piątek, 10 marca 2017

Wieczna więź, czyli uczucie zdolne przezwyciężyć śmierć

Z reguły mam duże problemy z zabraniem się za kolejny tom serii, jednak w przypadku Podwieczności postanowiłam pójść za ciosem. Emocje po pierwszej części zdążyły już opaść, ale wciąż miałam je świeżo w pamięci, gdy zabierałam się za Wieczną więź, licząc na to, że kontynuacja okaże się być chociaż minimalnie lepsza od Podwieczności, choć szczerze mówiąc, nie miałam zbyt wysokich oczekiwań. I dobrze, bo moja recenzja wtedy byłaby o wiele bardziej krytyczna.  

Nikki Beckett dopiero co udało się uwolnić od długu zaciągniętego wobec Podwieczności, a mimo to postanawia tam wrócić dla swojego ukochanego, Jacka. Chłopak każdej nocy pojawia się w jej snach, jednak wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej zdezorientowany i osłabiony. Jedyną osobą zdolną pomóc Nikki w ocaleniu miłości jej życia jest Cole, nieśmiertelny pragnący uczynić ją swoją królową, ale raz już ją oszukał. Choć dziewczyna wie, że nie powinna ufać Wiecznie Żywemu, jest gotowa pokonać wszelkie niebezpieczne pułapki i zmierzyć się z dziwnym światem Podwieczności, by odzyskać Jacka. 

To, co naprawdę podobało mi się w Wiecznej więzi, to głębsze nawiązanie do mitologii! Uwielbiam wszelkie wierzenia sięgające swoimi korzeniami do starożytności, więc z oczywistych względów byłam mocno podekscytowana tą trylogią, ale pierwsza część nie obfitowała specjalnie w nawiązania do opowieści o herosach. Wieczna więź była za to pełna mitów, które zostały bardzo zgrabnie przemycone do fabuły i przedstawione w nowy, odmienny sposób. Pod tym względem Brodi Ashton stanęła na wysokości zadania, wykorzystała mitologię w sposób, który wzbudził we mnie zachwyt. Mimo to nie udało jej się wykorzystać całego potencjału leżącego w wykreowanym przez nią świecie. Z jednej strony Podwieczność jest czymś niespotykanym, nie przypomina żadnej innej krainy z książek w gatunku paranormal romance, ale z drugiej jest ona dość płaska, bez życia i momentami po prostu nudna. W pierwszej chwili jest się urzeczonym, jednak im więcej czasu spędzałam wraz z główną bohaterką w Podwieczności, tym więcej wad i nieprawidłowości dostrzegałam. Nie dość, że poszczególne elementy nie tworzyły całości, to jeszcze większość z nich została oparta o ten sam schemat. A przecież kraina nieśmiertelnych posiadała taki potencjał!

Muszę też przyznać, że ta powieść była wypełniona po brzegi zwrotami akcji, których w ogóle się nie spodziewałam. Nie wiedziałam, czego mam oczekiwać po tej części, a autorce udało się mnie kilka razy porządnie zaskoczyć. Nawet jeśli przeczuwałam, że właśnie taki kierunek ostatecznie obierze fabuła drugiego tomu, nie miałam pojęcia, co może wydarzyć się po drodze. Nie zżyłam się jednak z tą historią na tyle, by odczuwać w związku z tym jakieś emocje, a momentami pojawiało się u mnie duże znużenie całym tematem. Żałuję, że Wieczna więź bardziej mnie nie zainteresowała, ale takie są fakty. Zabrakło jakiegoś urozmaicenia, całość przebiegła w dość jednakowym, niezmiennym tempie.

To chyba nie jest normalne, że przez całą książkę miałam ochotę zamordować główną bohaterkę. Ta dziewczyna kompletnie nie potrafiła wziąć się w garść, nic tylko użalała się nad sobą, podejmowała beznadziejne decyzje, a w dodatku okazało się, że nie ma w niej za grosz inteligencji czy sprytu, choć to jest już zdecydowanie wina świadomego przedstawienia sytuacji przez autorkę. Nikki po kilka razy pytała o to samo zagadnienie i otrzymywała to samo wyjaśnienie, niemal słowo w słowo. Coś, co rozumiało się samo przez się, było dokładnie tłumaczone dziewczynie, jakby była pięciolatką, która nie potrafi wyciągnąć żadnych wniosków czy połączyć ze sobą oczywistych faktów. Był to niezwykle irytujący zabieg, bo cała sytuacja była jasna i klarowna dla wszystkich, czytelnik już wiedział, co się dzieje, ale autorka i tak uparła się, by kilka razy od nowa pisać w dialogach o tych samych zasadach panujących w Podwieczności czy działaniach bohaterów, które byłby wcześniej już wałkowane.

O ile za Nikki nie przepadałam już w pierwszym tomie, choć według mnie tutaj wypada jeszcze gorzej, to zmieniło się moje postrzeganie innych postaci. W poprzedniej części dość mocno polubiłam Jacka i to jemu kibicowałam, ale w Wiecznej więzi autorka przedstawiła wiele retrospekcji ze związku Nikki oraz Jacka, które według mnie były zupełnie nieudane. Nie potrafiłam zrozumieć tej teoretycznie wielkiej miłości między nimi, jak dla mnie cała ich relacja w tej części była mocno naciągana i rozdmuchana. O wiele bardziej podobało mi się postępowanie Cole'a i nie byłam w stanie zrozumieć decyzji głównej bohaterki, która była względem niego strasznie niesprawiedliwa, zachowywała się jak ostatnia hipokrytka i miałam ochotę naprawdę porządnie nią potrząsnąć.

Przy Podwieczności nudziłam się chyba trochę mniej, ale zakończenie zdecydowanie ratuje Wieczną więź w moich oczach. Co się tam wydarzyło... Brodi Ashton genialnie uknuła tę intrygę i głównie z tego powodu oceniam pierwszy i drugi tom jako równe sobie, jednak wciąż mam bardzo mieszane uczucia względem tej trylogii. Są momenty, kiedy naprawdę mi się podoba i widzę jej potencjał, ale są też takie chwile, gdy najchętniej wyrzuciłabym ją przez okno i zapomniała, że miałam z nią w ogóle do czynienia. Z jednej strony jest oryginalna, a z drugiej nudna. Wiem, że wiele osób uwielbia tę trylogię, jednak po dwóch pierwszych tomach mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ja nie jestem jej fanką, a decyzję, czy zechcecie po nią sięgnąć, pozostawiam wam..


Trylogia Podwieczność:
Podwieczność // Wieczna więź // Wieczna prawda

Za możliwość przeczytania Wiecznej więzi serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia