wtorek, 31 stycznia 2017

Podsumowanie stycznia

0
Dopiero co 2016 dobiegał końca i zabierałam się za jego podsumowanie, a tutaj pierwszy miesiąc nowego roku już za nami! Upływ czasu coraz bardziej mnie przeraża, jednak styczeń spędziłam w wyjątkowo miłej, przyjemnej atmosferze, więc tym razem nie będę aż tak narzekała, bo doskonale wiem, gdzie podziały się te wszystkie godziny i nie mogłabym ich lepiej wykorzystać ;) 

ZRECENZOWANE


DODATKOWO


PODSUMOWANIE I PLANY

Styczeń był dla mnie miesiącem nieustannego fangirlingu ;) Co chwila zakochiwałam się w jakiejś nowej książce czy produkcji, przez co cały czas chodziłam rozemocjonowana, dzieląc swój czas między wybuchy zachwytu i depresji. Styczeń stoi bez wątpienia pod znakiem dram koreańskich, które zupełnie nieoczekiwanie zauroczyły mnie do tego stopnia, że przez kilka dni nie byłam w stanie oderwać się od monitora, urządzając sobie niekończące się maratony kolejnych seriali, choć nigdy nie miałam do tego skłonności. Ba!, kultura koreańska zaczęła mi się tak bardzo podobać, że zaczęłam nawet się uczyć Hangul (koreański alfabet) i stawiam pierwsze nieśmiałe kroki na drodze ku poznaniu tego języka. Gorąco was zachęcam do wyjścia ze swojej strefy komfortu i spróbowania czegoś nowego! Nigdy specjalnie nie interesowałam się azjatyckim dziedzictwem, nawet nie sądziłam, że coś takiego jest w stanie mi się spodobać, a teraz zupełnie przepadłam dla koreańskich dram i wiem, że to dopiero początek. Dlatego wyjdźcie poza ustalone ramy i poszukajcie czegoś świeżego dla siebie, naprawdę warto!
Między maratonami udało mi się znaleźć trochę czasu dla książek, choć nie ukrywam, że obecnie zeszły trochę na drugi plan przez wzgląd na moją nowo odkrytą fascynację. Najlepszą książką miesiąca bez wątpienia zostaje Szóstka Wron, która podbiła moje serce już od pierwszej strony i do tej pory mam ciarki, gdy tylko pomyślę o tej powieści oraz genialnych bohaterach. Musicie konieczne zapoznać się z tą historią! Najgorszą powieścią zostaje Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno Kirsty Moseley, strasznie pusta, pozbawiona przekazu książka promująca niewłaściwe wzorce. A miałam nadzieję na słodką, przyjemną powieść! Nie warto po nią sięgać, stanowczo odradzam.
Jeżeli zaś chodzi o moje plany na luty to... nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Nie brzmi zbyt pociągająco, jednak nie mam wyjścia. Zacznę też was zasypywać recenzjami koreańskich dram, choć postaram się to zrobić w małym natężeniu, żebyście zbyt szybko nie mieli dość ;) Zaczęłam się także zastanawiać nad założeniem książkowego instagrama. Co sądzicie o tym pomyśle? Wielu z was podobają się moje zdjęcia i skoro mogę je wykorzystać w jeszcze jakiś sposób, chętnie to zrobię.  

Czytaj dalej »

niedziela, 29 stycznia 2017

100 książek, które chciałabym przeczytać [2017]

0
Do tej pory nie robiłam podobnych postów, ale stwierdziłam, że dzięki podobnej liście będę mogła za rok sprawdzić, jak rzeczywistość ma się do moich czytelniczych planów. Od dawna moim marzeniem jest przeczytanie 100 książek w rok i może 2017 okaże się być tym okresem, w którym uda się dobić do magicznej setki ;) Najbliżej byłam w 2014, kiedy przeczytałam 97 powieści. Ale już nie przedłużając, przedstawiam wam sto pozycji, które planuję przeczytać w tym roku. Mam zamiar regularnie powracać do tego posta i zaznaczać przeczytane książki (okładki są wtedy w szarym kolorze), a także linkować recenzje, więc jeśli jesteście ciekawi, jak mi idzie, będziecie mogli to sprawdzić i ewentualnie na mnie pokrzyczeć, kiedy nie będę wypełniała swojego planu ;)

Kiedy wszystko się zmienia, Lisa De Jong // Kiedy pozostaje żal, Lisa De Jong // O wiele więcej, Kim Holden // Gus, Kim Holden // November 9, Colleen Hoover // Never, Never, Colleen Hoover, Tarryn Fisher // Confess, Colleen Hoover // Kochając pana Danielsa, Brittainy C. Cherry

Zaczynamy od New Adult, które dość nieoczekiwanie w zeszłym roku stało się jednym z moich ulubionych gatunków, choć poszukiwanie intrygujących perełek NA potrafi być momentami frustrujące. W pierwszej ósemce znajduje się jednak dużo pewniaków, na których mocno liczę – w 2016 zakochałam się zarówno w twórczości Lisy De Jong, jak i Kim Holden, więc wierzę, że w tym roku również zawładną moim sercem. Brittainy C. Cherry na pewno pisze solidnie, ale jeszcze do końca mnie do siebie nie przekonała, a choć z Colleen Hoover łączy mnie love-hate relationship, czuję wewnętrzną powinność zapoznawania się z kolejnymi tytułami wychodzącymi spod jej pióra.

Ocalenie Callie i Kaydena, Jessica Sorensen // Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno, Kirsty Moseley // Raze, Tillie Cole // Dręczyciel, Penelope Douglas // Real, Katy Evans // Mine, Katy Evans // Remy, Katy Evans // Na krawędzi zawsze, J. A. Redmerski

Druga ósemka również dotyczy New Adult, jednak zgromadzone tu powieści są nieco mroczniejsze, utrzymane w cięższych, bardziej depresyjnych oraz brutalnych klimatach. Aż pięć z tych książek znajduje się już na moich półkach, z czego dwie od dłuższego czasu i bardzo chciałabym się za nie zabrać, bo już zbyt długo zalegają w mojej biblioteczce i wypadałoby zacząć wyczytywać niekończące się zbiory nieprzeczytanych historii ;)

Głębia Challengera, Neal Shusterman // Moje serce i inne czarne dziury, Jasmine Warga // Co, jeśli... Rebecca Donovan // Pod presją, Michelle Falkoff // Między wierszami, Tammara Webber // Konkurs, Julie Murphy // Aż po horyzont, Morgan Matson // Oddam ci słońce, Jandy Nelson

Płynnie przeskakujemy do contemporary, po które sięgam dość rzadko, ale skoro chcę zwiększyć różnorodność czytanych przeze mnie pozycji, musiałam się zdecydować na kilka tytułów. Głębia Challengera pojawiła się w zapowiedziach dosłownie przed chwilą, lecz cudowna okładka oraz intrygujący opis sprawiły, że od razu wskoczyła na moją palącą listę potrzeb ;) Oddam ci słońce czeka na mojej półce właściwie od dnia premiery. Byłby ktoś tak miły i kopnął mnie w tyłek, żebym w końcu zabrała się za tę powieść? Nie wiem, jaka będzie moja skuteczność w przypadku pozostałych powieści contemporary, skoro z roku na rok podchodzę do tego gatunku z coraz większą niechęcią, jednak na pewno się postaram.

Szóstka Wron, Leigh Bardugo // Z mgły zrodzony, Brandon Sanderson // Inwazja na Tearling, Erika Johansen // Naznaczeni śmiercią, Veronica Roth // Ruina i rewolta, Leigh Bardugo // Mroczniejszy odcień magii, V. E. Schwab // Fobos. Tom 2, Victor Dixen // Zakazane życzenie, Jessica Khoury

A teraz czas na coś, co tygryski lubią najbardziej, czyli fantastyka! Znajduję się w posiadaniu niemal wszystkich tych książek i chciałabym zabrać się za nie już w najbliższym czasie. Dzięki przecudownej Szóstce Wron wkroczyłam w 2017 rok ze wspaniałą powieścią fantasy i chyba właśnie tego gatunku będę się najmocniej trzymać przez te trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Może New Adult na chwilę mnie kupiło, ale to właśnie w fantasy czuję się najlepiej. Muszę też w końcu zabrać się za uwielbianego przez wszystkich Sandersona, choć na chwilę obecną jego cegiełki trochę mnie odstraszają.

Waleczna czarownica, Danielle L. Jensen // Ostatnie tchnienie, Jennifer L. Armentrout // Królestwo kanciarzy, Leigh Bardugo // Dwór mgieł i furii, Sarah J. Maas // Uwięziona w bursztynie, Diana Gabaldon // Wiatrodziej, Susan Dennard // Pieśń Jutra, Samantha Shannon // Królowa Cieni, Sarah j. Maas

Kolejna ósemka jest jedną z moich ulubionych w całym zestawieniu, bo składa się z samych perełek! Są to kontynuacje moich najukochańszych serii fantasy, za które koniecznie muszę się zabrać w najbliższym czasie. To, ile musiałam czekać na Ostatnie tchnienie, Królestwo kanciarzy, Dwór mgieł i furii, The Song Rising czy Królową cieni... Ten czas był dla mnie po prostu wiecznością!

Jedyna, Kiera Cass // Naznaczeni. Mroczna strona, Jennifer Lynn Barnes // Opposition, Jennifer L. Armentrout // Dni krwi i światła gwiazd, Laini Taylor // W spojrzeniu wroga, Amie Kaufman, Meagan Spooner // W sercu światła, Amie Kaufman, Meagan Spooner // Po zmierzchu, Alexandra Bracken // Król uciekinier, Jennifer A. Nielsen

Przechodzimy do trochę przypadkowej ósemki, w której zgromadziłam powieści z różnych odłamów young adult będących kontynuacjami czytanych przeze mnie cykli. W tym roku chcę rozprawić się z większą ilością serii, bo ich kończenie nigdy nie było mocną stroną, a finał Mrocznych umysłów, Córki dymu i kości czy Lux czeka na mnie od dawna!

Znak Ateny, Rick Riordan // Dom Hadesa, Rick Riordan // Krew Olimpu, Rick Riordan // Greccy bogowie według Percy'ego Jacksona, Rick Riordan // Ukryta wyrocznia, Rick Riordan // Młot Thora, Rick Riordan // Podwieczność, Brodi Ashton // Wieczna więź, Brodi Ashton

Okazało się, że dla książka Ricka Riordana muszę stworzyć oddzielną kategorię, ten autor bez wątpienia rządzi w całym zestawieniu ;) Chciałabym nareszcie skończyć Olimpijskich Herosów, których czytanie idzie mi niestety jak krew z nosa. Ostatnio jednak coraz lepiej radzę sobie z dużą ilością perspektyw w książce i może uda mi się w miarę szybko przetrawić pozostałe trzy części z tego cyklu, żebym mogła się zabrać za Apolla i boskie próby! Mój ukochany bóg od Riordana jako główny bohater?! Za nic nie mogę tego przegapić! A Magnus Chase zupełnie mnie oczarował po pierwszym tomie, więc oczywistym następstwem jest sięgnięcie po Młot Thora.

Harry Potter and the Goblet of Fire, J. K. Rowling // Harry Potter and the Order of the Phoenix, J. K. Rowling // Harry Potter and the Half-Blood Prince, J. K. Rowling // Harry Potter and the Deathly Hallows, J. K. Rowling // Harry Potter i Przeklęte Dziecko, J. K. Rowling, John Tiffany, Jack Thorne // Królowie Dary, Ken Liu // Tancerze burzy, Jay Kristoff // Upadające królestwa, Morgan Rhodes

W zeszłym roku haniebnie zawiodłam. Miałam mnóstwo czasu, żeby zabrać się za Harry'ego Pottera w oryginale, jak to wszystkim oznajmiałam, ale udało mi się przeczytać jedynie trzy części, po czym nawał obowiązków i lśniących nowości oderwał mnie od mojej ulubionej historii. W tym roku chciałabym jednak dobrnąć do końca serii o młodym czarodzieju po angielsku, a także zabrać się za Przeklęte dziecko, choć przyznam szczerze, że coraz bardziej boję się sięgnąć po ten scenariusz po ogromnej ilości negatywnych recenzji, jakich się naczytałam.

Słowik, Kristin Hannah // Światło, którego nie widać, Anthony Doerr // Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta, Claire North // Dotyk, Claire North // Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety, Mark Helprin // Droga do domu, Yaa Gyasi // Shantaram, Gregory David Roberts // Jej wszystkie życia, Kate Atkinson

Teraz przechodzimy do czegoś, co można określić mianem dojrzałej literatury. Przyznaję się bez bicia, że rzadko sięgam po podobne tytuły, ale young adult powoli przestaje mi wystarczać, więc postanowiłam spróbować czegoś nowego i przekonać się, jak będę czuła się poza swoją zwyczajową strefą komfortu. Starałam się na początek wybierać docenione przez czytelników tytułu lub takie, którym wbrew pozorom udało się mnie z miejsca zainteresować swoim opisem. Tak było w przypadku Dotyku, Drogi do domu czy Shantaram i mam nadzieję, że te powieści zachęcą mnie do dalszego poznawania literatury pięknej.

Muza, Jessie Burton // Miniaturzystka, Jessie Burton // Dziewczyna z pociągu, Paula Hawkins // Idź, postaw wartownika, Harper Lee // Złodziejka książek, Markus Zusak // Świt, który nie nadejdzie, Remigiusz Mróz // Ekspozycja, Remigiusz Mróz // Kasacja, Remigiusz Mróz

Trochę kryminalnie, trochę obyczajowo, ale wciąż poza moją strefą komfortu. Uwielbiam Harper Lee za jej Zabić drozda, a Złodziejkę książek chcę przeczytać ponownie, bo czytałam ją siedem lat temu (szmat czasu!) i szczegóły zdążyły już dawno zatrzeć się w mojej pamięci. Poza tym jednak w końcu postanowiłam zabrać się za cudowne dziecko blogosfery, czyli uwielbianego Remigiusza Mroza i stąd znalazły się tutaj aż trzy jego książki, choć mam przeczucie, że skończy się to na jednej. Jestem również ciekawa powieści Jessie Burton, która podobno nieustannie zachwyca.

Gniew i świt, Renee Ahdieh // Bez serca, Marissa Meyer // The Winner's Kiss, Marie Rutkoski // Illuminae, Amie Kaufman, Jay Kristoff // Blackout, Mira Grant // Diabolika, S. J. Kincaid // And I Darken, Kiersten White // Three Dark Crowns, Kendare Blake

Od tej ósemki zaczyna się trochę moja mała lista życzeń. Część z tych książek ma zostać wydana w Polsce i ma już ustalone daty premiery, jak Diabolika oraz Gniew i świt (dlaczego muszę czekać jeszcze tak długo?!), ale co do pozostałych nie mam żadnej pewności. Mimo to And I Darken czy Three Dark Crowns bardzo zaintrygowały mnie swoimi opisami i już nie mogę się doczekać, aż będę trzymała je w dłoniach! Będę też ostatkiem sił walczyła o zakończenie trylogii Marie Rutkoski, bo to najwspanialsza historia zeszłego roku i wciąż ubolewam, że wydawnictwo zdecydowało się porzucić Niezwyciężoną tuż przed finałem, który muszę poznać!

Królewska klatka, Victoria Aveyard // Pochodnia w mroku, Sabaa Tahir // The Crown's Game, Evelyn Skye // It Ends With Us, Colleen Hoover // Stalking Jack the Ripper, Kerri Maniscalco // Paper princess, Erin Watt // Ever the Hunted, Erin Summerill // Nibynoc, Jay Kristoff

Dalsza część mojej listy życzeń. Swoją drogą, wszystkie te powieści mają przecudowne okładki i trzymam kciuki za to, by wydawnictwa pozostawiły oryginalną oprawę graficzną, aby moja wewnętrzna sroka mogła się nimi napawać w nieskończoność. Poza tym jednak jestem zaintrygowana tymi historiami, nawet jeśli brzmią odrobinę schematycznie, wszystkie idealnie wpasowują się w mój czytelniczy gust.

Wichrowe wzgórza, Emily Bronte // Portret Doriana Graya, Oscar Wilde // Wielki Gatsby, F. Scott Fitzgerald // Wyznania gejszy, Arthur Golden // Duma i uprzedzenie, Jane Austen // Anna Karenina, Lew Tołstoj // Nędznicy, Victor Hugo // Dracula, Bram Stoker

Na koniec zostawiłam sobie klasykę, po którą chcę sięgać w coraz większym natężeniu. Okazało się, że nie jest ona tak przerażająca, jak ją wszyscy malują i z przyjemnością zaczęłam zapoznawać się z utworami Austen czy sióstr Bronte. Staram się, żeby wybierane przeze mnie tytułu różniły się nie tylko tematyką, ale także krajem pochodzenia autora, stąd w zestawieniu także francuska i rosyjska literatura. Na tę chwilę jestem jednak najbardziej zainteresowana Wyznaniami gejszy, bo zupełnie wsiąkłam w azjatycką kulturę i chcę się o niej dowiedzieć jak najwięcej.  
Czytaj dalej »

czwartek, 26 stycznia 2017

Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno, czyli dramat goni dramat, a insta love rządzi

0
Czasami nachodzi mnie ochota na te mniej ambitne lektury, głównie w momencie, w którym czuję, że zbliża się kac książkowy, a nie mogę sobie na niego pozwolić. Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno wydawał mi się być idealnym wyborem – miała to być lekka, słodka i w miarę interesująca powieść, tymczasem okazało się, że wcale tak kolorowo nie będzie. 

Z powodu piekła, jakie przeszła w dzieciństwie, Amber jest zamkniętą w sobie dziewczyną, która stroni od wszelkiego kontaktu fizycznego. Dotykać jej mogą jedynie mama, jej starszy brat Jake oraz Liam – chłopak, który od ośmiu lat zakrada się do jej pokoju przez okno i spędza z nią całą noc, tuląc do siebie i odganiając jej demony. Amber nie wie, co ma tak naprawdę sądzić o Liamie, który w nocy jest dla niej czuły i troskliwy, a za dnia zachowuje się jak dupek zmieniający dziewczyny jak rękawiczki, wie jednak, że nie może się w nim zakochać. Z czasem dziewczyna zaczyna dostrzegać, że Liam wcale nie jest taki zły, lecz czy będzie w stanie porzucić własne wątpliwości i w końcu mu zaufać? 

Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno jest dziwnie skonstruowaną powieścią. Z jednej strony jest po brzegi wypełniona gigantycznymi, odrobinę kiczowatymi dramatami, które miały dodać historii wzruszającego, wstrząsającego tragizmu, zainteresować czytelnika oraz zbudować odpowiednie napięcie, ale z drugiej przez bardzo długi czas nic się nie dzieje i autorka rozwlekle opisuje błahe, zupełnie nieistotne dla fabuły sprawy. Nie oszukujmy się, pomysł na fabułę nie jest zbyt oryginalny – on playboy o miękkim sercu, od zawsze zakochany w jednej dziewczynie, ona skrzywdzona szara myszka, która nie może znieść jego towarzystwa do czasu... – ale słodycz ich relacji jest urzekająca, choć uważam, że wszystko rozwinęło się stanowczo zbyt szybko. W przeciągu jednej godziny przeszli od nienawidzę cię do kocham cię, a w przeciągu tygodnia stało się między nimi na tyle poważnie, że w grę zaczęły wchodzić oświadczyny. TYGODNIA. To chyba jakiś nowy rekord. W każdym bądź razie serduszka latają, a jednorożce rzygają tęczą. 

Wydaje mi się, że przy tworzeniu fabuły autorkę za bardzo poniosła wyobraźnia i chęć stworzenia ogromnych dramatów z niczego. Jestem strasznie zniesmaczona tym, jak została przedstawiona rzeczywistość nastolatka w Chłopaku, który zakradał się do mnie przez okno – Amber oraz Jake w dzieciństwie przeszli przez prawdziwe piekło zgotowane im przez ojca, więc bardzo potrzebują ciepła i wsparcia swojej matki, a ta pojawia się w domu raz na miesiąc i nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się w ich życiu pod jej nieobecność. Z jednej strony zupełnie nie interesuje się swoimi dziećmi, ani razu do nich nie zadzwoniła, a z drugiej, kiedy już się pojawia, jest bardzo troskliwa i widać, że kocha swoje dzieci. Zero konsekwencji. W dodatku każdy chłopak, który przypadkowo poznaje Amber, z miejsca zaczyna się wokół niej kręcić, całuje ją i obmacuje bez jej pozwolenia. Od dzisiaj na widok każdego nowo poznanego faceta chyba powinnam się odwracać i uciekać z krzykiem, bo będzie próbował mnie wykorzystać seksualnie, a przynajmniej tak wynika z Chłopaka, który zakradał się do mnie przez okno. Jakby tego było mało, niemal każda dziewczyna – mówimy tutaj o szesnastolatkach, co dodatkowo mnie dołuje – jest nastawioną jedynie na seks lafiryndą! Nie żartuję, autorka wielokrotnie podkreślała, że nastolatki nie mają żadnych zahamowań w tej kwestii, a kiedy chłopak musiał poczekać na zbliżenie przez tydzień uznano to za potwornie długi okres czasu. Przeraża mnie takie podejście i nie rozumiem, dlaczego Kirsty Moseley w tak nieodpowiedzialny sposób przekreśliła niemal wszystkie ważne wartości w tej książce jak rodzina, zaufanie do drugiego człowieka czy miłość.

Zupełnie nie wiem, co mam myśleć o Amber. Czasami zachowywała się jak pięciolatka i ze strachu po obejrzeniu filmu o zombie nie była w stanie nawet pójść sama do toalety czy zasnąć, a czasami jej postępowanie było o wiele bardziej dojrzałe niż wskazywałoby na to jej szesnaście lat. Ostatecznie jednak wszyscy bohaterowie byli mi raczej obojętni, z żadnym z nich się nie zżyłam. Nie tylko byli jednowymiarowi, ale także okazali się być idealnymi merysujkami – wszyscy byli wręcz olśniewająco piękni, piekielnie seksowni, nikt nie był w stanie im się oprzeć, a do tego słodcy, troskliwi, pełni empatii, zabawni, inteligentni... Ta lista ciągnie się w nieskończoność i być może byłabym w stanie to przełknąć, gdyby autorka na każdym kroku nie podkreślała, że na Amber leci cała męska połowa szkoły, a na Jake'a oraz Liama cała kobieca część, niektóre dziewczyny nawet mdlały w ich obecności. Dosłownie co kilka stron Kirsty Moseley podkreślała ich atrakcyjność, więc nie dało się o tym zapomnieć i mam wrażenie, że za tą piękną fasadą znajduje się po prostu pustka, przez co bohaterowie niczego sobą nie prezentują.

Nastawiałam się na tkliwą, słodką historię, która chwilowo mnie urzeknie, ale dostałam bardzo średnią, przesadzoną w niemal każdym aspekcie powieść napisaną w mało przekonywujący, raczej słaby sposób. Po Chłopaku, który zakradał się do mnie przez okno spodziewałam się więcej, mam wrażenie, że autorka nie stanęła na wysokości zadania, bo początek był nawet obiecujący, jednak im bardziej zagłębiałam się w książkę, tym bardziej żałowałam sięgnięcia po nią.

★★★★
Czytaj dalej »

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Jedyna, czyli bajkowy romans z nutą goryczy

0
Seria Selekcja bez wątpienia zalicza się do guilty pleasures. Jest to przykład mało ambitnej literatury, ale za to jak wciągającej! Kiedy zabieram się za którąś z książek Kiery Cass, po prostu nie jestem w stanie się od niej oderwać, dopóki nie doczytam jej do końca, bez względu na to, jak przewidywalna i oklepana jest fabuła. Nie potrafię powiedzieć, w czym tkwi fenomen Selekcji, ale z Jedyną miałam bardzo podobnie jak w przypadku poprzednich tomów, choć okazało się, że z trzecią częścią miałam najwięcej problemów. 

America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. A jednak nadchodzi moment ostatecznego wyboru, tym trudniejszego, że cały los Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami.
Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy zdecyduje się zostać królową i podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei?
Opis z LubimyCzytać

Moim głównym zastrzeżeniem do Jedynej jest... brak chemii między Maxonem oraz Americą. Według mnie autorka poświęciła im w tym tomie zdecydowanie za mało czasu, wcześniej byłam zauroczona ich słodką, powoli rozwijającą się relacją, a teraz mój zachwyt dotyczący ich związku gdzieś wyparował, podobnie jak moja sympatia do młodego księcia. Relacja Ami oraz Maxona została zepchnięta na bok, pozbawiona wcześniejszego ognia i romantyzmu, rywalizacja między dziewczętami ograniczyła się do trzech scen, a cała otoczka tego przedsięwzięcia straciła na blasku oraz bajkowości. Zabrakło mi po prostu magii, którą odczuwałam do tej pory w związku z tą serią (mimo mankamentów oraz rozdwojenia jaźni głównej bohaterki) i możliwe, że jest to spowodowane rozwinięciem kwestii trudnej sytuacji w kraju. Kiera Cass po prostu nie radzi sobie z budowaniem intryg mających ręce oraz nogi, wszystko jest u niej przerysowane i nijak się ma do osi fabularnej. W jej powieściach nigdy nie byłam fanką wątku dystopijnego związanego z działaniem rebeliantów, a przytłaczająca część trzeciego tomu dotyczyła właśnie politycznych zawirowań w kraju, które według mnie były nierealne i nijak się miały do głównego tematu, czyli samej Selekcji, której wyjątkowo brakowało mi w Jedynej. Lubiłam tę trylogię jako niezobowiązującą, przyjemną historię o miłości wzrastającej w niekoniecznie sprzyjającym otoczeniu, a teraz trochę mi tego zabrakło. 

Kiera Cass wykazała się ogromną niekonsekwencją w tej części, nie tylko ze względu na porzucenie urokliwego klimatu i odsunięcie się od podstawowych założeń na tę trylogię, ale także w kreacji bohaterów. Widać to zwłaszcza w postawie Americi, która nagle zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni, głównie w swojej relacji z Aspenem, lecz straciła także swój temperament i butę, jej zachowanie wydawało mi się być strasznie na pokaz, jakby Kiera Cass próbowała w tym tomie zrobić z niej osobę, którą nigdy nie była. Autorka zniszczyła także postać Celeste, która w niczym nie przypomina siebie z poprzednich dwóch tomów, to chyba na nią przeniosło się dotychczasowe rozdwojenie jaźni Ami. Te gwałtowne przemiany były niezwykle sztuczne. Elitę czytałam dwa lata temu, więc skoro po tym czasie udało mi się wychwycić duże sprzeczności w przedstawieniu postaci, muszą być one naprawdę znaczne. 

Jedyna nie zaskakuje właściwie niczym. Jeszcze zanim zabrałam się za tę książkę, wiedziałam, czego się spodziewać i jak zostaną rozwiązane poszczególne wątki fabularne, choć autorce udało się mnie odrobinę zszokować samym zakończeniem. Może odrobinę poszła na łatwiznę, pozbywając się w ten sposób wielu kłopotliwych kwestii, ale nie spodziewałam się, że zdecyduje się na tak drastyczny sposób. Przewidywalność Jedynej jednak mi nie przeszkadzała, bo zabierając się za podobną historię, nie można mieć względem niej wielu oczekiwań. Ta powieść pomogła mi się zrelaksować, pochłonęłam ją niezwykle szybko, w miarę dobrze się przy niej bawiąc, choć nie aż tak wspaniale, jak sądziłam. Wymagałam nieco więcej od finału miłosnej historii Maxona i Americi, więc nie jestem w pełni usatysfakcjonowana; na pewno czytało się ją przyjemnie, ale bez fajerwerków i raczej z pobłażliwym uśmiechem na ustach. 

Możliwe, że zbyt surowo oceniam Jedyną, ale mam wrażenie, że poprzednie dwie części, mimo zawirowań i niezdecydowania Americi, podobały mi się bardziej. Żałuję, że autorka zboczyła z kursu, lecz mimo wszystko polecam jej powieści dla odstresowania się, bez wątpienia umilą wam czas i sprawią, że przez kilka godzin poczujecie się jak najprawdziwsze księżniczki, nawet jeśli nigdy nie miałyście takich aspiracji ;)

★★★★★

Seria Selekcja: 
Rywalki // Elita // Jedyna // Następczyni // Korona
Czytaj dalej »

piątek, 20 stycznia 2017

Szóstka Wron, czyli sześcioro niebezpiecznych wyrzutków i jeden niewykonalny skok

0
Jak w ogóle mam zabrać się za recenzję książki, która jest dla mnie przejawem największego pisarskiego geniuszu ostatnich lat? Już po pierwszej przeczytanej stronie wiedziałam, że przepadłam i Szóstka Wron szturmem podbije moje serce, podstępnie wykopując z niego innych ulubieńców. Przez ostatnie tygodnie spamowałam tą powieścią na fanpage'u (swoją drogą – polubcie, wyjdzie wam to na zdrowie :D), próbowałam zebrać myśli i usiąść do pisania, ale okazało się to być niezwykle trudne, bo w tej chwili ta historia nie ma dla mnie żadnych wad i najchętniej zmusiłabym wszystkich do jej przeczytania już, zaraz, natychmiast.

Sześcioro niebezpiecznych wyrzutków.
Jeden niewykonalny skok. 
Przestępczy geniusz Kaz Brekker otrzymuje ofertę wzbogacenia się ponad wszelkie wyobrażenie – wystarczy w tym celu wykonać zadanie, która z pozoru wydaje się niewykonalne: 
– włamać się do niesławnego Lodowego Dworu (niezdobytej wojskowej twierdzy)
– uwolnić zakładnika (a ten może rozpętać magiczne piekło, które pochłonie cały świat)
– przeżyć dostatecznie długo, żeby odebrać nagrodę (i ją wydać)
Kaz potrzebuje ludzi wystarczająco zdesperowanych, żeby wraz z nim podjęli się tej samobójczej misji, oraz dostatecznie niebezpiecznych, żeby ją wypełnili. Wie, gdzie ich szukać. Szóstka najbardziej niebezpiecznych wyrzutków w mieście – razem mogą być nie do zatrzymania. O ile wcześniej nie pozabijają się nawzajem.
Opis z LubimyCzytać

Każdy pojedynczy element tej powieści mnie zachwyca: bohaterowie, akcja, kreacja świata. Zanim zabrałam się za Szóstkę Wron, miałam wobec niej dobre przeczucia i bardzo wysokie oczekiwania, stąd bałam się, że książka ostatecznie może ich nie spełnić, jednak od dawna nie czytałam tak złożonej, mrocznej i po prostu dobrej powieści fantasy. Każdy element jest niezwykle dopracowany, a poszczególne wątki z czasem zazębiają się ze sobą, tworząc idealną, skomplikowaną fabułę, o której nie można tak po prostu zapomnieć. Rozkoszowałam się każdą stroną Szóstki Wron, starając się przeciągnąć czytanie tej powieści w nieskończoność, nie pozwalałam sobie na przeczytanie więcej niż stu stron dziennie i przez pięć cudownych dni całą sobą żyłam tą dynamiczną historią, która wciąga, zaskakuje, przejmuje kontrolę nad każdą pojedynczą myślą czytelnika. Akcja powieści została osadzona w uniwersum wykorzystanym w Trylogii Griszy, ale w Szóstce Wron wykreowany przez Leigh Bardugo świat niesamowicie się rozrósł, stał się jeszcze bardziej oryginalny i jest przesiąknięty specyficznym, ponurym, intrygującym klimatem. 

Jednak tym, co naprawdę zbudowało tę książkę i nadało jej charakteru, są bohaterowie. Cudownie wielowymiarowi, źli do szpiku kości, choć w nieoczywisty sposób, zdeterminowani i przerażający do ostatniej kropli krwi. Nie potrafię wam wskazać mojego ulubieńca, bo każda z postaci jest tak odmienna, a jednocześnie rzeczywista i fascynująca, że konieczność wybrania faworyta roztrzaskałaby moje serducho na sześć wroniastych kawałeczków. Uwielbiam Leigh Bardugo za tę różnorodność, która uczyniła bandę wyrzutków tak pociągającą, a równocześnie niebezpieczną. Każde z nich ma inną historię, każde z nich kieruje się innymi zasadami i dąży do osiągnięcia swoich ukrytych celów. Kiedy już wydaje nam się, że wiemy na temat danego bohatera wszystko, autorka wyskakuje z nową informacją na temat jego przeszłości jak diabeł z pudełka, zupełnie odwracając naszą wizję tej osoby i nagle coś, co jeszcze kilkadziesiąt stron wcześniej nie miało dla nas sensu, nabiera nowego, głębszego znaczenia. Ale to nie jest bajeczka o twardzielach, którzy pod ochronną skorupą skrywają miękkie wnętrze – to prawdziwi nikczemnicy, diabelnie inteligentni oraz wyposażeni w cięte poczucie humoru, złoczyńcy ogarnięci chciwością, chęcią zemsty czy pychą, nie posiadają skrupułów i aby wypełnić swój plan, są gotowi skorzystać z każdych dostępnych środków, nie przejmując się kosztami i etyką czy moralnością. Uwielbiam ich! Są brutalni, nieprzewidywalni i przerażający, jednak nie da im się nie kibicować, nawet gdy podejmują decyzje kłócące się z wyznawanymi przez nas wartościami. 

Muszę również wspomnieć o relacjach łączących poszczególnych bohaterów. Każda z nich jest inna i zupełnie indywidualna, od dawna nie widziałam powieści tak bogatej w różnorodne zależności, które jednocześnie wydają się być tak rzeczywiste. Od początku zakochałam się w skomplikowanej relacji Niny i Matthiasa, własnie takie wątki romantyczne uwielbiam, ale również przyjaźń Inej oraz Niny zajęła specjalne miejsce w moim sercu. Te dziewczyny są wprost zabójcze, jednak przy tym udało im się zachować normalną, zdrową relację, dzięki czemu została zachowana równowaga między dramatycznymi związkami a ciepłymi, serdecznymi zażyłościami. Kiedy przystępowałam do czytania Szóstki Wron, bardzo bałam się tak dużej ilości perspektyw, bo nie przepadam za wielotorową narracją i z reguły wybieram sobie postaci, których opowieści nie mogę się doczekać, a przez pozostałe fragmenty dość mocno się męczę, jednak tutaj każda narracja interesowała mnie w tym samym stopniu, o każdym z bohaterów chciałam dowiedzieć się jak najwięcej, mimo że na niektóre sceny czekałam z odrobinę większą niecierpliwością. Według mnie dzięki licznym perspektywom Szóstka Wron jest jeszcze pełniejszą, bardziej złożoną i rozbudowaną powieścią.

Szóstka wron to idealna powieść fantastyczna, przesiąknięta mrokiem, który fascynuje i porywa prosto w szpony świata gangów, niebezpieczeństw, intryg, Griszów oraz zwyczajnie niezwykłych przestępców, który próbują dokonać niemożliwego w imię lepszego życia. Ta książka zachwyca, intryguje oraz przepełnia emocjami, których do tej pory nie było dane mi doświadczyć. Fabuła została skonstruowana w niesamowity, skrupulatny sposób, a całość jest przejawem czystego geniuszu. Po prostu musicie przeczytać tę powieść! 

★★★★★★★★★★

Duologia Szóstka Wron:
Szóstka Wron // Królestwo kanciarzy
Czytaj dalej »

wtorek, 17 stycznia 2017

TOP 5+5: Najlepsze teksty 2016

0
Pewnie wszyscy macie już dość podsumowań zeszłego roku i wcale wam się nie dziwię, ale pozwólcie, że opublikuję ten ostatni i dość wyjątkowy dla mnie post podsumowujący moje teksty na blogu. Z całego morza recenzji, tagów, geekowych przemyśleń i odliczeń wyłuskałam dziesięć najważniejszych tytułów. Pierwsze pięć to wasi ulubieńcy, czyli najchętniej czytane posty z największą liczbą wyświetleń, a drugie pięć to moja osobista topka, czyli notki, które z jakiegoś powodu stały się bliskie mojemu serduchu i chciałabym wam o nich przypomnieć. Pomysł został zapożyczony z obłędnie różowego bloga Gosiarelli, na który serdecznie was zapraszam w międzyczasie, a teraz przejdźmy do rzeczy.


NAJPOPULARNIEJSZA PIĄTKA

Tak zupełnie szczerze, zostałam ogromnie zaskoczona, gdy przekonałam się, jakie posty z 2016 roku są najczęściej wyświetlane, ale cieszy mnie ta różnorodność, bo niemal każdy odnosi się do nieco innej gałęzi bloga, dzięki czemu mam pewność, że wszystko zmierza w dobrym, a przynajmniej wystarczająco ciekawym kierunku.

Najchętniej wyświetlanym przez was postem był wywiad z Sebastianem, który odważył się zrobić coś, o czym wielu z nas marzy, a jednak rzadko kiedy realizuje ten pomysł. Seba, mając siedemnaście lat, ruszył w podróż autostopem do Hiszpanii. Po drodze przejechał 8 krajów i nie wydał więcej niż 50 euro, ale wrócił bogatszy o wspomnienia, których wielu z nas może mu tylko pozazdrościć. Ten chłopak to dla mnie ogromna inspiracja oraz motywacja, by walczyć o swoje i stawiać sobie wysokie cele, bo nic nie jest niemożliwe, wystarczy odrobina chęci. Najwyraźniej jego postawa oraz przygody musiały równie mocno na was wpłynąć, bo post był wyświetlany ponad 1300 razy, ale jest on tak ważny, że wierzę, iż powinien dotrzeć do jeszcze większej liczby odbiorców!


Zupełnie nie spodziewałam się, że moje zestawienie fikcyjnych mężów tak bardzo przypadnie wam do gustu, jednak stało się! Powiem wam szczerze, że chyba przy żadnym tagu nie miałam tyle frajdy, ile przy Fictional boyfriend book tag, chociaż łatwo nie było, bo musiałam restrykcyjne ograniczyć listę moich ulubieńców i nie mogłam wspomnieć o wszystkich. Cieszę się jednak, że moi fikcyjni chłopcy budzili w was takie zainteresowanie i kto wie? Może za niedługo ruszy wersja 2.0, bo przez ten rok moja lista tylko się rozrosła? ;)


Trzecim w kolejności najpopularniejszym postem okazała się być recenzja i już sam ten fakt dużo dla mnie znaczy. W dodatku Pojedynek to najlepsza książka przeczytana przeze mnie w 2016 roku i znajduje się w gronie moich absolutnych faworytów, stąd jestem przeszczęśliwa, że ten tekst przyciągnął tyle waszej uwagi! Niesamowita, cudowna, intrygująca i piękna historia Kestrel i Arina powinna podbić również wasze serca. Chciałabym, żeby jak najwięcej osób poznało tę powieść, bo na to zasługuje, a to, że jej recenzja zyskała tyle wyświetleń, jest dla mnie przysłowiową wisienką na torcie!


Chyba powinnam zacząć częściej się pastwić nad popularnymi w literaturze młodzieżowej motywami, bo Miłosne trójkąty, czyli za co je jednocześnie kochamy i nienawidzimy to jedyny tekst z mojego ukochanego cyklu Geek na tropie, który załapał się do pierwszej piątki najpopularniejszych postów. W dodatku mieliście naprawdę dużo do powiedzenia na ten temat w komentarzach i cieszę się, że wspólnie mogliśmy ponarzekać na nieznośne trójkąty miłosne, które zatruwają życie niemal każdego czytelnika!


Maniakiem filmowym, stety lub niestety, nie jestem, może dlatego tak bardzo zainteresowała was lista Filmowych premier 2016, na które czekam z utęsknieniem? Mam nadzieję, że jednocześnie znaleźliście w tym poście jakieś filmy dla siebie, ja mogę powiedzieć, że wszystkie produkcje już widziałam, więc cel został wykonany w stu procentach!


MOJA ULUBIONA PIĄTKA

Powiem już na wstępie, że łatwo nie było. Do wielu tekstów jestem niesamowicie przywiązana, bo nierzadko łączą się one z ogromem wykonanej przeze mnie pracy, ale nie da się ukryć, że niektóre posty pisze się po prostu łatwiej od innych. Ostatecznie udało mi się wybrać pięć takich, przy których miałam najwięcej frajdy i chciałabym wam o nich jeszcze przypomnieć :)


Każdy powinien zdawać sobie sprawę z tego, jak daleko zabrnął w swojej obsesji na punkcie książki/serialu/filmu/zespołu, stąd musicie zapoznać się z postem o 14 etapach fangirlingu. Przy okazji możecie mi zdradzić w komentarzach, co jest waszym najnowszym odkryciem i na jakim etapie się znajdujecie! Jeżeli chodzi o Descendants of the Sun właśnie znalazłam się na etapie dwunastym (tak, jest ze mną bardzo źle, a wy MUSICIE obejrzeć ten serial), natomiast z Szóstką Wron zajmuję prawdopodobnie etap siódmy.


Podczas pisania Co by było gdyby powołać do życia Księcia z Bajki? tak świetnie się bawiłam, że na samą myśl nie mogę przestać się uśmiechać. No proszę was, widzieliście tą bardzo profesjonalną analizę stylu księcia? Przecież to majstersztyk! Nie widzieliście? W takim razie proszę natychmiast kliknąć w link i przeczytać o mojej wizji życia u boku Księcia z Bajki! To rozkaz! 


Przecież wszyscy kochamy złoczyńców. Kogo obchodzi chociażby taki Herkules, kiedy na ekranie pojawia się moje absolutne guru wśród disneyowskich złoczyńców, czyli oczywiście niezapomniany Hades? No właśnie, nikogo. Dlatego marzeniem każdego z nas powinno być dążenie do zostania czarnym charakterem, a ja byłam na tyle uczynna, że stworzyłam dla was prosty poradnik Jak zostać superzłoczyńcą? Słuchajcie, lepszego na rynku nie znajdziecie, więc raz, dwa, proszę klikać.


Ku mojemu zaskoczeniu Unpopular Opinion Book Tag wcale nie było tak popularne (hehe, łapiecie? Śmieszek ze mnie), jak wydawało mi się, że będzie. Może po prostu baliście się, że zhejtuję waszą ulubioną powieść, wtedy wy będziecie musieli zhejtować mnie, a za bardzo lubicie mnie czytać (ach, dajcie mi pomarzyć), żeby pozwolić, by coś takiego się wydarzyło? Jeśli tak, macie moje przyzwolenie. Jeśli nie, serdecznie was zapraszam do przeczytania moich typów, bo może poznacie książki, które zostały niezasłużenie zapomniane albo chociaż łaskawszym okiem spojrzycie na moich ulubieńców, których niemal nikt inny nie lubi!



Co byłaby ze mnie za maniaczka bajek Disneya, gdyby w tym zestawieniu nie pojawił się chociaż jeden tekst związany z ukochanymi produkcjami? Postawiłam na TOP 5+5: Piosenki z bajek Disneya, ponieważ w ten sposób daję wam dobrą wymówkę, by urządzić sobie maraton śpiewania na cały głos najlepszych utworów z bajek bez wyrzutów sumienia związanych z krzywdzeniem bębenków usznych waszych najbliższych. Według mnie nie ma na świecie nic lepszego od zdzierania sobie gardła na piosenkach Disneya, więc możecie to uznać za mały prezent ode mnie, nawet jeśli święta już dawno są za nami.


Dobra, to skoro już trochę podreperowałam swoje ego najlepszymi postami 2016 roku na Books by Geek Girl, zróbcie mi tę przyjemność i w komentarzach podrzućcie linki do ulubionego tekstu, jaki pojawił się na waszym blogu w zeszłym roku, bo chętnie go poczytam! 
Czytaj dalej »

sobota, 14 stycznia 2017

Podwieczność, czyli oryginalne podejście do mitu o Eurydyce i Orfeuszu

0
Czasami zdarzają się takie dni, kiedy po prostu muszę sięgnąć po książkę z gatunku paranormal romance. Uwierzcie mi, nie ma lepszego sposobu na walkę z kacem książkowym niż wciągająca, niezobowiązująca historia o miłości w nadnaturalnym klimacie. O Podwieczności nie wiedziałam wiele, ale nawiązanie do mitologii było dla mnie tak kuszące, że nie potrafiłam się powstrzymać przed sięgnięciem po tę powieść. 

Zeszłej wiosny Nikki Beckett zniknęła w podziemiu zwanym Podwiecznością.
Teraz wróciła do swojego dawnego życia, do rodziny i chłopaka. Ma tylko sześć miesięcy na to, by pożegnać się, nim Podwieczność upomni się o nią – tym razem już na zawsze.
Sześć miesięcy na to, aby znaleźć odkupienie, jeśli ono w ogóle istnieje.
Nikki pragnie spędzić te cenne miesiące, zapominając o podziemiu, a jednocześnie próbuje ponownie zbliżyć się do swojego chłopaka, Jacka, którego kocha najbardziej na świecie. Istnieje tylko jeden problem: Cole, który śledzi Nikki z Podwieczności aż na Powierzchnię. Cole chce przejąć tron w podziemiach i jest przekonany, że to Nikki jest kluczem do jego sukcesu. I zrobi wszystko, aby ją ściągnąć do podziemi, jako swoją królową.
Czas Nikki na powierzchni zbliża się ku końcowi, a jej sytuacja wymyka się spod kontroli. Dziewczyna pragnie znaleźć sposób na oszukanie losu i uniknięcie powrotu do Podwieczności, gdzie czeka ją nieśmiertelność u boku Cole’a…
Opis z LubimyCzytać

Podwieczność to przede wszystkim bardzo nietypowy pomysł. Sama fabuła biegnie dość utartymi ścieżkami wyznaczonymi już wcześniej w gatunku paranormal romance, ale całe tło historii jest niewątpliwie oryginalne, choć jak na mój gust momentami zbyt dziwaczne. Bardzo luźno powiązane z mitologią, ale na pewno nie w sposób, w jaki się tego spodziewacie i może właśnie dlatego jestem odrobinę rozczarowana tą powieścią, bo według mnie autorka mogła wyciągnąć o wiele więcej z greckich oraz egipskich mitów, by uczynić tę powieść pełniejszą i bardziej intrygującą. Nigdy nie spotkałam się z czymś, co przypominałoby koncept Podwieczności, czyli krainy przypominającą Podziemie Hadesa, zamieszkiwanej przez Wiecznych, którzy odkryli sekret nieśmiertelności oraz tymczasowo przez Dawców, czyli osoby, które oddają swoją energię życiową Wiecznym przez stulecie. Istnieją także Tuneli, w których to, co zostało z Dawców po Karmieniu Wiecznych staje się bateriami zasilającymi Podwieczność (przypomina mi to trochę scenę z Matrixa, lecz o ile pasowało to do filmu sci-fi, o tyle w paranormalu nie sprawdza się tak dobrze), ale choć pomysł jest bez wątpienia nietypowy, odczuwam niedosyt, bo Brodi Ashton bardzo pobieżnie zaznajomiła nas z kolejnymi faktami, nie zagłębiając się w walkę o władzę toczącą się w Podwieczności czy nie przedstawiając dokładniej prawdy o życiu Wiecznych, a to właśnie te aspekty były najbardziej interesujące.

Również relacje między bohaterami wręcz prosiły się o dalsze rozwinięcie. Według mnie podstawa była świetna i potencjał w poszczególnych wątkach był ogromny, więc żałuję, że autorka nie zdecydowała się poświęcić więcej czasu na dopracowanie swoich postaci oraz ich relacji. Głównym powodem, dla którego Nikki zdecydowała się Powrócić do swojego świata była potrzeba naprawienia swoich kontaktów z rodziną, chłopakiem oraz najlepszą przyjaciółką, ale kiedy już pojawiła się na Powierzchni, tak naprawdę nie zrobiła nic, by zacieśnić swoje więzi z bliskimi. Wątek ojca oraz brata Nikki czy Jules, jej najlepszej przyjaciółki, powinny zostać bardziej rozwinięte i według mnie byłoby to tylko z pożytkiem dla fabuły, która wydaje się być dość płytka i jednotorowa, zwłaszcza że przez długi okres nic się nie działo. Główna bohaterka zmarnowała mnóstwo czasu na bezsensowne rozmyślania, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce.

Nikki zupełnie mnie nie zachwyciła swoją postacią, była typowo naiwną, niezdecydowaną bohaterką tego gatunku, której myśli kręciły się głównie wokół porzuconego przez nią chłopaka. Sam Jack jednak zupełnie niespodziewanie mi się spodobał, autorce idealnie udało się uchwycić ich uczucie, które powstało na bazie solidnej przyjaźni. Nie było ono przerysowane ani sztuczne, co z reguły charakteryzuje romanse paranormalne. Polubiłam Jacka chyba nawet bardziej od niegrzecznego Cole'a, chociaż trudno mi w to uwierzyć. Najbardziej podoba mi się jednak przedstawienie tych dwóch bohaterów jako Orfeusza oraz Hadesa. Jack ujął mnie swoim poświęceniem, odwagą oraz bezinteresowną miłością, odwzorowując postać Orfeusza, a Cole niezaprzeczalnie ma w sobie coś pociągającego, bo pod egoistycznym mrokiem skrywa się także wrażliwe, cierpliwe serce Hadesa tęskniącego za Persefoną, która ciągle od niego odchodzi.

Podwieczność jest książką, która czyta się w błyskawicznym tempie. Zanim się obejrzałam, pochłonęłam już połowę i wciąż było mi mało, po prostu musiałam się dowiedzieć, jak dalej potoczy się ta powieść. Kiedy cała historia nabrała już odpowiedniego rytmu, akcja zaczęła w końcu gnać do przodu, przez co trudno było się od niej oderwać. Może nie jest to zbyt wymagająca lektura, jednak zdecydowanie czyta się ją z wypiekami na twarzy i palącą potrzebą poznania zakończenia. Podwieczność to wciągająca książka, która mimo mankamentów, jest w stanie tak zaangażować czytelnika, że nie będzie w stanie jej odłożyć aż do ostatniej strony.

★★★★★

Trylogia Podwieczność:
Podwieczność // Wieczna więź // Evertrue

Za możliwość przeczytania Podwieczności serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc!


Czytaj dalej »

środa, 11 stycznia 2017

TOP 5: Najgorsze książki 2016 roku

0


Galę Oscarową poprzedza rozdanie Złotych Malin, czyli antynagrody filmowej. Miałam okazję już podzielić się z wami moimi ulubionymi powieściami przeczytanymi w zeszłym roku, a teraz nadszedł czas na te, które najmniej mi się spodobały. O ile można powiedzieć, że do Najlepszych książek 2016 roku brakowało mi kandydatów, o tyle na listę najgorszych pozycji mogłoby spokojnie trafić dziesięć, jeśli nie piętnaście tytułów. 


NIEBEZPIECZNE KŁAMSTWA

Niebezpieczne kłamstwa Becci Fitzpatrick to z tego zestawienia największy książkowy zawód 2016 roku. Uwielbiam Black Ice tej autorki, a opis wyraźnie sugeruje, że książka została utrzymana w podobnym klimacie, dlatego nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po kolejny thriller dla młodzieży w wykonaniu Fitzpatrick. Problem w tym, że potencjał tej historii nie został wykorzystany nawet w najmniejszym stopniu, wszystkie interesujące mnie wątki zostały potraktowane zupełnie po macoszemu, a zamiast ciekawego, porywającego kryminału z dreszczykiem dostałam nudną obyczajówkę o rozpieszczonej, egoistycznej nastolatce, która trafia na wieś i musi sobie poradzić w tych skandalicznych, wręcz nieludzkich warunkach urągających jej majestatowi. Przez większość czasu strasznie się wynudziłam, Niebezpieczne kłamstwa są pozbawione akcji oraz jakiegokolwiek polotu, a intryga (choć nie wiem, czy można tak to nazwać, skoro zajmuje łącznie góra czterdzieści stron) ostatecznie okazuje się nie mieć żadnej racji bytu.


NIEZŁOMNI

Wybrani C. J. Daugherty to według mnie jedna z najgorszych, najbardziej bezsensownych i absurdalnych serii dla młodzieży. Ciągnęła się za mną od trzech lat, aż w końcu udało mi się dobić do ostatniego tomu i nareszcie zostawić za sobą tę mdłą, irytującą oraz wprost niedorzeczną historię. W teorii od zawsze wiedziałam, że cała ta seria jest po prostu słaba, więc nie powinnam mieć żadnych oczekiwań względem finału, ale choć nonsensowność niektórych wątków nadal spędza mi sen z powiek, muszę przyznać, że autorka umiała kreować dobre intrygi i szybką akcję, więc właśnie tego spodziewałam się po Niezłomnych. Błąd. Ze wszystkich tomów to właśnie ten finalny okazał się być najnudniejszym, zupełnie nic się nie działo. Niezłomni to nieciekawa, nijaka książka z przewidywalną fabułą, niekończącymi się, miłosnymi rozterkami głównej bohaterki oraz absurdalnymi wydarzeniami, o których czyta się z pobłażliwym uśmiechem. Początkowy zamysł był niezły, lecz to tylko kolejne rozczarowanie.


LEK NA ŚMIERĆ

Finał Więźnia labiryntu był po prostu niechlujny. Nie mogę powiedzieć, że byłam wielką fanką tej trylogii, jednak nie spodziewałam się, że Lek na śmierć aż tak bardzo mnie zawiedzie. James Dashner napisał ten tom tak, jakby nie miał pojęcia, co chce zrobić, ale gonił go termin oraz rzesza fanów, więc napisał cokolwiek. Z tego tomu zupełnie nic nie wynika. Nie dostajemy żadnych spektakularnych odpowiedzi, właściwie żadnego rozwiązania wielkiej zagadki, a przecież właśnie do tego dążyliśmy przez poprzednie części. Całe napięcie gdzieś wyparowało, zwroty akcji były strasznie przewidywalny, a bohaterowie, za którymi nigdy specjalnie nie przepadałam, stali się jeszcze bardziej irytujący. Autor skorzystał z naiwnych rozwiązań fabularnych oraz dłużących się zapychaczy, a z finału całej trylogii właściwie nic nie wynika. Szkoda czasu na całą tę serię.


OD ZŁEJ DO PRZEKLĘTEJ

Od złej do przeklętej chyba oficjalnie zasłużyło sobie na miano najgorszego drugiego tomu wydanego w 2016 roku. O ile pierwsza część pozytywnie mnie zaskoczyła i niezwykle przypadła mi do gustu, o tyle tutaj niemal nic nie zagrało. W tej książce zabrakło porządnej struktury, pojawiło się dużo bezsensownych scen, które za zadanie miały jedynie zapchać wyraźne dziury w fabule, a interesujące wątki były w połowie zapominane i porzucane, więc trudno powiedzieć, czemu tak naprawdę służyły. Autorka powieliła dużo sekwencji z pierwszego tomu, jednak bez zachowania wspaniałego, mrocznego klimatu ze Złych dziewczyn, które nie umierają. Do tego słaby, wręcz banalny wątek romantyczny, który wlókł się jak flaki z olejem i wyblakli bohaterowie, którym brakowało właściwie... wszystkiego. Książka była nużąca i mdła, straciłam całe swoje zainteresowanie dla tej trylogii i nie mam zamiaru sięgać po ostatnią część. 


URATUJ MNIE

Bezsprzecznie najgorszą książką przeczytaną przeze mnie w 2016 roku było Uratuj mnie Anny Bellon. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni tak bardzo mordowałam się podczas czytania jakiejś powieści, z utęsknieniem odliczając kolejne strony do końca i zmuszając się, by przeczytać kolejne zdanie. Naprawdę próbowałam znaleźć jakieś plusy w tej lekturze, doszukiwałam się małych zalet, które byłyby w stanie uratować tę historię i osłodzić moją męczarnię, ale to jest tak słaba i źle napisana pozycja, że nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w ogóle została wydana. Bohaterowie płytcy jak kałuża, styl pisania szóstoklasistki, schematyczność i mechaniczność fabuły... Lista moich zarzutów względem Uratuj mnie jest przerażająco długa, a ja najchętniej sama sobie przyznałabym order za to, że ani razu nie rzuciłam tą powieścią o ścianę i jakimś cudem udało mi się dobrnąć do końca, chociaż była to dla mnie tortura. Nie, nie i jeszcze raz nie.


Tym jakże optymistycznym akcentem kończymy moją listę najgorszych książek 2016 roku. Mam nadzieję, że w przyszłym roku trafię na mniej podobnych perełek, ale bardzo ciekawi mnie, jak wygląda wasze zestawienie słabych pozycji ubiegłego roku. Wyżyjcie się w komentarzach! Zdradźcie mi, jakie tytuły doprowadzały was do szewskiej pasji podczas czytania! 
Czytaj dalej »

niedziela, 8 stycznia 2017

P.S. I Like You, czyli miłość wpleciona w alternatywną muzykę i anonimową korespondencję

0
Nie ma co ukrywać, jestem okładkową sroką, a P.S. I Like You posiada jedną z najbardziej uroczych opraw graficznych, jakie widziałam od bardzo dawna. Urzekła mnie także opisem, bo chyba nigdy nie będę miała dość podobnych historii, więc mimo że poprzednia książka Kasie West podobała mi się, choć niespecjalnie, bez wahania postanowiłam sięgnąć po jej najnowszą powieść, która zupełnie kupiła mnie już na starcie. 

Co robisz, gdy podczas lekcji chemii w głowie wirują ci zamiast pierwiastków fragmenty ulubionych piosenek? Lily po prostu zapisała wers z ukochanego utworu na ławce. Niczego nie oczekiwała, a jednak następnego dnia zobaczyła, że ktoś dopisał kolejne zdanie. Ktoś, kto najwyraźniej zna tekst tej piosenki. Jak to możliwe, że w tej nudnej szkole ktoś także kocha alternatywne zespoły?
Wkrótce ławkowa korespondencja między Lily a tajemniczym miłośnikiem muzyki nabiera tempa. Rozmawiają nie tylko o muzyce, ale i o swoich problemach i stają się sobie coraz bliżsi. Kim jest ta tajemnicza bratnia dusza?
Opis z LubimyCzytać

P.S. I Like You jest jednocześnie powieścią oryginalną i do bólu przewidywalną, ale w tym wypadku nie uważam tego za wadę. Kasie West obrała pewien kierunek i konsekwentnie trzymała się go od początku do końca, dzięki czemu czytelnik, zamiast się denerwować i irytować, mógł się skupić na tym, co autorka chciała mu przekazać – że naprawdę wiele trzeba, by poznać i zrozumieć drugiego człowieka. To powieść o nieporozumieniach zdolnych zniekształcić każdy obraz, o pasjach i marzeniach, o rodzinach dysfunkcyjnych i tych lekko zwariowanych, ale za to pełnych ciepła. P.S. I Like You jest słodką historią, jednak nie bierzcie jej za głupiutką – ja sama jestem bardzo wdzięczna Kasie West, że nie wprowadziła do swojej opowieści sztucznych udziwniaczy oraz rozdmuchanych dramatów, które odebrałyby cały urok tej fabule. Uwielbiam tę książkę za to, że po jej przeczytaniu od razu poczułam się lepiej! Jakbym napiła się gorącej czekolady, wylegując się pod kocykiem w chłodny dzień. P.S. I Like You to taka drobna przyjemność, która niesamowicie cieszy. Jest coś odświeżającego w przeczytaniu kipiącej humorem i lekkością powieści, która nie wymaga od ciebie wiele, w zamian zostawiając cię wypełnioną ciepłem oraz pozytywną energią.  

Według mnie Lily jest jedną z najlepiej wykreowanych postaci w gatunku young adult contemporary. Jest trochę dziwaczna, zupełnie nieporadna w kontaktach towarzyskich z kimś innym niż jej najlepsza przyjaciółka czy rodzina, uwielbia przerabiać używane ciuchy i jest pełna pasji. Lily ma wyjątkowy charakter i naprawdę trudno jej nie polubić, kibicuje się jej od początku. Urzekła mnie swoimi inteligentnymi ripostami, ogólnym podejściem do życia i ogromem kreatywności, jaki w sobie skrywa. Cade nie był już tak pociągający, ale wraz z upływem kolejnych stron zrozumiałam, że, podobnie jak Lily, na początku źle go oceniłam. Odkrywał swoją twarz dopiero w anonimowej korespondencji; ich listy były zabawne, słodkie i osobiste, a sam ten wątek niesamowicie mi się podobał. Nie do końca przekonuje mnie jedynie powód wzajemnej niechęci Lily oraz Cade'a. Rozumiem, że nawarstwiające się nieporozumienia były w stanie sprawić, że odczuwali względem siebie awersję, ale między nimi toczyła się prawdziwa wojna nienawiści, Cade potrafił zachowywać się naprawdę podle i powody, które podała autorka, według mnie nie usprawiedliwiają tak daleko idącej wrogości.

Najbardziej jednak w P.S. I Like You podobał mi się wątek rodzinny. Możliwe, że w tym momencie nie jestem zbyt obiektywna, bo rodzina Abbottów bardzo przypominała mi własną, ale naprawdę trudno się nie uśmiechnąć podczas czytania o zwariowanych tradycjach w ich domu czy o chaosie panującym tam na co dzień ze względu na szóstkę osób dzielących wspólną przestrzeń. W literaturze młodzieżowej coraz trudniej spotkać motyw pełnej, szczęśliwej, pozytywnie zakręconej rodziny – z reguły mamy do czynienia ze stratą jednego z rodziców lub w ogóle nie interesują się oni poczynaniami swoich dzieci – dlatego było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie i ubóstwiam sposób, w jaki Kasie West przedstawiła Abbottów. Wydaje mi się, że mimo iż w P.S. I Like You na pierwszy plan w naturalny sposób wypływa wątek miłosny, to autorce najbardziej zależało właśnie na przedstawieniu dwóch kontrastujących ze sobą rodzin. Ze względu na swoje obowiązki wobec rodzeństwa Lily rzadko ma czas tylko dla siebie i miewa dość nienormalności swoich najbliższych oraz panującego w domu chaosu, ale za to jest otoczona ciepłem i miłością. Z kolei Cade mieszka w wielkiej willi i ma wszystko, czego sobie zażyczy, ale jego biologiczny ojciec dzwoni raz do roku, myląc jego datę urodzin, jego ojczym stawia mu zbyt wysokie wymagania i nigdy nie jest zadowolony z rezultatów, a matka jest duchem nieobecna. P.S. I Like You przekazuje cudowne wartości rodzinne w bardzo subtelny, nienachalny, ale jednocześnie ciekawy sposób.

Nie sądziłam, że tak przyjemnie spędzę czas z książką Kasie West, ale zupełnie nieoczekiwanie ta powieść sprawiła mi ogromną frajdę, zdecydowanie przebijając Chłopaka na zastępstwo. P.S. I Like You jest to pełna wdzięku, radosna i odrobinę zwariowana historia o pierwszej miłości oraz o rodzinnym wsparciu. Ja sama świetnie się przy niej bawiłam i nie wątpię, że ta autorka jeszcze niejednokrotnie umili mi upływające godziny swoją twórczością.

★★★★★★

Za możliwość przeczytania P.S. I Like You serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young! 



Czytaj dalej »

czwartek, 5 stycznia 2017

Stosik #8

0
Ten stosik obfituje w pozycje recenzenckie, zwłaszcza od Wydawnictwa Papierowy Księżyc, który w grudniu postanowił zabawić się w Świętego Mikołaja i zarzucił mnie cudownymi powieściami oraz w książki z wymiany, z których jestem niesamowicie zadowolona. Przez ostatnie dwa miesiące nie kupiłam żadnej powieści, więc fakt, że mogę wam pokazać aż szesnaście egzemplarzy niesamowicie mnie cieszy i wciąż wprawia mnie w szok, bo zupełnie się tego nie spodziewałam! 

  • CHŁOPAK, KTÓRY ZAKRADAŁ SIĘ DO MNIE PRZEZ OKNO, Kirsty Moseley – książka z wymiany na LubimyCzytać; tę powieść chciałam przeczytać od momentu, w którym pojawiła się w zapowiedziach, dlatego kiedy tylko nadarzyła się okazja, nie wahałam się zbyt długo. W wielu recenzjach ta historia była określana jako słodka i właśnie na to liczę!
  • CZY WSPOMINAŁAM, ŻE ZA TOBĄ TĘSKNIĘ?, Estelle Maskame – recenzja; egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Feeria Young; jest to trzeci i ostatni tom z serii DIMILY i według mnie zdecydowanie najlepszy. Doskonale widać, jak bardzo autorka rozwinęła się na przestrzeni tych trzech części, a jej bohaterowie oraz fabuła dorosła razem z nią. To już nie jest głupiutka historia o buntowniczych nastolatkach, to wspaniała, dojrzała opowieść o odnajdywaniu własnej drogi oraz mierzeniu się z konsekwencjami swoich czynów. Nie spodziewałam się, że tak bardzo spodoba mi się zakończenie historii Eden oraz Tylera, jednak Estelle Maskame znacząco przewyższyła moje oczekiwania, choć cała trylogia należy raczej do średniaczków.
  • P.S. I LIKE YOU, Kasie West – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Feeria Young; czytałam Chłopaka na zastępstwo tej autorki i o choć była to przyjemna lektura, nie było w niej nic wybitnego czy bardzo interesującego. P.S. I Like You wydaje się być jednak o wiele ciekawszą pozycją, jej opis już od początku przykuł moją uwagę, a do tego ta przesłodka oprawa graficzna... Zdecydowanie chcę dać Kasie West kolejną szansę, może tym razem spodoba mi się bardziej! 
  • CO MNIE ZMIENIŁO NA ZAWSZE, Amber Smith – recenzja; egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Feeria Young; niezwykle przygnębiający obraz tego, jak pięć minut jest w stanie zmienić cały bieg życia. To nie jest łatwa i przyjemna opowiastka, autorka nie bawi się w upiększenia ciężkiej fabuły, która pokazuje, jak bardzo ofiara gwałtu zostaje zniszczona psychicznie i jak łatwo jest osiągnąć jej dno, jeśli będzie pozbawiona wsparcia oraz zainteresowania ze strony najbliższych. Czy polecam? Trudno mi wciąż zdecydować. Na pewno jest to ważna lektura, która jest w stanie uświadomić czytelnika, ale promuje niewłaściwe, wręcz destrukcyjne zachowania. 
  • KORONA W MROKU, Sarah J. Maas – książka z wymiany na LubimyCzytać; jestem psychofanką tej autorki, a na mojej półce do tej pory brakowało dwóch pierwszych tomów Szklanego tronu, bo niestety zaczęłam swoją przygodę z Maas od ebooków. Ta historia jednak tak bardzo mnie w sobie rozkochała, że musiałam się wyposażyć w całą serię i w końcu po długich poszukiwaniach udało mi się dorwać do Korony w mroku! Do zdobycia została mi jeszcze tylko pierwsza część, a wtedy osiągnę pełnię szczęścia <333
  • PŁYTKIE GROBY, Jennifer Donnelly – egzemplarz recenzencki od GW Foksal (kocham to wydawnictwo, więc nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę z nawiązanej z nimi współpracy!); do Płytkich grobów podchodzę zupełnie na czysto. Jedyne, co wiem na temat tej powieści, to że mamy do czynienia z kryminałem w stylu retro, w którym młoda dziewczyna stara się rozwiązać zagadkę śmierci swojego ojca... I w zasadzie to tyle ;) Sophie z kanały SophiesSeries bardzo tę książkę poleca, a booktuberzy zawsze mają zgubny wpływ na zawartość mojego portfela i ilość przybywających na półce egzemplarzy, z którymi muszę się zapoznać. 
  • CIEŃ I KOŚĆ, Leigh Bardugo – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; Leigh Bardugo to teraz niewątpliwie gorące nazwisko za sprawą Szóstki Wron, ale ja zakochałam się w jej twórczości jeszcze przed trzema laty, gdy przeczytałam pierwszy tom Trylogii Grisza. Nie miałam jednak nigdy okazji, by zabrać się za finał przygód Aliny, a teraz dzięki uprzejmości wydawnictwa na mojej półce znalazła się cała, uwielbiana przeze mnie seria! 
  • SZTURM I GROM, Leigh Bardugo – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; jw. 
  • RUINA I REWOLTA, Leigh Bardugo – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; jw.
  • PODWIECZNOŚĆ, Brodi Ashton – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; o Podwieczności wiem niewiele, jedynie tyle, że jest to romans paranormalny związany z grecką mitologią, którą wprost ubóstwiam. Tyle mi wystarczyło, żebym zapragnęła zapoznać się z tą pozycją i mam nadzieję, że będzie warto.
  • PODWIECZNOŚĆ. WIECZNA WIĘŹ, Brodi Ashton – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; jw. 
  • REAL, Katy Evans – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; bo kto nie lubi czytać o facetach walczących w nielegalnych walkach na podziemnych ringach? ;) Co prawda słyszałam, że główna bohaterka jest niezwykle irytująca, ale mam nadzieję, że uda mi się przymknąć na to oko i będę się cieszyła lekturą Real
  • MINE, Katy Evans – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; jw.
  • REMY, Katy Evans – egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; jw. 
  • AND I DARKEN, Kiersten White – książka z wymiany na LubimyCzytać; za granicą ta powieść zrobiła niemałą furorę, mnie samą przyciągnęła piękną okładką oraz intrygującym opisem zapowiadającym niesamowitą historię, która będzie w stanie mnie zaskoczyć i nie będzie powielała schematów. Już nie mogę się doczekać, aż zabiorę się za tę książkę! Z całego stosiku w tej chwili And I Darken zdecydowanie najbardziej do mnie przemawia, mam strasznie dobre przeczucia. 
  • SIEDEM MINUT PO PÓŁNOCY, Patrick Ness – recenzja; egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Papierowy Księżyc; nie spodziewałam się, że historia skierowana w głównej mierze do dzieci będzie w stanie tak bardzo mnie wzruszyć. To powieść przepełniona magią, która bardzo subtelnie oczarowuje czytelnika, a zarazem jest w niej dużo mroku oraz smutku. Według mnie jak największa liczba osób powinna zapoznać się z tą pozycją (nawet jeśli Geek Girl jest tak zakręcona, że zupełnie zapomniała o tej książce podczas robienia zdjęcia)

To tyle na dzisiaj! Nie sądziłam, że aż tyle książek zasili moją biblioteczkę przez listopad oraz grudzień, skoro powstrzymywałam się od zakupów (w końcu zaległe na półkach tomy same się nie przeczytają), ale zostałam mile zaskoczona! Czytaliście już którąś z wymienionych przeze mnie książek? A może któraś z nich wyjątkowo was zainteresowała? Dajcie mi znać w komentarzach!
Czytaj dalej »

poniedziałek, 2 stycznia 2017

W ramionach gwiazd, czyli zakazany romans na obcej, opustoszałej planecie

0
W ramionach gwiazd na swoją kolej czekało na mojej półce bardzo długo. Od dawna byłam zakochana w tej okładce, a young adult sci-fi jest jednym z moich ulubionych gatunków, mimo że jest tak strasznie niedoceniany i pomijany, dlatego z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, w którym jakieś wydawnictwo zainteresuje się trylogią Amie Kaufman oraz Meagan Spooner. Kiedy jednak to okładkowe cudo znalazło się już w moich dłoniach, zupełnie straciłam nim zainteresowanie aż do momentu, w którym zatęskniłam za kosmosem i zakazaną miłością.

Ikar, największy prom kosmiczny w całej galaktyce, rozbija się podczas rejsu. Jedyni ocaleni to Lilac – córka najbogatszego człowieka w całej galaktyce, i Tarver – młody bohater wojenny, który nie należy do elity. Muszą zjednoczyć siły, by wrócić do domu i rozwiązać zagadkę tajemniczych wizji, jakie zaczynają ich nękać.
Wkrótce rodzi się między nimi uczucie. Jednak w świecie, z którego pochodzą, ich związek jest skazany na potępienie. Czy mimo to nadal będą chcieli opuścić planetę?
Opis z LubimyCzytać

Na pierwszy rzut oka oś fabularna może się wydawać dość banalna: pochodzący z dwóch różnych światów bohaterowie, których styka ze sobą przypadek i których połączy zakazane uczucie. Pewnie tak jak i w moim, tak i w waszym przypadku w głowie odzywa się alarmowy dzwonek, który wręcz wrzeszczy insta-love, nie zbliżać się! W tym miejscu muszę was wyprowadzić z błędu, zapomnijcie o słodyczy (choć może nie do końca), różowych, brokatowych wyznaniach miłosnych co pół strony i cherubinkach otaczających nasz niecodzienny duet, a przygotujcie się na romans w stylu Starbound, czyli nienawiść, zadziorność, siłę oraz survival, gdzie nic nie jest ani proste, ani cukierkowate, ani przesadzone.

Najważniejszym punktem W ramionach gwiazd są bohaterowie. To oni stanowią podstawę całej powieści, to ich relacja wiedzie prym na kartkach książki. Lilac oraz Tarver wydają się być na pierwszy rzut oka stereotypowi do bólu. Ona – rozpieszczona dziedziczka ogromnej fortuny, którą interesują tylko piękne suknie oraz przyjęcia; on – bohater wojenny pochodzący z biednej warstwy społeczeństwa, który nienawidzi wszystkich bogaczy. Tylko że ich sylwetki są jedynie mirażem, owe schematy przywdziali na siebie niczym maski chroniące ich wnętrze. Lilac oraz Tarver są rzeczywiści; skrywają mnóstwo tajemnic, żyją z konsekwencjami raz podjętych decyzji, zostali ukształtowani przez swoją przeszłość, a gdy znaleźli się w dziczy, w końcu z dala od ciekawskich kamer i fleszy aparatów, pokazali swoje prawdziwe oblicze. Podoba mi się też to, że autorki obdarzyły ich nie tylko zaletami, ale także wadami. Lilac, które całe życie spędziła pod szklanym koszem, nie staje się nagle mistrzynią przetrwania, podobnie jak pochodzący z nizin społecznych Tarver, który specjalizuje się w walce, nie jest intelektualnym geniuszem i nie zna się na fizyce jądrowej. Jednak to, co roztapia serce, jest ich wzajemna relacja, która rozwija się bardzo powoli. Od słownych przepychanek i złośliwości przez trudną i oporną drogę do budowania zaufania po wzajemne wsparcie oraz próbę zrozumienia Tarver i Lilac zbliżają się do siebie. Nie można im nie kibicować, to po prostu niemożliwe. W sobie nawzajem znajdują siłę do przetrwania.  

W ramionach gwiazd nie jest powieścią wypełnioną akcją. Przez większą część mamy do czynienia z wędrówką Lilac oraz Tarvera po obcej planecie, skupiamy się na ich przetrwaniu, podczas gdy przemierzają wiele kilometrów. Co ciekawe, ani przez moment nie czułam się znużona ich podróżą, bo mamy do czynienia z tak intrygującymi bohaterami, że przebywanie w ich głowach i obserwowanie ich powoli zmieniającej się relacji było fascynującym przeżyciem. W ogóle nie tęskniłam za niespodziewanymi zwrotami akcji czy przyspieszeniem tempa, po prostu rozkoszowałam się tym, jak zmieniała się dynamika więzi Lilac oraz Tarvera, jak oni sami powoli zmieniali się pod wpływem sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nie jest to oczywiście jedyny wątek W ramionach gwiazd, jednak według mnie najlepszy. Choć pozostałe wątki doczekały się swoich rozwiązań, to nie wszystko mi zagrało. Mam wrażenie, jakby autorki w pewnym momencie poszły na skróty, pewne aspekty fabuły mogły zostać bardziej obrazowo wytłumaczone, sama tajemnica planety nie zainteresowała mnie wystarczająco, bym nie mogła doczekać się wyjaśnienia. Z jednej strony uwielbiam głównych bohaterów, ale z drugiej wydaje mi się, że gdyby te poboczne, tajemnicze wątki zostały lepiej poprowadzone, W ramionach gwiazd mogłoby być pełniejszą lekturą. A tak wciąż wydaje mi się, że czegoś brakowało, nie zostałam pochłonięta przez kolejne wydarzenia, nie drżałam z niepokoju czy ekscytacji, po prostu przyjmując kolejne sytuacje do wiadomości. 

Wydaje mi się, że do W ramionach gwiazd podeszłam ze zbyt wysokimi oczekiwaniami. Książka była dobra, wręcz bardzo dobra, ale nie tak zachwycająca, jak się tego spodziewałam. Wśród moich ulubionych odysei kosmicznych na ten moment na pewno się znajdzie, choć bliżej jej do młodzieżowego, dobrze zbudowanego romansu w fantazyjnym otoczeniu niż do YA science fiction z prawdziwego zdarzenia. Jest to ten typ powieści, który w dużej mierze opiera się na bohaterach, ale ja nie uważam tego za wadę, zwłaszcza że Lilac oraz Tarver z łatwością zawładnęli tą nieuleczalnie romantyczną częścią mojej duszy. Ja z dziką przyjemnością będę czekała, aż drugi tom tej gwiezdnej trylogii trafi w moje ręce i szczerze zachęcam was do zapoznania się z W ramionach gwiazd

★★★★★★

Trylogia Starbound:
W ramionach gwiazd // W spojrzeniu wroga // W sercu światła
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia