Na Pieśń Jutra byłam zmuszona czekać dwa długie lata. Dwa długie lata nieustannej ekscytacji tym, co się wydarzy w następnym tomie i nadziei, że będzie równie dobry co niesamowity Czas Żniw i genialny Zakon Mimów. Seria Samanthy Shannon jest jedną z moich ulubionych, a ponieważ kazała nam tyle czekać na kolejną część, moje nadzieje oczywiście rosły wraz z upływającym czasem.
Po krwawych zmaganiach Paige Mahoney osiągnęła swój cel – została Zwierzchniczką podziemnego syndykatu i zjednoczyła londyńskich kryminalistów, by przygotować ich do walki z Refaitami oraz każdym, kto zagraża przyszłości jasnowidzów. Jej panowanie może jednak szybko dobiec końca, odkąd w stolicy pojawiła się Tarcza Czuciowa, zupełnie nowa technologia zdolna do wykrywania kilku kategorii jasnowidzenia. Liczba sojuszników Paige drastycznie spada, a ona sama nie jest pewna, komu powinna zaufać. Jedno jest pewne – świat, który znała, dobiegł końca. Teraz musi zawalczyć o przetrwanie.
Czas Żniw to skomplikowana seria. Mogłoby się wydawać, że w przeciągu dwóch tomów zdążyłam się zadomowić w złożonym świecie wykreowanym przez autorkę, lecz długa przerwa pomiędzy wydaniem drugiej a trzeciej części sprawiła, że znowu kompletnie straciłam orientację i gubiłam się w poszczególnych terminach oraz wydarzeniach. W pewnym momencie trudno było ogarnąć, co się tak naprawdę dzieje, mimo że pierwsza połowa powieści nie dostarcza wielu zwrotów akcji, jest raczej skupiona na planowaniu i taktyce, jaką należy obrać w trakcie nadchodzącej wojny. Zakon Mimów został uformowany z niczego, jakby pomiędzy drugim a trzecim tomem, struktura jego działania była dla mnie niezrozumiała, a całość wypada raczej blado, jakby cały wątek był niepotrzebny. Pieśń Jutra wydaje się być przechodnią książką – zawiera niewiele istotnych informacji z punktu widzenia całej historii, posuwa fabułę do przodu, choć niezbyt mocno i pojawiają się nowi bohaterowie, którzy być może odegrają większą rolę w dalszych wydarzeniach. Jednocześnie nie czuję, by wniosła wiele do całej serii.
Dość sporo narzekam, bo względem Samanthy Shannon mam ogromne oczekiwania, a Pieśń Jutra nie była tak zachwycająca jak poprzednie tomy. Nie znaczy to jednak, że autorka odeszła od początkowych założeń; to wciąż Czas Żniw, to wciąż ta sama Shannon. Nawet jeśli akcja nie pędziła do przodu, to widać, że zarówno fabuła, jak i bohaterowie dojrzewają, a klimat się zmienia, staje się bardziej mroczny, krwawy i rzeczywisty. Intrygi polityczne stają się coraz bardziej zagmatwane, do gry wchodzą nowi zawodnicy, autorka wiele miejsca poświęca także na przedstawienie ucisku i rozwijającego się państwa policyjnego, które coraz bardziej kontroluje obywateli. Choć Pieśń Jutra to dystopia i mogłoby się wydawać, że w tym gatunku już wszystkie możliwe wizje zostały wykorzystane, to autorce udało się znaleźć niszę i zaprezentować walki oraz bunt w sposób, w jaki nie zrobił tego nikt przed nią.
Podoba mi się, że Samantha Shannon nie zrobiła ze swojej głównej bohaterki Mary Sue. Paige przeszła już naprawdę wiele i widać, że powoli zaczyna brakować jej sił, bo nie jest jakąś Superwoman z nieograniczonymi możliwościami oraz wytrwałością. Jest niedoświadczona, zmęczona, wszystko wali jej się na głowę i czuje, że nie ma w nikim stuprocentowego oparcia, więc od czasu do czasu zdarza jej się podjąć głupią decyzję. Stara się robić wszystko zgodnie z własnymi przekonaniami, ale jednocześnie musi zapewnić przetrwanie jasnowidzom w tych ciężkich czasach. Widać, jak Paige dorośleje, lecz przy tym pozostaje także sobą. Cieszę się, że Samantha Shannon nie robi z tej postaci kogoś, kim nie jest. Nie ukrywam jednak, że dość mocno brakowało mi pozostałych bohaterów, jak choćby cudownego Jaxona czy skrytego Naczelnika. Brakowało mi także dalszego rozwijania niesamowitych zdolności Paige, a to jeden z najbardziej intrygujących punktów serii – moce jasnowidzów.
Pieśń Jutra okazała się być przejściowym tomem charakterystycznym dla środka serii. Nie dostarczyła ani zbyt wielu emocji, ani ważnych odpowiedzi, nie czuję też, by specjalnie posunęła fabułę naprzód. Jak na razie jest to najkrótsza część, na którą musieliśmy bardzo długo czekać i według mnie ostateczny efekt nie jest na tyle dobry, by usprawiedliwić odwlekanie tej premiery. Nie czerpałam takiej przyjemności z czytania jak w przypadku dwóch pierwszych tomów, nie odczuwałam tego samego zachwytu związanego z tą historią, ale liczę na to, że kolejna część powali mnie na kolana.
Po krwawych zmaganiach Paige Mahoney osiągnęła swój cel – została Zwierzchniczką podziemnego syndykatu i zjednoczyła londyńskich kryminalistów, by przygotować ich do walki z Refaitami oraz każdym, kto zagraża przyszłości jasnowidzów. Jej panowanie może jednak szybko dobiec końca, odkąd w stolicy pojawiła się Tarcza Czuciowa, zupełnie nowa technologia zdolna do wykrywania kilku kategorii jasnowidzenia. Liczba sojuszników Paige drastycznie spada, a ona sama nie jest pewna, komu powinna zaufać. Jedno jest pewne – świat, który znała, dobiegł końca. Teraz musi zawalczyć o przetrwanie.
Czas Żniw to skomplikowana seria. Mogłoby się wydawać, że w przeciągu dwóch tomów zdążyłam się zadomowić w złożonym świecie wykreowanym przez autorkę, lecz długa przerwa pomiędzy wydaniem drugiej a trzeciej części sprawiła, że znowu kompletnie straciłam orientację i gubiłam się w poszczególnych terminach oraz wydarzeniach. W pewnym momencie trudno było ogarnąć, co się tak naprawdę dzieje, mimo że pierwsza połowa powieści nie dostarcza wielu zwrotów akcji, jest raczej skupiona na planowaniu i taktyce, jaką należy obrać w trakcie nadchodzącej wojny. Zakon Mimów został uformowany z niczego, jakby pomiędzy drugim a trzecim tomem, struktura jego działania była dla mnie niezrozumiała, a całość wypada raczej blado, jakby cały wątek był niepotrzebny. Pieśń Jutra wydaje się być przechodnią książką – zawiera niewiele istotnych informacji z punktu widzenia całej historii, posuwa fabułę do przodu, choć niezbyt mocno i pojawiają się nowi bohaterowie, którzy być może odegrają większą rolę w dalszych wydarzeniach. Jednocześnie nie czuję, by wniosła wiele do całej serii.
Dość sporo narzekam, bo względem Samanthy Shannon mam ogromne oczekiwania, a Pieśń Jutra nie była tak zachwycająca jak poprzednie tomy. Nie znaczy to jednak, że autorka odeszła od początkowych założeń; to wciąż Czas Żniw, to wciąż ta sama Shannon. Nawet jeśli akcja nie pędziła do przodu, to widać, że zarówno fabuła, jak i bohaterowie dojrzewają, a klimat się zmienia, staje się bardziej mroczny, krwawy i rzeczywisty. Intrygi polityczne stają się coraz bardziej zagmatwane, do gry wchodzą nowi zawodnicy, autorka wiele miejsca poświęca także na przedstawienie ucisku i rozwijającego się państwa policyjnego, które coraz bardziej kontroluje obywateli. Choć Pieśń Jutra to dystopia i mogłoby się wydawać, że w tym gatunku już wszystkie możliwe wizje zostały wykorzystane, to autorce udało się znaleźć niszę i zaprezentować walki oraz bunt w sposób, w jaki nie zrobił tego nikt przed nią.
Podoba mi się, że Samantha Shannon nie zrobiła ze swojej głównej bohaterki Mary Sue. Paige przeszła już naprawdę wiele i widać, że powoli zaczyna brakować jej sił, bo nie jest jakąś Superwoman z nieograniczonymi możliwościami oraz wytrwałością. Jest niedoświadczona, zmęczona, wszystko wali jej się na głowę i czuje, że nie ma w nikim stuprocentowego oparcia, więc od czasu do czasu zdarza jej się podjąć głupią decyzję. Stara się robić wszystko zgodnie z własnymi przekonaniami, ale jednocześnie musi zapewnić przetrwanie jasnowidzom w tych ciężkich czasach. Widać, jak Paige dorośleje, lecz przy tym pozostaje także sobą. Cieszę się, że Samantha Shannon nie robi z tej postaci kogoś, kim nie jest. Nie ukrywam jednak, że dość mocno brakowało mi pozostałych bohaterów, jak choćby cudownego Jaxona czy skrytego Naczelnika. Brakowało mi także dalszego rozwijania niesamowitych zdolności Paige, a to jeden z najbardziej intrygujących punktów serii – moce jasnowidzów.
Pieśń Jutra okazała się być przejściowym tomem charakterystycznym dla środka serii. Nie dostarczyła ani zbyt wielu emocji, ani ważnych odpowiedzi, nie czuję też, by specjalnie posunęła fabułę naprzód. Jak na razie jest to najkrótsza część, na którą musieliśmy bardzo długo czekać i według mnie ostateczny efekt nie jest na tyle dobry, by usprawiedliwić odwlekanie tej premiery. Nie czerpałam takiej przyjemności z czytania jak w przypadku dwóch pierwszych tomów, nie odczuwałam tego samego zachwytu związanego z tą historią, ale liczę na to, że kolejna część powali mnie na kolana.
★★★★★★★☆☆☆
Seria Czas Żniw:
Czas Żniw // Zakon Mimów // Pieśń Jutra // ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.