poniedziałek, 23 stycznia 2017

Jedyna, czyli bajkowy romans z nutą goryczy

Seria Selekcja bez wątpienia zalicza się do guilty pleasures. Jest to przykład mało ambitnej literatury, ale za to jak wciągającej! Kiedy zabieram się za którąś z książek Kiery Cass, po prostu nie jestem w stanie się od niej oderwać, dopóki nie doczytam jej do końca, bez względu na to, jak przewidywalna i oklepana jest fabuła. Nie potrafię powiedzieć, w czym tkwi fenomen Selekcji, ale z Jedyną miałam bardzo podobnie jak w przypadku poprzednich tomów, choć okazało się, że z trzecią częścią miałam najwięcej problemów. 

America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. A jednak nadchodzi moment ostatecznego wyboru, tym trudniejszego, że cały los Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami.
Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy zdecyduje się zostać królową i podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei?
Opis z LubimyCzytać

Moim głównym zastrzeżeniem do Jedynej jest... brak chemii między Maxonem oraz Americą. Według mnie autorka poświęciła im w tym tomie zdecydowanie za mało czasu, wcześniej byłam zauroczona ich słodką, powoli rozwijającą się relacją, a teraz mój zachwyt dotyczący ich związku gdzieś wyparował, podobnie jak moja sympatia do młodego księcia. Relacja Ami oraz Maxona została zepchnięta na bok, pozbawiona wcześniejszego ognia i romantyzmu, rywalizacja między dziewczętami ograniczyła się do trzech scen, a cała otoczka tego przedsięwzięcia straciła na blasku oraz bajkowości. Zabrakło mi po prostu magii, którą odczuwałam do tej pory w związku z tą serią (mimo mankamentów oraz rozdwojenia jaźni głównej bohaterki) i możliwe, że jest to spowodowane rozwinięciem kwestii trudnej sytuacji w kraju. Kiera Cass po prostu nie radzi sobie z budowaniem intryg mających ręce oraz nogi, wszystko jest u niej przerysowane i nijak się ma do osi fabularnej. W jej powieściach nigdy nie byłam fanką wątku dystopijnego związanego z działaniem rebeliantów, a przytłaczająca część trzeciego tomu dotyczyła właśnie politycznych zawirowań w kraju, które według mnie były nierealne i nijak się miały do głównego tematu, czyli samej Selekcji, której wyjątkowo brakowało mi w Jedynej. Lubiłam tę trylogię jako niezobowiązującą, przyjemną historię o miłości wzrastającej w niekoniecznie sprzyjającym otoczeniu, a teraz trochę mi tego zabrakło. 

Kiera Cass wykazała się ogromną niekonsekwencją w tej części, nie tylko ze względu na porzucenie urokliwego klimatu i odsunięcie się od podstawowych założeń na tę trylogię, ale także w kreacji bohaterów. Widać to zwłaszcza w postawie Americi, która nagle zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni, głównie w swojej relacji z Aspenem, lecz straciła także swój temperament i butę, jej zachowanie wydawało mi się być strasznie na pokaz, jakby Kiera Cass próbowała w tym tomie zrobić z niej osobę, którą nigdy nie była. Autorka zniszczyła także postać Celeste, która w niczym nie przypomina siebie z poprzednich dwóch tomów, to chyba na nią przeniosło się dotychczasowe rozdwojenie jaźni Ami. Te gwałtowne przemiany były niezwykle sztuczne. Elitę czytałam dwa lata temu, więc skoro po tym czasie udało mi się wychwycić duże sprzeczności w przedstawieniu postaci, muszą być one naprawdę znaczne. 

Jedyna nie zaskakuje właściwie niczym. Jeszcze zanim zabrałam się za tę książkę, wiedziałam, czego się spodziewać i jak zostaną rozwiązane poszczególne wątki fabularne, choć autorce udało się mnie odrobinę zszokować samym zakończeniem. Może odrobinę poszła na łatwiznę, pozbywając się w ten sposób wielu kłopotliwych kwestii, ale nie spodziewałam się, że zdecyduje się na tak drastyczny sposób. Przewidywalność Jedynej jednak mi nie przeszkadzała, bo zabierając się za podobną historię, nie można mieć względem niej wielu oczekiwań. Ta powieść pomogła mi się zrelaksować, pochłonęłam ją niezwykle szybko, w miarę dobrze się przy niej bawiąc, choć nie aż tak wspaniale, jak sądziłam. Wymagałam nieco więcej od finału miłosnej historii Maxona i Americi, więc nie jestem w pełni usatysfakcjonowana; na pewno czytało się ją przyjemnie, ale bez fajerwerków i raczej z pobłażliwym uśmiechem na ustach. 

Możliwe, że zbyt surowo oceniam Jedyną, ale mam wrażenie, że poprzednie dwie części, mimo zawirowań i niezdecydowania Americi, podobały mi się bardziej. Żałuję, że autorka zboczyła z kursu, lecz mimo wszystko polecam jej powieści dla odstresowania się, bez wątpienia umilą wam czas i sprawią, że przez kilka godzin poczujecie się jak najprawdziwsze księżniczki, nawet jeśli nigdy nie miałyście takich aspiracji ;)

★★★★★

Seria Selekcja: 
Rywalki // Elita // Jedyna // Następczyni // Korona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia