niedziela, 17 kwietnia 2016

Czarne jak heban, czyli była sobie raz dziewczynka, której nie było

Czarne jak heban to zakończenie mojej przygody z trylogią o Lumikki Andersson (recenzje poprzednich tomów: tutaj i tutaj). Chociaż intrygująca, a momentami nawet inspirująca historia młodej Finki przypadła mi do gustu, nie mogę powiedzieć, że wzbudziła we mnie ogromne emocje. Aż do teraz. 

W szkole trwają przygotowania do spektaklu o Królewnie Śnieżce, w którym Lumikki gra główną rolę. Po kilku próbach z partnerem ze sceny zaczyna łączyć ją coraz bardziej skomplikowana relacja. Czyżby to miała być miłość? A może chwilowa fascynacja? W tym samym czasie Lumikki zaczyna dostawać listy od tajemniczego wielbiciela, którego zauroczenie powoli przeradza się w obsesję. Prześladowca grozi dziewczynie krwawą zemstą, jeśli ta nie spełni jego żądań. Lumikki stara się odkryć tożsamość Cienia, ale żeby ją poznać, będzie musiała się zmierzyć ze swoją mroczną przeszłością.

Czarne jak heban to bezapelacyjnie najlepsza część całej trylogii! Salla Simukka przeszła samą siebie, racząc nas mroczną interpretacją baśni o Śnieżce, w której sercu zalęgła się ciemność. Właśnie nawiązań do baśni brakowało mi najbardziej w drugim tomie, w pierwszym było ich niewiele, za to w tym autorka całkowicie rozwinęła skrzydła, racząc nas idealnie wkomponowanymi w fabułę, poetyckimi porównaniami do historii rozpowszechnionej przez braci Grimm. Jestem urzeczona sposobem, w jaki Salla Simukka wykorzystała Śnieżkę do kreacji niepowtarzalnego klimatu Czarnych jak heban (wiem, że ciągle się powtarzam, ale te nawiązania są naprawdę genialne!).

Po zakończeniu lektury jestem jednocześnie zszokowana i zakochana jednocześnie. To niesamowite, jak autorka zgrabnie operuje niedopowiedzeniami i tajemnicami, doprowadzając nas do białej gorączki, kiedy wyciąga kolejne asy z rękawa, a napięcie sięga zenitu. Po raz pierwszy nieustraszona Lumikki zostaje zaszczuta, nie potrafi poradzić sobie z trudną sytuacją, w której się znalazła za sprawą psychologicznych gierek prześladowcy, a to sprawia, że czytelnik, który widział zawsze główną bohaterkę opanowaną, zaczyna odczuwać coraz większy niepokój. Dostawałam ciarek przy każdej wysyłanej przez szalonego wielbiciela wiadomości, nie mogąc się doczekać rozwiązania zagadki. Autorce udało się zupełnie zbić mnie z tropu, a z powodu zaskoczenia szczęka opadła mi chyba aż do podłogi. Salla Simukka dopracowała fabułę w każdym najdrobniejszym szczególe, a ja mogę Was zapewnić, że nikt z Was nie spodziewa się tego, co przyszykowała na wielki finał.

Najbardziej żałuję, że Czarne jak heban to tak krótka książka, bo w tym momencie po głowie krążą mi tylko dwa słowa: chcę więcej! To było coś niesamowitego, poruszającego i uderzającego do głowy, a jak na złość ta część trylogii jest najkrótsza, liczy sobie zaledwie 189 stron. Stąd moje pytanie: jak żyć? Czarne jak heban są dla mnie ogromnie pozytywnym zaskoczeniem, tajemnicze, mroczne i nieprzewidywalne, z niezapomnianą atmosferą i charakterystycznym, porywającym stylem pisania Salli Simukki. Po tę książkę naprawdę warto sięgnąć (nie trzeba znać wydarzeń z dwóch poprzednich tomów)!

8/10

11 komentarzy:

  1. Planuję zabrać się za tę serię :) ostatnio nasluchalam się o niej samych dobrych opinii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej serii, ale zapowiada się naprawdę intrygująco. Jak trafi się okazja, to chętnie po nią sięgnę :)

    http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O serii nie słyszałam i być może kiedyś sie za nią zabiorę, bo troszkę mnie zaciekawiłaś <3
    Ma dużo aspektów, które mi się niezmiernie podobaja :)
    zapiskizgredka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś miałam chęć na poznanie tej trylogii, ale potem jakoś zapomniałam o niej. Teraz znów wróciła myśl, żeby dać jej szansę. Jeśli zdecyduję się czytać to na pewno zacznę od początku i mam nadzieję, że nie zrażę się i dotrwam do trzeciej, jak piszesz najlepszej, części :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Intryguje mnie ta seria. Rzadko spotykamy się z tego typu powieściami, dlatego jestem jej ogromnie ciekawy. Mam nadzieję, że w tym roku w końcu sięgnę po pierwszy tom :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z przyjemnością zapoznałabym się z całą serią ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się pewna baśniowość, o której piszesz i chyba czas sięgnąć po tę trylogię. Zachecająca recenzja :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. To moja absolutnie ukochana seria, uwielbiam kreację Lumikki i całą tę historię. Świetna opowieść. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tytuł postu naprawdę trafny;) Słyszałam wiele dobrych opini na temat tej serii jednak to chyba nie są moje tematy, choć muszę przyznać,że twoja opinia brzmi zachęcająco ;)
    http://themessofbookie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę. Przeczytać. Tą. Trylogię. Ostatnio mam dość słodkich do porzygu romansów, więc kiedy skończę Igrzyska Śmierci, na pewno się za nią zabiorę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Koniecznie muszę przeczytać tę trylogię. Szkoda tylko, że ostatnia część jest tak krótka :D

    OdpowiedzUsuń

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia