Imperium ognia wywołało ogromne poruszenie wśród czytelników zarówno za granicą, jak i w Polsce, ale ja nie byłam specjalnie przekonana do pierwszej części Ember in the Ashes. Tak, czytało mi się ją całkiem przyjemnie, lecz nie była pozbawiona wad, a mnóstwo szczegółów dotyczących fabuły zadziwiająco szybko zatarło się w mojej pamięci, jakby w tej serii nie było nic wartego zapamiętania. Mimo to byłam ogromnie ciekawa Pochodni w mroku, która zebrała chyba jeszcze bardziej entuzjastyczne recenzje, więc oczywiście wyposażyłam się we własny egzemplarz i zabrałam za czytanie.
Po dramatycznych wydarzeniach podczas Czwartej Próby, Elias i Laia uciekają z Serry i ścigani przez wojańskich żołnierzy ruszają w podróż po bezdrożach Imperium. Laia musi uwolnić z okrytego złą sławą więzienia w Kauf swojego brata, Darina, jedynego zdolnego przynieść wolność Scholarom. Elias jest zdecydowany pomóc Lai za cenę swojej wolności, a nawet życia. Tymczasem przeciwko Lai i Eliasowi sprzysięgają się wszystkie siły, ludzkie i nadludzkie. Przyjdzie im zmierzyć się z licznym gronem nieprzyjaciół: żądnym krwi imperatorem Markusem, bezwzględną komendantką Czarnego Klifu, sadystycznym naczelnikiem więzienia, a przede wszystkim z Heleną, zakochaną w Eliasie a jednocześnie wierną imperatorowi. Helena, zgodnie z wolą imperatora zostaje wysłana z misją odszukania Eliasa Veturiusa oraz scholarskiej niewolnicy, która pomogła mu w ucieczce i, jak się okazuje, jest obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami.
Opis z LubimyCzytać
Choć Pochodnia w mroku jest już drugą częścią w serii, fabuła obrała dla mnie tak niespodziewany kierunek, że momentami miałam wrażenie, jakby ta powieść niewiele miała wspólnego z pierwszym tomem. Co prawda główną siłą napędową Pochodni w mroku są końcowe wydarzenia z Imperium ognia, ale klimat tak bardzo różni się od tego, co poznałam w pierwszej części, że wyglądało to tak, jakbym miała do czynienia z dwoma odrębnymi historiami. Co prawda minęło półtorej roku, odkąd skończyłam czytać Imperium ognia, lecz nie jest to na tyle długi okres czasu, by wszystkie szczegóły i odczucia z lektury wyleciały mi z głowy. Druga część serii Ember in the Ashes jest... dziwna. Co prawda wciąż jest brutalnie, ale mroczna, intrygująca atmosfera gdzieś uleciała. Brakowało mi okrutnej codzienności Maski, ciężkich Prób mających wyłonić Imperatora, zmagań Lai z ponurą rzeczywistością i samą sobą. Elias i Laia wyruszają w długą podróż, dzięki czemu mieliśmy okazję szerzej poznać wykreowany przez Sabę Tahir świat, który w pierwszym tomie ledwie liznęliśmy, jednak przy okazji autorka straciła umiejętność, którą wcześniej mnie urzekła; przed moimi oczami już dłużej nie rozpościerało się Imperium niemal na wyciągnięcie ręki, obrazy straciły na plastyczności, opisy nie były już tak żywe oraz interesujące. Cieszę się, że Sabaa Tahir zaczęła uzupełniać luki w stworzonym świecie, poznaliśmy kolejną, nową kulturę, ale wciąż wiele zostało do odkrycia, a te elementy, które nam podrzuciła, nie zachwyciły mnie tak bardzo jak wcześniejsze przedstawienie Scholarów i Wojan.
W Pochodni w mroku pojawia się o wiele więcej wątków fantasy. Problem w tym, że w większości kompletnie mi się one nie podobają i w moim odczuciu nie pasują do fabuły pierwszego tomu; to głównie za ich sprawą mam wrażenie, jakbym miała do czynienia z dwoma odrębnymi historiami, które nie mają zbyt wielu punktów wspólnych. Nie odpowiadał mi wątek fantastyczny dotyczący Eliasa, Poczekalni i Łowczyni Dusz, był on dla mnie absurdalny i po prostu śmieszny. Nie mogę też powiedzieć, żeby historia związana z Gwiazdą oraz Zwiastunem Nocy mi odpowiadała, choć wytłumaczyła kilka niejasnych aspektów fabularnych i nadała sens pewnym działaniom bohaterów. Większość nadnaturalnych stworzeń została zaczerpnięta z arabskich legend, ale tym razem nie wykorzystała w pełni potencjału drzemiącego w wykorzystanych przez nią mitologicznych elementach. Nie mogę powiedzieć, żebym specjalnie się nudziła, bo akcja gna do przodu, lecz niespecjalnie wciągnęłam się w Pochodnię w mroku; z jednej strony niby dużo się dzieje, ale z drugiej te wydarzenia nie niosą ze sobą żadnego rezultatu, przypominając raczej zasłonę dymną dla braku pomysłu na rozwinięcie. Jakby Sabaa Tahir wiedziała, gdzie muszą dotrzeć jej bohaterowie, jednak nie wiedziała, co powinno spotkać ich po drodze z punktu A do punktu B, więc głównie przez wiele tygodni sobie podróżują i od czasu do czasu wpadają w zasadzkę.
W tym wszystkim najdziwniejszy jest wątek romantyczny. Nie jestem w stanie ogarnąć umysłem tego czworokąta miłosnego, a już najmniej rozumiem postępowanie Lai. Autorka tak opisywała jej emocje, że wciąż nie mam pojęcia, co i do kogo ona tak naprawdę czuje. Nie pojmuję jej postępowania w stosunku do Eliasa oraz Keenana, na szczęście romans odgrywa niewielką rolę w książce i tylko dzięki temu jej rozterki nie doprowadziły mnie na skraj szewskiej pasji. W tej części pojawiło się o wiele więcej rozdziałów pisanych z perspektywy Heleny, jednak szczerze mówiąc, jestem nimi dość mocno rozczarowana. Nie wprowadziły one zbyt wiele do fabuły, za każdym razem, gdy pojawiał się fragment z tą bohaterką, miałam ochotę go przeskoczyć i starałam się go mieć jak najszybciej za sobą. Widać jednak, że wszystkie postaci w porównaniu do Imperium ognia, przeszły wewnętrzną przemianę.
Pochodnię w mroku czytało mi się całkiem dobrze, choć nie czułam naglącej potrzeby przerzucania kolejnych kartek, by przekonać się, jak zakończy się drugi tom. Nie wciągnęłam się tak bardzo jak w przypadku pierwszej części i na razie niezupełnie podoba mi się kierunek, w jakim podąża cała seria, ale jeszcze zobaczymy, co wymyśli Sabaa Tahir. Tym razem nie udało jej się tchnąć życia w przedstawioną w Pochodni w mroku historię, nad czym dość mocno ubolewam, bo poszczególne składniki są fantastyczne, tylko że po prostu na razie się ze sobą nie kleją. Trudno mi powiedzieć, w czym leży największy problem drugiego tomu; oddzielnie wszystkie wątki mają potencjał i są fantastyczne, ale jako całość po prostu mi się nie podobają. Nie oznacza to jednak, że odradzam wam zapoznanie się z Pochodnią w mroku, bo to wciąż całkiem zgrabna powieść.
W Pochodni w mroku pojawia się o wiele więcej wątków fantasy. Problem w tym, że w większości kompletnie mi się one nie podobają i w moim odczuciu nie pasują do fabuły pierwszego tomu; to głównie za ich sprawą mam wrażenie, jakbym miała do czynienia z dwoma odrębnymi historiami, które nie mają zbyt wielu punktów wspólnych. Nie odpowiadał mi wątek fantastyczny dotyczący Eliasa, Poczekalni i Łowczyni Dusz, był on dla mnie absurdalny i po prostu śmieszny. Nie mogę też powiedzieć, żeby historia związana z Gwiazdą oraz Zwiastunem Nocy mi odpowiadała, choć wytłumaczyła kilka niejasnych aspektów fabularnych i nadała sens pewnym działaniom bohaterów. Większość nadnaturalnych stworzeń została zaczerpnięta z arabskich legend, ale tym razem nie wykorzystała w pełni potencjału drzemiącego w wykorzystanych przez nią mitologicznych elementach. Nie mogę powiedzieć, żebym specjalnie się nudziła, bo akcja gna do przodu, lecz niespecjalnie wciągnęłam się w Pochodnię w mroku; z jednej strony niby dużo się dzieje, ale z drugiej te wydarzenia nie niosą ze sobą żadnego rezultatu, przypominając raczej zasłonę dymną dla braku pomysłu na rozwinięcie. Jakby Sabaa Tahir wiedziała, gdzie muszą dotrzeć jej bohaterowie, jednak nie wiedziała, co powinno spotkać ich po drodze z punktu A do punktu B, więc głównie przez wiele tygodni sobie podróżują i od czasu do czasu wpadają w zasadzkę.
W tym wszystkim najdziwniejszy jest wątek romantyczny. Nie jestem w stanie ogarnąć umysłem tego czworokąta miłosnego, a już najmniej rozumiem postępowanie Lai. Autorka tak opisywała jej emocje, że wciąż nie mam pojęcia, co i do kogo ona tak naprawdę czuje. Nie pojmuję jej postępowania w stosunku do Eliasa oraz Keenana, na szczęście romans odgrywa niewielką rolę w książce i tylko dzięki temu jej rozterki nie doprowadziły mnie na skraj szewskiej pasji. W tej części pojawiło się o wiele więcej rozdziałów pisanych z perspektywy Heleny, jednak szczerze mówiąc, jestem nimi dość mocno rozczarowana. Nie wprowadziły one zbyt wiele do fabuły, za każdym razem, gdy pojawiał się fragment z tą bohaterką, miałam ochotę go przeskoczyć i starałam się go mieć jak najszybciej za sobą. Widać jednak, że wszystkie postaci w porównaniu do Imperium ognia, przeszły wewnętrzną przemianę.
Pochodnię w mroku czytało mi się całkiem dobrze, choć nie czułam naglącej potrzeby przerzucania kolejnych kartek, by przekonać się, jak zakończy się drugi tom. Nie wciągnęłam się tak bardzo jak w przypadku pierwszej części i na razie niezupełnie podoba mi się kierunek, w jakim podąża cała seria, ale jeszcze zobaczymy, co wymyśli Sabaa Tahir. Tym razem nie udało jej się tchnąć życia w przedstawioną w Pochodni w mroku historię, nad czym dość mocno ubolewam, bo poszczególne składniki są fantastyczne, tylko że po prostu na razie się ze sobą nie kleją. Trudno mi powiedzieć, w czym leży największy problem drugiego tomu; oddzielnie wszystkie wątki mają potencjał i są fantastyczne, ale jako całość po prostu mi się nie podobają. Nie oznacza to jednak, że odradzam wam zapoznanie się z Pochodnią w mroku, bo to wciąż całkiem zgrabna powieść.
★★★★★★☆☆☆☆
Seria Ember in the Ashes:
Imperium ognia // Pochodnia w mroku // A Reaper at the Gates // ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.