Obejrzałam w tym roku więcej dram niż w zeszłym, ale ironicznie okazało się, że jest o wiele mniej tytułów godnych polecenia i wartych waszej uwagi. Nie wiem, czy to dlatego, że obejrzałam już dość sporo koreańskich seriali i przez to trudniej mnie zachwycić, czy może w tym roku scenarzyści osiedli na laurach i nie starali się niczym zaskoczyć publiczności. Ostatecznie udało mi się wytypować pięć dram (z 33, jakie obejrzałam), jednak w moim odczuciu wciąż nie są tak dobre jak z zeszłorocznej edycji, dlatego jeśli dopiero planujecie się zagłębić w świat azjatyckich produkcji albo to wasze pierwsze tytuły, odsyłam do Najlepszych dram 2017 roku, bo tam znajdziecie naprawdę genialne tytułu. Tymczasem oto moja piątka z tego roku plus jedno wyróżnienie, od którego zaczynamy.
THE SMILE HAS LEFT YOUR EYES
Są takie tytuły, których wiem, że nie odpuszczę i The Smile Has Left Your Eyes był jednym z nich. Ta historia od początku zdawała się idealnie wpasowywać w mój gust, dlatego czekałam na nią od momentu, w którym zostało ogłoszone, że zostanie włączona do ramówki. Opowiada historię skomplikowanej miłości rozwijającej się między wolnym i nieprzewidywalnym, ale niebezpiecznym Kim Moo Youngiem, który staje się głównym podejrzanym w sprawie, w której ofiara wcale nie popełniła samobójstwa jak podejrzewano. Dla Kim Moo Younga wszystko jest grą, nie ma żadnych ludzkich emocji, lecz jego życie zaczyna się zmieniać, gdy poznaje pełną empatii i ciepła Yoo Jin Kang, która z czasem staje się jego azylem mimo blizn, jakimi naznaczyło ją życie.
Niewiele brakowało tej dramie, by znalazła się w gronie moich ulubieńców, bo The Smile Has Left Your Eyes pod wieloma względami jest niezwykłe i nie dajcie się zwieść prostemu opisowi. Dla mnie przede wszystkim wyróżnia się specyficznym, odrobinę niepokojącym, ale intrygującym klimatem na tle innych koreańskich produkcji. Nigdy nie spotkałam podobnej historii, jednocześnie tak skomplikowanej i prostej, naprawdę nie sposób było przewidzieć, w jakim kierunku podąży, a twórcy trzymali nas w napięciu do ostatniej chwili. Bohaterowie są niesamowici, skomplikowani i niejednoznaczni, nikt tutaj nie jest ani do końca dobry, ani do końca zły i dotyczy to bezwarunkowo wszystkich, dzięki czemu cała historia jedynie zyskała, nasze postaci są bowiem zdolne do wszystkiego, by ochronić to, co jest dla nich najważniejsze i nie zawahają się nawet przed morderstwem. Oczywiście najbardziej zachwycona jestem Kim Moo Youngiem, w którego wciela się Seo In Gook i nie wynika to jedynie z mojej nieskończonej miłości do tego aktora, ale ze sposobu, w jaki przedstawił swojego bohatera. Wszystko jest w nim fascynujące, do tego jest w nim niesamowita głębia, Moo Young jest złamany w brzydki, a jednocześnie przepiękny sposób. Seo In Gook ożywił tę postać, jego mimika jest nie z tego świata i nie mogę przestać zachwycać się jego kunsztem aktorskim, bo kiedy płacze, ja płaczę razem z nim, kiedy się uśmiecha, ja uśmiecham się razem z nim, ma tak niesamowitą charyzmę. Jung So Min również stworzyła niezwykłą bohaterkę, pełną empatii, ale niezwykle silną i niezłomną. Każda z drugoplanowych postaci również zasługuje na uwagę, być może z wyjątkiem Seung Ah, lecz ją lepiej po prostu przemilczeć. Moo Young i Jin Kang to dla mnie największe OTP tego roku i śmiało zaliczyłabym tę dramę do ulubionych, gdyby nie dwa czynniki. Pierwszy z nich to jeden z najważniejszych wątków pierwszej połowy dramy. Według mnie był on irytujący, a później w dodatku okazało się, że kompletnie niepotrzebny. Choć odgrywał ogromną rolę w fabule, twórcy wybrali najłatwiejszy sposób, żeby go zakończyć, a potem kompletnie o nim zapomnieli. Wrócili do niego dopiero na przestrzeni ostatnich odcinków, ale i tak niesmak pozostał. Wiem, dlaczego był on potrzebny na początku, mimo że mnie denerwował, jednak ostatecznie został źle poprowadzony i całość wyszła bez sensu. Natomiast mój drugi zarzut dotyczy zakończenia. Nie. Nie. Jeszcze raz nie. Nie pogodzę się z nim, wymazuję dwa ostatnie odcinki z głowy i udaję, że nigdy ich nie było. Ale absolutnie uważam, że warto obejrzeć The Smile Has Left Your Eyes, bo ma tyle niesamowitych elementów, że zasługuje na waszą uwagę ♥
MR SUNSHINE
Na tę dramę czekałam ponad rok. Dramy od scenarzystki Kim Eun Sook należą do moich absolutnych ulubieńców i jeszcze się na nich nie zawiodłam, dlatego na kolejny serial spod jej pióra czekałam od momentu zakończenia jej poprzedniej produkcji, czyli cudownego Goblina, którego końcówka mnie zniszczyła. Moje oczekiwania więc narastały wraz z upływającym czasem i Mr Sunshine miał naprawdę wysoko postawioną poprzeczkę, ale sprostał moim oczekiwaniom, choć ich nie przewyższył. Mr Sunshine opowiada historię chłopca, który przyszedł na świat w rodzinie niewolników, ale w wyniku tragicznych wydarzeń musi uciekać z Korei i trafia do Ameryki, gdzie zostaje kapitanem marynarki U.S. Powraca do swojego kraju urodzenia jako konsul i tam poznaje niezwykłą arystokratkę, Go Ae Sin, która walczy z wrogimi mocarstwami próbującymi odebrać niepodległość Korei.
Mr Sunshine urzeka. Błyskotliwym, wysublimowanym humorem, bezinteresownym heroizmem, nieśpieszną narracją i pięknymi bohaterami. To prawdopodobnie najpiękniej nakręcona produkcja, jaką w życiu oglądałam, dbałość kinematograficzna o szczegóły, sposób, w jaki już sam pojedynczy obraz opowiada całą historię, bogactwo krajobrazów i barw. Po obejrzeniu Mr Sunshine żadna drama nie wydawała mi się dość dobra, bo jakość stanowczo odbiegała od poziomu, jaki prezentuje sobą Mr Sunshine. Hollywood powinno się uczyć operowania kamerą od twórców tego serialu, jego siła nie tkwi jednak jedynie w kinematografii, ale także w samej historii i bohaterach. Co prawda, mimo trudnego okresu w dziejach Korei, w jakim została osadzona fabuła, akcja nie pędzi do przodu, lecz dla mnie jest coś czarującego w tej powolnej narracji, choć nie ukrywam, że momentami odcinki zaczynały mi się dłużyć. Uwielbiam to, że scenarzystka czerpała ze wszystkiego, co ten okres miał jej do zaoferowania, tworząc niebanalne postaci i wątki. Go Ae Shin nie jest typową delikatną arystokratką, do czego przyzwyczaiły nas inne produkcje. Chociaż potrafi być wyniosła, umie się też przyznać do błędu, a obowiązek wobec kraju stawia ponad miłość, co było niezwykle ożywcze. Eugene Choi z kolei pod tym względem jest jej przeciwieństwem, zdradzi nawet własne przekonania, jeśli to oznacza, że kobieta, którą kocha, będzie bezpieczna. Wątek romantyczny nie był również typowy, a choć sama kibicowałam najpierw Dong Mae, a później Hui Seongowi (wybacz, Eugene!), to ostatecznie jestem bardzo usatysfakcjonowana tym, jak się potoczył. Muszę też wspomnieć o Kudo Hinie, moja absolutna faworytka, do tej pory żałuję, że nie dostała więcej czasu ekranowego! Jednak mimo tego, że Mr Sunshine posiada oryginalny zamysł na fabułę i nietuzinkowych bohaterów, nie byłam tak zainwestowana emocjonalnie w historię, jakbym się tego spodziewała, dlatego mimo najszczerszych chęci nie mogę go uznać za najlepszą dramę w tym roku, ale zdecydowanie zasługuje na miejsce w TOP 5.
COME AND HUG ME
Come and Hug Me to był kolejny must watch na mojej liście na ten rok. Zakazana, tragiczna miłość i milion przeszkód stojących na drodze do szczęścia to moje klimaty, a w dodatku młodego Na Moo gra mój ulubiony, niesamowicie zdolny aktor młodego pokolenia, czyli Nam Da Reum. Come and Hug Me to tragiczna opowieść miłosna, która rozgrywa się na przestrzeni dwunastu lat. Yoon Na Moo i Gil Nak Won byli swoimi pierwszymi miłościami. Zostali jednak rozdzieleni przez straszliwe wydarzenia zimowej nocy, gdy ojciec Na Moo będący seryjnym mordercą, zamordował rodziców Nak Won i gdyby chłopak nie stanął w jej obronie, prawdopodobnie zabiłby również i ją. Dwanaście lat później Na Moo przyjął imię Chae Do Jin i jest znany jako pełny pasji i życzliwy detektyw, podczas gdy Nak Won stała się Han Jae Yi i postanowiła pójść w ślady matki, zostając sławną aktorką. Ich drogi przecinają się raz jeszcze, a choć łączy ich tragiczna przeszłość, uczucie między nimi nigdy tak naprawdę nie wygasło.
Od początku miałam dobre przeczucia względem Come and Hug Me i absolutnie się nie zawiodłam. To piękna historia, która najpierw złamie wasze serca na miliony kawałeczków, a później zacznie stopniowo je sklejać i w końcu uleczy wasze dusze. Come and Hug Me to opowieść o sile, o przebaczeniu i winie, o ruszaniu do przodu po straszliwej tragedii, choć jakaś twoja część już zawsze będzie stała w tym samym miejscu, zatrzymana w momencie, w którym twoje życie runęło. Ta drama nie jest niepotrzebnie przesadzona, scenarzyści nie szukali na sił nieporozumień tam, gdzie ich nie było. Ta szczerość i prostolinijność Come and Hug Me jest największą zaletą, bo ta historia broni się sama. Niepotrzebne są tutaj rozpraszacze i zapychacze, które tak bardzo ukochali sobie koreańscy twórcy, niepotrzebne są humorystyczne wstawki psujące klimat czy nadmiar zwrotów akcji. Come and Hug Me każe nam zmierzyć się z własnymi demonami, ale jednocześnie daje nadzieję. Na to, że kiedyś będzie lepiej, że chociaż ból nie przeminie, to nauczymy się sobie z nim radzić. Niezwykła, wzruszająca historia.
SKETCH
Sketch to drama, po której nie spodziewałam się wiele. Miałam ochotę na kryminał, w dodatku żaden ciekawy serial nie był wtedy transmitowany i zupełnym przypadkiem postanowiłam dać jej szansę.... I to była jedna z najlepszych decyzji dramowych w tym roku! Porucznik Yoo Shi Hyun posiada niezwykłą zdolność – wpada w trans, w czasie którego rysuje maksymalnie pięć szkiców przedstawiających urywki przyszłości związane z czyjąś śmiercią. W próbach zapobiegania przyszłym zbrodniom Yoo Shi Hyun pomaga mała jednostka śledcza, do której z czasem dołącza Kang Dong Soo, w którego ręce przez przypadek wpadł szkicownik Shi Hyun zawierający szczegóły dotyczące przyszłej śmierci narzeczonej mężczyzny. W wyniku wyborów podjętych przez Dong Soo, jego ukochana umiera, co sprawia, że policjant zaczyna współpracować z Shi Hyun, by odnaleźć zabójcę jego narzeczonej.
Sketch to zdecydowanie jedna z najbardziej niedocenianych dram tego roku. Było o niej zaskakująco cicho i wciąż nie potrafię tego zrozumieć, bo Sketch jest po prostu niesamowite. Być może ogólny opis fabuły nie brzmi zbyt oryginalnie, lecz twórcy znacząco wykroczyli poza początkowe ramy, rozwijając tę historię w zaskakujący sposób. Każdy kolejny odcinek był lepszy od poprzedniego, napięcie narastało, stawka była podbijana coraz wyżej. Co ja przeżyłam, oglądając ten serial... Przysięgam, te wszystkie szalone zwroty akcji sprawiały, że serce zaczynało mi walić w piersi, a szczęka opadała aż do podłogi, nie sposób przewidzieć, czym scenarzyści nas zaskoczą. Akcja pędzi do przodu, a bohaterowie są bardzo nieoczywiści, bo fabuła stawia ich, a zarazem nas przed trudnymi moralnymi zagadnieniami. Czy warto poświęcić jedną osobę dla większego dobra? Czy cel uświęca środki? Sketch to coś więcej niż zwykła detektywistyczna drama, zauroczył mnie już od samego początku. Wciąż trochę ubolewam nad tym, że moje OTP się ze sobą nie zeszło, jednak zawsze można pomarzyć ;) Ale choć główni aktorzy wykonali kawał dobrej roboty, dla mnie całe show skradł niepozorny Lee Seung Joo w roli Yoo Shi Joona, starszego brata naszej głównej bohaterki. Pojawia się w fabule dość późno, jednak jest to dla mnie absolutny numer jeden.
TO.JENNY
Uwielbiam oglądać drama special, bo z reguły bardzo pozytywnie mnie zaskakują, ale w tym roku nie pojawiło się ich zbyt wiele ku mojemu niezadowoleniu. Śmiało mogę jednak uznać, że To.Jenny mi to wynagrodziło, bo jest to tak urocza historia, że nie można się w niej nie zakochać! 7 lat po ukończeniu szkoły średniej, Jung Min wciąż pracuje na pół etatu w sklepie swojego wujka. Jego wielkim marzeniem jest występowanie na scenie, ale mimo ogromnego talentu do pisania piosenek i śpiewania, Jung Min posiada paniczny lęk przed publicznymi występami. Na Ra, jego była koleżanka z klasy, zdobyła chwilową sławę, debiutując ze swoim girlsbandem, ale zespół został rozwiązany, a kontrakt Na Ry z wytwórnią wkrótce ma wygasnąć. Dziewczyna jest gotowa zrobić wszystko, żeby znowu pojawić się na scenie, jednak prezes stawia przed nią coraz trudniejsze do spełnienia wymagania. Jung Min i Na Ra spotykają się przypadkiem w sklepie, gdzie pracuje chłopak i ich życie znowu zaczyna nabierać tempa.
Właśnie sobie uświadomiłam, że To.Jenny to jedyna, prawdziwie słodka drama na tej liście, w której nie znajdziecie roztrzaskujących serce na malutkie kawałeczki tragedii, za to dostaniecie mnóstwo ciepła i uroku. Cała idea jest prosta w swoim zamyśle, ale przy tym niezwykle urzekająca i cudowna. Oglądałam tę zaledwie dwuodcinkową produkcję z szerokim uśmiechem, który nie schodził mi z ust, bo To.Jenny to nieskomplikowana, zabawna i ujmująca historia, która bezwarunkowo wprowadzi was w dobry nastrój. Jung Min, czyli główny bohater, to nowa miłość mojego życia, takich męskich bohaterów brakowało mi w koreańskich dramach. Całość okraszona świetną muzyką, a OTP na pewno sprawi, że wasze serca zabiją dla nich szybciej. To tylko dwie godzinki, nawet tego nie odczujecie, a w zamian możecie poznać naprawdę niesamowitą historię, która ogrzeje was w ten zaciekły mróz ♥
CHICAGO TYPEWRITER
Bardzo ostrożnie podchodziłam do tej dramy, wydawało mi się, że mi się nie spodoba, dlatego długo zwlekałam z jej obejrzeniem, lecz okazało się, że Chicago Typewriter to strzał w dziesiątkę i zupełnie niepotrzebnie się go obawiałam. Absolutnie najlepsza historia tego roku i jedna z najoryginalniejszych w ogóle, nie mam do czego się przyczepić, wszystko w niej było absolutnie doskonałe. Han Se Joo to współczesny pisarz, którego książki sprzedają się niczym ciepłe bułeczki, dzięki czemu zyskał status celebryty w Korei, jednak pierwszy raz w ciągu swojej kariery napotyka blokadę twórczą, której nie potrafi pokonać. Odkąd przestał pisać, zaczęły mu się śnić dziwne sny, w których jest pisarzem i rewolucjonistą w 1930 roku, w czasach okupacji japońskiej. Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się być skorzystanie z pomocy utalentowanego ghostwritera, Yoo Jin Oh, również pojawiającego się w snach, stawia on jednak warunki, na które Se Joo nie chce się zgodzić. W dziwnych wizjach pisarza pojawia się jeszcze jedna osoba, którą przez przypadek spotyka na swojej drodze – Jeon Seol, pani weterynarz i główna antyfanka aroganckiego Han Se Joo. Losy tej trójki zostały ze sobą związane na długo przed ich ponownym spotkaniu w dwudziestym pierwszym wieku, jednak czy uda im się rozwikłać tajemnicę z przeszłości, jednocześnie nie szkodząc swojej teraźniejszości?
To jedyny tytuł, który mogę z czystym sumieniem wpisać na listę moich ulubionych dram ever. To. Było. Takie. Dobre. Pomysł, wykonanie, poziom trzymany od początku do końca, cud, miód i orzeszki. Chicago Typewriter ma jeden z najoryginalniejszych pomysłów na fabułę, z jakim się spotkałam do tej pory, ale wielokrotnie już się przekonałam, że sama idea nie wystarczy, a tutaj i scenarzyści, i autorzy wycisnęli z tej historii wszystko, co się dało, tworząc prawdziwe arcydzieło.
Ta drama jest tak świeża, intrygująca i niesamowita, że aż słów mi brakuje. Wszystko jest dopracowane w najmniejszym szczególe, kinematografia zapiera dech w piersiach. Nie spodziewałam się, że zakocham się w Chicago Typewriter i bardzo długo zabierałam się za tę historię, ale już pierwszy odcinek sprawił, że straciłam głowę, a potem także i serce, akcja ani na chwilę nie zwalnia tempa, a każdy kolejny odcinek był jeszcze lepszy od poprzedniego! Do tego dochodzą świetnie napisani, wielowymiarowi bohaterowie, cudowny bromance i niesamowity, słodki romans, który sprawiał, że aż serce zaczynało mi szybciej bić i nie mogłam przestać się szczerzyć, widząc moje OTP na ekranie. Uwierzcie mi, warto obejrzeć Chicago Typewritera, który wyróżnia się oryginalnością, zabrał mnie na prawdziwy, emocjonalny rollercoaster, jednocześnie tworząc fantastyczną historię, która przebija niejedną powieść.
P. S. A jakie są wasze ulubione koreańskie dramy lub ogólnie seriale 2017 roku? Koniecznie dajcie znac, chętnie przyjmę wszystkie polecenia, również te amerykańskie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.