piątek, 17 lutego 2017

Królowa cieni, czyli nadszedł czas zemsty

Nie wiem, czy tylko ja tak mam, że najpierw nie mogę doczekać się kontynuacji jednej ze swoich najukochańszych serii, ale gdy już po miesiącach (a nawet latach) oczekiwania trzymam ją w dłoni, nie jestem w stanie zmusić się do jej przeczytania. Czasami po prostu nie chcę, żeby dana historia się zbyt szybko kończyła, czasami obawiam się tego, co znajdę w środku, bo boję się, że nie sprosta moim oczekiwaniom lub po prostu mnie zniszczy. W przypadku Królowej cieni byłam wręcz przerażona, bo pod wieloma względami ta książka miała ustalić ostateczny kierunek, w jakim podąży cała seria. Czy moje obawy były słuszne? 

Celaena Sordothien, przerażająca Zabójczyni Adarlanu, po wielu latach ma dość ukrywania się i ucieczki przed własnym przeznaczeniem. W końcu zaakceptowała swoje dziedzictwo i jako Aelin Ogniste Serce, królowa Terrasenu, powraca do kraju, który zniewolił jej rodaków, by zemścić się na tych, którzy skrzywdzili jej najbliższych i odzyskać należny jej tron. Stojące przed nią zadanie jest niemal niemożliwe do wykonania i wymaga szaleństwa. Król Adarlanu dysponuje mrocznymi siłami zdolnymi zniszczyć cały świat, a sama Aelin na jego terenie jest pozbawiona swojej magii. Może jednak liczyć na swoich najbliższych – lojalnego do końca kuzyna Aediona, Chaola, niespodziewaną sojuszniczkę Lysandrę oraz Rowana będącego jej carranam, bratnią duszą.
Aelin Ashryver Galathynius powraca, by podpalić świat. 

To, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło w Królowej cieni, to ilość skomplikowanych intryg oraz tajemnic, które nabierają znaczenia dopiero na sam koniec. W poprzednich tomach dość łatwo przyszło mi rozgryźć plany Sary J. Maas dotyczące rozwoju fabuły oraz samej Celaeny, ale ta część jest inna. Jestem zachwycona przebiegłością oraz sprytem niektórych rozwiązań, w ogóle się tego nie przeczuwałam, ba!, nawet nie dostrzegałam, że coś się święci, a autorka nagle zaskakiwała mnie szalonym zwrotem akcji, fabuła diametralnie zmieniała swój kierunek, gdy kolejna niespodziewana informacja wychodziła na jaw. Podoba mi się to, jak Królowa cieni jest poukładana i dopracowana w najmniejszym szczególe, a odrębne, pozornie niepowiązane ze sobą wątki ostatecznie splatają się w jedną, zgrabną i zaskakującą całość, każdy element układanki pasuje perfekcyjnie. Zwłaszcza dwie pierwsze części były trochę jak nasza nieznośna Zabójczyni – chaotyczne, gwałtowne, zwariowane, impulsywne – a ten tom jest cudownie skomplikowany, jednak dogłębnie przemyślany, ułożony i harmonijny. Sarze J. Maas udało się znaleźć idealną równowagę między gnającą do przodu akcją a politycznymi intrygami oraz wewnętrznymi rozterkami bohaterów. Nie było nawet jednego momentu, podczas którego bym się nudziła. To prawdziwy rollercoaster emocji, a genialnie stopniowane napięcie nie pozwalało nawet na chwilę oddechu! 

Mogłoby się wydawać, że znalezienie słabych punktów w twórczości Sary J. Maas jest niewykonalne, jednak w tej części miałam dość duży problem z bohaterami. Przez pierwsze dwieście stron miałam ochotę rozszarpać Aelin gołymi rękami, z czasem chyba po prostu przywykłam do jej irytującej pozy i w pewnym momencie przestałam na to zwracać uwagę, bo szkoda sobie niszczyć nerwy z jej powodu. Aelin to Aelin – bez względu na to, co robi, jednocześnie się ją kocha i nienawidzi. To po prostu przypadłość tej bohaterki, choć muszę przyznać, że pod koniec bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, odkrywając tę stronę, za którą polubiłam ją w Dziedzictwie ognia. Jednak to Chaol zasługuje na miano najgorszego bohatera i nie mogę uwierzyć, że przez dwa pierwsze tomy tak bardzo mu kibicowałam, to, co on tutaj wyczynia, przechodzi najświętsze pojęcie. Chłopie, ogarnij się w końcu i podejmij decyzję, zamiast bez sensu roztkliwiać się nad sobą! I co Sarah J. Maas zrobiła z moim ukochanym Rowanem?! Co prawda nie udało jej się go zniszczyć tak jak Chaola, ale to już nie jest ten sam potężny, przerażający Fae, który tak bardzo mnie kupił w poprzednim tomie, teraz zachowywał się jak udomowiony, nieszkodliwy kocur (swoją drogą zauważyliście, że autorka nagminnie używała porównania do kotów w stosunku do niemal wszystkich postaci?). Ta przemiana Rowana była rozczarowująca, jednak liczę na to, że w piątym tomie odzyskamy naszego niesamowitego wojownika.

Mogę narzekać na bohaterów, nie zmienia to jednak faktu, że po tylu tomach oraz przygodach jestem z nimi zżyta, więc nawet jeśli doprowadzają mnie do szewskiej pasji i doskonale widzę ich wady, będę stała za nimi murem. Najbardziej chciałabym jednak podkreślić fakt, że Królowa cieni jest tak naprawdę esencją girl power – Celaena/Aelin, Lysandra, Evangeline, Nesryn, Elide, Asterin i oczywiście Manon to squad goals. Każda z nich jest inna, każda w zupełnie odmienny sposób przejawia swoją siłę, ale wszystkie bez wyjątku są twardymi babkami i po prostu je uwielbiam! Sarah J. Maas bez wątpienia ma rękę do kickassowych bohaterek zdolnych wstrząsnąć posadami świata, które nie potrzebują nikogo, by się obronić, potrafią doskonale walczyć (niekoniecznie w dosłownym tego słowa znaczeniu) o siebie, swoją przyszłość i to, co jest dla nich najważniejsze. Ich losy zaczynają się powoli splatać i nie mogę się doczekać kolejnego tomu, by przekonać się, jak będą wyglądać ich wzajemne interakcje, bo to wprost zabójcza grupa!

Królowa Cieni to ponad osiemset stron nieopisanego szczęścia. Pełna dynamiki, walk, tajemnic oraz zwrotów akcji powieść sprawia, że czyta się ją z zapartym tchem i kończy się zdecydowanie za szybko. Sarah J. Maas rozwija się z każdym tomem coraz bardziej, po raz czwarty zapraszając nas do świata Celaeny Sordothien, który ewoluuje, stając się niezapomnianą, wciągającą historią, która pochłonie wszystkie twoje myśli oraz uczucia. Jestem bezwarunkowo zakochana w tej serii i chociaż uważam, że Dziedzictwo ognia było nieznacznie lepsze od czwartej części, z całego serca polecam wam zapoznanie się z tą cudowną powieścią fantasy, która od pierwszych stron złapie was w swoje szpony i już nigdy nie wypuści. Ja sama tymczasem pogrążę się w rozpaczy na kilka kolejnych miesięcy w oczekiwaniu na Imperium burz, bo świat wykreowany przez Sarę J. Maas w Szklanym tronie jest tak barwny, wielopłaszczyznowy i rzeczywisty, że nie sposób egzystować bez niego!

★★★★★

Seria Szklany tron:
Szklany tron // Korona w mroku // Dziedzictwo ognia // Królowa cieni // Imperium burz // ... // Zabójczyni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia