Clovis La Fay. Magiczne akta Scotland Yardu to powieść, którą w zeszłym roku zupełnie przypadkiem zakupiłam na Targach Książki we Wrocławiu. Początkowo w ogóle nie miałam zamiaru zabierać się za tę powieść, ale pan na stoisku Wydawnictwa SQN był tak sympatyczny i tak miło mi się z nim rozmawiało, że ostatecznie opuściłam stoisko ze świeżutkim egzemplarzem Clovisa. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wybór okazał się nadzwyczaj trafny, o czym zaraz sami się przekonacie!
Clovis LaFay ma kłopoty rodzinne. Nieżyjący już ojciec miał reputację czarnego maga, znacznie starszy przyrodni brat jest wrogo nastawiony, a dzieci tego ostatniego… No cóż, na pewne zaburzenia nie ma jeszcze nazw – jest rok 1873 – co nie znaczy, że nie istnieją te zjawiska.
John Dobson, dawny przyjaciel Clovisa i nadinspektor świeżo utworzonej jednostki wydziału detektywistycznego londyńskiej policji metropolitalnej również ma liczne problemy. Z pieniędzmi nie jest najlepiej, z prowincji przyjechała młodsza siostra, podwładni krzywo patrzą na zwierzchnictwo młodego eksporucznika artylerii, a najgorsze, że w Londynie drastycznie brakuje egzorcystów!
Alicja Dobson waha się: zamążpójście czy pielęgniarstwo? Sęk w tym, że konkurenci się nie tłoczą, a zajęcia z magii leczenia na kursie pielęgniarskim okazały się nie całkiem tym, na co miała nadzieję. Clovis LaFay chętnie służy pomocą w tym drugim problemie, a kto wie, może i w pierwszym? Chociaż czegoś się jakby boi…
Opis z LubimyCzytac.pl
Clovis La Fay. Magiczne akta Scotland Yardu to powieść, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Naprawdę nie miałam względem niej większych oczekiwań i myślałam, że będzie to kolejna książka, którą kupiłam niepotrzebnie pod wpływem impulsu, przeleży na półce nieczytana kilka lat, a potem się jej pozbędę, tymczasem pewnego dnia, gdy żaden inny tytuł w mojej biblioteczce mnie nie przekonywał, postanowiłam dać jej szansę i absolutnie tego nie żałuję. Historia Clovisa niesamowicie mnie wciągnęła, do tego stopnia, iż strasznie żałuję, że nie doczekaliśmy się jeszcze drugiej części spod pióra Anny Lange (ktoś wie, czy w ogóle możemy się spodziewać kolejnego tomu przygód młodego nekromanty?). Bardzo urzekł mnie klimat wiktoriańskiego Londynu, subtelny humor powieści, nieco bardziej ambitna fabuła, mimo wyraźnego skierowania w stronę młodzieży oraz połączenie magii z wątkami kryminalnymi.
Nie obyło się jednak bez wad. Mam wrażenie, że Clovis La Fay. Magiczne akta Scotland Yardu jest trochę za bardzo przegadany, a przez to momentami ciężki w odbiorze – jest to lektura, której absolutnie nie da się przeczytać za jednym zamachem, musiałam rozłożyć czytanie na kilka dni, bo już po kilkudziesięciu stronach czułam znużenie rozległymi opisami. W dodatku akcja toczy się dość leniwym tempem i jest przerywana – teraźniejszość co rozdział przeplata się z przeszłością, ukazując historię Clovisa, Johna czy Alicji jeszcze za czasów szkolnych i choć ten zabieg pozwolił nam spojrzeć na wydarzenia z innej perspektywy, to nie ukrywam, że według mnie rozdziały zostały źle rozłożone. Po prostu o wiele bardziej ciekawiły mnie bieżące wydarzenia, a ten przerywnik po każdym rozdziale strasznie wybijał mnie z rytmem i sprawiał, że najchętniej ominęłabym go bez czytania, wracając do kryminalnej zagadki rozwiązywanej przez naszą trójkę głównych bohaterów. To wszystko sprawiło, że płynność czytania i całej akcji była zachwiana, przez co skończenie Clovisa La Faya zajęło mi więcej niż zwykle i wymagało ode mnie większych nakładów skupienia oraz cierpliwości.
Po powieści, która zawiera w sobie nekromantów, opętania i skomplikowaną, rodzinną przeszłość skrywającą wiele trupów w szafach (dosłownie i w przenośni) spodziewałam się bardziej mrocznego, ciężkiego klimatu, lecz atmosfera jest zaskakująco lekka, a błyskotliwy humor stanowi bez wątpienia ogromną zaletę Magicznych akt Scotland Yardu. Intryga, choć przewidywalna, była dobrze skrojona i dostarczyła dreszczyku emocji, również bohaterowie zasługują na pochwałę. Clovis La Fay jest bardzo nietuzinkowym głównym bohaterem – to wrażliwy introwertyk lubujący się w historii i nauce, który całe godziny mógłby spędzać na dyskusjach i przytaczaniu naukowych dzieł, naprawdę trudno nie polubić tego małego geniusza, który ożywia się w trakcie rozmowy o swoich pasjach. John Dobson mógłby stać się typowym mięśniakiem, a zamiast tego jest porządnym młodym mężczyzną, który mimo powściągliwości, ma w sobie mnóstwo empatii i zawsze postępuje słusznie, a do tego grona dołącza jeszcze jego siostra, Alicja, która pragnie więcej, niż może otrzymać jako kobieta w tych czasach. Wątek romantyczny jest bardzo subtelny i przewija się gdzieś w tle, stanowiąc bardziej dodatkowy smaczek niż główną oś wydarzeń.
Clovis La Fay. Magiczne akta Scotland Yardu urzekają kreatywnym sposobem na włączenie społeczności magów w krajobraz XIX-wiecznej Anglii, intrygującymi bohaterami, wysublimowanym humorem i ciekawym klimatem. Jest to całkiem udane połączenie fantastyki, powieści historyczno-obyczajowej i kryminału; może nie porywa specjalnie i nie wbija w fotel, ale bez wątpienia pozostawia pozytywne odczucia po lekturze i jestem naprawdę mile zaskoczona tym, że polska autorka stworzyła równie intrygującą historię, która spokojnie mogłaby konkurować z tymi zagranicznymi. Uważam, że warto dać Clovisowi szansę, choćby po to, by się przekonać, że nasi rodzimi pisarze też potrafią napisać ciekawe fantasy young adult!
★★★★★★☆☆☆☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.