Jeśli jeszcze nie słyszeliście o Szóstce Wron to naprawdę nie wiem, gdzie ukrywaliście się przez ostatnie pół roku, ale musiała to być dziura bez dostępu do internetu, bo ta fenomenalna seria szturmem podbija blogosferę, a mnie urzekła w szczególności. Odkąd skończyłam czytać Szóstkę Wron, nie mogłam przestać myśleć o bohaterach, którzy na stałe zadomowili się w moim sercu i o tym, co Leigh Bardugo przyszykowała dla nich w drugiej części. Królestwo kanciarzy przebiło jednak moje wszystkie oczekiwania, zostałam kompletnie rozłożona na łopatki i chyba już nigdy się nie pozbieram.
Recenzja nie zawiera spoilerów z pierwszej części.
Kaz Brekker i jego ekipa dopiero co przeprowadzili skok przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Zamiast jednak dzielić sowite zyski, muszą walczyć o życie. Zostali wystawieni do wiatru i poważnie osłabieni; dokucza im brak funduszy, sprzymierzeńców i nadziei.
Na ulicach miasta trwa wojna. Wzajemna lojalność w obrębie ekipy – i tak już krucha i wątpliwa – zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kaz i jego ludzie muszą się postarać, żeby znaleźć się po stronie zwycięzców. Bez względu na koszty.
Opis z LubimyCzytać
Nie sądziłam, że to w ogóle jest możliwe, ale Królestwo kanciarzy okazało się być jeszcze lepsze od Szóstki Wron, pod wieloma względami przewyższając pierwszą część, w której główną osią wydarzeń był skok na niezdobyty przez nikogo Lodowy Dwór, tymczasem w Królestwie kanciarzy dzieje się o wiele więcej. To, jak bardzo skomplikowana jest fabuła, szczegółowa i dopracowana, jak wielu płaszczyzn jednocześnie dotyka... to jest po prostu niesamowite, a Leigh Bardugo jest geniuszem w najczystszej postaci! Do tej pory nie jestem w stanie ogarnąć umysłem, jak udało jej się połączyć tak wiele zawiłych, różnorodnych wątków w jedną, bardzo zgrabną i niezwykle pasjonującą całość. Uwierzcie mi, takich zwrotów akcji nikt się nie spodziewał. Autorka igrała sobie z nami nieustannie; trudno było określić, co jest częścią planu Kaza, a co nie, czy mamy do czynienia z prawdziwym niebezpieczeństwem, czy to może część ryzykownej gry. Czytałam z zapartym tchem, w ogromnym napięciu i jednocześnie podekscytowaniu czekając na kolejne wydarzenia, bo autorka nie oszczędzała naszej ukochanej grupy złodziejaszków, co chwila rzucając im kłody pod nogi. Królestwo kanciarzy zapewnia prawdziwy rollercoaster emocji, znajdziecie tutaj dosłownie wszystko; jest zabawnie, mrocznie, porywająco, przerażająco, cudownie, brutalnie... Czasami się rozpływałam. A czasami cierpiałam katusze, bo Leigh Bardugo udało się złamać moje serce na malutkie kawałeczki. Nawet jeśli zakończenie jest idealne, słodko-gorzkie, nawet jeśli cała historia została poprowadzona w mistrzowski sposób i autorka nie mogła tego zrobić lepiej... Nie pogodzę się z tym.
Ubóstwiam bohaterów. Będę to powtarzała bez końca, bo nigdy nie spotkałam się z powieścią, w której każda postać na swój własny sposób skradłaby moje serducho, z reguły oporne do przywiązywania się do tak wielu perspektyw. W tej części pojawiło się więcej narracji tych bohaterów, których było mniej w Szóstce Wron, a każdy kolejny rozdział sprawiał, że tylko mocniej zżywałam się z bohaterami. Każde z nich jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, ale stanowią także część cudownej grupy, która pracuje niczym dobrze naoliwiony mechanizm, wspierając się i porozumiewając bez słów. Nie brakuje zgrzytów między członkami załogi, lecz relacje między nimi są piękne, opierają się na wzajemnym oddaniu, silnej przyjaźni oraz miłości, a mimo to każda z nich wciąż pozostaje inna i po prostu nie mogę przestać zachwycać się tym, jak Leigh Bardugo ukazała poszczególne zależności w grupie. Nie sposób nie pokochać okrutnego, diabelnie zdeterminowanego i niezwykle błyskotliwego Kaza, jego kompasu moralnego w postaci Zjawy, dla której nie ma budynku, po którym nie mogłaby się wspiąć i pułapki zdolnej ją zatrzymać, sarkastycznej, pełnej życia Niny będącej ciałobójczynią, Matthiasa, czyli doskonale przeszkolonego żołnierza, dla którego ważny jest honor, ale jeszcze ważniejsza lojalność wobec przyjaciół, zagubionego hazardzisty i doskonałego rewolwerzysty Jespera oraz Wylana, który wydaje się nie pasować do reszty grupy, ceniąc bardziej inteligencję i pokojowe rozwiązania od walki czy tężyzny fizycznej.
Mogłabym pisać o nich w nieskończoność, zachwycając się każdą cechą ich charakteru; są ludźmi z krwi i kości, mają swoje przyzwyczajenia, wady, popełniają błędy i podejmują głupie decyzje, ale kurczę, wspiera się ich z całych sił i kocha się ich bezwarunkowo. A najlepsze jest to, że bohaterowie cały czas się rozwijają. W Królestwie kanciarzy nie są już tymi samymi ludźmi, których poznaliśmy na początku Szóstki Wron – kolejne wydarzenia wpłynęły na nich, zmieniając ich sposób myślenia i to jest cudowne. Powtarzam, Leigh Bardugo to geniusz. Nie tylko pod względem kreowania skomplikowanych, wielowarstwowych intryg, ale także pod względem budowania swoich postaci, konsekwencji w ich prowadzeniu, rozwijania ich psychologicznych aspektów. W dodatku to mistrzyni niedopowiedzeń – prawdziwą głębię relacji poznaje się po pojedynczych słowach, po spojrzeniach, po przekazie ukrytym między wersami, a wszystko to jest naładowane tak ogromnym ładunkiem emocjonalnym, że wręcz dostaje się dreszczy z zachwytu. Nie umiem przelać całej swojej miłości do tego gangu w recenzji, lecz uwierzcie mi, nie znajdziecie drugiej, równie różnorodnej oraz wspaniałej ekipy w żadnej książce.
Chwaliłam Leigh Bardugo już za złożoność całej fabuły, wielobarwność bohaterów, ale muszę też wspomnieć o czarnym humorze przewijającym się przez Królestwo kanciarzy. Uwielbiam sarkastyczne, błyskotliwe riposty, którymi przerzucają się bohaterowie, bardzo subtelny, inteligentny komizm niektórych sytuacji. W tej duologii komplikacja intryg stoi na równi z rozbrajającym humorem. Kocham barwny styl pisania tej autorki, sposób, w jaki łączy poszczególne słowa, tworząc wyraziste, zaskakujące obrazy. Nawet gdybym chciała się do czegoś przyczepić, po prostu nie jestem w stanie, bo każdy detal został dopracowany, każda historia dopowiedziana do końca. Jest mi strasznie smutno, że Leigh Bardugo nie dała nam się dłużej nacieszyć grupą szalenie intrygujących Wron i ich przygodami, ale trzeba przyznać, że ładnie udało jej się zamknąć całą fabułę.
Nie jestem gotowa, by pożegnać się z Szóstką Wron, zwłaszcza że Królestwo kanciarzy okazało się być jeszcze lepsze od poprzedniczki, zostałam kompletnie zmiażdżona i brakuje mi słów, by opisać, jak wyjątkowa i nadzwyczajna jest ta seria. Wciąga bez reszty, sprawia, że się w niej zakochujesz, a potem kończy się zbyt szybko; chociaż nie sądzę, bym kiedykolwiek była gotowa na rozstanie z tymi cudownymi bohaterami, których po prostu kocham. Nie wiem, jak mam was przekonać do sięgnięcia po tę historię, ale jeśli chociaż raz przeszło wam przez myśl, żeby dać jej szansę – zróbcie to. Nie pożałujecie, a być może zakochacie się równie mocno co ja i nie będziecie mogli przestać o niej myśleć.
Ubóstwiam bohaterów. Będę to powtarzała bez końca, bo nigdy nie spotkałam się z powieścią, w której każda postać na swój własny sposób skradłaby moje serducho, z reguły oporne do przywiązywania się do tak wielu perspektyw. W tej części pojawiło się więcej narracji tych bohaterów, których było mniej w Szóstce Wron, a każdy kolejny rozdział sprawiał, że tylko mocniej zżywałam się z bohaterami. Każde z nich jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, ale stanowią także część cudownej grupy, która pracuje niczym dobrze naoliwiony mechanizm, wspierając się i porozumiewając bez słów. Nie brakuje zgrzytów między członkami załogi, lecz relacje między nimi są piękne, opierają się na wzajemnym oddaniu, silnej przyjaźni oraz miłości, a mimo to każda z nich wciąż pozostaje inna i po prostu nie mogę przestać zachwycać się tym, jak Leigh Bardugo ukazała poszczególne zależności w grupie. Nie sposób nie pokochać okrutnego, diabelnie zdeterminowanego i niezwykle błyskotliwego Kaza, jego kompasu moralnego w postaci Zjawy, dla której nie ma budynku, po którym nie mogłaby się wspiąć i pułapki zdolnej ją zatrzymać, sarkastycznej, pełnej życia Niny będącej ciałobójczynią, Matthiasa, czyli doskonale przeszkolonego żołnierza, dla którego ważny jest honor, ale jeszcze ważniejsza lojalność wobec przyjaciół, zagubionego hazardzisty i doskonałego rewolwerzysty Jespera oraz Wylana, który wydaje się nie pasować do reszty grupy, ceniąc bardziej inteligencję i pokojowe rozwiązania od walki czy tężyzny fizycznej.
Mogłabym pisać o nich w nieskończoność, zachwycając się każdą cechą ich charakteru; są ludźmi z krwi i kości, mają swoje przyzwyczajenia, wady, popełniają błędy i podejmują głupie decyzje, ale kurczę, wspiera się ich z całych sił i kocha się ich bezwarunkowo. A najlepsze jest to, że bohaterowie cały czas się rozwijają. W Królestwie kanciarzy nie są już tymi samymi ludźmi, których poznaliśmy na początku Szóstki Wron – kolejne wydarzenia wpłynęły na nich, zmieniając ich sposób myślenia i to jest cudowne. Powtarzam, Leigh Bardugo to geniusz. Nie tylko pod względem kreowania skomplikowanych, wielowarstwowych intryg, ale także pod względem budowania swoich postaci, konsekwencji w ich prowadzeniu, rozwijania ich psychologicznych aspektów. W dodatku to mistrzyni niedopowiedzeń – prawdziwą głębię relacji poznaje się po pojedynczych słowach, po spojrzeniach, po przekazie ukrytym między wersami, a wszystko to jest naładowane tak ogromnym ładunkiem emocjonalnym, że wręcz dostaje się dreszczy z zachwytu. Nie umiem przelać całej swojej miłości do tego gangu w recenzji, lecz uwierzcie mi, nie znajdziecie drugiej, równie różnorodnej oraz wspaniałej ekipy w żadnej książce.
Chwaliłam Leigh Bardugo już za złożoność całej fabuły, wielobarwność bohaterów, ale muszę też wspomnieć o czarnym humorze przewijającym się przez Królestwo kanciarzy. Uwielbiam sarkastyczne, błyskotliwe riposty, którymi przerzucają się bohaterowie, bardzo subtelny, inteligentny komizm niektórych sytuacji. W tej duologii komplikacja intryg stoi na równi z rozbrajającym humorem. Kocham barwny styl pisania tej autorki, sposób, w jaki łączy poszczególne słowa, tworząc wyraziste, zaskakujące obrazy. Nawet gdybym chciała się do czegoś przyczepić, po prostu nie jestem w stanie, bo każdy detal został dopracowany, każda historia dopowiedziana do końca. Jest mi strasznie smutno, że Leigh Bardugo nie dała nam się dłużej nacieszyć grupą szalenie intrygujących Wron i ich przygodami, ale trzeba przyznać, że ładnie udało jej się zamknąć całą fabułę.
Nie jestem gotowa, by pożegnać się z Szóstką Wron, zwłaszcza że Królestwo kanciarzy okazało się być jeszcze lepsze od poprzedniczki, zostałam kompletnie zmiażdżona i brakuje mi słów, by opisać, jak wyjątkowa i nadzwyczajna jest ta seria. Wciąga bez reszty, sprawia, że się w niej zakochujesz, a potem kończy się zbyt szybko; chociaż nie sądzę, bym kiedykolwiek była gotowa na rozstanie z tymi cudownymi bohaterami, których po prostu kocham. Nie wiem, jak mam was przekonać do sięgnięcia po tę historię, ale jeśli chociaż raz przeszło wam przez myśl, żeby dać jej szansę – zróbcie to. Nie pożałujecie, a być może zakochacie się równie mocno co ja i nie będziecie mogli przestać o niej myśleć.
★★★★★★★★★★
Duologia Szóstka Wron:
Szóstka Wron // Królestwo kanciarzy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.