poniedziałek, 17 kwietnia 2017

November 9, czyli poszukiwanie swojego szczęśliwego zakończenia

Już wiele razy powtarzałam na tym blogu, że z Colleen Hoover łączy mnie love-hate relationship. Ostatnio jednak zapomniałam o pierwszej części, bardziej skupiając się na mojej niechęci, bo od czasu Maybe Someday nie zdarzyła się powieść tej autorki, która by mnie sobą oczarowała. Ostatnią książkę Hoover czytałam ponad rok temu, więc miałam sporo czasu, by odsapnąć od tak zwanej królowej New Adult. Jak wypadło moje spotkanie z nią po tej przerwie? 

9 listopada to data, która zaważyła na losach Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i od tej chwili zaczynają tworzyć dwie historie: jedna to ich życie, drugą pisze Ben zauroczony swoją nową muzą. Choć los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej. Gdy nieubłaganie zbliża się koniec powieści, szczęśliwe zakończenie wydaje się jedynie mrzonką, bo historia na papierze zaczyna różnić się od tej, w którą wierzy Fallon…
Opis z LubimyCzytać

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to styl autorki. Nie wiem, co się stało i dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam, ale Colleen Hoover pisze dobrze. A nawet bardzo dobrze. Może po prostu się stęskniłam, jednak jej styl nagle wydał mi się odświeżający i po prostu ładny. Najbardziej w November 9 doceniam cudowne, dowcipne dialogi, które były wprost genialne! Uwielbiałam obserwować, jak Ben i Fallon wchodzą ze sobą w interakcję, bo ich droczenie się było tak figlarne, pełne miłosnego napięcia i komiczne, że co chwila trafiały się prawdziwe perełki! Naprawdę rzadko mi się zdarza, żebym podczas czytania dochodziła do wniosku, że ktoś posiada piękny styl pisania, ale tym razem Colleen Hoover uwiodła mnie swoją lekkością oraz poczuciem humoru. Bardzo podobało mi się także wykorzystanie przez autorkę motywu ze zniszczoną karierą aktorską Fallon i jej sposobem na zrozumienie nowej siebie oraz znalezieniem nowego marzenia, a także z książką Bena i jego twórczymi zapędami. Świetnie wykorzystała zwłaszcza otoczkę Hollywood i zdecydowanie było to coś odmiennego od jej poprzednich powieści.

Największym atutem November 9 pozostają jednak bohaterowie, nawet jeśli mamy wgląd w ich życie tylko podczas jednego dnia w roku. Nie jesteśmy naocznymi świadkami ich ewolucji, tranformacji zachodzących w ich życiu, lecz Colleen Hoover świetnie uchwyciła zmiany w ich spojrzeniu na świat, w wyznawanych przed nich wartościach, w ich charakterach, jakie zaszły na przestrzeni lat, bo poznajemy Fallon oraz Bena jako nastolatków, a żegnamy się z nimi, gdy mają po dwadzieścia parę lat i są dojrzałymi, ukształtowanymi ludźmi. Mimo że jesteśmy pozbawieni całej tej otoczki i skupiamy się tylko na jednym dniu w roku, właściwie na krótkim wycinku ich życia, nie czułam żadnego niedosytu, a główni bohaterowie, choć nie mieli szansy nabrać odpowiedniej głębi przez ten zabieg autorki, są tak sympatyczni i intrygujący, że nie da się ich nie polubić. Zwłaszcza Fallon udało się zyskać moją aprobatę, bo była cudownie niejednoznaczna, skomplikowana, ale także rzeczywista i w pewnym sensie stała się dla mnie taką samą inspiracją, jak dla Bena. Najważniejsze jest jednak nie to, jak wypadają osobno, a jak wypadają razem i muszę otwarcie powiedzieć, że jak na razie jest to według mnie najlepsza para literacka z książek Hoover! Może nie uciekła od schematów, jeśli chodzi o bieg ich relacji, ale między Benem a Fallon już od pierwszego spotkania niesamowicie iskrzyło i aż dostawałam gęsiej skórki! Muszę też powtórzyć, że ich błyskotliwe przekomarzanki były tak zabawne, że nieustannie się uśmiechałam. Uwielbiam Sydney i Ridge'a z Maybe Someday, jednak to właśnie Fallon oraz Benton zostali moimi ulubieńcami, jeśli chodzi o pary z książek Colleen Hoover i wciąż jestem pod wrażeniem chemii, jaką mieli we wspólnych scenach! Nawet jeśli ich miłość może wydawać się nierzeczywista, bo znają się naprawdę krótko...
O rany, czyżbym wreszcie trafiła na pierwszy przypadek insta love, który mnie nie zdenerwował, a wręcz oczarował?!

Ponieważ jednak jest to Colleen Hoover, a mnie łączy z nią specyficzna relacja, ta recenzja nie mogłaby zostać opublikowana, gdybym trochę sobie nie ponarzekała. Przede wszystkim uderzyła mnie nielogiczność pewnych sytuacji oraz niekonsekwencja w postępowaniu Fallon, która wyraźnie nie wiedziała, czego chce od życia i potrafiła zmienić zdanie w przeciągu dwóch akapitów. Z tego powodu nie potrafiłam zrozumieć niektórych scen i jej absurdalnych zarzutów, zwłaszcza pod koniec. Nie da się także ukryć, że November 9 jest jednocześnie książką przewidywalną i frustrującą. Dość łatwo można było się domyślić, w jakim kierunku cała fabuła podąży i jaki czeka nas dramat na końcu...

Co nie zmienia faktu, że w moich oczach jest to jedna z najlepszych powieści Colleen Hoover. Bo to prawdziwy rollercoaster emocji. Bo ta książka złamała mi serce. Bo zdarzały się momenty, gdy nie mogłam złapać tchu, ponieważ tak mocno mną wstrząsnęła. Bo mocniej przeżywałam jedynie Maybe Someday, gdzie płakałam jak głupia, a choć November 9 aż tak mnie nie zmiażdżyło, zdecydowanie podziałało na mnie mocniej niż pozostałe powieści tej autorki, jakie miałam okazję czytać, z wyjątkiem Maybe Someday. Właśnie dlatego mimo swoich wad, mimo niedociągnięć, mimo faktu, że taka historia nie miałaby racji bytu w realnym świecie (ale kto czytałby książki dla realizmu, to jeden z tych zarzutów blogerów, którego zupełnie nie potrafię zrozumieć), mimo niezdecydowania głównej bohaterki naprawdę wciągnęłam się w November 9 i niesamowicie przeżywałam tę lekturę. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić, jak bardzo waliło mi serce w niektórych momentach. Nie jest to powieść idealna. W najlepszej piątce książek New Adult pewnie też się nie znajdzie, ale dla mnie każda historia, która jest w stanie wzbudzić we mnie takie uczucia i sprawić, żebym kibicowała bohaterom z całych sił, posiada niezwykłą wartość i właśnie dlatego gorąco polecam wam zapoznanie się z November 9.

 

Inne książki Colleen Hoover zrecenzowane na blogu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia