środa, 13 lutego 2019

It ends with us, czyli nie każda miłość jest dobra

To już chyba tradycja, że każdą moją recenzję powieści Colleen Hoover muszę rozpoczynać tymi samymi słowami (albo muszę przynajmniej przemycić je w dalszej części), więc pozwólcie, że tradycji stanie się zadość: z CoHo łączy mnie love-hate relationship. A to oznacza, że każda z jej książek jest dla mnie ogromną niewiadomą – albo spodoba mi się tak, że nie będę w stanie przestać o niej mówić przez kolejne lata (przykład: Maybe Someday), albo będę jej tak nie trawić, że będę o tym przypominać wszystkim na każdym kroku (przykład: Hopeless). It ends with us to pierwsza powieść Colleen Hoover, co do której jeszcze przed jej wydaniem miałam pewność, że ją pokocham. Na szczęście moje przeczucie mnie nie zawiodło.
Uwaga, recenzja zawiera spojlery!

Czasem te osoby, które najmocniej nas kochają, potrafią też najmocniej ranić.
Lily Bloom zawsze płynie pod prąd. Nic dziwnego, że otworzyła kwiaciarnię dla osób, które… nie lubią kwiatów, i prowadzi ją z pasją i sukcesami. Gdy poznaje przystojnego lekarza Ryle’a Kincaida i rodzi się między nimi wzajemna fascynacja, Lily jest przekonana, że jej życie nie może być już lepsze.
Tak mogłaby skończyć się ta historia. Jednak niektóre rzeczy są zbyt piękne, by mogły trwać wiecznie. To, co się kryje za idealnym związkiem Lily i Ryle’a, jest w stanie dostrzec jedynie Atlas Corrigan, dawny przyjaciel Lily. Kiedyś ona była dla niego bezpieczną przystanią, teraz sama potrzebuje takiej pomocy. Nie zawsze jesteśmy bowiem dość odważni, by stanąć twarzą w twarz z prawdą… Szczególnie gdy przynosi ona tylko cierpienie.
Opis z LubimyCzytać

To nie jest moja ulubiona powieść tej autorki, chyba nic nie jest w stanie dla mnie pobić Maybe Someday, ale jest to książka, która wzbudziła we mnie największy szacunek do twórczości Colleen Hoover. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak trudne musiało być dla niej napisanie tak bolesnej historii, którą w dodatku częściowo wyniosła ze swojego życia, ale It ends with us jest niesamowicie ważną lekturą. Bo każdy z nas choć raz w życiu zastanawiał się nad tym, dlaczego maltretowana kobieta nie odchodzi od swojego agresywnego partnera, jak to możliwe, że wciąż potrafi go kochać po tym, jak ją skrzywdził. Oceniamy, choć nie mamy do tego prawa i podkreślamy, że gdyby nas coś takiego spotkało, bez wahania spakowalibyśmy walizki i zerwalibyśmy wszelki kontakt. Lily również sądziła, że będzie wystarczająco silna, by to zrobić, zwłaszcza że była zmuszona do oglądania przemocy w związku swoich rodziców. Była przekonana, że nie pozwoli na to, by jej mąż traktował ją w taki sam sposób, w jaki jej ojciec traktował matkę. A jednak utknęła w tym samym błędnym kole. 

Łatwo byłoby stworzyć główną bohaterkę, która twardo broni swoich przekonań i nie pozwala sobie na żadną chwilę słabości. Łatwo byłoby sprawić, by główny bohater zdał sobie sprawę ze swojego złego postępowania i przeszedł niesamowitą przemianę. Łatwo byłoby napisać happy end, położyć na tę historię warstwę lukru w postaci wspólnego pokonywania przeciwności i dodać kilka wyświechtanych frazesów o tym, że miłość jest zdolna uleczyć każdą złamaną duszę. Ale życie nie jest takie proste. It ends with us jest odarte z tych wszystkich złudzeń, o których tak bardzo lubimy czytać, uciekając od rzeczywistości; jest tak cholernie prawdziwe, że wręcz bolesne, podczas czytania czułam się tak, jakby ogromny ciężar przygniótł moje serce i nie puścił mnie nawet po przewróceniu ostatniej strony. Czułam dosłownie fizyczne cierpienie, gdy byłam zmuszona czytać o tym, przez co przechodziła Lily. Ta historia jest tak bolesna, bo jest szorstka, bezkompromisowa, drastyczna w swoim przekazie... To naga prawda. Nie jest łatwa. Nie jest przyjemna. Nie jest piękna.

Lily to prawdopodobnie najsilniejsza kobieca postać, jaką stworzyła do tej pory Colleen Hoover. Ma w sobie ogromną dozę wrażliwości i jest pełna empatii, co czyni z niej niezwykle sympatyczną dziewczynę, ale przy tym nie boi się podejmowania ryzyka i trudnych decyzji. Jej siła pochodzi z wewnątrz i chyba nie spotkałam się z drugą bohaterką w literaturze, która byłaby tak krucha, a przy tym odporna psychicznie. Ryle'a z kolei nie sposób nie pokochać; jest pewny siebie, charyzmatyczny, zadziorny, ambitny i ma świetne poczucie humoru. I właśnie dlatego, że tak łatwo się w nim zauroczyć, jego postępowanie tak bardzo boli. Uwielbiałam czytać o relacji Lily i Ryle'a, bo jej początek i przebieg zupełnie różnił się od dotychczasowych romansów Hoover, był niezwykle figlarny i lekki, pełny droczenia się. Równie mocno kocham jednak Atlasa, który wprowadza niesamowitą równowagę do całej historii, nawet jeśli "osobiście" nie pojawia się zbyt często na stronach powieści, a raczej we wspomnieniach Lily. Colleen stworzyła również piękną przyjaźń między dwoma silnymi kobietami, czyli właśnie Lily i Allysą. Trochę żałuję, że nie rozwinęła bardziej relacji Lily z jej matką, lecz i tak uważam, że był to piękny wątek, nawet jeśli odrobinę zaniedbany. 

It ends with us to powieść, która najpierw rzuci na ciebie czar swoim błyskotliwym humorem, czułymi słówkami i nieskończoną charyzmą bohaterów, a potem złamie ci serce w najboleśniejszy i jednocześnie najpiękniejszy sposób. Nawet jeśli do tej pory nie polubiliście się z twórczością Colleen Hoover, głęboko wierzę, że i tak powinniście sięgnąć po tę książkę, bo emanuje z niej niesamowita szczerość i autentyczność, a mimo ciężkiego tematu, pojawia się także ciepło oraz nadzieja, które leczą rany zadane przez tę historię. It ends with us to cholernie ważna książka i nie ma w niej nic typowego, schematycznego czy prostego. To historia, która zasługuje na wasz czas i emocje jak żadna inna. Zaufajcie mi.


Inne książki Colleen Hoover zrecenzowane na blogu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia