wtorek, 7 marca 2017

Dręczyciel, czyli miłość i nienawiść dzieli cienka granica

Dręczycielem byłam podekscytowana już od dłuższego czasu. Miałam dobre przeczucia względem tej lektury od momentu, w którym dowiedziałam się, że ma zostać wydana w Polsce. Odkąd pamiętam, mam słabość do relacji budowanych na burzliwej przeszłości, dlatego sięgnięcie po powieść Penelope Douglas było dla mnie swego rodzaju koniecznością, nie mogłam pozwolić, by taka okazja przeszła mi koło nosa!

Tate i Jared znali się od dzieciństwa. Łączyła ich przyjaźń, byli sobie bliscy. Wszystko się zmieniło, gdy oboje mieli czternaście lat. Z dnia na dzień Jared zaczął dręczyć Tate – bez wyraźnego powodu. Upokarzał ją, poniżał, robił wszystko, aby zrujnować jej życie. Im bardziej Tate schodziła mu z drogi, tym bardziej sadystycznie ją prześladował. Wreszcie Tate uciekła na rok do Paryża. To ją odmieniło: przestała być przerażoną, zaszczutą dziewczynką, stała się młodą, pewną swojej wartości kobietą. Stała się silna, bardzo silna i zdecydowana. I postanowiła, że nie pozwoli więcej się dręczyć. Wreszcie była gotowa podnieść głowę i nie cofać się przed swoim prześladowcą. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Gdy przyjaciel staje się wrogiem, ma ogromną przewagę. Zna wszystkie sekrety, lęki, myśli swojej ofiary i wie, co zaboli najmocniej.
Dlaczego Jared stał się prześladowcą Tate? Jakie tajemnice skrywa? Możesz się tylko domyślać mrocznej przeszłości i niezagojonych ran, tych przerażających zdarzeń, które wszystko skomplikowały...
Opis z LubimyCzytać

Od początku coś mnie przyciągało do tej historii, jednak nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba! Co prawda gdzieś z tyłu głowy kołacze mi się cichutka myśl, że Dręczyciel wcale nie zasługuje na tak wysoką ocenę i pochwały z mojej strony, jednak ta książka okazała się być moją małą, grzeszną przyjemnością, którą czytałam z czystą rozkoszą. Strasznie żałuję, że ta powieść ma niewiele ponad trzysta stron, bo była tak dobra, że chciałabym po prostu móc cieszyć się tą lekturą dłużej, spędzić więcej czasu z Tate oraz Jaredem oraz ich historią. Nie wiem, jak autorce udało się tego dokonać, ale mam wrażenie, jakby zajrzała do mojej głowy i wyciągnęła stamtąd wszystkie moje ulubione motywy, by potem połączyć je w jedną zgrabną, fascynującą całość w postaci Dręczyciela. Nie mogę powiedzieć, że fabuła wypada wyjątkowo oryginalnie, lecz w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć żadnego tytułu, w którym po wieloletniej przyjaźni doszłoby do takiego oziębienia stosunków, że stałyby się one wręcz toksyczne. Może wytłumaczenie Jareda jest odrobinę naciągane, jednak to historia, która doskonale pokazuje, że nienawiść może stać się sposobem na to, by skrywane przed światem rany nie bolały tak bardzo.

Ponieważ cała koncepcja opiera się właśnie na tym niespodziewanym zwrocie w relacji Tate oraz Jareda, bohaterowie są najważniejszym punktem tej książki i wyjątkowo udanym. Nie ukrywam, że były momenty, w których wręcz umierałam, żeby przeczytać scenę z punktu widzenia Jareda, strasznie chciałam się dowiedzieć, co dzieje się w jego głowie, jednak Tatum okazała się być wyjątkowo dobrą narratorką. Polubiłam tę dziewczynę od samego początku, bo choć jest zagubiona w całej sytuacji, nie daje sobą pomiatać i wie, czego chce od życia. Nie bawi się w podchody, mówi otwarcie, co jej leży na sercu; Tate jest po prostu twarda, choć nie w przerysowany sposób. To bohaterka z krwi i kości. Jareda do tej pory nie potrafię do końca rozgryźć, stąd moje uczucia względem niego są mieszane, ale ostatecznie rozumiem kierujące nim pobudki. Pozostałe postaci stanowiły raczej mdłe tło dla tej dwójki i ich relacji, jednak szczerze mówiąc, chciałabym dostać jeszcze więcej związku Tatum oraz Jareda! Serio, razem ta para jest bezbłędna pod każdym względem. Marzyłam o większej ilości retrospekcji z ich dzieciństwa, o mocniejszym podkreśleniu tego, jak wiele wiedzą o sobie nawzajem, ale także pragnęłam więcej ich w teraźniejszości, kiedy dogryzali sobie nawzajem i doprowadzali na skraj szaleństwa swoim zachowaniem. Powtórzę to jeszcze raz: chciałabym, żeby cała ta powieść była dłuższa, żebym mogła nadal podziwiać interakcje Jareda i Tate, bo między nimi nieustannie iskrzyło, a wszystko to miało swój fundament w niepodważalnej przyjaźni.

Jedyne, do czego mam poważniejsze zarzuty, to brak płynnego połączenia ze sobą różnych wątków. Penelope Douglas często muskała jakieś tematy, podrzucała nam wskazówki, a potem zwyczajnie nie wracała do danej kwestii, która urywała się bez wyjaśnienia. Gdzieś w tle przewijał się motyw Toru – nie do końca legalnych wyścigów samochodowych mocno podrasowanymi przez licealistów i studentów autami, ale ostatecznie nic z tego nie wynikło. W środku nocy pod domem Jareda doszło do poważnej bójki, jednak autorka nie wytłumaczyła, kto to był, dlaczego taka sytuacja w ogóle miała miejsce, a potem nawet do tego nie wróciła. Penelope Douglas próbowała urozmaicić fabułę na różne sposoby i w moim odczuciu podążała w dobrą stronę, jednak nie było jakiejś konsekwencji w tym wszystkim. Dobrze, że Dręczyciel nie kręci się jedynie wokół miłości, ale przez brak spójności pozostałych wątków trochę brakuje, by uznać tę powieść za wyśmienitą.

Dręczyciel doskonale gra na emocjach czytelnika. Jest wciągający, niebezpieczny i płomienny. Nie sądziłam, że tak bardzo zaangażuję się w przedstawioną w tej książce historię, ale była ona tak fascynująca, że nie chciałam, aby kiedykolwiek się kończyła. Dręczyciel jest napisany ze sporą dawką świetnego humoru, akcja pędzi do przodu tak bardzo, że nie ma chwili na nudę, a choć autorka wykorzystuje znane, oklepane motywy nie byłam w stanie się oprzeć tej powieści, którą skończyłam w jeden wieczór.


Za możliwość przeczytania Dręczyciela serdecznie dziękuję Wydawnictwu EditioRed (Grupie Wydawniczej Helion)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia