Moje serce i inne czarne dziury to powieść, która co jakiś czas przewijała się przez mój TBR, ale niekoniecznie planowałam się za nią zabrać w konkretnym terminie. Byłam jej ciekawa, zwłaszcza że zbierała pozytywne recenzje za granicą, lecz nie ciągnęło mnie do niej jakoś specjalnie, po prostu czekałam na dobrą okazję. Od dawna nie miałam okazji przeczytać żadnej książki z gatunku contemporary, a zwłaszcza takiej, która poruszałaby temat samobójstw wśród młodzieży, więc wiązałam z tą powieścią pewne nadzieje, jednak nie nastawiałam się na wiele i dobrze zrobiłam.
Marzeniem szesnastoletniej Aysel jest... śmierć. Wytykana palcami przez rówieśników w szkole, z brzemieniem wydarzeń sprzed kilku lat ciążących na jej barkach, pogrążona w smutku i odpychana przez najbliższych desperacko poszukuje powodów do życia, ale nie potrafi żadnych znaleźć. Z zamiarem popełnienia samobójstwa trafia na stronę internetową Smooth Passages, aby tam znaleźć partnera do samobójstwa. Jej wybór pada na Romana ukrywającego się pod nickiem FrozenRobot, który z powodu poczucia winy jest zdeterminowany, aby umrzeć. Ironicznie, chłopak, który miał pomóc jej w odebraniu sobie życia, sprawia, że Aysel zaczyna postrzegać otaczający ją świat w nowy, pełen nadziei sposób, a samobójstwo nie wydaje jej się dłużej najlepszym rozwiązaniem. Teraz musi tylko rozbudzić chęć życia także w Romanie, który jednak nie chce o tym słyszeć.
Mam wrażenie, że Moje serce i inne czarne dziury jest jednak skierowane do młodszych czytelników, nawet jeśli powieść nie została mocno upiększona czy osłodzona, to czuć pewne złagodzenie tematu, optymistyczne przebłyski. Depresja została porównana do czarnego ślimaka zalegającego w brzuchu i pożerającego całe szczęście, z fabuły trochę prześwituje pewnego rodzaju infantylność, a przynajmniej ja mam takie wrażenie po tych wszystkich wizytach w zoo, na festynach i kempingu. Z jednej strony pojawiają się ważne rozważania na temat własnej identyfikacji, tego, kim jesteśmy, jaką rolę odgrywamy w świecie, co się dzieje z nami po śmierci, a z drugiej mam wrażenie, że te tematy zostały przedstawione zbyt trywialnie i pobieżnie, ustępując miejsca rodzinnym nieporozumieniom charakterystycznym dla nastolatków w okresie buntu, szkolnym projektom czy relacji rozwijającej się między głównymi bohaterami, która swoją drogą, zupełnie nie przypadła mi do gustu. Nie podoba mi się sposób, w jaki Aysel i Roman się do siebie odnosili, nie tylko brakowało między nimi zaufania, ale byli też względem siebie opryskliwi, choć teoretycznie zaczynali czuć do siebie coś więcej. W ogóle nie czułam też między nimi iskrzenia, po prostu nie odpowiadał mi ich związek ani nawet przyjaźń. Cała przemiana Aysel pod wpływem Romana też wypada naiwnie.
W bohaterach podobało mi się jednak to, że oboje mieli swoje pasje. Aysel interesowała się muzyką klasyczną, w której odnajdywała ukojenie oraz fizyką, choć mam wrażenie, że sama autorka nie za wiele wie na temat nauki, dlatego z uporem maniaka trzymała się tylko energii potencjalnej i w kółko pisała tylko o tym, powtarzając właściwie to samo od nowa na różnych etapach książki. Roman z kolei uwielbiał grać w koszykówkę i szkicować. Ich hobby nadały im charakterystyczny dla nich rys, lecz poza tym niewiele mogę powiedzieć na temat ich kreacji, byli raczej mdli i jednowymiarowi. Aysel to zamknięta w sobie dziewczyna, która nie potrafi wyrażać swoich emocji i ma wyraźny problem z komunikacją z innymi, a Roman kiedyś był popularnym chłopakiem, który teraz trzyma się na uboczu, nawet w trakcie trwania powieści, choć przecież ma znaczący wpływ na jej przebieg. Każde z nich ma za sobą traumatyczną przeszłość, ale żadne z ich wspomnień nie wywołało u mnie większego wzruszenia, choć muszę przyznać, że wątek ojca Aysel był dość intrygujący i niespotykany, żałuję, że autorka bardziej tego nie pociągnęła, nie doprowadziła do końca, zamiast tego zaczęło to wyglądać na rozciąganie fabuły, żeby zająć chociaż jeszcze trochę miejsca, jakby Jasmine Warga nie wiedziała, jak zapełnić czas oczekiwania do zaplanowanego samobójstwa. Niewiele się w tej książce dzieje i żałuję, że Moje serce i inne czarne dziury nie przedstawia sobą większej wartości.
Podejmując się tematu wspólnego samobójstwa młodych ludzi, autorka rzuciła się na głęboką wodę. Wstęp bez wątpienia był szokujący i przejmujący, lecz im dalej w fabułę, tym gorzej. Początkowa kontrowersja powieści wkrótce ustąpiła miejsca znużeniu, bo Moje serce i inne czarne dziury stało się typowym przedstawicielem literatury młodzieżowej. Nawet jeśli dzięki temu historia miała nabrać autentyczności, realnego wyrazu i dotrzeć do innych nastolatków pogrążonych w depresji, ja nie znalazłam w tej książce niczego odkrywczego czy skłaniającego mnie do refleksji. Moje serce i inne czarne dziury raczej nie utkwi mi na długo w pamięci, a ja żałuję, że straciłam czas na tę powieść, która niczego nie wniosła do mojego życia.
Marzeniem szesnastoletniej Aysel jest... śmierć. Wytykana palcami przez rówieśników w szkole, z brzemieniem wydarzeń sprzed kilku lat ciążących na jej barkach, pogrążona w smutku i odpychana przez najbliższych desperacko poszukuje powodów do życia, ale nie potrafi żadnych znaleźć. Z zamiarem popełnienia samobójstwa trafia na stronę internetową Smooth Passages, aby tam znaleźć partnera do samobójstwa. Jej wybór pada na Romana ukrywającego się pod nickiem FrozenRobot, który z powodu poczucia winy jest zdeterminowany, aby umrzeć. Ironicznie, chłopak, który miał pomóc jej w odebraniu sobie życia, sprawia, że Aysel zaczyna postrzegać otaczający ją świat w nowy, pełen nadziei sposób, a samobójstwo nie wydaje jej się dłużej najlepszym rozwiązaniem. Teraz musi tylko rozbudzić chęć życia także w Romanie, który jednak nie chce o tym słyszeć.
Mam wrażenie, że Moje serce i inne czarne dziury jest jednak skierowane do młodszych czytelników, nawet jeśli powieść nie została mocno upiększona czy osłodzona, to czuć pewne złagodzenie tematu, optymistyczne przebłyski. Depresja została porównana do czarnego ślimaka zalegającego w brzuchu i pożerającego całe szczęście, z fabuły trochę prześwituje pewnego rodzaju infantylność, a przynajmniej ja mam takie wrażenie po tych wszystkich wizytach w zoo, na festynach i kempingu. Z jednej strony pojawiają się ważne rozważania na temat własnej identyfikacji, tego, kim jesteśmy, jaką rolę odgrywamy w świecie, co się dzieje z nami po śmierci, a z drugiej mam wrażenie, że te tematy zostały przedstawione zbyt trywialnie i pobieżnie, ustępując miejsca rodzinnym nieporozumieniom charakterystycznym dla nastolatków w okresie buntu, szkolnym projektom czy relacji rozwijającej się między głównymi bohaterami, która swoją drogą, zupełnie nie przypadła mi do gustu. Nie podoba mi się sposób, w jaki Aysel i Roman się do siebie odnosili, nie tylko brakowało między nimi zaufania, ale byli też względem siebie opryskliwi, choć teoretycznie zaczynali czuć do siebie coś więcej. W ogóle nie czułam też między nimi iskrzenia, po prostu nie odpowiadał mi ich związek ani nawet przyjaźń. Cała przemiana Aysel pod wpływem Romana też wypada naiwnie.
W bohaterach podobało mi się jednak to, że oboje mieli swoje pasje. Aysel interesowała się muzyką klasyczną, w której odnajdywała ukojenie oraz fizyką, choć mam wrażenie, że sama autorka nie za wiele wie na temat nauki, dlatego z uporem maniaka trzymała się tylko energii potencjalnej i w kółko pisała tylko o tym, powtarzając właściwie to samo od nowa na różnych etapach książki. Roman z kolei uwielbiał grać w koszykówkę i szkicować. Ich hobby nadały im charakterystyczny dla nich rys, lecz poza tym niewiele mogę powiedzieć na temat ich kreacji, byli raczej mdli i jednowymiarowi. Aysel to zamknięta w sobie dziewczyna, która nie potrafi wyrażać swoich emocji i ma wyraźny problem z komunikacją z innymi, a Roman kiedyś był popularnym chłopakiem, który teraz trzyma się na uboczu, nawet w trakcie trwania powieści, choć przecież ma znaczący wpływ na jej przebieg. Każde z nich ma za sobą traumatyczną przeszłość, ale żadne z ich wspomnień nie wywołało u mnie większego wzruszenia, choć muszę przyznać, że wątek ojca Aysel był dość intrygujący i niespotykany, żałuję, że autorka bardziej tego nie pociągnęła, nie doprowadziła do końca, zamiast tego zaczęło to wyglądać na rozciąganie fabuły, żeby zająć chociaż jeszcze trochę miejsca, jakby Jasmine Warga nie wiedziała, jak zapełnić czas oczekiwania do zaplanowanego samobójstwa. Niewiele się w tej książce dzieje i żałuję, że Moje serce i inne czarne dziury nie przedstawia sobą większej wartości.
Podejmując się tematu wspólnego samobójstwa młodych ludzi, autorka rzuciła się na głęboką wodę. Wstęp bez wątpienia był szokujący i przejmujący, lecz im dalej w fabułę, tym gorzej. Początkowa kontrowersja powieści wkrótce ustąpiła miejsca znużeniu, bo Moje serce i inne czarne dziury stało się typowym przedstawicielem literatury młodzieżowej. Nawet jeśli dzięki temu historia miała nabrać autentyczności, realnego wyrazu i dotrzeć do innych nastolatków pogrążonych w depresji, ja nie znalazłam w tej książce niczego odkrywczego czy skłaniającego mnie do refleksji. Moje serce i inne czarne dziury raczej nie utkwi mi na długo w pamięci, a ja żałuję, że straciłam czas na tę powieść, która niczego nie wniosła do mojego życia.
★★★★☆☆☆☆☆☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.