środa, 30 stycznia 2019

Podsumowanie stycznia

0
Styczeń to zawsze jedna wielka niewiadoma. Ogólnie byłam dość mocno zmotywowana, wydarzyło się kilka fajnych rzeczy, jak i kilka nieprzyjemnych, ale jak dla wszystkich studentów jest to dla mnie raczej okres na przetrwanie niż czas wielkich planów. Tak naprawdę w momencie, w którym pojawi się to podsumowanie, sama sesja jeszcze się dla mnie nie zaczęła, bo pierwszy egzamin mam jutro, jednak w międzyczasie pojawiło się mnóstwo zaliczeń. Mimo to udało mi się przeczytać pięć książek w natłoku tych wszystkich obowiązków, z czego jestem bardzo zadowolona, choć miałam cichą nadzieję na co najmniej sześć. Ale mam nadzieję, że jeśli zdam egzaminy w pierwszym terminie, będę sobie mogła pozwolić na czytanie w trakcie przerwy międzysemestralnej. Obejrzałam też pięć dram, wróciłam na basen i do pisania, można więc powiedzieć, że byłam w tym miesiącu bardzo zmotywowana. W styczniu na moim Instagramie (koniecznie wpadajcie!) wybił też pierwszy 1000 obserwatorów, z czego jestem niesamowicie dumna, a miesiąc kończymy z jeszcze większą liczbą, więc jestem mega dumna! Wybrałam się też na BTS World Tour Love Yourself: Koncert z Seulu i dostarczył mi on niezapomnianych wrażeń, choć wciąż ubolewam, że nie udało mi się zobaczyć chłopców na żywo, gdy koncertowali w Europie. Macie już pewnie dość mojego gadania, dlatego przechodzimy do podsumowania!


Z R E C E N Z O W A N E

W tym miesiącu na blogu ponownie pojawiły się cztery recenzje. Zaczęliśmy od Hashtagu, czyli mojego pierwszego i niestety nieudanego spotkania z Remigiuszem Mrozem. O ile podobał mi się klimat całej historii, o tyle przez większość czasu czułam się znudzona niepotrzebnymi wywodami gospodarczymi i filozoficznymi, głównej bohaterki nie da się polubić, a styl był niezwykle męczący. Inni czytelnicy podpowiadali, żebym jeszcze dała mu szansę, tym razem poprzez serię o Chyłce, ale jeśli i ta lektura będzie nieudana, chyba będę musiała się pogodzić z myślą, że polski mistrz kryminału nie jest dla mnie. Następnie mogliście się zapoznać z moją opinią na temat Szeptuchy, co do której miałam duże oczekiwania ze względu na słowiańskie wierzenia, tymczasem dostałam niewyobrażalnie irytującą główną bohaterkę, żenujący humor, a cała akcja, której nie było zbyt wiele, stanowi tło dla insta love pomiędzy Gosią a Mieszkiem, choć właściwie w ogóle się nie znają. Dalej mamy Cuda za rogiem i może fajerwerków nie było, jednak za pomocą swojej książki Keigo Higashino przekazuje naprawdę ważne wartości, które warto wcielić w życie. Na koniec zaserwowałam wam recenzję Luonto Melissy Darwood, czyli kolejna książka polskiej autorki! Nie zdawałam sobie wcześniej z tego sprawy, jednak pod tym względem styczeń można uznać za polski miesiąc, nigdy nie opublikowałam tylu recenzji rodzimych twórców w przeciągu miesiąca! Luonto zaczęło się naprawdę dobrze, ale wraz z kolejnymi stronami miałam coraz większego mindfucka i ostatecznie mam bardzo mieszane odczucia względem tej historii, dlatego musicie sięgnąć sami, żeby się przekonać, czy trafi w wasz gust.




I N N E  P O S T Y

Opublikowałam aż cztery posty okołoksiążkowe! To dość sporo, ale świetnie bawiłam się podczas ich pisania. Najpierw zapoznałam was z moją Półką wstydu na 2019 rok, czyli książkami, które najdłużej czekają na przeczytanie w mojej biblioteczce. To nic, że już po publikacji uświadomiłam sobie, że jest kilka, które czekają jeszcze dłużej xD Następnie był Stosik z moimi zdobyczami z ostatnich miesięcy, z którego jestem bardzo zadowolona, a później podzieliłam się z wami moimi Postanowieniami czytelniczymi na 2019 rok. Są to dość ambitne plany i obawiałam się, jak to wyjdzie w zderzeniu z rzeczywistością, ale w styczniu zaczęłam wcielać je w życie, więc na razie wygląda to naprawdę dobrze! Jeśli jeszcze nie podzieliliście się ze mną swoimi postanowieniami, koniecznie musicie to zrobić. Na końcu przygotowałam dla was Przegląd dramowy, już czwarty, w którym opublikowałam moje wrażenia odnośnie koreańskich seriali obejrzanych na przestrzeni października, listopada i grudnia. Było ich mniej, niż do tego przywykliście, ale przynajmniej tym razem nie zarzuciłam was lawiną tekstu ;)




Moje plany na luty? Odpocząć ;) Podobno czwarty semestr na medycynie daje w kość, dlatego muszę nabrać sił. Planuję porobić dużo zdjęć na instagrama, bo mój magiczny zapas się kurczy. Oczywiście chcę przeczytać dużo książek, obejrzeć mnóstwo filmów i generalnie oddawać się życiu nołlajfa. A wy zdradźcie mi w komentarzach, jak spędzacie ferie? 
Czytaj dalej »

sobota, 26 stycznia 2019

Przegląd dramowy #4

0
Jak sami widzicie, koniec roku odznaczał się tendencją spadkową w ilością obejrzanych dram. Duży wpływ na to miał nie tylko mój powrót na studia, ale także większa aktywność na blogu i na instagramie (@booksbygeekgirl), którego wreszcie założyłam we wrześniu. Oprócz tego wróciłam również do intensywnego czytania książek i pisania, musiałam znaleźć jakiś sposób, żeby na wszystko znaleźć czas i stąd nie miałam już tyle okazji i chęci, żeby oglądać koreańskie dramy, w dodatku przez ostatnie miesiące nie pojawiło się zbyt wiele ciekawych propozycji, dlatego w ostatnich trzech miesiącach 2018 roku obejrzałam tylko sześć dram. Niemniej jestem bardzo zadowolona z tego wyniku, bo w większości były to naprawdę dobre dramy. Niżej możecie poznać moją opinię na ich temat. 



Jugglers
★★★★★★★☆☆☆

Opis: Jugglers opowiada historię Jwa Yoon Yi, która zostaje niesłusznie zwolniona z pracy sekretarki z powodu podejrzeń o romans ze swoim szefem, dla którego pracowała przez wiele lat, znosząc poniżenie w milczeniu. Yoon Yi dostaje ponowne przypisanie i tak trafia do biura gburowatego, odpychającego Nam Chi Wona, który nie chce sekretarki i robi wszystko, aby kobieta zrezygnowała z pracy u niego. Z czasem jednak Nam Chi Won nie tylko przyzwyczaja się do jej obecności, ale także odkrywa, że zaczyna czuć do niej coś więcej. 

Nie miałam wielkich oczekiwań względem tej dramy, ale okazała się przesłodka! Jeśli chodzi o wątek romantyczny pomiędzy szefem w firmie a sekretarką, dużo większą uwagę wśród publiczności przyciągnęło Why Secretary Kim, ale według mnie Jugglers jest o wiele lepsze, zarówno pod względem budowania relacji głównych bohaterów, jak i elementów humorystycznych czy rozwoju fabuły. Jugglers nie stara się być czymś więcej, niż jest w rzeczywistości, a jest to po prostu doskonale skrojona workplace drama z przeuroczym romansem, który czasami był aż za cukierkowy i dostawałam ciarek od całej tej słodkości, nie zmienia to jednak faktu, że uwielbiam tę dramę. Pokochałam również drugoplanowych bohaterów, właściwie nie było wątku, który by mnie nie interesował, a Baek Jin Hee została wliczona w poczet moich ulubionych aktorek. Może pod koniec zaczęło już trochę brakować scenarzystom pomysłu na pociągnięcie całej historii, ale to idealny kandydat do binge-watch'u i zapewnia naprawdę dużą dozę rozrywki na świetnym poziomie. 



100 Days My Prince
★★★★★★★☆☆☆

Opis: Lee Yool jest następcą tronu, który nie okazuje żadnych pozytywnych emocji i jest perfekcjonistą traktującym wszystkich z chłodną wyższością. Z powodu suszy, która zapanowała w kraju i nacisków ze strony doradców pragnących, by Lee Yool spłodził potomka, książę wydaje edykt, że każdy powyżej dwudziestego roku życia w państwie ma znaleźć sobie małżonka i wziąć ślub do końca miesiąca. Hong Shim to silna, niezależna kobieta, która para się różnych zajęć, aby się utrzymać. W wieku 28 lat jest najstarszą starą panną w Korei, ale nie ma zamiaru zmieniać swojego statusu. Kiedy Lee Yool w trakcie próby zabójstwa zostaje ranny, w lesie odnajduje go przyszywany ojciec Hong Shim i zabiera go do swojego domostwa. Na skutek poniesionych obrażeń Lee Yool stracił całą swoją pamięć i na skutek edyktu, który sam wydał, musi ożenić się z Hong Shim.

Rok 2018 można śmiało określić jako posuchę dla sageuków (czyli dram historycznych), bo jeśli się nie mylę, przez cały rok pojawiły się łącznie dwie, trzy dramy z tego gatunku i strasznie przez to cierpiałam, bo to jeden z moich ulubionych gatunków, w głównej mierze to właśnie seriale historyczne sprawiły, że zakochałam się w kulturze Korei. Właśnie dlatego wiedziałam, że nieważne, jaki poziom będzie sobą prezentować 100 Days My Prince, na pewno tę produkcję obejrzę, choć już na samym wstępie pojawia się zanik pamięci, a za tym motywem nie przepadam. Powiem wam jednak, że całość wypadła o wiele zgrabniej i sensowniej, niż się spodziewałam. Przede wszystkim to pierwsza drama, jaką obejrzałam, która bardziej niż na życiu pałacowym skupia się na życiu tych niższych warstw społeczeństwa w Joseon i była to bardzo miła odmiana. W 100 Days My Prince wcale nie dzieje się wiele, choć jak zawsze w tle pojawiało się wiele intryg, ale jest to niezwykle urzekająca historia, niby prosta, ale zdecydowanie mnie w sobie rozkochała. Siła leży przede wszystkim w aktorach, zwłaszcza w D.O., który został wprost skrojony do tej roli. Co prawda podejrzewam, że na długo w mojej pamięci nie zostanie, lecz i tak gorąco ją wam polecam, świetnie się przy niej bawiłam. 



The Smile Has Left Your Eyes
★★★★★★★★☆☆

Opis: The Smile Has Left Your Eyes opowiada historię skomplikowanej miłości rozwijającej się między wolnym i nieprzewidywalnym, ale niebezpiecznym Kim Moo Youngiem, który staje się głównym podejrzanym w sprawie, w której ofiara wcale nie popełniła samobójstwa jak podejrzewano. Dla Kim Moo Younga wszystko jest grą, nie ma żadnych ludzkich emocji, lecz jego życie zaczyna się zmieniać, gdy poznaje pełną empatii i ciepła Yoo Jin Kang, która z czasem staje się jego azylem mimo blizn, jakimi naznaczyło ją życie. 

O The Smile Has Left Your Eyes pisałam już przy okazji TOP 5: Najlepsze dramy 2018 roku. Co prawda nie została wliczona stricte do tego zestawienia, została wliczona jako bonus, ale już wiecie, że ten serial zdecydowanie wywarł na mnie duże wrażenie. Pod wieloma względami ta historia jest niezwykła, przede wszystkim wyróżnia się specyficznym, odrobinę niepokojącym, ale intrygującym klimatem. Nigdy nie spotkałam podobnej historii, naprawdę nie sposób było przewidzieć, w jakim kierunku podąży, a twórcy trzymali nas w napięciu do ostatniej chwili. Bohaterowie są niesamowici, skomplikowani i niejednoznaczni, nikt tutaj nie jest ani do końca dobry, ani do końca zły i dotyczy to bezwarunkowo wszystkich. Oczywiście najbardziej zachwycona jestem Kim Moo Youngiem, w którego wciela się Seo In Gook i nie wynika to jedynie z mojej nieskończonej miłości do tego aktora, ale ze sposobu, w jaki przedstawił swojego bohatera. Wszystko jest w nim fascynujące, do tego jest w nim niesamowita głębia, Moo Young jest złamany w brzydki, a jednocześnie przepiękny sposób. Seo In Gook ożywił tę postać, jego mimika jest nie z tego świata i nie mogę przestać zachwycać się jego kunsztem aktorskim, bo kiedy płacze, ja płaczę razem z nim, kiedy się uśmiecha, ja uśmiecham się razem z nim, ma tak niesamowitą charyzmę. Jung So Min również stworzyła niezwykłą bohaterkę, pełną empatii, ale niezwykle silną i niezłomną. Do tej pory nie potrafię się pogodzić z zakończeniem, wymazuję dwa ostatnie odcinki z głowy i udaję, że nigdy ich nie było. Ale absolutnie uważam, że warto obejrzeć The Smile Has Left Your Eyes, bo posiada wiele niesamowitych elementów, których nie znajdziecie w żadnej innej kdramie ♥



Where Stars Land
★★★★★★☆☆☆☆

Opis: Where Stars Land opowiada historię pracowników lotniska Incheon, a w szczególności niezdarnej, choć radosnej Han Yeo Reum oraz tajemniczego, cichego Lee Soo Yeon, który wydaje się być zdystansowany i ponury, ale w rzeczywistości, z powodu swojego bolesnego sekretu, jest po prostu samotny. W trakcie wspólnego rozwiązywania wielu trudnych sytuacji na lotnisku, Soo Yeon i Yeo Reum, mimo zupełnie odmiennych osobowości, zbliżają się do siebie.

Where Stars Land zaczęłam oglądać, bo miałam ochotę na coś prostego, niezobowiązującego i przyjemnego. Taki serial, żeby go obejrzeć, w miarę dobrze się przy nim bawić, a potem szybko o nim zapomnieć i pod tym względem ta drama jest idealna. Nie jest wyjątkowa, nie irytuje widza, a przy tym ma kilka fajnych momentów. Co prawda czasami podczas oglądania czułam się, jakbym oglądała jedną wielką reklamę lotniska Incheon, widać było, że twórcy aż za bardzo się starają, żeby pokazać wszystkie blaski i cienie pracy na międzynarodowym lotnisku i właściwie większa część dramy skupia się właśnie na tym aspekcie, ale dla urozmaicenia zostały wprowadzone bardzo typowe schematy znane nam z innych koreańskich dram. Romans był całkiem słodki i przyzwoity, przede wszystkim polubiłam jednak drugoplanowych bohaterów, którzy wprowadzili trochę ciekawych sytuacji do fabuły. Where Stars Land jest idealne, jeśli nie macie czego oglądać, ale nie jest to specjalnie porywająca drama.



The Hymn of Death
★★★★★★★★☆☆

Opis: Kim Woo Jin nie marzy o niczym innym, jak o zostaniu pisarzem i tworzeniu literatury, która przyniesie odwagę i pokrzepienie Koreańczykom pozostającym pod okrutną okupacją japońską, jednak jego ojciec pragnie, by Woo Jin przejął po nim rodzinną firmę i przestał myśleć o głupotach. Ostatnie chwile wolności mężczyzna wykorzystuje na pisanie scenariuszy sztuk teatralnych, które ma zamiar przedstawić w swojej ojczyźnie. Do jego trupy dołącza utalentowana Yoon Shim Deok, pierwsze koreańskie soprano. Woo Jin i Shim Deok zakochują się w sobie, ale na ich drodze stoi wiele przeszkód do szczęścia, a ich los kończy się tragicznie. The Hymn of Death został nakręcony na podstawie prawdziwej historii życia Kim Woo Jina i Yoon Shim Deok.

O rany, jakie to było dobre. Już na samym początku poznajemy zakończenie tej historii, więc oglądanie rozkwitającego pomiędzy głównymi bohaterami uczucia było tym bardziej bolesne. Jest to krótka, zaledwie trzygodzinna drama, ale jak najbardziej zasługuje na waszą uwagę. Co prawda wydaje mi się, że Lee Jong Suk nie sprostał roli Kim Woo Jina, nie potrafił przekazać głębi jego emocji i desperacji, to aktor, który bardziej niż na warsztacie opiera się niestety na swojej atrakcyjności i ma wąski repertuar, jeśli chodzi o jego mimikę, ale za to Shin Hye Sun błyszczała w roli Yoon Shim Deok, była naprawdę niesamowita i jej autentyczność złamała moje serce na pół. To naprawdę przepiękna historia, a to, że wydarzyła się naprawdę, sprawiła, że jest tylko jeszcze bardziej tragiczna i zapadła mi w pamięć na długo.



Noble, My Love
★★★☆☆☆☆☆☆☆

Opis: Lee Kang Hoon to prezes znanej na cały świat koreańskiej firmy D.O.L. Pewnego dnia zostaje porwany i w trakcie dramatycznej ucieczki przed porywaczami zostaje poważnie rany. Traci przytomność pod drzwiami szpitala dla zwierząt, gdzie znajduje go weterynarz Cha Yoon Seo i leczy jego obrażenia. Tak rozpoczyna się historia romansu tej dwójki pochodzącej z różnych światów. 

Na koniec spotkała mnie wpadka. Gdyby nie Noble, My Love, ostatni kwartał roku mogłabym uznać za najlepszy dramowo od bardzo dawna, ale ta web drama odrobinę niszczy moje zestawienie. Słyszałam wiele pozytywnych komentarzy na temat wątku romantycznego w tym serialu, wszyscy mówili, że jest cudowny i przeuroczy, ale każdy odcinek tylko coraz bardziej mi uświadamiał, że romans między głównymi bohaterami nie ma nic wspólnego z tym, jak powinien wyglądać związek pomiędzy dwójką osób. Obejrzałam tę dramę do końca tylko z dwóch powodów: ponieważ jej odcinki są krótkie, piętnastominutowe i ponieważ nie mogłam uwierzyć w to, że ten wątek romantyczny jest tak tragiczny i chciałam zobaczyć finał, dosłownie do ostatniej minuty wierząc w to, że pojawi się choć jedna scena, która pokazałaby mi, że było warto się tyle męczyć. Ostatecznie jednak z bólem muszę powiedzieć, że żadna się nie trafiła. Gra aktorska była tak słaba, że co chwila parskałam śmiechem, widząc nieudolność głównych aktorów, dosłownie w każdym ich geście było widać sztuczność. Główny bohater jest szowinistą i brutalem, osobiście zgłosiłabym się na policję, żeby złożyć na niego doniesienie, zamiast się w nim zachowywać, bo sposób, w jaki Kang Hoon osaczał i traktował Yoon Seo jest absolutnie niedopuszczalny. Na szczęście Noble, My Love trwa jedynie pięć godzin, ale i tak to był czas zmarnowany. Nie oglądajcie tego. 
Czytaj dalej »

środa, 23 stycznia 2019

Luonto, czyli wołanie Matki Natury o pomoc

0
Melissa Darwood to nazwisko, które wielokrotnie obiło mi się o uszy w naszej rodzimej blogosferze, jednak po prostu nie miałam okazji po nią sięgnąć i autorka już miała stać się moim drugim Remigiuszem Mrozem (czyli ciągle obiecuję sobie, że przeczytam, ale ostatecznie nic z tego nigdy nie wychodzi), kiedy wreszcie Luonto wpadło mi w ręce. Nawet nie wiedziałam, o czym jest ta powieść, po prostu kupiłam i liczyłam na to, że przeżyję z nią wspaniałą przygodę. 

Chloris to nastolatka, której brakuje rodzinnej miłości. Żyje z jednej strony pod kloszem, jest bowiem uczulona na wiele produktów, a z drugiej prowadzi toksyczny tryb życia, imprezując i sięgając po używki. Dziewczyna zostaje wysłana na wieś do ciotki, gdzie w trakcie niespodziewanego trzęsienia ziemi spotyka Gratusa. Nieznajomy ratuje ją z opresji i okazuje się, że jest Homanilem, czyli pół-człowiekiem, pół-zwierzęciem. Chłopak, wbrew regułom, sprowadza Chloris do Luonto, czyli miejsca, w którym żyją podobne mu stworzenia. Luonto to swego rodzaju arka Noego, gdzie Homanilowie sprowadzają gatunki zwierząt, pragnąc uratować je przed apokalipsą, którą planuje rozpętać Matka Natura. Dlaczego jednak kazała ona sprowadzić Gratusowi do osady ludzką dziewczynę? Jak Chloris wpłynie na życie mieszkańców Luonto?

Od dawna żadna historia nie wywołała u mnie tak mieszanych odczuć. Z jednej strony jest to powieść, która wciągnęła mnie niemal od pierwszej strony i nie byłam w stanie odłożyć jej na bok, Luonto czytało mi się niezwykle szybko i przyjemnie, z drugiej mam wrażenie, jakby pewne aspekty były przekombinowane i nie współgrały z całością, a intryga była tak oderwana od rzeczywistości, pozbawiona sensu i spójności, że sama nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. W sumie mogę niejako podzielić moje wrażenia na pół – jestem zachwycona pierwszą połową książki, która naprawdę mile mnie zaskoczyła i jest to ta część, która skupia się na elemencie fantasy, natomiast druga połowa, po pewnym ogromnym zwrocie akcji, to totalna abstrakcja, która z każdą stroną stawała się coraz gorsza. Nie mogę wam dokładnie powiedzieć, skąd biorą się moje odczucia, ponieważ byłby to straszny spojler, a nie chcę wam psuć niespodzianki, bo autorka zrobiła coś naprawdę szalonego, wywracając niemalże całą historię do góry nogami, ale choć był to niezwykle interesujący zabieg, to nie do końca podoba mi się kierunek, w jakim podążyła od tego momentu cała fabuła.

Luonto skupia się na ukazaniu problemów współczesnego świata, które przez większość populacji są lekceważone, bo to nas nie dotyczy, to problem przyszłych generacji. Historia ta w dużej mierze opiera się na zagadnieniach związanych z ekologią oraz ochroną środowiska, opowiadając o największych zbrodniach ludzkości przeciwko naszej planecie i nawołując do prowadzenia życia w zgodzie z naturą. Podobna tematyka bardzo rzadko jest wplatana w fabułę powieści młodzieżowych, przynajmniej ja do tej pory się z tym nie spotkałam, więc zdecydowanie jest to ciekawy zabieg, na który warto zwrócić uwagę. Oprócz zagadnień związanych z przyrodą, dostajemy także szersze spojrzenie na współczesne uzależnienie człowieka od technologii i przemysłu. Uważam, że to bardzo ważne tematy, o których powinniśmy rozmawiać, lecz według mnie Luonto pokazuje trochę zbyt ekstremalne podejście, dla mnie to była trochę za duża skrajność, bo nie wszystkie zdobycze nauki prowadzą do totalnej zagłady świata, lecz bardzo doceniam nie tylko poruszenie tego problemu, ale także sposób, w jaki autorka wprowadziła go do fabuły, wykorzystując elementy fantastyki. Melissa Darwood od podstaw wykreowała cudowny świat i aż żałuję, że nie mieliśmy okazji dłużej w nim pobyć, bo chętnie poznałabym więcej ciekawostek dotyczących życia Homanilów, właśnie te aspekty całej fabuły najbardziej mnie interesowały.

Wydaje mi się, że Luonto to taka książka, którą można albo pokochać, albo znienawidzić. Jako miks gatunków wypada naprawdę intrygująco, zabiegi zastosowane przez autorkę są odważne i zaskakujące dla czytelników, ale coś mi tutaj po prostu nie gra. Głównym bohaterom brakowało charakteru i łatwo zleją się z morzem podobnych postaci, o których szybko zapominam. Chociaż początek był cudowny, mocny i wciągający, z każdą kolejną stroną chciałam więcej to koło dwusetnej strony wszystko nagle straciło sens, a im dalej brnęłam, tym bardziej zagmatwana i pozbawiona sensu jest książka. Jeszcze chociaż gdyby została osadzona w USA, tymczasem cała akcja ma miejsce w Polsce, co dodatkowo ograbiło Luonto ze szczątków wiarygodności. Tak naprawdę nie jestem w stanie ani polecić, ani odradzić wam tej powieści, musicie sami zdecydować, czy jesteście gotowi po nią sięgnąć i narazić się na rozczarowanie, choć może akurat wam ten szokujący zabieg przypadnie do gustu. Ja na pewno po tej próbce umiejętności Melissy Darwood będę chciała dać szansę innym jej powieściom, bo widzę po Luonto naprawdę ogromny potencjał i ciekawe pomysły autorki.

Czytaj dalej »

sobota, 19 stycznia 2019

Cuda za rogiem, czyli historia o potrzebie rozmowy i empatii

0
Cuda za rogiem były całkiem spontanicznym zakupem. Wiele osób zachwycało się lekturą tej książki na bookstagramie, ale wtedy nie byłam jeszcze do końca przekonana, potem zobaczyłam okładkę na żywo i absolutnie się w niej zakochałam, jednak dopiero korzystna cena zachęciła mnie do zakupu. Nie mówiłam wam tego jeszcze, ale bardzo rzadko sięgam po stricte świąteczne książki, ale Cuda za rogiem ma taką ciepłą, rodzinną, życzliwą atmosferę, że idealnie wpasowuje się w klimat świąt i właśnie wtedy postanowiłam sięgnąć po tę historię.  

Witaj w sklepie wielobranżowym, dzięki któremu rozwiążesz wszystkie swoje problemy!
Yūji Namiya przez wiele lat prowadził mały sklep osiedlowy. Ludzie przychodzili do niego nie tylko po to, żeby zrobić zakupy, ale też po radę w trudnych sytuacjach życiowych. Odbywało się to w dość nietypowy sposób. Listy z pytaniami wrzucali do sklepu przez otwór w rolecie, a odpowiedzi odbierali z pojemnika na mleko. Po śmierci właściciela budynek opustoszał, a o panu Namiya zapomniano. 
Kilkadziesiąt lat później troje złodziei – Shōta, Atsuya i Kōhei – trafia do dawnego sklepu, szukając kryjówki. Kiedy zmęczeni i głodni przeszukują stare półki sklepowe, wydarza się coś niespodziewanego: ktoś wrzuca do sklepu list. Okazuje się, że młoda kobieta prosi w nim o poradę. Kiedy zaskoczeni rabusie próbują zrozumieć sytuację, odkrywają, że list przyszedł do nich z przeszłości…
Opis z LubimyCzytać

Spodziewałam się, że Cuda za rogiem skupią się na opowiadaniu historii trójki złodziei, tymczasem można tę książkę określić jako zbiór krótkich opowiadań o ludziach, których łączy wysłanie listu do sklepu pana Namiyi. Za pomocą każdej z tych osób Keigo Higashino próbuje przekazać nam inną życiową lekcję, a przy tym nie próbuje piętnować żadnego z zachowań, które mogłyby się spotkać z oburzeniem i niezrozumieniem ze strony społeczeństwa. Podobało mi się to, że autor z niebywałą lekkością pokazuje to, co jest najważniejsze, ale w obecnych czasach wcale nie takie oczywiste – po prostu bycie dla siebie nawzajem. Pokazywanie osobie, która przechodzi trudny okres, że jest ktoś, kto bezwarunkowo ją wspiera, lecz to, co jest w tym kluczowe, to obiektywizm, nie ocenianie wyborów, jakie są podejmowane, bo każdy z nas jest inny, ma inne wartości, inne cele w życiu i to, co dla kogoś może być głupotą, dla kogoś innego jest sensem istnienia, dlatego Keigo Higashino wskazuje po prostu na potrzebę rozmowy i bliskości, którą każdy z nas w sobie ma, ale niekoniecznie potrafi ją pokazać. Cuda za rogiem to bezinteresowność w najczystszej postaci pod tym względem jest to cudowna historia. 

Podczas czytania nie mogłam się jednak pozbyć wrażenia, że to, co czytam, jest zbyt proste. Oczywiście poszczególne opowieści naszych bohaterów były niezwykle zajmujące, ale cały czas łapałam się na tym, że styl, w jakim zostały opisane, jest po prostu zbyt banalny. Być może siła tej książki miała tkwić właśnie w prostolinijności, bezpretensjonalności, lecz już sam język był tak zwyczajny i przeciętny, że momentami miałam wrażenie, jakbym przeczytała wypracowanie napisane przez ucznia podstawówki (choć pewnie niektóre dzieci w tym wieku i tak lepiej posługują się bardziej kwiecistym słownictwem). Tutaj pojawia się z kolei pytanie, czy jest to wina tłumaczenia, bo jednak polski i japoński znacząco różnią się od siebie i jakieś niuanse mogły uciec w trakcie przekładu powieści, czy może przyczyna leży już w samym oryginale i bardzo oszczędnym stylu pisania Keigo Higashino. Zdania są bardzo krótkie, proste, co nadaje akcji szybkiego tempa, ale jednocześnie utrudnia rozsmakowanie się w treści, zżycie z całą historią, taka forma wcale nie zachęcała do głębszych przemyśleń, ponieważ wszystkie wątki było mocno skumulowane i szybko dobiegały końca.

To prawda, że Cuda za rogiem to przyjemna, lekka lektura z mądrym przesłaniem, ale osobiście nie jestem nią usatysfakcjonowana. Bardzo szybko się ją czyta, lecz na pewno nie zostaje w pamięci na dłużej. Można ją przeczytać ku pokrzepieniu serc, jednak nie ma tutaj żadnych fajerwerków, morał jest oczywisty, przemiana bohaterów natychmiastowa i mało wiarygodna. Nie ma tutaj niczego odkrywczego czy wyróżniającego się, ale ma przekaz, który warto wcielić w życie.

Czytaj dalej »

środa, 16 stycznia 2019

Postanowienia czytelnicze na 2019 rok

0
Jak już wiecie, w zeszłym roku przeczytałam niewiele, bo zaledwie 28 książek. Jak na osobę, która średnio co roku czytała ok. 70 książek, jest to zatrważająco słaby wynik, przynajmniej ja tak czuję. A to oznacza, że mam w sobie mnóstwo motywacji i chęci, by w 2019 roku przeczytać jak najwięcej, więc dlaczego by nie wykorzystać mojego zapału i przekuć go w coś dobrego? Dlatego chcę postawić przed sobą pewne czytelnicze cele i dążyć do nich w tym roku. Jest ich co prawda całkiem sporo i istnieje duża szansa, że nie uda mi się ich wszystkich spełnić, ale chcę chociaż spróbować i przekonać się, jak mi pójdzie. W 2018 roku postawiłam na wyczytywanie swoich zapasów z domowej biblioteczki i poszło mi naprawdę dobrze, dlatego jestem pełna optymizmu co do moich postanowień na 2019 rok.


Przeczytać 100 książek
To cel, którego nigdy nie udało mi się osiągnąć. Najbliżej byłam, gdy przeczytałam 97 książek w rok i gdzieś z tyłu głowy wciąż mam to niezmienne pragnienie, by odznaczyć setną powieść przeczytaną w danym roku. Zawsze byłam osobą, która czyta stosunkowo dużo, a teraz, gdy powoli odnajduję równowagę między obowiązkami i różnymi przyjemnościami, naprawdę chciałabym w końcu osiągnąć ten cel, który ciągnie się za mną już od lat. 

Kończyć więcej serii
Jak sami mogliście się przekonać w moim podsumowaniu zeszłego roku (Rok 2018 w książkach), jestem beznadziejnym przypadkiem, jeśli chodzi o kończenie serii. Ten sam wniosek mogliście wyciągnąć z mojej Półki wstydu na 2019 rok. Moim zadaniem na ten rok jest ukończenie co najmniej 10 rozpoczętych serii, do których wliczamy zarówno te, które już zaczęłam, jak i te, które dopiero zacznę czytać w tym roku. To oznacza, że muszę przeczytać co najmniej 10 finałowych tomów i nie ma, że boli i nie chcę się rozstawać z lubianymi historiami. Niekończenie serii to naprawdę moja pięta achillesowa, jednak wydaje mi się, że kiedy postawiłam przed sobą jasny cel 10 zakończeń, będzie mi łatwiej go osiągnąć.

Więcej różnorodności
Nie jestem z tego dumna, ale jestem dość hermetycznym czytelnikiem. Moja strefa komfortu opiera się na powieściach skierowanych do młodzieży, czyli główne na young adult i New Adult. Pod koniec zeszłego roku zaczęłam to zmieniać, tutaj jakiś kryminał, tutaj jakaś powieść obyczajowa, ale zdecydowanie nie chcę na tym poprzestać. Czas najwyższy wyjść ze swojej strefy komfortu i sięgnąć po tytuły, po które normalnie z wygody bym nie sięgnęła, czyli choćby reportaże albo po twórców z egzotycznych krajów, w końcu nie tylko Stany Zjednoczone i Wielka Brytania mają monopol na wydawanie książek. Zawsze ważny był dla mnie osobisty rozwój, a rozwijać mogę się tylko wtedy, gdy ciągle będę próbowała nowych rzeczy. Nie mam zamiaru rezygnować z moich ulubionych gatunków, ale chcę stopniowo zacząć wprowadzać zupełnie nową tematykę do swoich lektur i wierzę, że jestem na to jak najbardziej gotowa.

Sięgamy po klasyki!
A skoro jesteśmy już przy różnorodności to wypadałoby też wspomnieć o powieściach wliczanych do kanonu literatury. Lista BBC od dawna nie doczekała się z mojej strony kolejnych skreśleń i najwyższy czas to zmienić. Może w przyszłości do tej kategorii dodamy też laureatów różnych nagród, ale na razie chcę wykreślić co najmniej pięć tytułów z przygotowanej przez BBC listy. Myślę, że ten cel jest jak najbardziej osiągalny i możliwy do zrealizowania, a jeśli uda mi się przeczytać ich więcej, będę naprawdę zadowolona.

Więcej polskich autorów
W zeszłym roku zaczęłam częściej sięgać po twórczość polskich autorów i okazuje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Przeczytałam 5 książek polskich autorów na ogólnie 28, więc prawie 20% przeczytanych przeze mnie powieści wyszło spod pióra naszych rodzimych twórców, a zdarzało się, że w poprzednich latach na kilkadziesiąt książek żadna nie była polskiego autora, dlatego uważam, że jest to duży postęp. W 2019 roku podniesiemy poprzeczkę wyżej i powiedzmy, że przeczytam osiem książek naszych pisarzy! Dajmy im szansę.

Pisać regularnie bloga
Rok 2018 był mocno nierówny pod tym względem. W pierwszych dwóch miesiącach pojawiły się łącznie cztery posty, potem długo, długo nic i we wrześniu wróciłam do regularnej publikacji, tygodniowo pojawiają się dwie publikacje – w środę i sobotę o 16:30. Jestem zadowolona z tego systemu i przez ostatnie cztery miesiące, mimo powrotu na drugi rok medycyny, udawało mi się utrzymać systematyczność w pisaniu recenzji. Podobno kolejny semestr jest trudniejszy, więc zobaczymy, ale przypomniałam sobie, jak bardzo kocham blogowanie i nie chciałabym znowu z niego zrezygnować ani pozwolić na to, żeby na blogu zapadła taka cisza. Jeden post w tygodniu to absolutne minimum. Regularność dotyczy także publikowania zdjęć na moim bookstagramie (@booksbygeekgirl). Za każdym razem coraz bardziej się rozwijam i nie mogę się doczekać tego, co przyniesie rok 2019.


Jestem ciekawa, jak mają się wasze postanowienia na ten rok. Zrezygnowaliście z nich kompletnie czy postawiliście przed sobą jakieś cele do osiągnięcia? Znalazło się wśród nich miejsce dla czytelniczych postanowień czy dotyczą one innych sfer życia? Koniecznie dajcie znać!
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia