To pierwsza powieść Olgi Rudnickiej, jaką miałam okazję czytać i również pierwsza recenzowana na blogu książka napisana przez polskiego autora. Nic więc dziwnego, że moje nadzieje były rozbudzone, a ja liczyłam na dobrą lekturę. Jak wypadło moje zapoznanie się z polskim kryminałem?
Dagmar Różyk, zwany przez swoich współpracowników Diabłem, zostaje znaleziony martwy w swoim gabinecie. Za życia był oczkiem w głowie prezesa, obiektem pożądania kobiet i nienawiści mężczyzn, a teraz jest po prostu sztywnym trupem. Motywów zabójstwa jest więc wiele, a podejrzanych jeszcze więcej. Jedyną osobą, która zna wszystkie tajemnice szefa, jest Monika, jego sekretarka, która jako ostatnia widziała denata, a do tego miała idealną sposobność do dokonania zabójstwa, dlatego staje się główną podejrzaną. Zdeterminowana, aby oczyścić się z zarzutów, rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Pomaga jej w tym Mateusz Jankowski, jej sąsiad i młody policjant, który po szkole oficerskiej wylądował na stanowisku stażysty w wydziale kryminalnym, gdzie starzy wyjadacze niechętnie patrzą na ambitnego nowicjusza. Z czasem odsuwają go od śledztwa z powodu jego powiązań z Moniką, ale Mateusz nie wierząc w winę dziewczyny, postanawia za wszelką cenę odkryć prawdę, ryzykując tym samym swoją przyszłą karierę.
Diabli nadali to powieść wielowątkowa, w której nie tylko losy różnych bohaterów się ze sobą splatają, ale także różne płaszczyzny czasowe przenikają się nawzajem. Niestety, całokształt wypada przez to chaotycznie. Autorka skacze między różnymi okresami czasu, to przenosząc nas kilka lat wstecz, to wyrzucając nas kilka dni do przodu od właściwej akcji, to znowu cofając się parę dób w tył. Oprócz przestawiania dat, Olga Rudnicka zaserwowała nam również zmiany narracji - czasem podążamy śladami Moniki, by po chwili czytać o przemyśleniach Mateusza, jego przełożonych, w końcu poznajemy perspektywę samego Diabła czy podlegającej mu Magdy, która od dawna zabiegała o względy Dagmara. Te przeskoki momentami były tak niespodziewane, że z trudem próbowałam jakoś to opanować. Według mnie w Diabli nadali brakuje płynności, całość nie jest spójna, a akcja dynamiczna, bo choć ostatecznie wszystko się ze sobą łączy i ma sens, to sposób przedstawienia historii za pomocą urywkowych scen mi nie odpowiada. Rozumiem zamysł autorki, która chciała, aby w odpowiednim momencie wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce jak puzzle, ale tak naprawdę wprowadziło to straszny zamęt.
Diabli nadali to komedia kryminalna z naciskiem na to pierwsze słowo. Akcja jest prowadzona na granicy absurdu i chociaż zazwyczaj jestem fanką podobnego rozwiązania, tutaj wypada to raczej słabo. Komiczne sytuacje, które teoretycznie powinny mnie rozbawić, nie wywołały u mnie żadnej reakcji. Autorka sięgnęła po różne stereotypy, wyolbrzymiła ludzkie wady i słabości, zabawiła się konwencją, robiąc to w sposób przystępny i smaczny, ale z jakiegoś powodu sarkastyczny humor zawarty w tej książce zupełnie do mnie nie trafia. Mam również zastrzeżenia co do zakończenia, które zostało potraktowane po macoszemu, podobnie jak kilka innych wątków. Główny motyw nie został wyjaśniony i chyba to najbardziej mnie ubodło - nie wiadomo, do jakich informacji dotarła dziennikarka śledcza, a przecież to one były podstawą kolejnych wydarzeń. Nie mam nic przeciwko na wpół otwartym zakończeniom, ale tutaj niedomówienie ma zbyt wielką wagę, bym mogła przymknąć na nie oko.
Jak na razie Diabli nadali nie wypada zbyt dobrze w mojej ocenie. Co można zaliczyć do plusów? Na pewno książkę czytało mi się bardzo lekko i szybko, a łączenie faktów podrzucanych nam co jakiś czas przez Olgę Rudnicką było naprawdę przyjemne. Wątek kryminalny jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem tej powieści, mimo wymienionych przeze mnie wcześniej potknięć. Zagadka stojąca za morderstwem Diabła była naprawdę interesująca, ale niestety mam wrażenie, że została zupełnie zepchnięta na bok przez relacje między bohaterami. Większość z nich była mi obojętna, jednak muszę w tym miejscu wspomnieć o Diable - ku mojemu zaskoczeniu, bardzo go polubiłam. Jestem przekonana, że przypadnie do gustu zarówno wielbicielkom mocnych charakterów, jak i romantyczkom, bo szatańsko pociągający mężczyzna posiada wiele twarzy, chociaż na co dzień bazuje tylko na wizerunku niepoprawnego łamacza kobiecych serc.
Diabli nadali przypomina mi nieco ubogiego krewniaka książek o Stephanie Plum - z nie tak błyskotliwym humorem, gorszymi postaciami i mniej zawrotną akcją, ale za to z lepszym, bardziej pokrętnym wątkiem kryminalnym. Nie będę Was specjalnie namawiała do przeczytania tej powieści, ale jeśli to Wasze klimaty, spróbujcie. Może nie zawiedziecie się tak bardzo jak ja.
Dagmar Różyk, zwany przez swoich współpracowników Diabłem, zostaje znaleziony martwy w swoim gabinecie. Za życia był oczkiem w głowie prezesa, obiektem pożądania kobiet i nienawiści mężczyzn, a teraz jest po prostu sztywnym trupem. Motywów zabójstwa jest więc wiele, a podejrzanych jeszcze więcej. Jedyną osobą, która zna wszystkie tajemnice szefa, jest Monika, jego sekretarka, która jako ostatnia widziała denata, a do tego miała idealną sposobność do dokonania zabójstwa, dlatego staje się główną podejrzaną. Zdeterminowana, aby oczyścić się z zarzutów, rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Pomaga jej w tym Mateusz Jankowski, jej sąsiad i młody policjant, który po szkole oficerskiej wylądował na stanowisku stażysty w wydziale kryminalnym, gdzie starzy wyjadacze niechętnie patrzą na ambitnego nowicjusza. Z czasem odsuwają go od śledztwa z powodu jego powiązań z Moniką, ale Mateusz nie wierząc w winę dziewczyny, postanawia za wszelką cenę odkryć prawdę, ryzykując tym samym swoją przyszłą karierę.
Diabli nadali to powieść wielowątkowa, w której nie tylko losy różnych bohaterów się ze sobą splatają, ale także różne płaszczyzny czasowe przenikają się nawzajem. Niestety, całokształt wypada przez to chaotycznie. Autorka skacze między różnymi okresami czasu, to przenosząc nas kilka lat wstecz, to wyrzucając nas kilka dni do przodu od właściwej akcji, to znowu cofając się parę dób w tył. Oprócz przestawiania dat, Olga Rudnicka zaserwowała nam również zmiany narracji - czasem podążamy śladami Moniki, by po chwili czytać o przemyśleniach Mateusza, jego przełożonych, w końcu poznajemy perspektywę samego Diabła czy podlegającej mu Magdy, która od dawna zabiegała o względy Dagmara. Te przeskoki momentami były tak niespodziewane, że z trudem próbowałam jakoś to opanować. Według mnie w Diabli nadali brakuje płynności, całość nie jest spójna, a akcja dynamiczna, bo choć ostatecznie wszystko się ze sobą łączy i ma sens, to sposób przedstawienia historii za pomocą urywkowych scen mi nie odpowiada. Rozumiem zamysł autorki, która chciała, aby w odpowiednim momencie wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce jak puzzle, ale tak naprawdę wprowadziło to straszny zamęt.
Diabli nadali to komedia kryminalna z naciskiem na to pierwsze słowo. Akcja jest prowadzona na granicy absurdu i chociaż zazwyczaj jestem fanką podobnego rozwiązania, tutaj wypada to raczej słabo. Komiczne sytuacje, które teoretycznie powinny mnie rozbawić, nie wywołały u mnie żadnej reakcji. Autorka sięgnęła po różne stereotypy, wyolbrzymiła ludzkie wady i słabości, zabawiła się konwencją, robiąc to w sposób przystępny i smaczny, ale z jakiegoś powodu sarkastyczny humor zawarty w tej książce zupełnie do mnie nie trafia. Mam również zastrzeżenia co do zakończenia, które zostało potraktowane po macoszemu, podobnie jak kilka innych wątków. Główny motyw nie został wyjaśniony i chyba to najbardziej mnie ubodło - nie wiadomo, do jakich informacji dotarła dziennikarka śledcza, a przecież to one były podstawą kolejnych wydarzeń. Nie mam nic przeciwko na wpół otwartym zakończeniom, ale tutaj niedomówienie ma zbyt wielką wagę, bym mogła przymknąć na nie oko.
Jak na razie Diabli nadali nie wypada zbyt dobrze w mojej ocenie. Co można zaliczyć do plusów? Na pewno książkę czytało mi się bardzo lekko i szybko, a łączenie faktów podrzucanych nam co jakiś czas przez Olgę Rudnicką było naprawdę przyjemne. Wątek kryminalny jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem tej powieści, mimo wymienionych przeze mnie wcześniej potknięć. Zagadka stojąca za morderstwem Diabła była naprawdę interesująca, ale niestety mam wrażenie, że została zupełnie zepchnięta na bok przez relacje między bohaterami. Większość z nich była mi obojętna, jednak muszę w tym miejscu wspomnieć o Diable - ku mojemu zaskoczeniu, bardzo go polubiłam. Jestem przekonana, że przypadnie do gustu zarówno wielbicielkom mocnych charakterów, jak i romantyczkom, bo szatańsko pociągający mężczyzna posiada wiele twarzy, chociaż na co dzień bazuje tylko na wizerunku niepoprawnego łamacza kobiecych serc.
Diabli nadali przypomina mi nieco ubogiego krewniaka książek o Stephanie Plum - z nie tak błyskotliwym humorem, gorszymi postaciami i mniej zawrotną akcją, ale za to z lepszym, bardziej pokrętnym wątkiem kryminalnym. Nie będę Was specjalnie namawiała do przeczytania tej powieści, ale jeśli to Wasze klimaty, spróbujcie. Może nie zawiedziecie się tak bardzo jak ja.
5/10