sobota, 12 stycznia 2019

Szeptucha, czyli rozczarowanie słowiańskimi wierzeniami

Szeptucha nie jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Katarzyny Bereniki Miszczuk. Czytałam już trylogię Ja, diablica bardzo dawno temu i świetnie się przy niej bawiłam, potem sięgnęłam po Drugą szansę, która odrobinę mnie zawiodła wykonaniem, ale wciąż uważam, że pomysł był genialny, a finał niesamowicie mnie zaskoczył. Przez to i przez pozytywne recenzje Szeptuchy wydawało mi się, że wiem, w co się pakuje. Tymczasem, jak się okazuje, kompletnie nie byłam przygotowana na to, co dostałam. 

A wszystko przez to, że Mieszko I zdecydował się nie przyjąć chrztu…
Gosława Brzózka, zwana Gosią, po ukończeniu medyny wybiera się do świętokrzyskiej wsi Bieliny na obowiązkową praktykę u szeptuchy, wiejskiej znachorki. Problem polega na tym, że Gosia – kobieta nowoczesna, przyzwyczajona do życia w wielkim mieście – nie cierpi wsi, przyrody i panicznie boi się kleszczy. W dodatku nie wierzy w te wszystkie słowiańskie zabobony. Bogowie nie istnieją, koniec, kropka!
Pobyt w Bielinach wywróci jednak do góry nogami jej dotychczasowe życie. Na Gosię czeka bowiem miłość. Czy jednak Mieszko, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego do tej pory widziała, naprawdę jest tym, za kogo go uważa? I co się stanie, gdy słowiańscy bogowie postanowią sprawić, by w nich uwierzyła?
Opis z LubimyCzytać

Szczerze mówiąc, jestem rozczarowana Szeptuchą. Sam pomysł na wykorzystanie motywu słowiańskich bóstw, osadzenie kraju w alternatywnej rzeczywistości, w której Polska nie przyjęła chrztu, przez co wszelkiego rodzaju mityczne stworzenia ze słowiańskiej mitologii biegają sobie wśród niczego nieświadomych ludzi, jest według mnie genialny i oryginalny. Byłam bardzo podekscytowana tym pomysłem, dlatego kiedy zaczęłam czytać, spodziewałam się, że zostaniemy wrzuceni w iście magiczny świat, tymczasem, choć pojawiają się nawiązania do legend, jest ich raczej niewiele, a przynajmniej dla mnie nie było ich wystarczająco dużo, zwłaszcza że po Szeptuchę zdecydowałam się sięgnąć głównie ze względu na ciekawe podejście do naszej historii. Kiedy jednak spojrzymy na tę historię jako na całość, łatwo się zorientować, dlaczego pojawia się nie tylko mało nawiązań, ale także ogólnie akcja swoją prędkością nie powala – wszystko stanowi bowiem jedynie tło dla wątku romantycznego rozwijającego się pomiędzy Gosią a Mieszkiem. Tylko skąd ta miłość się między nimi wzięła... Tego nie rozumiem do tej pory, nie ukrywajmy jednak, że Szeptucha to nie jest lektura najwyższych lotów. Nie spodziewałam się czegoś nie wiadomo jak ambitnego, jednak liczyłam na po prostu dobrą książkę z elementami fantasy, błyskotliwym humorem i wartką akcją, tymczasem cała powieść jest płytka, nijaka, nudna. Wątki są tutaj niezwykle przewidywalnie poprowadzone, a nasza bohaterka, zamiast zmierzyć się z faktem, że została niejako wybrana przez bogów, ciągle robi maślane oczy do Mieszka i myśli jedynie o jego twardych mięśniach.

Przechodząc do bohaterów... Chciałabym powiedzieć o nich coś dobrego, ale to naprawdę ciężkie zadanie. Gosia jest hipochondryczką i paranoiczką, ma fobię na punkcie kleszczy i zarazków, przy każdym, nawet najdrobniejszym zadrapaniu w palec recytuje listę chorób, a do tego cechuje ją brak zdrowego rozsądku i umiejętności logicznego myślenia. Ciągle jest nawiedzana przez bogów i ich wysłanników (którzy, swoją drogą, są płytcy jak kałuża i byli niemal wyraźnie wzorowani na bogach z Percy'ego Jacksona, choć nie ukrywajmy, że Rick Riordan zrobił to tysiąc razy lepiej), ale i tak wciąż w nich nie wierzy, do tego praktycznie niczego nie potrafi zrobić samodzielnie i uparcie ignoruje wszystko, co się dookoła niej dzieje. Gosława zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, nic jej nie odpowiada, ciągle narzeka i praktycznie wszystkiego się boi, a do tego potrzebny jest jej mężczyzna od zaraz, bo kto to widział, żyć samodzielnie i niezależnie?! Skandal! Mieszko z kolei to kolejny silny, odważny mężczyzna... I to tyle. A, jeszcze jest przystojny. Bardzo przystojny. Seksowny. Męski. Gosia właściwie tyle potrafiła zauważyć na jego temat przez całą książkę. Ten wątek romantyczny jest równie głęboki jak brodzik. Jestem z tego powodu zażenowana, bo desperacja naszej głównej bohaterki jest doskonale wyczuwalna i tylko z politowaniem czytałam po raz kolejny o tym, jak to dostaje ślinotoku na widok umięśnionego Mieszko. Poza tym bliżej zapoznajemy się jedynie z wiejską szeptuchą, u której Gosława terminuje, o reszcie właściwie nie ma co wspominać.

Nie rozumiem, dlaczego Szeptucha zbiera tak pozytywne recenzje. Dla mnie ta powieść jest pełna niedociągnięć, słabo zarysowanych bohaterów i nie przedstawia sobą niczego wartościowego. Świat stworzony przez Miszczuk miał tak wiele do zaoferowania, tymczasem został spłycony i pozbawiony interesujących niuansów, różne święta jak Jare Święto czy Zielone Świątki zostały przedstawione jako okazja do picia na umór, odurzania się narkotykami i urządzania dzikich orgii. Książka jest przepełniona humorem, ale niestety kompletnie nie trafia on w mój gust, miało być zabawnie, a ja czułam głównie zażenowanie. O bohaterach wolę się więcej nie wypowiadać, bo brakuje mi już dyplomatycznych sformułowań. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej uświadamiam sobie to, że praktycznie nic ciekawego nie wydarzyło się w tej książce, czytałam ją z nadzieją na jakieś bum, tymczasem nic takiego nie nastąpiło, a powieść urywa się jakby w połowie. Chociaż nie lubię zaczynać i nie kończyć serii, z czystym sumieniem odpuszczam sobie kontynuację cyklu Kwiatu paproci, bo nie zdzierżę więcej Gosławy. Miało być intrygująco, pomysłowo i zabawnie... A wyszło jak wyszło.


Seria Kwiat paproci:
Szeptucha // Noc Kupały // Żerca // Przesilenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia