Chyba żadnej recenzji serialu czy nawet książki nie pisało mi się równie ciężko jak recenzji Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo. W momencie, w którym w końcu przemogłam się do utworzenia tego posta, minęło ponad pięć miesiący od chwili, kiedy skończyłam oglądać tę koreańską dramę, a w głowie wciąż mam pustkę i nieskończone pokłady przygnębienia, bo ta produkcja mnie nie zniszczyła. On po prostu mnie zmiażdżyła. Do tego stopnia, że prawdopodobnie powinno się mnie zamknąć w zakładzie psychiatrycznym. Czy warto było się tak torturować? Nie mam pojęcia. Ale z tego powodu nie zapomnę Moon Lovers do końca życia i już za każdym razem, gdy ktoś wymówi tę nazwę, w moim gardle będzie pojawiała się gula z powodu prześladujących mnie emocji.
Podczas zaćmienia słońca Go Ha Jin przenosi się z czasów współczesnych do czasów, w których Koreą rządziła dynastia Goryeo zapoczątkowana przez króla Taejo (ok. 918 roku). Budzi się w ciele szesnastoletniej arystokratki Hae Soo, która mieszka ze swoją kuzynką Panią Hae będącą żoną jedno z synów króla Taejo. Wkrótce Hae Soo zaprzyjaźnia się z młodymi książętami i przez to zostaje wplątana w pałacowe intrygi, gdzie każdy marzy o zagarnięciu tronu dla siebie. Rozdarta między walczącymi ze sobą braćmi, dziewczyna postanawia zmienić bieg historii.
Podczas zaćmienia słońca Go Ha Jin przenosi się z czasów współczesnych do czasów, w których Koreą rządziła dynastia Goryeo zapoczątkowana przez króla Taejo (ok. 918 roku). Budzi się w ciele szesnastoletniej arystokratki Hae Soo, która mieszka ze swoją kuzynką Panią Hae będącą żoną jedno z synów króla Taejo. Wkrótce Hae Soo zaprzyjaźnia się z młodymi książętami i przez to zostaje wplątana w pałacowe intrygi, gdzie każdy marzy o zagarnięciu tronu dla siebie. Rozdarta między walczącymi ze sobą braćmi, dziewczyna postanawia zmienić bieg historii.
Moon Lovers tak naprawdę można podzielić na trzy części: pierwsza i najdłuższa opowiada subtelną historię miłosną, gdy główni bohaterowie powoli się poznają i zakochują się w sobie. Muszę przyznać, że całość wypadła naprawdę słodko. Relacja głównych bohaterów była urocza, zabawna, a przy tym zadziorna i dostarczała mi mnóstwa radości, jednak wtedy nie zapowiadało się jeszcze na to, że ta drama stanie się jedną z moich ulubionych (a na pewno jedną z tych, które dogłębnie mną wstrząsną i pozostaną w mojej pamięci na bardzo długo). Ta część skupiona głównie na romansie miała około dziesięć odcinków, czyli zajęła połowę całego czasu antenowego. Za to później... Później fabuła znacznie przyspieszyła i zaczęło się istne szaleństwo! Z dość przewidywalnej, choć mocno skomplikowanej historii miłosnej powstała brutalna opowieść o walce o władzę, która prowadzi do krwawego rozłamu w rodzinie. Czasy beztroski i szczęścia, które wręcz emanowały z pierwszych odcinków Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo, zupełnie odeszły w niepamięć zastąpione przez bolesne zdrady, zawiłe, dworskie intrygi oraz niesprawiedliwość systemu. Każdy kolejny odcinek oglądałam z zapartym tchem, bo nie sposób było przewidzieć, w jaką stronę podąży cała fabuła, co chwila byłam zaskakiwana szokującymi zwrotami akcji, a napięcie rosło z odcinka na odcinek. Trudno było przewidzieć, kto okaże się sojusznikiem, a kto ostatecznie wbije nóż w plecy głównej bohaterce. Według mnie to była najbardziej udana część całej dramy, niesamowicie wciągnęłam się nie tylko w realia historyczne panujące w pałacu, ale także w nawarstwiające się tajemnice oraz podstępy. Jedyne, co mi przeszkadzało, to gwałtowne przeskoki w czasie. Jedna dwuletnia przerwa, druga czteroletnia – to była dla mnie przesada, zbyt duża dziura w fabule, jednak sama walka o władzę była krwawa i pasjonująca.
Trzecia część z kolei... Czy możemy o niej nie rozmawiać? Strasznie żałuję, że oglądnęłam pięć ostatnich odcinków, bo one zniszczyły mnie psychicznie, rozbiły moje serducho na miliony drobniutkich kawałeczków, których już nigdy nie da się skleić, do tej pory odczuwam ból na myśl, jak skończyła się historia Czwartego Księcia, czyli Wang So oraz Hae Soo. Nie mogłam przestać płakać, bo to zakończenie rozerwało moją duszę na pół. Nie zawsze byłam zachwycona tą relacją. Zdarzały się chwile, gdy bardzo zawodziłam się na Wang So i moja sympatia odrobinę przechylała się na stronę Ósmego Księcia, Wang Wooka, pierwszej miłości Hae Soo, co nie zmienia faktu, że historia So i dziewczyny była o wiele bardziej pasjonująca, urzekająca, ale też dramatyczna. W ogóle uważam, że Koreańczycy są mistrzami w tworzeniu wielokątów miłosnych (bo choć Hae Soo miała słabość tylko do tych dwóch książąt, większa ich liczba darzyła ją uczuciami), ponieważ w ogóle mnie to nie irytowało, wręcz przeciwnie, z zapartym tchem śledziłam różne interakcje między bohaterami, którzy na przestrzeni odcinków przechodzą niesamowitą przemianę, właściwie każdy z nich dojrzewa pod wpływem trudnych doświadczeń.
Przejdźmy do bohaterów. Nawet nie wiem, od czego mogłabym zacząć, bo pojawia się tutaj ich cała plejada, a każdy z nich ma zupełnie inny charakter. Choć początkowo nie byłam przekonana do Hae Soo to muszę przyznać, że szybko udało jej się zdobyć moją ogromną sympatię i naprawdę przeżywałam wszystko to, co się z nią działo. Na przestrzeni 20 odcinków przeszła niesamowitą przemianę – od infantylnej, odrobinę aroganckiej, swawolnej dziewczyny do zahartowanej, upartej kobiety troszczącej się o dobro innych. Naprawdę ją uwielbiam, nawet nie potrafię napisać, jak bardzo się z nią zżyłam. Muszę też wspomnieć o tym, że grająca ją IU jest przepiękna, nawet jeśli jej repertuar min jest dość ograniczony. Wang So jako postać lubiłam od samego początku, mam do niego ogromną słabość, może dlatego, że przypomina mi Zuko z Avatar: Legenda Aanga (ktoś kojarzy? Jeśli tak to ukocham!). Nieco dłużej musiałam przekonywać się do jego relacji z Hae Soo, ale nie da się ukryć, że dzięki niej z dzikiej bestii przeistoczył się w człowieka, choć nie był pozbawiony wad. Wang So jest mściwy i łatwo traci na sobą kontrolę, ale jest lojalny aż do bólu i zrobi wszystko dla osób, o które się troszczy. Na uwagę zasługuje także Baek Ah, trzynasty książę oraz Wang Jeong, czternasty książę, chyba najbardziej niedoceniany. Ogólnie polubiłam całą tę zgraję książątek, nawet tych podstępnych i zdradliwych, bo każdy z nich reprezentował sobą coś innego i naprawdę zgrabnie to wyszło (nawet jeśli momentami zaczynałam się gubić kto jest którym księciem).
Powiem otwarcie: odkąd wciągnęłam się w koreańskie dramy, żadna nawet nie zbliżyła się do poziomu mojego uwielbienia dla Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo. Pisanie tej recenzji okazało się być niezwykle trudne, bo podczas poszukiwania gifów łzy szkliły mi się w oczach, wszystkie cudowne, a także rozrywające serce sceny przelatywały mi przez umysł i czuję ogromną chęć, by ponownie obejrzeć tę produkcję, bo jest absolutnie fenomenalna. Nie doradzałabym jej jako wybór pierwszej dramy ever do oglądnięcia, ale jeśli chwilkę już siedzicie w tych klimatach i jeszcze nie zabraliście się za Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo koniecznie musicie to nadrobić! Choć ostrzegam, że to będzie bolesne przeżycie, po którym się nie pozbieracie. Musicie jednak uwierzyć mi na słowo, że warto, bo to cudowna historia, o której nigdy nie uda wam się zapomnieć.
Trzecia część z kolei... Czy możemy o niej nie rozmawiać? Strasznie żałuję, że oglądnęłam pięć ostatnich odcinków, bo one zniszczyły mnie psychicznie, rozbiły moje serducho na miliony drobniutkich kawałeczków, których już nigdy nie da się skleić, do tej pory odczuwam ból na myśl, jak skończyła się historia Czwartego Księcia, czyli Wang So oraz Hae Soo. Nie mogłam przestać płakać, bo to zakończenie rozerwało moją duszę na pół. Nie zawsze byłam zachwycona tą relacją. Zdarzały się chwile, gdy bardzo zawodziłam się na Wang So i moja sympatia odrobinę przechylała się na stronę Ósmego Księcia, Wang Wooka, pierwszej miłości Hae Soo, co nie zmienia faktu, że historia So i dziewczyny była o wiele bardziej pasjonująca, urzekająca, ale też dramatyczna. W ogóle uważam, że Koreańczycy są mistrzami w tworzeniu wielokątów miłosnych (bo choć Hae Soo miała słabość tylko do tych dwóch książąt, większa ich liczba darzyła ją uczuciami), ponieważ w ogóle mnie to nie irytowało, wręcz przeciwnie, z zapartym tchem śledziłam różne interakcje między bohaterami, którzy na przestrzeni odcinków przechodzą niesamowitą przemianę, właściwie każdy z nich dojrzewa pod wpływem trudnych doświadczeń.
Przejdźmy do bohaterów. Nawet nie wiem, od czego mogłabym zacząć, bo pojawia się tutaj ich cała plejada, a każdy z nich ma zupełnie inny charakter. Choć początkowo nie byłam przekonana do Hae Soo to muszę przyznać, że szybko udało jej się zdobyć moją ogromną sympatię i naprawdę przeżywałam wszystko to, co się z nią działo. Na przestrzeni 20 odcinków przeszła niesamowitą przemianę – od infantylnej, odrobinę aroganckiej, swawolnej dziewczyny do zahartowanej, upartej kobiety troszczącej się o dobro innych. Naprawdę ją uwielbiam, nawet nie potrafię napisać, jak bardzo się z nią zżyłam. Muszę też wspomnieć o tym, że grająca ją IU jest przepiękna, nawet jeśli jej repertuar min jest dość ograniczony. Wang So jako postać lubiłam od samego początku, mam do niego ogromną słabość, może dlatego, że przypomina mi Zuko z Avatar: Legenda Aanga (ktoś kojarzy? Jeśli tak to ukocham!). Nieco dłużej musiałam przekonywać się do jego relacji z Hae Soo, ale nie da się ukryć, że dzięki niej z dzikiej bestii przeistoczył się w człowieka, choć nie był pozbawiony wad. Wang So jest mściwy i łatwo traci na sobą kontrolę, ale jest lojalny aż do bólu i zrobi wszystko dla osób, o które się troszczy. Na uwagę zasługuje także Baek Ah, trzynasty książę oraz Wang Jeong, czternasty książę, chyba najbardziej niedoceniany. Ogólnie polubiłam całą tę zgraję książątek, nawet tych podstępnych i zdradliwych, bo każdy z nich reprezentował sobą coś innego i naprawdę zgrabnie to wyszło (nawet jeśli momentami zaczynałam się gubić kto jest którym księciem).
Powiem otwarcie: odkąd wciągnęłam się w koreańskie dramy, żadna nawet nie zbliżyła się do poziomu mojego uwielbienia dla Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo. Pisanie tej recenzji okazało się być niezwykle trudne, bo podczas poszukiwania gifów łzy szkliły mi się w oczach, wszystkie cudowne, a także rozrywające serce sceny przelatywały mi przez umysł i czuję ogromną chęć, by ponownie obejrzeć tę produkcję, bo jest absolutnie fenomenalna. Nie doradzałabym jej jako wybór pierwszej dramy ever do oglądnięcia, ale jeśli chwilkę już siedzicie w tych klimatach i jeszcze nie zabraliście się za Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo koniecznie musicie to nadrobić! Choć ostrzegam, że to będzie bolesne przeżycie, po którym się nie pozbieracie. Musicie jednak uwierzyć mi na słowo, że warto, bo to cudowna historia, o której nigdy nie uda wam się zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.