Kiedy brałam się za czytanie Dziedzictwa ognia, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ze wszystkich stron byłam bombardowana entuzjastycznymi recenzjami dotyczącymi trzeciej części Szklanego tronu, ale Sarah J. Maas poprzednim tomem postawiła poprzeczkę naprawdę wysoko i z pewną dozą nieufności podchodziłam do tak pozytywnych opinii.
A teraz sama mam zamiar napisać tak pełną zachwytu recenzję, że pod koniec pewnie wszyscy będziecie mieli już dość i znajdzie się kilka przypadków osób cierpiących z powodu nadmiaru słodzenia, jednak nie mam wyjścia. Dziedzictwo ognia jest zbyt dobre, bym mogła w jakimkolwiek stopniu powstrzymać się od stworzenia postu pochwalnego na rzecz Sary J. Maas.
Celaena Sordothien została wysłana do Wendlyn, ostatniego bastionu Fae. Wydawało się, że dla Zabójczyni Adarlanu nie ma przeciwnika, którego nie potrafiłaby pokonać, ale tutaj będzie musiała zmierzyć się z demonami żyjącymi wewnątrz niej i wizją własnej przyszłości, przed którą nie może uciec, a która nierozerwalnie łączy się z jej dziedzictwem. Jednak aby uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, Celaena musi sprostać próbie, którą stawia przed nią przerażająca królowa Fae, Maeve. Nie tylko zabójczyni pracuje nad przywróceniem magii na kontynencie - na dworze króla Adarlanu kształtują się sojusze, które mają doprowadzić do zakończenia jego panowania. Nikt nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, co król jeszcze ma w planach i jaki los czeka wszystkich jego wrogów.
W Dziedzictwie ognia równolegle toczą się trzy historie - świat możemy oglądać z perspektywy Celaeny, która powróciła do ojczyzny swojej matki i próbuje odnaleźć się w roli, którą odrzuciła przed ponad dekadą, wiedźmy Manon będącej dziedziczką klanu Czarnodziobych oraz Chaola i Doriana wciąż przebywających na zamku i próbujących każdy na swój sposób zmierzyć się z wydarzeniami, w których brali udział. Początkowo byłam nieco zirytowana tym podziałem, bo najchętniej czytałabym w kółko o przygodach Celaeny (mogłabym nawet czytać jej listę zakupów, dla mnie to nie ma żadnego znaczenia), ale z czasem zaczęłam doceniać możliwość odmiennego spojrzenia na wykreowany przez Sarę J. Maas świat. Nowe postaci dodały świeżości lekturze i z zachwytem poznawałam Manon, u której pod płaszczykiem okrucieństwa skrywa się o wiele więcej oraz pełnego miłości i oddania do swojej królowej Aediona. Ten tom skupia się jednak w większości na psychice zabójczyni, która w Wendlyn staje się niemal bezbronna, bo z tą krainą związane są duchy przeszłości. Mamy okazję poznać nowe oblicze Celaeny, powoli przebijając się przez wszystkie mury ochronne, które wybudowała wokół siebie przez dziesięć lat. To wielowymiarowa i zaskakująca na każdym kroku postać, a w Dziedzictwie ognia zaczyna dojrzewać i staje się jeszcze twardsza, o ile to w ogóle możliwe. Poznajemy coraz więcej faktów z przeszłości, możemy przekonać się, kim była Celaena, zanim została zabójczynią i ten kontrast jest zarówno uderzający, jak i słodko-gorzki. Wszyscy bohaterowie stworzeni przez autorkę wydają się być żywymi istotami i nawet jeśli z niektórymi wyborami nie byłam w stanie się pogodzić, wpasowywały się one tak idealnie w charaktery postaci, że potrafiłam je zrozumieć. Ta umiejętność autorki jest wprost niesamowita.
Wydaje mi się, że pod względem akcji ten tom jest najspokojniejszy, ale to nie znaczy, że Sarah J. Maas pozwala nam odsapnąć. Wręcz przeciwnie, pojawia się tutaj więcej zaskakujących zwrotów niż w poprzednich częściach. Ta historia od początku do końca trzyma w takim napięciu, że momentami zapominałam o oddychaniu. Próbowałam czytać jak najwolniej, aby dłużej rozkoszować się powieścią, jednak jest to po prostu niemożliwe - Dziedzictwo ognia wciąga tak bardzo, że nie można przestać o nim myśleć ani tym bardziej odłożyć go na bok. Jedyny wątek, który mnie irytował, to romans między Dorianem a Sorschą, która została stworzona tylko po to, by książę mógł się szybko pocieszyć po wyjeździe Celaeny, na szczęście było to tylko kilka scen.
Pisanie recenzji książki, która jest wspaniała i którą się po prostu uwielbia, jest dużo trudniejsze od wyrażania opinii na temat słabej powieści. O ile w przypadku tej drugiej nie mam nic do stracenia, o tyle w przypadku pierwszej zależy mi na tym, aby Was przekonać, że naprawdę warto ją przeczytać. Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, żebyście uwierzyli, że Dziedzictwo ognia jest fenomenalną pozycją, którą trzeba jak najszybciej przeczytać, nawet jeśli później Wasze serca będą krwawiły w oczekiwaniu na kolejny tom. Jeśli to Wam nie wystarcza, to mam jeszcze jednego asa w rękawie - Rowana, wojownika Fae, który sprawi, że Wasze serca zapłoną, ale specjalnie pominęłam go w recenzji, bo jest zbyt cudowny, by chociaż próbować go opisać. Polecam Wam Szklany tron, bo to seria, w której bezwarunkowo się zakochałam i liczę na to, że Wy również ją pokochacie.
Celaena Sordothien została wysłana do Wendlyn, ostatniego bastionu Fae. Wydawało się, że dla Zabójczyni Adarlanu nie ma przeciwnika, którego nie potrafiłaby pokonać, ale tutaj będzie musiała zmierzyć się z demonami żyjącymi wewnątrz niej i wizją własnej przyszłości, przed którą nie może uciec, a która nierozerwalnie łączy się z jej dziedzictwem. Jednak aby uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, Celaena musi sprostać próbie, którą stawia przed nią przerażająca królowa Fae, Maeve. Nie tylko zabójczyni pracuje nad przywróceniem magii na kontynencie - na dworze króla Adarlanu kształtują się sojusze, które mają doprowadzić do zakończenia jego panowania. Nikt nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, co król jeszcze ma w planach i jaki los czeka wszystkich jego wrogów.
W Dziedzictwie ognia równolegle toczą się trzy historie - świat możemy oglądać z perspektywy Celaeny, która powróciła do ojczyzny swojej matki i próbuje odnaleźć się w roli, którą odrzuciła przed ponad dekadą, wiedźmy Manon będącej dziedziczką klanu Czarnodziobych oraz Chaola i Doriana wciąż przebywających na zamku i próbujących każdy na swój sposób zmierzyć się z wydarzeniami, w których brali udział. Początkowo byłam nieco zirytowana tym podziałem, bo najchętniej czytałabym w kółko o przygodach Celaeny (mogłabym nawet czytać jej listę zakupów, dla mnie to nie ma żadnego znaczenia), ale z czasem zaczęłam doceniać możliwość odmiennego spojrzenia na wykreowany przez Sarę J. Maas świat. Nowe postaci dodały świeżości lekturze i z zachwytem poznawałam Manon, u której pod płaszczykiem okrucieństwa skrywa się o wiele więcej oraz pełnego miłości i oddania do swojej królowej Aediona. Ten tom skupia się jednak w większości na psychice zabójczyni, która w Wendlyn staje się niemal bezbronna, bo z tą krainą związane są duchy przeszłości. Mamy okazję poznać nowe oblicze Celaeny, powoli przebijając się przez wszystkie mury ochronne, które wybudowała wokół siebie przez dziesięć lat. To wielowymiarowa i zaskakująca na każdym kroku postać, a w Dziedzictwie ognia zaczyna dojrzewać i staje się jeszcze twardsza, o ile to w ogóle możliwe. Poznajemy coraz więcej faktów z przeszłości, możemy przekonać się, kim była Celaena, zanim została zabójczynią i ten kontrast jest zarówno uderzający, jak i słodko-gorzki. Wszyscy bohaterowie stworzeni przez autorkę wydają się być żywymi istotami i nawet jeśli z niektórymi wyborami nie byłam w stanie się pogodzić, wpasowywały się one tak idealnie w charaktery postaci, że potrafiłam je zrozumieć. Ta umiejętność autorki jest wprost niesamowita.
Wydaje mi się, że pod względem akcji ten tom jest najspokojniejszy, ale to nie znaczy, że Sarah J. Maas pozwala nam odsapnąć. Wręcz przeciwnie, pojawia się tutaj więcej zaskakujących zwrotów niż w poprzednich częściach. Ta historia od początku do końca trzyma w takim napięciu, że momentami zapominałam o oddychaniu. Próbowałam czytać jak najwolniej, aby dłużej rozkoszować się powieścią, jednak jest to po prostu niemożliwe - Dziedzictwo ognia wciąga tak bardzo, że nie można przestać o nim myśleć ani tym bardziej odłożyć go na bok. Jedyny wątek, który mnie irytował, to romans między Dorianem a Sorschą, która została stworzona tylko po to, by książę mógł się szybko pocieszyć po wyjeździe Celaeny, na szczęście było to tylko kilka scen.
Pisanie recenzji książki, która jest wspaniała i którą się po prostu uwielbia, jest dużo trudniejsze od wyrażania opinii na temat słabej powieści. O ile w przypadku tej drugiej nie mam nic do stracenia, o tyle w przypadku pierwszej zależy mi na tym, aby Was przekonać, że naprawdę warto ją przeczytać. Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, żebyście uwierzyli, że Dziedzictwo ognia jest fenomenalną pozycją, którą trzeba jak najszybciej przeczytać, nawet jeśli później Wasze serca będą krwawiły w oczekiwaniu na kolejny tom. Jeśli to Wam nie wystarcza, to mam jeszcze jednego asa w rękawie - Rowana, wojownika Fae, który sprawi, że Wasze serca zapłoną, ale specjalnie pominęłam go w recenzji, bo jest zbyt cudowny, by chociaż próbować go opisać. Polecam Wam Szklany tron, bo to seria, w której bezwarunkowo się zakochałam i liczę na to, że Wy również ją pokochacie.
9,5/10
Z tego co piszesz, książka idealna na grudniowe wieczory, albo nawet i całe dnie :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZapraszam : ksiazkowy-termit.blogspot.com
Nie kuś tak!!! :D Odkładam lekturę Dziedzictwa ognia tak długo, jak tylko potrafię, bo wiem, że oczekiwanie na kolejny tom będzie istną mordęgą, jednak nie wiem czy wytrzymam jeszcze dłużej....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com
Uwielbiam S.J Maas z całego mojego serduskzka <3 Niesamowity styl pisania, świetnie zbudowana fabuła - nie mogę nie kochać jej książek <3 Bardzo intrygują mnie dalsze losy Manon - bo mimo brutalności, polubiłam jej postać :3
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekać na kolejne tomy :_:
Uściski <3
In Bookland
Nie czytałam nic Mass, tak wiem, masakra. Ale jakoś mnie do niej nie ciągnie, bo choć lubię fantastykę, ya, to wcale mnie ta seria nie interesuje. Jednak tył tej książki jest nieziemski! Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
W tym tygodniu przyszła do mnie ta część i nie mogę się doczekać, aż dorwę się do tej książki :3
OdpowiedzUsuńO tej serii już sporo słyszałam i z początku zainteresowała mnie jako fankę wszelakiej fantastyki - jednak gdy doczytałam, że to dla młodzieży... Raczej preferuję fantastykę dojrzalszą, więc póki co z lekturą się wstrzymam; ale zdecydowanie będę ją mieć na uwadze, trzeba próbować nowych rzeczy.
OdpowiedzUsuńmedycy nie gęsi, też książki czytają!
w takim razie już nie mogę się doczekać Szklanego Tronu!fajnie, że druga część też jest równie dobra. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGdzieś o tej książce słyszałam, lecz jeszcze nie przeczytałam jej. Nie wiem czy po nią sięgnę, po szczerze mówiąc mam mieszane uczucia co do tej książki. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Szklany tron, Szklany tron... wszędzie Szklany tron! Ile to ja razy czytałem BARDZO POCHLEBNE recenzje na temat tej serii? Milion? Miliard? Może nawet więcej...
OdpowiedzUsuńI właśnie to mnie dołuje: ta seria bardzo mnie do siebie ciągnie, jednak nie mogę po nią sięgnąć z powodu braku czasu :'( Już nie mogę doczekać się ferii zimowych, kiedy to zacznę czytać Szklany tron! ^^ Miejmy nadzieję, że się nie zawiodę, bo mam wielkie wygórowania wobec serii za sprawą wielu wychwalających recenzji oraz nowelek, które przeczytałem i które bardzo mi się spodobały. :)
'Pisanie recenzji książki, która jest wspaniała i którą się po prostu uwielbia, jest dużo trudniejsze od wyrażania opinii na temat słabej powieści.' W pełni się z Tobą zgadzam, o gorszych książkach o wiele łatwiej mi się pisze. Jednak ostatnio bardzo rzadko mam okazję czytać słabe książki, co ogromnie mnie cieszy :D
Świetna recenzja! ^^
Buziaki! :*
Otwarta księga
Ta okładka *-* :D
OdpowiedzUsuńCałości dam szansę ;D
Pozdrawiam
http://coraciemnosci.blogspot.com/
Mam ochotę na tą pozycję :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Julka z bloga karmeloweczytadla.blogspot.com
Jakiś czas temu przeczytałem Szklany tron i jestem zachwycony :D Tak dobrej młodzieżówki nie czytałem od bardzo dawna. Zastanawiam się, dlaczego wciąż zwlekam z sięgnięciem po kolejne tomy... muszę to jak najszybciej nadrobić :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://mybooktown.blogspot.com/
Boże, to są takie wciągające książki... O tym, co działo się w Rifthold dobrze mi się czytało, natomiast w "Dziedzictwie ognia" strasznie nudziły mnie rozdziały Manon... Polubiłam ją i jej wątek, ale dopiero w "Queen of Shadows". Oooo, w "Queen of Shadows" to się dopiero dzieje.
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię Celaenę właśnie w "Dziedzictwie ognia", w tej części wydaje mi się jakaś najbardziej autentyczna. Bo tak ogólnie, to ja jestem taką dziwną osobą, która nie lubi tej postaci. Zbyt idealna, zbyt wspaniała, zbyt niezniszczalna.
Szczerze mówiąc, na początku również nie przepadałam za wątkiem Manon, trochę mnie nudził i chciałam jak najszybciej przeskoczyć do Celaeny, ale z czasem zaczęłam się w niego coraz bardziej wciągać.
UsuńCelaena to dziwna postać - z jednej strony kick-assowa bohaterka, z drugiej tak niesamowicie próżna i zapatrzona w siebie, z taką ilością adoratorów, że można by nimi obdarować kilka książek (swoją drogą, jesteś w jakimś teamie?), że w zasadzie przez większość czasu balansuje na granicy irytowania czytelnika. W Dziedzictwie ognia po raz pierwszy została ukazana jej słabość i odrobina pokory, a także nieco więcej spokoju i może dlatego tutaj wypada jak na razie najlepiej.
Ach, jak ja ci zazdroszczę, że przeczytałaś już "Queen of Shadows"! Właśnie słyszałam, że dzieją się tam szalone rzeczy, a moja koleżanka po przeczytaniu powiedziała, że "Sarah J. Maas równie dobrze mogła jej odebrać pierworodnego", więc jednocześnie się boję i jestem ogromnie podekscytowana!
Dokładnie, zgadzam się z tym, co napisałaś o Celaenie. I właśnie w "Dziedzictwie ognia" lubiłam ją najbardziej, po pokazuje słabości, wątpliwości. Myślałam, że ta postać rozwinie się w ciekawszym kierunku, ale niestety mam wrażenie, że "Queen of Shadows" to powrót wspaniałej, idealnej Celaeny, co mnie trochę złości.
UsuńTeam Chaol, zawsze, wiernie :D Wnioskuję po Twojej recenzji, że jesteś za Rowanem? ;)
"Queen of Shadows" jest pod wieloma względami cholernie satysfakcjonująca i może najlepsza ze wszystkich tomów - tam się naprawdę tyle rzeczy dzieje... Nie przypuszczałam, że aż tyle wydarzy się w jednym tomie. Z drugiej strony były takie wątki, których poprowadzenie niezbyt mi się podobało. Może Twoja koleżanka tak zareagowała ze względu na teamy... Ale nie wiem i nic więcej nie będę mówić, bo jeszcze Ci coś zasugeruję :D
Może po prostu Celaena rozgranicza się na dwie osobowości i nie potrafi och połączyć w jedno - tutaj z jednej strony mamy twardą, zuchwałą Zabójczynię Adarlanu, która tak naprawdę nie ma przeszłości ani przyszłości, a z drugiej wiadomo-kogo-ale-nie-chcę-spoilerować, która jest zagubiona, czuje się odpowiedzialna i zraniona. Teraz, kiedy wraca do Adarlanu, znowu musiała zostać Celaeną. A przynajmniej taką mam nadzieję. Wszystko okaże się w piątym tomie ;)
UsuńWiesz co, mam straszną zagwozdkę. Od początku byłam team Chaol, chociaż momentami irytował mnie swoim niezdecydowaniem i wątpliwościami. Ale w trzeciej części strasznie się na nim zawiodłam, dlatego w moich oczach mocno ucierpiał. Z kolei wolałabym, żeby Rowan pozostał tym, kim był - jej towarzyszem, z którym rozumiała się bez słów, coś na zasadzie ścisłego braterstwa. Przydałby się w końcu ktoś, kto kręciłby się wokół Celaeny i nie uległ jej wątpliwemu urokowi ;) Szczerze mówiąc, w obecnej chwili najbardziej odpowiada mi Sam, który ze wszystkich kandydatów wydaje się być najlepszy, ale on jest martwy, więc nie wiem, czy mogę ich shippować xD Zobaczę jeszcze w czwartej części, jak to się potoczy, bo niby ma być ostateczna decyzja Celaeny, ale ja jakiegoś satysfakcjonującego wyboru nie widzę. Poczekam, może zmienię jeszcze zdanie w trakcie czytania :)
Przez ciebie teraz tylko bardziej chcę przeczytać "Queen of Shadows"! Ale wiem, że wtedy będę cierpiała katusze w oczekiwaniu na piątą. Ehh, trudne życie mola książkowego.
I dla mnie, trochę dlatego, ona jest właśnie niespójna. To nie jest żaden spoiler - od początku "Queen of Shadows" ona jest już "sama-wiesz-kim", ale w wersji "jestem silna, jestem niezależna, jestem super", czyli tak celeanowato :D No ja nie wiem. Ludzie uwielbiają Celaenę, według mnie ona jest straszną Mary Sue.
UsuńW sumie doskonale rozumiem Twoje problemy z wątkiem romantycznym. Tak naprawdę myślę, że w "Szklanym tronie" najlepiej nie wybierać teamu, mniej nerwów. Zresztą to moje "team Chaol" też nie oznacza, że się jakoś upieram przy tym, że Celaena musi być z Chaolem, Chaol jest po prostu mój ulubiony :D Wiem, że od "Dziedzictwa ognia" przybywa mu przeciwników, ale ja go mogę bronić rękami i nogami. Ale ja nie czytałam opowiadań, więc nie znam Sama! ;)
To jest tak jakoś oficjalnie, że w "Queen of Shadows" jest jej ostateczna decyzja? Tak zakładałam, ale z Maas i wątkami romantycznymi nie mogę być niczego pewna.
Nie doradzam ani nie odradzam czytania "Queen of Shadows". Nie wiem, czekanie zawsze jest okropne... Ugh. Ale też jest w tym coś fajnego. Czasem myślę, że najlepiej by było, gdyby wydawali książki w takich seriach hurtem, żebym mogła je przeczytać od razu... Ale może to też odebrałoby trochę przyjemności? :)
Na razie mam za sobą dwie części tej serii, ale już ją uwielbiam! Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejną ;)
OdpowiedzUsuńNie martw się, mnie przekonałaś i jestem pewna, że będę musiała rozejrzeć się za pierwszą częścią serii :) W ogóle zauważyłam, że w przypadku tego cyklu chyba każdy kolejny tom jest lepszy od poprzedniego, a to nie zdarza się zbyt często.
OdpowiedzUsuńNo super załamuj mnie bardziej! :( Żałuję, że kiedyś zaczęłam czytać 2 część i tak jej nie skończyłam a tutaj została wydana super 3 część i strasznie chcę ją kupić ale trzeba przeczytać 2 część i wszyscy tak ją chwalą.
OdpowiedzUsuńJa się nie przełamie i nie przeczytam 2 części to nigdy nie dokończę serii.
Słyszałam już o tej serii. Zapowiada się bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńNo nie! A ja jeszcze pierwszej części nie przeczytałam :( Czas nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńGenialna <3 i jeszcze ten wojownik Fae.. #TeamRowan <3
OdpowiedzUsuńMuszę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńPo prostu muszę.
Czas nie pozwala, ale ja to zrobię.
Nie dam się tak łatwo ;))
Genialna recenzja.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Bardzo, bardzo, bardzo chciałabym się zapoznać! :)
OdpowiedzUsuńCzemu ostatnim czasem wszyscy trafiają na coś tak fantastycznego, że zamierzam rzucić mój i tak wątły harmonogram książek do przeczytania i wziąć się za coś innego?! To bardzo nie fair patrząc na stosy moich nieprzeczytanych książek na półkach! Zapisuję na listę i mam wrażenie że w bliżej nieokreślonej przyszłości przeczytam! ;)
OdpowiedzUsuńPo "A court of thorns and roses" mam w planach wszystko, co Maas napisała. To chyba najlepszy dowód na to, że warta jest tego zamieszania :)
OdpowiedzUsuńMoje zdanie na temat tego tomu już znasz i wiesz, jak mocno mnie w sobie rozkochał, dlatego napiszę z trochę innej beczki. To straszne jak ciężko jest pisać o naprawdę dobrych książkach, bo raz, że staramy się logicznie przedstawić jej ewentualne braki, co powoduje, że czasami nasz zachwyt trochę się rozmywa. Dwa - ciężko nie piszczeć i nie pisać peanów na cześć powieści. A trzy - jakoś tak łatwiej się znęcać nad książką, niż ją chwalić, bo musimy wymienić co nam się nie podoba, a przy dobrej powieści niemal wszystko jest idealne :)
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie przeczytać całą serię!!! :)
OdpowiedzUsuńKocham tą serię <3 nie mogę się doczekać kolejnego tomu
OdpowiedzUsuńhttp://wszystkocowiemoksiazkach.blogspot.com