świat, w którym magia jest oczywista, niczym istnienie dobra i zła. I podobnie jak zło, do cna znienawidzona.
Oto świat, który za chwilę przestanie istnieć. Z północy nadciąga zagłada, a jedyne, co może stawić jej czoła to właśnie wzgardzona i osłabiona magia.
Młody Davian wyrusza w niebezpieczną podróż na północ. U boku ma przyjaciela a za plecami zostawia zniszczenie, śmierć i grozę. Mimo strachu, każdego dnia wędruje dalej, wszak od powodzenia jego misji zależą losy świata. No, chyba, że jego misja polega na czymś zupełnie innym, niż sądzi i właściwie został wysłany na śmierć.
Może też być tak, że przyjaciel, który dzielnie kroczy u jego boku jest tak naprawdę kimś zupełnie innym, dawny wybawca poświęci go bez mrugnięcia okiem a bohatersko uratowany dzieciak okaże się silniejszy, niż cała drużyna wybawców. Może też być zupełnie inaczej.
Opis z LubimyCzytać

Początek był niezwykle obiecujący. Rozbudowane powieści mają to do siebie, że ich wstęp bardzo często się dłuży, ponieważ czytelnik zostaje zasypany całą lawiną informacji do przyswojenia, jednak Islington zrobił to bardzo zgrabnie, dzięki czemu zostałam wciągnięta przez Cień utraconego świata już od pierwszych stron. Akcja rozwijała się dynamicznie, autor nie czekał z najlepszymi kąskami na sam koniec, już od początku oferując mnóstwo nieprzewidywalnych zwrotów, właściwie ciągle byłam czymś zaskakiwana! Rozwiązanie jednej zagadki pociągało za sobą pojawienie się kolejnych tajemnic do odkrycia, a ja byłam absolutnie zafascynowana tym, co ma mi do zaoferowania ten niezwykły świat i młodzi bohaterowie, którzy stopniowo przechodzą przemianę, zdobywając doświadczenie i zmagając się z własnymi słabościami. Jeśli martwicie się rozmiarem tej powieści, mogę was zapewnić, że w ogóle nie odczujecie tej objętości, a finał zostawi was z ogromnym niedosytem i poczuciem, że książka mogłaby być jeszcze dłuższa! Cień utraconego świata czyta się niesamowicie szybko i gładko, nie zauważając upływu czasu i ilości przerzuconych kartek, zagłębianie się w tę historię było prawdziwą przyjemnością. Znajdziecie tutaj wszystko, co powinna mieć w sobie powieść fantasy: magiczne, nieujarzmione zdolności, zaprawionych w walce wojowników, polityczne zmagania pomiędzy krajami, stare przepowiednie, potężnego wroga, zwroty akcji, liczne wątki, które powoli łączą się w jedną spójną całość... James Islington naprawdę stanął na wysokości zadania, mimo że był to jego debiut. 

Cień utraconego świata nie jest jednak książką pozbawioną wad. Mój największy zarzut wymierzony jest w świat przedstawiony, który dla mnie wymaga większego rozwinięcia, tak naprawdę niewiele wiemy, chociaż wydaje się, że historia i prawa rządzące tym światem będą miały kluczowe znaczenie przy rozwiązaniu niektórych wątków. Mam wrażenie, że autor mógł się też wykazać większą kreatywnością przy budowie systemu magicznego (w którym jest sporo dziur). Każdy z bohaterów dostaje swoją szansę na narrację, towarzyszymy im w trakcie ich przygód, które stopniowo ich zmieniają i o ile początkowo byłam bardzo zaangażowana w losy poszczególnych postaci, o tyle mniej więcej w połowie poczułam dziwne... znużenie. Nie do końca podobały mi się kierunki, w jakim podążyły historie poszczególnych bohaterów, nie chodziło o podejmowane przez nich decyzje, a raczej sytuacje, w jakie autor zdecydował się ich wrzucić, zwłaszcza że wiele z nich zdawało się nie mieć wpływu na całość fabuły. Nadal byłam ciekawa, ponieważ James Islington bardzo sprytnie dawkował informacje, przez co wręcz rozpaczliwie chciałam poznać rozwiązanie kilku zagadek, jednak nie byłam zainwestowana w kolejne wydarzenia, było mi obojętne, co się stanie z bohaterami, nie towarzyszyło mi żadne napięcie, nie czułam się wstrząśnięta dalszymi sytuacjami... Ale końcówka zostawiła mnie z ogromną frustracją, ponieważ praktycznie nic nie zostało rozwiązane, autor zostawił sobie bardzo szeroką furtkę dla kolejnych części, po które będę musiała sięgnąć, bo jestem zbyt zaintrygowana, żeby odpuścić!

Cień utraconego świata to wielowątkowa opowieść napisana z prawdziwą pasją, która zapewnia fantastyczną przygodę na wiele godzin. Piętrzące się tajemnice nie pozwolą wam odłożyć tej książki na bok, sprytnie wciągając was w wykreowaną przez Jamesa Islingtona historię. Fabuła wikła się coraz bardziej z każdym kolejnym rozdziałem, jednak nie czułam żadnej ekscytacji związanej z kolejnymi wydarzeniami i to najbardziej mnie boli. Myślę, że Trylogia Licaniusa ma ogromny potencjał: już teraz jest kawałkiem dobrej fantastyki, a czuję, że kolejne części mogą okazać się jeszcze lepsze, na co skrycie liczę.

★★★★★★☆☆☆

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Fabryce Słów! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia