Ostatni przegląd filmowy pojawił się ponad rok temu, więc pomyślałam, że musimy to jak najszybciej nadrobić! Zwłaszcza że na tegorocznych wakacjach obejrzałam zaskakująco dużo (jak na mnie) filmów, więc będę miała o czym z wami rozmawiać! Standardowo przyjmuję od was wszelkie polecenia w komentarzach, podzielcie się ze mną wartościowymi produkcjami na długie, jesienne wieczory!
WHIPLASH
(2014)
Andrew jest utalentowanym, ale nieśmiałym perkusistą, uczniem konserwatorium muzycznego na Manhattanie. Chłopak marzy o wielkiej karierze. Aby zrealizować plany, postanawia dołączyć do szkolnej orkiestry jazzowej prowadzonej przez okrutnego nauczyciela Terence'a Fletchera. Pod kierunkiem bezwzględnego Fletchera, Andrew zaczyna dążyć do doskonałości za wszelką cenę - nawet własnego człowieczeństwa.
Whiplash to film, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się wiele, bo fabuła brzmiała raczej schematycznie i wydawało mi się, że motyw wrednego mentora doprowadzającego młodego muzyka do prawdziwej wirtuozerii jest nagminnie wykorzystywany, lecz Whiplash to zupełnie nowa jakość w tym zakresie. Przede wszystkim ogromne brawa należą się aktorom grającym pierwszoplanowe role – Miles Teller jako ambitny perkusista, który przechodzi przez prawdziwe piekło, by stać się godnym uwagi profesora Fletchera i J. K. Simmons w roli demonicznego Terence'a Fletchera uciekającego się do wyzwisk, a nawet rękoczynów, by wyciągnąć ze swoich muzyków maksimum ich umiejętności. Obaj panowie byli niesamowici. Whiplash od początku do końca trzyma w niesamowitym napięciu lepiej niż niejeden thriller czy film akcji, gra na emocjach, które sięgają zenitu, wbija w fotel, szokuje, ale też zmusza do przemyśleń.
THOR: RAGNAROK
(2017)
Thor zostaje uwięziony po drugiej stronie wszechświata. Osłabiony i pozbawiony swojego młota musi znaleźć sposób, by powrócić do Asgardu i pokonać bezwzględną, potężną Helę, tym samym powstrzymując zbliżający się Ragnarok, czyli zmierzch bogów i zagładę całej asgardzkiej cywilizacji. Przedtem jednak musi wydostać się z dziwacznej planety, stając do pojedynku z nie kto innym jak niesamowitym Hulkiem!
W sporze między fanami Marvela a DC nie zajmuję żadnego stanowiska. Właściwie można powiedzieć, że jestem mocno zacofana, bo większości filmów z uniwersum Marvela nie widziałam, w DC też mam tyły, Thor jest właściwie jedynym superbohaterem, z którym jestem na bieżąco, wcześniejsze dwa filmy widziałam w kinie, więc i na trzeci musiałam się wybrać. Oglądając Thor: Ragnarok, miałam wrażenie, że klimatem mocno odbiega od poprzednich części, lecz w zasadzie wyszło mu to na dobre. Nigdy nie byłam fanką irytującej Jane, w którą wcielała się Natalie Portman, więc jej brak już na wstępie poprawił mi humor, a dalej było tylko lepiej! Trochę absurdalnie, ale za to naprawdę zabawnie. No i jak tutaj się nie cieszyć, kiedy przez cały film można było podziwiać słowne przepychanki Lokiego i Thora?
P. S. Macie jakiegoś ulubionego Avengera? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
PONAD WSZYSTKO
(2017)
Ponad wszystko opowiada historię nastoletniej Maddie, która właściwie całe życie spędziła w swoim sterylnym, zamkniętym domu ze względu na chorobę odpornościową, która nie pozwala jej wieść normalnej egzystencji. Pewnego dnia do domu obok wprowadza się Olly wraz z rodziną, który zaczyna interesować się Maddie i wbrew okolicznościom, zakochują się w sobie.
Naprawdę lubię oglądać ekranizacje książek młodzieżowych. Z reguły robię to już po zapoznaniu się z lekturą, lecz w przypadku Ponad wszystko odwróciłam kolejność i nie znając jeszcze powieści, obejrzałam film. Niestety, nie mogę powiedzieć, żebym straciła dla niego głowę. Może kilka lat temu by mi się podobał, lecz teraz przez większość czasu się nudziłam. Nie czułam żadnego iskrzenia między głównymi aktorami, a większość Ponad wszystko skupiała się na budowaniu relacji między Maddie oraz Olly'm. Ich miłość kompletnie mnie nie interesowała, nie wydarzyło się nic specjalnego na przestrzeni całego filmu z wyjątkiem jednego momentu – szokującej koncówki, która jako jedyna mnie zaskoczyła i częściowo wynagrodziła mi spędzony z Ponad wszystko czas. Jest to całkiem przyjemna historia, która jednak nie zostawia po sobie trwałego wrażenia oraz śladu w pamięci. Słyszałam, że ekranizacja jest o wiele lepsza od książki, więc chyba podaruję sobie lekturę powieści Nicoli Yoon.
KINGSMAN: ZŁOTY KRĄG
(2017)
Siedziba brytyjskich agentów Kingsman zostaje wysadzona w powietrze. Ocaleli z zamachu członkowie dowiadują się, że w USA działa podobna organizacja szpiegowska, Statesman. Młody agent Eggsy wyrusza do Ameryki, by z pomocą tamtejszych agentów powstrzymać zagrażającą całemu światu, demoniczną Poppy Adams, szefową wielkiego kartelu narkotykowego i przestępczego stowarzyszenia Złoty Krąg.
Szczerze? Nie mam do powiedzenia nic pozytywnego na temat tego filmu. Nie wiem, jakim cudem udało mi się dotrwać do samego końca, lecz to bez wątpienia jedna z najgorszych produkcji, jakie oglądnęłam w życiu. Całość, która w zamierzeniu miała być prześmiewcza, dla mnie była raczej prostacka. Rozumiem, że zamysłem reżysera było stworzenie pastiszu, lecz humor kompletnie do mnie nie przemawiał i mimo że jest to film akcji, przez większość czasu ziewałam z nudów, nie czułam żadnego napięcia, sekwencje walki nie wywarły na mnie żadnego większego wrażenia, kompletnie mnie nie interesowało, co wydarzy się dalej, a cała fabuła była tak bezsensowna, że bardziej się już nie dało. Podobno pierwsza część była lepsza, nie wiem i nie mam zamiaru tego sprawdzać, bo oglądając Kingsmana: Złoty krąg, przeżyłam traumę i chcę ten film jak najszybciej wymazać z mojej pamięci, bo naprawdę cierpiałam katusze podczas seansu. Każdemu, kto zmarnował pieniądze i trzy godzinny cennego czasu na ten koszmar, serdecznie współczuję i łączę się z nim w bólu.
TWO LIGHTS: RELUMINO
(2017)
Two Lights: Relumino opowiada historię grupy ludzi z zaburzeniami wzroku, którzy spotykają się co tydzień na zajęciach z fotografii prowadzonych przez widzących wolontariuszy. Film skupia się przede wszystkim na rozwoju relacji pomiędzy testerką zapachów Soo Yeong oraz muzykiem In Soo, którzy pierwszy raz poznają się w ramach tego klubu.
Jest to krótki, zaledwie półgodzinny film, lecz uwierzcie mi, że naprawdę warto go zobaczyć! Wzruszający, uroczy, a przy tym pouczający, brak mi słów, by opisać, jak piękne jest Two Lights: Relumino. Kinematografia dosłownie zapiera dech w piersiach, aktorzy są niesamowici, grając osoby niewidome, zwłaszcza Han Ji Min stanęła na wysokości zadania. Mogłoby się wydawać, że w zaledwie trzydzieści minut nie da się opowiedzieć pełnej historii, że na końcu pojawi się niedosyt, lecz jest to tak zgrabnie nakręcony film, tak dopracowany i przemyślany, że na końcu byłam całkowicie usatysfakcjonowana seansem. Zdarzały się momenty, w których byłam bardzo blisko łez, ale także chwile, w których wybuchałam śmiechem i cieszyłam się razem z bohaterami. To piękna, znacząca historia pokazująca codzienność osób z różnymi uszkodzeniami wzroku i naprawdę warto dać jej szansę, gwarantuję, że na końcu będziecie czuć czystą radość. Two Lights: Relumino obejrzałam już kilka razy i z każdym odtworzeniem zakochiwałam się w tym filmie coraz bardziej, dlatego jestem przekonana, że wy też się w nim zakochacie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.