środa, 31 maja 2017

Podsumowanie maja

0
Maj to miesiąc, który stał pod znakiem matur. W tym roku podchodziłam do nich drugi raz, ale stres wcale nie był mniejszy. Właściwie od połowy marca wszystko było podporządkowane tylko i wyłącznie egzaminom, dlatego blog dość mocno na tym ucierpiał, ale powoli wracam na właściwe tory. Szybko przebrniemy przez podsumowanie maja, bo z oczywistych względów, jeśli chodzi o bloga, nie jestem zadowolona z tego miesiąca.

ZRECENZOWANE


DODATKOWO


PODSUMOWANIE I PLANY

Maj był miesiącem stresu, ale dla wszystkich zainteresowanych – matury poszły mi bardzo dobrze, a egzamin z chemii wręcz wyśmienicie, dlatego mam nadzieję, że kiedy już otrzymam wyniki 30 czerwca, będę z nich zadowolona i wreszcie dostanę się nie tylko na wybrany kierunek, ale także do wymarzonego miasta, na którym bardzo mi zależy z różnych powodów. Mimo zakończenia maratonu maturalnego blog nie zaczął jeszcze funkcjonować normalnie, za co bardzo was przepraszam – wciąż odsypiam i nadrabiam zaległości z rodziną czy przyjaciółmi, lecz powoli gromadzę posty i mam nadzieję, że w czerwcu już uda mi się publikować regularnie. Intensywnie myślę też nad wprowadzeniem nowego cyklu, jednak jeszcze zdecydowanie za szybko, żeby mówić o szczegółach. Z tego miejsca pozdrawiam Burtona, który pomaga mi to ogarnąć ♥ i którego pewnie wkrótce będziecie mieli okazję poznać, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło gładko po mojej myśli, bo naprawdę chcę już do was wrócić! 

Czytaj dalej »

poniedziałek, 22 maja 2017

Chłopak z innej bajki, czyli Kopciuszek ze sklepu z porcelanowymi lalkami

0
Chyba mogę otwarcie powiedzieć, że książki Kasie West są dla mnie czymś w rodzaju guilty pleasure – to niezwykle ciepłe, a przy tym lekkie i urocze opowieści, które można przeczytać w jeden wieczór. Chociaż nie zostają ze mną na dłużej, bez wątpienia sprawiają, że robi mi się jakoś tak lżej na sercu. Wśród powieści tej autorki znajdowały się jednak dwie, które wyjątkowo zwróciły moją uwagę i jedną z nich był właśnie Chłopak z innej bajki, dlatego nie mogłam się doczekać, aż będę trzymała swój egzemplarz w dłoniach, by przekonać się, czy moje dobre przeczucia się sprawdzą. 

Caymen ma 17 lat i po szkole pracuje w należącym do jej mamy nieco dziwacznym sklepie z porcelanowymi lalkami i specjalizuje się w sarkastycznym podejściu do życia, szczególnie wobec bogaczy. Lata obserwacji zamożnych ludzi zza lady i życiowe doświadczenia mamy nauczyły ją, że nie można im ufać, a do tego są zblazowani, nieuprzejmi i przekonani, że cały świat powinien leżeć u ich stóp. Gdy do sklepu trafia Xander, wysoki, przystojny i na swój sposób uroczy, ale najwyraźniej obrzydliwie bogaty, od razu widać, że jest z totalnie innej bajki. Caymen co prawda znajduje z nim wspólny język, ale jest przekonana, że jego zainteresowanie nie potrwa długo. Gdy Xandrowi niemal udaje się ją do siebie przekonać, dziewczyna odkrywa, że pieniądze grają w ich związku o wiele większą rolę, niż sądziła. Na ich wspólnej drodze piętrzą się przeszkody... czy ostatecznie trafią razem do tej samej bajki?
Opis z LubimyCzytać

Ze wszystkich książek Kasie West, jakie przeczytałam, Chłopak z innej bajki jest bez wątpienia moją ulubioną pozycją. Choć fabuła opiera się na podobnych założeniach jak pozostałe powieści tej autorki, jest nieco mniej cukierkowa, a przez to prawdziwsza i urzekła mnie bardziej, niż mogłam się tego spodziewać. Ogromną zasługę ma w tym Caymen, czyli główna bohaterka książki, która jest niezwykle sarkastyczną i inteligentną dziewczyną, a także wspaniale napisany wątek romantyczny. Wydaje mi się jednak, że Chłopaka z innej bajki przeczytałam po prostu w odpowiednim dla siebie momencie. Pierwszy raz tak naprawdę mogłam się identyfikować z bohaterami stworzonymi przez Kasie West, rozumiałam ich rozterki, bo obecnie sama się z nimi zmagam i możliwe, że właśnie dlatego ta książka jest mi najbliższa ze wszystkich tej autorki, jakie zostały wydane w naszym kraju.

To, co uwielbiam w książkach Kasie West, to wplatanie w pozornie schematyczną fabułę ważnych tematów skłaniających do refleksji, choć muszę przyznać, że nadmierne podkreślanie bogactwa i tego, jak wielkie zepsucie się z nim wiąże na samym początku książki dość mocno mnie zirytowało. Rozumiem, że miało to posłużyć ukazaniu kontrastu, jak bardzo stereotypy mogą zaciemniać prawdziwy obraz sytuacji, ale przez tak daleko idące, wręcz przesadzone uprzedzenia Chłopak z innej bajki nie rozpoczynał się zachęcająco. Na szczęście złe wrażenie dość szybko się zatarło i mogłam rozkoszować się lekturą, która pokazuje, że nikogo nie można oceniać po zawartości jego portfela, a także że świat stoi przed nami otworem i sami kształtujemy naszą przyszłość, należy jedynie znaleźć w sobie odwagę, by wyrwać się z pewnych ram. To właśnie rozważania o możliwej karierze nastolatków, którzy w pewnym sensie utknęli w swoim obecnym życiu, tak bardzo mi się podobały, bo pozornie prosta powieść skrywa w sobie głębokie przesłania.

Jak już mówiłam, Caymen niezwykle mnie urzekła. Jest wygadana, zabawna (choć ma bardzo specyficzne poczucie humoru) i w każdej sytuacji potrafi znaleźć ciętą ripostę. Na jej barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność związana z prowadzeniem upadającego, rodzinnego biznesu i jest gotowa poświęcić nawet swoją przyszłość, by pomóc swojej mamie, z którą znajdują się w ciężkiej sytuacji materialnej. Pod wieloma względami Caymen przypomina mnie samą, bo podobnie jak ona skrywam prawdziwe uczucia za maską sarkazmu i dobro innych stawiam ponad własnym. Xander z kolei jest bogatym młodzieńcem, mogłoby się wydawać, że świat stoi przed nim otworem, jednak nie do końca tak jest. Żaden z niego książę z bajki, ale jest miłym, błyskotliwym chłopakiem o podobnym poczuciu humoru co Caymen, dzięki czemu świetnie się dogadują już od pierwszego spotkania. Powiem otwarcie: kocham ich relację. Rozwijała się powoli, mieli czas, by się dobrze poznać i wzajemnie dotrzeć, a ich przekomarzanki były urocze. Ich relacja nie była jednak płytka, potrafili wyłapać słowa ukryte między wierszami, a do tego rozmawiali na trudne, poważne i głębokie tematy. Caymen i Xander są po prostu dla siebie stworzeni, idealnie dobrani i podoba mi się sposób, w jaki Kasie West to przedstawiła.

Chłopak z innej bajki to książka, której nie można odłożyć na bok, kiedy już się ją zacznie. Lekkie, przyjemne pióro Kasie West sprawia, że wręcz przelatuje się przez tę powieść, w której słodycz pierwszej miłości oraz gorycz życia są idealnie zrównoważone. Gwarantuję wam, że niejednokrotnie uśmiechniecie się podczas czytania tej lektury, bo dialogi są wręcz rozbrajające, a relacja Caymen i Xandra porwie was już od pierwszej strony!

  

Inne zrecenzowane książki Kasie West:
Chłopak na zastępstwo // P.S. I Like You

Za możliwość przeczytania Chłopaka z innej bajki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young!
Czytaj dalej »

piątek, 19 maja 2017

Gniew i świt, czyli historia Szeherezady i bezdusznego khalifa w wersji young adult

0
Gniew i świt to pierwsza książka, którą przeczytałam po prawie dwumiesięcznej przerwie spowodowanej intensywnymi powtórkami do matury. Jak wiecie, w kwietniu trochę poszalałam i dorobiłam się naprawdę pokaźnego stosiku (który możecie obejrzeć tutaj), ale już od pierwszej chwili wiedziałam, że to właśnie od retellingu o Szeherezadzie z Księgi tysiąca i jednej nocy chcę rozpocząć swój powrót do książek, które na szczęście nie są podręcznikami z biologii. Motyw arabskich opowieści, ich orientalny klimat i niezwykła historia miłosna, a także pochlebne opinie na zagranicznym booktubie niesamowicie mnie przyciągały, a Gniew i świt było jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie zapowiedzi tego roku. Tym razem mój radar jednak zawiódł – byłam przekonana, że bez pamięci zakocham się w tej powieści, tymczasem okazało się, że jest to bardzo średnia historia.

Jedno życie, jeden świt.
W krainie rządzonej przez młodego, żądnego krwi władcę, każdy poranek przynosi cierpienie kolejnej rodzinie. Hhalid, osiemnastoletni kalif Chorsanu, jest potworem. Co noc bierze sobie nową małżonkę, by o poranku owinąć jedwabny sznur wokół jej szyi. Kiedy ofiarą Chalida pada szesnastoletnia przyjaciółka Szahrzad, dziewczyna poprzysięga mu zemstę i zgłasza się na jego kolejną oblubienicę. Szahrzad zamierza nie tylko ujść z życiem, ale też raz na zawsze zakończyć okrutne panowanie kalifa.
Noc za nocą, Szahrzad mami Chalida, snując zachwycające historie i odwleka swój koniec, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że kolejny świt może okazać się jej ostatnim. 
Z czasem dziewczyna zaczyna rozumieć, że w pałacu z marmuru i kamienia nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Szahrzad zamierza odkryć prawdę. Jest gotowa odebrać życie Chalida i tym samym odpłacić mu za tak wiele skradzionych istnień.
Czy miłość zwycięży w świecie pełnym niesamowitych historii i mrocznych sekretów?
Opis z LubimyCzytać

Myślę, że moje ogromne rozczarowanie Gniewem i świtem wynika z tego, że miałam wobec tej historii ogromne oczekiwania, a one po prostu nie zostały spełnione. Byłam przekonana, że ta historia mnie porwie, że będzie od początku do końca igrała na moich emocjach, że będzie przepełniona pałacowymi intrygami, bolesnymi tajemnicami i niebezpieczeństwem, a wszystko to będzie dopełniał niesamowity, niespotykany klimat i... Nie wyszło. Kolejnym scenom nie towarzyszyło żadne napięcie, ja sama nie zżyłam się z bohaterami, którzy według mnie byli strasznie przerysowani i nierzeczywiści, oprócz głównego sekretu, jakim był powód stojący za wszystkimi morderstwami poprzednich żon Chalida, fabuła była przewidywalna i mało zagadkowa, a choć Renée Ahdieh nie szczędziła nam rozległych opisów orientalnego jedzenia, specyficznego, arabskiego ubioru czy wystroju wnętrz, w ogóle nie czułam atmosfery zaczerpniętej z Księgi tysiąca i jednej nocy. Momentami akcja mi się dłużyła, a do tego była strasznie dziurawa i całość czytałam raczej z umiarkowanym zainteresowaniem.

Dość dużym problemem były postaci. Główna bohaterka, Szahrzad, została ukazana jako niezwykle temperamentna, uparta i zdecydowana dziewczynka, bo jej nieprzemyślane, spontaniczne decyzje, głupie kłótnie o nic i strzelanie fochów bez dobrego powodu sprawiały, że nie mogłam przestać wywracać oczami, a jej gwałtowne usposobienie było zbyt przesadne i wręcz odpychające. Nie mam nic przeciwko bohaterkom z silnymi osobowościami i niezwykle ciętym językiem, które potrafią o siebie zadbać i nie potrzebują do tego żadnego mężczyzny, lecz we wszystkim trzeba znać umiar, a Szazi w tej swojej twardej pozie bywała śmieszna, zwłaszcza że momentami gdzieś traciła rozum. Podobnie sprawa ma się z Despiną, grecką służącą dziewczyny, która była aż nazbyt bezczelna i jej komentarze, zamiast wprawić mnie w rozbawienie, pozostawiały po sobie raczej niesmak. Kolejną, niezwykle irytującą postacią, był Tarik, czyli była miłość Szahrzad, który jest tak wyidealizowany, że to aż woła o pomstę do nieba. Co prawda potem autorka starała się nieco zmniejszyć wrażenie Gary'ego Stu, ukazując jego porywczość, zaślepienie i nieumiejętność kłamania, ale i tak nie potrafię pozbyć się odczucia, że Tarik został nadmiernie upiększony, a jego wątek był według mnie kompletnie niepotrzebny i zdecydowanie wolałabym, żeby go po prostu nie było. Na szczęście sprawa ma się nieco lepiej z Chalidem, który mimo pewnych interesujących aspektów, wypada nieco zbyt blado jak na mój gust, choć jest o wiele lepszym wyborem niż Tarik. Z czystym sumieniem mogę za to powiedzieć, że pokochałam Dżalala, czyli postać drugoplanową, kuzyna Chalida i kapitana jego straży. Dżalal jest przecudowny, pełen charyzmy i uroku osobistego, ale przy tym jest niezwykle sprytnym i niebezpiecznym mężczyzną oddanym swojej rodzinie. Jest to według mnie najlepiej wykreowany bohater w Gniewie i świcie, posiada wiele twarzy i nie jest przerysowany tak jak pozostali.

W tej powieści ogromną rolę odgrywa wątek romantyczny i do tej pory nie mam pojęcia, co o nim sądzić. Jest to okropny przykład insta love, po prostu czarna rozpacz, nie mogłam uwierzyć, że wszystko tak szybko się potoczyło, a do tego cały koncept został przedstawiony w tak naiwny sposób, że aż łapałam się za głowę z zażenowania. W jednej sekundzie Szahrzad nienawidzi Chalida, bo jest mordercą jej najlepszej przyjaciółki, a do tego odpychającym, zimnym gburem, w drugiej natomiast kocha go z całego serca i to był tak olbrzymi przeskok, że aż przecierałam oczy ze zdumienia. Z oczywistych powodów ich relacja powinna być wypełniona sprzecznymi, gwałtownymi emocjami, paląca nienawiść oraz obrzydzenie kontra namiętność i rozkwitająca miłość (uwielbiam takie połączenia, szaleję za tak problematycznymi wątkami romantycznymi), tymczasem Szahrzad właściwie nie miała żadnych rozterek, a jej uczucia posiadały głębię kałuży. Mimo to sceny, w których powinnam prychać pod nosem i wywracać oczami, wywoływały moje rozczulenie i wydobywały z mojego gardła pisk zachwytu. No bo która dziewczyna nie poddałaby się, gdyby taki cudowny Chalid nazywał ją swoją królową oraz dżanam („moje życie”), kłaniając się nisko, dotykając swojego czoła i serca (szacunek i uczucie)?! Ja nie byłam w stanie się oprzeć takim scenom, mimo wszystko. 

Gniew i świt to powieść, która nie jest zła, ale miałam wobec niej tak wielkie oczekiwania, że dla mnie pozostawiła po sobie ogromny niedosyt. Gdyby została bardziej dopracowana, miała w sobie więcej znaczących wydarzeń i zwrotów fabularnych, gdyby urozmaicić ją w większą ilość tajemnic lub dodać pałacowe intrygi, których mi zabrakło, bo polityka została przedstawiona bardzo powierzchownie i niedbale, byłabym w stanie przymknąć oko na niedoskonałości w kreacji postaci czy nieprzekonywujący wątek miłosny, lecz zabrakło w tej historii czegoś więcej. Losy Szahrzad były mi zupełnie obojętne, nie czułam żadnego napięcia związanego z przebiegiem akcji, a klimat arabski, choć bez wątpienia przepiękny, w wydaniu Renée Ahdieh nie był w stanie mnie urzec. I choć Gniew i świt to dobra powieść, która jest w stanie zapewnić trochę rozrywki, ja jestem nią na tyle rozczarowana, że nie będę was zachęcać do sięgnięcia po nią.

 

Seria Gniew i świt:
Gniew i świt // Róża i sztylet
Czytaj dalej »

wtorek, 16 maja 2017

Netflix Book Tag

0
Dzisiaj przychodzę do was z niezwykle przyjemnym, a przede wszystkim szybkim tagiem, który wypatrzyłam na blogu Judyty, na który bardzo serdecznie was zapraszam! Tymczasem bez zbędnego przedłużania przejdźmy do moich odpowiedzi. 


1. Recently watched: Ostatnia książka, którą skończyłaś czytać.
Wstyd się przyznawać, ale ostatnią książkę przeczytałam 22 marca i było to November 9 Colleen Hoover. Od tamtej pory nie zabrałam się za żadną powieść, moim jedynym spotkaniem z literaturą było czytanie kolejnych podręczników, zwłaszcza tych z biologii. November 9 okazało się być świetną lekturą i w moim rankingu książek królowej New Adult znajduje się tuż za Maybe Someday, a nawet pod pewnymi względami przewyższało moją ulubioną historię od Hoover, dlatego gorąco ją wam polecam!

2. Top Picks: Książka polecona ci na podstawie tego, co przeczytałaś wcześniej.
Myślę, że większość przeczytanych przeze mnie trylogii-dystopii poszła takim łańcuszkiem. Zaczęło się od Igrzysk Śmierci Suzanne Collins, po nich polecono mi Niezgodną Veronici Roth, po Niezgodnej była trylogia Delirium Lauren Oliver, a po Delirium Dotyk Julii Tahereh Mafi oraz Legenda Marie Lu... Można tak w nieskończoność.

3. Recently Added: Ostatnia książka, jaką kupiłaś.
Odsyłam was do mojego majowego stosiku, bo jest tego za wiele, żebym mogła wymieniać poszczególne tytuły ;) Może tylko wspomnę, że jestem najbardziej podekscytowana Królestwem kanciarzy (moja najukochańsza szajka złoczyńców wraca do gry!), Gniewem i świtem (retelling Baśni 1001 nocy brzmi genialnie i na pewno będzie miał cudowny, niepowtarzalny klimat), O wiele więcej (bo to Kim Holden, muszę mówić więcej?) oraz Głębią Challengera (ach, ta przepiękna okładka i pierwsze od dawna contemporary, które przykuło moją uwagę)! 

4. Popular on Netflix: Cztery książki, które wszyscy znają.
Bez wątpienia Harry Potter. Nawet osoby, które nigdy nie czytały książek ani nie oglądały filmów mają jako takie pojęcie o pewnych jego aspektach, no i jest to najcudowniejszy fikcyjny świat, jaki kiedykolwiek powstał! Wydaje mi się, że bardzo dużo osób będzie kojarzyło ze słyszenia choćby takie tytuły jak Duma i uprzedzenie Jane Austen czy Wichrowe Wzgórza Charlotte Bronte, bo to klasyki, ale z literatury popularnej pewnie także Władca Pierścieni (widziałam miliony razy tę ekranizację, lecz nie jestem w stanie przebrnąć przez książki), Gra o Tron, czyli Pieśń Lodu i Ognia czy Igrzyska Śmierci, bo choćby dzięki filmom/serialom te pozycje obiły się komuś o uszy.

5. Comedies: Zabawna książka.
Dwie autorki, których powieści nieustannie rozbawiają mnie do łez to Janet Evanovich ze swoją serią o niewydarzonej łowczyni nagród, czyli Stephanie Plum oraz Meg Cabot, której wszystkie historie uwielbiam, ale zwłaszcza z 1-800-Jeśli-Widziałeś-Zadzwoń. Jeśli szukacie jakiejś zabawnej książki na poprawę humoru, z czystym sumieniem mogę wam polecić te dwa komiczne cykle. Oczywiście muszę tutaj wspomnieć także o Ricku Riordanie, bo ten pisarz słynie z genialnego stylu pisania, który rozbawi każdego! 

6. Dramas: Postać, która jest królową/królem problemów.
Bez wątpienia Tris Prior z trylogii Niezgodna. O ile w pierwszej części jeszcze lubiłam Beatrice, o tyle w drugim tomie stała się królową dramatów, które z reguły tworzyła ona sama swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem i nieprzemyślanymi decyzjami. Raniła tylko wszystkich dookoła, jednocześnie stawiając siebie w roli tej pokrzywdzonej i była niezwykle irytująca. 

7. Animated: Książka z kreskówkami na okładce.
Prawie każda książka Rainbow Rowell ma na okładce kreskówki (Fangirl czy Eleonora i Park). 

8. Watch it again: Książka lub seria, którą chcesz przeczytać ponownie.
Obecnie jestem w trakcie ponownego czytania Harry'ego Pottera po angielsku, mam zamiar także w tym roku powtórzyć sobie jeszcze Złodziejkę książek, ale najbardziej ciągnie mnie do ulubionych powieści z mojego dzieciństwa, czyli Dzieci z Bullerbyn, Ani z Zielonego Wzgórza czy Percy'ego Jacksona. To historie, na których się wychowałam i gdy byłam młodsza, czytałam je wielokrotnie, nie mogąc się od nich oderwać, ale od dłuższego czasu już tego nie robiłam i z chęcią znowu zanurzę się w swoje ulubione pozycje, by po raz kolejny odkryć ich magię <3

9. Documentories: Literatura faktu, którą polecasz wszystkim.
Niestety, nie czytam literatury faktu, więc tak naprawdę nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, ale może wy w komentarzach polecicie mi jakąś pozycję? Chętnie przejrzę wasze propozycje i może w końcu przeczytam coś, co jest zaliczane do literatury faktu! 

10. Action and Adventure: Książka pełna akcji.
Rick Riordan po raz kolejny pojawi się w tym tagu, jednak nic nie mogę poradzić na to, że ten autor pisze niezwykle wszechstronne powieści, które są właśnie naszpikowane akcją! Cały czas coś się dzieje i w jego historiach po prostu nie ma miejsce na nudę, szalone przygody naszych ulubionych, półboskich herosów obfitują w niespodziewane intrygi, walki z potworami i niebezpieczne wyzwania. Z całego serca polecam

11. New Releases: Najbardziej oczekiwana przez ciebie książka.
W tym roku wyszło już wiele powieści, na które strasznie czekałam (m.in. Pieśń Jutra, czyli trzecia część genialnego Czasu Żniw, Imperium Burz, czyli piąty tom przygód Celaeny Sordothien, Królestwo kanciarzy, czy choćby kolejne dwie książki Kim Holden!), ale bez wątpienia moim numerem jeden, na który czekam z utęsknieniem, jest A Court of Wings and Ruin, czyli trzeci tom Dworu cierni i róż. Druga część była tak genialna i skończyła się w takim momencie, że nie wiem, jak mam wytrzymać do czasu wydania ACOWARu w Polsce! Co prawda pojawiły się już pierwsze opinie, że zakończenie historii Feyry i Rhysanda nie dorównuje poprzednim częściom, jednak jestem dobrej myśli! 


Dzisiaj pisałam ostatnią maturę (mam nadzieję, że wszystkim chemia i geografia poszły dobrze!), teraz pozostaje mi tylko czekać na wyniki, dlatego mam nadzieję, że już wkrótce posty znowu zaczną się pojawiać regularnie i w końcu pojawią się recenzje, które nie gościły na blogu już od baaardzo dawna. Mam sporo do nadrobienia, ale już w czerwcu wszystko powinno wrócić do normy, a przynajmniej taką mam nadzieję. Tymczasem trzymajcie się cieplutko i dajcie znać, na wydanie jakiej książki najbardziej czekacie! 
Czytaj dalej »

środa, 10 maja 2017

K-drama: Uncontrollably Fond

0
W trakcie przygotowań do matury naszło mnie na jakąś koreańską dramę stricte romantyczną, a na Uncontrollably Fond miałam chrapkę od dłuższego czasu, bo jestem ogromną fanką miłosnych historii ze skomplikowaną przeszłością i piętrzącymi się przeszkodami. Zresztą, kto nie jest? :) Problem w tym, że o ile opis całej historii oferował mi właśnie to, czego tego bardzo potrzebowałam i pierwsze odcinki dawały mi nadzieję na naprawdę ciekawą dramę, o tyle wraz z upływającym czasem mój entuzjazm się wypalał, bo Uncontrollably Fond poszło nie w tą stronę, w którą bym chciała. 

Shin Jun Young to młody, przystojny gwiazdor Hallyu, aktor i piosenkarz, który dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chory, ma nieoperacyjnego guza mózgu i zostało mu tylko kilka miesięcy życia. W tym samym czasie niespodziewanie spotyka swoją wielką miłość z przeszłości, No Eul, która ma trudną sytuację życiową i szantażem udaje jej się wymusić stanowisko producentki filmu dokumentarnego o Shin Jun Youngu.


Kiedy zabierałam się za Uncontrollably Fond spodziewałam się czegoś zupełnie innego niż dostałam. Miałam nadzieję na skomplikowaną, ale pełną wdzięku oraz uroku historię miłosną z mnóstwem emocji, rozrywających serce dramatów i niezaprzeczalnym iskrzeniem między bohaterami. O ile można uznać, że pierwsze odcinki jeszcze kręciły się wokół tego tematu, o tyle po przekroczeniu dziesiątego epizodu można zapomnieć o wątku romantycznym, bo Uncontrollably Fond stało się nagle opowieścią o poszukiwaniu sprawiedliwości, zemście, honorze i dysfunkcyjnej rodzinie. W moich oczach serial znacząco na tym ucierpiał, bo po pierwsze stracił trochę na swoim realizmie, a po drugie odszedł od tego, co według mnie miało być głównym założeniem i bardzo się na tym sparzyłam. Nie mogę powiedzieć, że z czasem zaczęłam się nudzić, ale było mi już obojętne, co jeszcze wydarzy się w tej dramie, bo nie przyciągnęła mnie ani miłość między głównymi bohaterami, ani wypaczony dramatyzm kolejnych sytuacji, ani świat nieustannie walący się na głowę No Eul. Widziałam, co się dzieje w serialu i miałam świadomość, że powinnam być sfrustrowana, bo te ciągłe przeszkody na drodze do szczęścia głównych bohaterów były strasznie wydumane i irytujące, lecz nie czułam absolutnie nic.


Uncontrollably Fond miało do przekazania naprawdę wiele, ale jednocześnie całej dramie brakowało jakiegoś dynamizmu i wydaje mi się, że scenarzyści ostatecznie źle wybrali. To, co najbardziej mi się podobało w tej produkcji – bezradność Shin Jun Younga wobec śmiertelnej choroby, a jednocześnie jego hart ducha oraz powolna akceptacja nieuniknionego losu, skomplikowane podłoże miłosne głównej pary, bo choć ich relacja była pozbawiona chemii, miała duży potencjał, pokazanie, że uczucie może się rozwinąć mimo krzywd przeszłości i błędów rodziców – zostało świetnie ukazane w pierwszych odcinkach, a potem zostało zepchnięte na bok na rzecz wątków, które były o wiele mniej interesujące, zwłaszcza gdy wszystkie tajemnice z przeszłości wyszły na jaw. Uncontrollably Fond zaczęło się od mocnego uderzenia, bo długo nie było wiadomo, co się dzieje, ale potem straciło swoją intrygującą otoczkę i świeżość, stało się dość typowe. Końcówka niemal zupełnie mnie nie obeszła, choć powinnam zalewać się łzami i przeklinać niesprawiedliwość tego świata, obiektywnie jednak trzeba przyznać, że była bardzo ładna, choć nie chwytająca za serce.


Oddzielny akapit muszę poświęcić bohaterom i z jednej strony będę wychwalała pod niebiosa, a z drugiej wołała o pomstę do nieba. Kim Woo Bin grający Shin Jun Younga to według mnie jeden z najlepszych aktorów w koreańskich dramach, z jakimi spotkałam się do tej pory, jeśli nie najlepszy. Uwierzyłam w stu procentach w jego chorobę i serce mi krwawiło, gdy patrzyłam na sceny, w których ujawniał swoją słabość. Widać było, że włożył całą swoją duszę w kreację tej roli i starał się jak mógł, by uratować wątek romantyczny, ale z partnerującą mu Suzy po prostu nie miał szans. Ta dziewczyna to z kolei najgorsza aktorka, jaką widziałam w życiu. W jednej scenie twarz dziesięcioletniego aktora wyrażała więcej emocji niż jej własna. Suzy przez cały czas miała jedną minę, niezależnie od tego, czy powinna być smutna, szczęśliwa, wkurzona... Jej bohaterka zresztą też nie była lepsza, zupełnie nie potrafiłam zrozumieć podejmowanych przez nią decyzji, bo z jednej strony jest pełna ideałów, a z drugiej zachowuje się w mało szlachetny sposób, lamentując nad swoim strasznym życiem, zamiast faktycznie coś z nim zrobić. A te piski... Tylko czekałam, aż rozsadzi mi bębenki. Były momenty, gdy wydawało mi się, że mimo drewnianej, sztywnej oraz nieprzekonywującej gry Suzy, byłabym w stanie polubić No Eul, a potem robiła coś jeszcze gorszego niż dotychczas, choć nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, i cała moja nadzieja pękała jak bańka mydlana. Między głównymi bohaterami na ekranie w ogóle nie było iskrzenia, przez większość czasu woleli się rozmijać, niż odnaleźć szczęście i więcej czasu spędzili osobno, niż razem, może dlatego w ostatecznym rozrachunku nie byłam w stanie kibicować im tak mocno, jakbym chciała. Shin Jun Young był idealny w swoich staraniach o zdobycie serce No Eul, ale ją najchętniej bym rozszarpała.


Uncontrollably Fond jest przyjemnym serialem, ale raczej nie zapisze się na dłużej w moim sercu i pamięci. Dlaczego warto go oglądać? Dla niesamowitej gry aktorskiej Kim Woo Bina (i jego sześciopaku na brzuchu także, podziękujecie mi później), który wspiął się na wyżyny swoich umiejętności, deklasując wielu amerykańskich aktorów grających osoby śmiertelnie chore; dla cudownej ścieżki dźwiękowej, do tej pory nie oglądałam dramy, w której muzyka zostałaby tak idealnie dopasowana do poszczególnych scen, a utwory były naprawdę przepiękne i uzależniłam się od słuchania tego OSTu (original soundtrack); właściwie to tyle. Podejrzewam, że mój odbiór tej dramy różniłby się znacząco, gdybym związała się emocjonalnie z bohaterami i ich historią, ale dla mnie Uncontrollably Fond okazało się być raczej rozczarowaniem, a miałam ogromne oczekiwania!

Czytaj dalej »

niedziela, 7 maja 2017

LBA #3

0
Czas na kolejny tag, do którego zostałam nominowana wieki temu, a do tej pory jeszcze nie miałam szansy do niego usiąść i go opublikować. Ale hej!, tym razem jest z października, więc widać jakiś postęp ;) Do wykoniania LBA zostałam nominowana przez Jeszcze tylko rozdział. Nie przedłużając, zapraszam was do zapoznania się z moimi odpowiedziami. 

1. Jaki jest twój ulubiony miesiąc?
Kwiecień. Nie jest wtedy ani za zimno, ani za gorąco, słońce zaczyna już ładnie świecić, przyroda budzi się do życia i wszędzie jest po prostu ładniej, jeśli to ma jakikolwiek sens. Czuć, że zmienia się atmosfera i ogólnie jest radośniej, a ja łapię się wszelkich możliwych pozytywów ;) Trudno to wytłumaczyć, jednak samo słowo kwiecień daje mi takie pozytywne wibracje. 

2. Wchodzisz do księgarni. Co skłania Cię do zakupu tej, a nie innej książki?
Generalnie od dłuższego czasu nie chodzę już do księgarni, chyba że pogapić się na wystawy i piękne okładki ;) Zawsze bardzo starannie planuję swoje książkowe zakupy. Oczywiście najpierw zwracam uwagę na okładkę (bo wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu wzrokowcami, nie oszukujmy się), potem czytam opis, a następnie sprawdzam oceny na Lubimy Czytać i przeglądam recenzje, głównie znajomych. Kiedy wszystko składa się na pozytywny wydźwięk powieści, a do tego dochodzi moje czytelnicze dobre przeczucie i zwykła ciekawość, wtedy z reguły decyduję się na zakup. 

3. Częściej czytasz książki kobiety czy mężczyzny? Dlaczego?
Wydaje mi się, że częściej czytam książki kobiet, ale nie wynika to ze świadomego wyboru. Jednak więcej pań wydaje powieści w moich ulubionych gatunkach, po które zazwyczaj sięgam, stąd na moich półkach przewaga autorek nad autorami, chociaż wśród moich ulubionych twórców znajdują się także mężczyźni, jak choćby Rick Riordan, który w mojej biblioteczce ma zadedykowaną tylko jemu półkę.  

4. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Prawdopodobnie wszystko, co zawiera w sobie czekoladę, będzie moją ulubioną potrawą ;) 

5. Jesteś fanem psów czy kotów? Masz jakiegoś pupila?
Pewnie tym wyznaniem stracę szacunek wszystkich kociarzy, zwłaszcza że książkoholicy z reguły uwielbiają te zwierzęta, ale jestem absolutnym psiarzem i to chyba nigdy się nie zmieni. Niestety, na chwilę obecną nie posiadam żadnego pupila, jednak moim wielkim marzeniem jest posiadanie własnego konia i nie mam wątpliwości, że pewnego dnia będę właścicielką wspaniałego wierzchowca ;) Chciałabym też kiedyś zaadoptować jakiegoś psiaka, jednak jeszcze zobaczymy, jak to będzie. 

6. Preferujesz czytanie serii czy pojedynczych historii?
Za każdym razem, mając do wyboru serię czy pojedynczą powieść, wybiorę serię. Są takie historie, które mogłyby nigdy się nie kończyć i po jednej powieści często pojawia się niedosyt, a dzięki rozbudowanym cyklom nie tylko mogę bardziej zżyć się z bohaterami, co zawsze mocno doceniam, ale także dostaję satysfakcjonujące mnie rozwiązania wielu wątków. Musicie też przyznać, że jest coś magicznego w obserwowaniu, jak z tomu na tom cała historia się rozrasta wraz ze światem przedstawionym i postaciami. Czasami naprawdę trudno przewidzieć, w jakim kierunku zmierza fabuła i doświadczanie na własnej skórze tych wszystkich przemian jest po prostu... zniewalające.

7. Jaka jest wg Ciebie najgorsza ekranizacja książki?
PERCY JACKSON.
FANDOM NIGDY TEGO NIE WYBACZY.
NIGDY. 
Nie byłam w stanie nawet oglądnąć całej ekranizacji. Naprawdę, nie dotarłam chyba nawet do połowy i dobrze, bo minuta dłużej i mój laptop wylądowałby za oknem. Nie wiem, kto pozwolił, by tak wspaniała książka została tak zniszczona. Tego nie można nazwać ekranizacją. Chyba lepiej będzie, jeśli przejdę do kolejnego pytania, bo im dłużej o tym myślę, tym bardziej zdenerwowana jestem, bo nie mam wątpliwości, że nie znajdziecie gorszej adaptacji.

8. Gdzie najczęściej zdarza Ci się czytać?
Na moim łóżku. Bardzo rzadko zdarza się, żebym czytała w jakimkolwiek innym miejscu, lubię owinąć się kołderką, oprzeć plecami o poduszkę i zupełnie się zanurzyć w czytanej przeze mnie historii. 

9. Czy uprawiasz jakiś sport? Jaki?
Uprawiam jazdę konną. Moja droga z tą dyscypliną sportu była długa i wyboista, zaczęłam jeździć mniej więcej w wieku dziewięciu lat, ale dopiero od czterech lat mogę powiedzieć, że naprawdę poświęciłam się temu zajęciu i uwierzcie, że uwielbiam oraz głęboko cenię każdą minutę spędzoną w stajni. Nawet jeśli moje ulubione kobyłki to straszne złośnice, które nie lubią się przytulać, ale wtedy moment, w którym zaczynają cię słuchać jako jeźdźca, jest o wiele bardziej satysfakcjonujący ;) 

10. Co jest wg Ciebie najlepsze w byciu czytelnikiem?
Oczywiście możliwość przeniesienia się do zupełnie innego świata. Zapominam wtedy o otaczającej mnie rzeczywistości, jestem tylko ja i cudowna historia, która porywa mnie do głębi i wrzuca mnie na emocjonalny rollercoaster. Książki od zawsze były dla mnie wytchnieniem, ucieczką, a jednocześnie sprawiają mi ogromną radość. To dzięki czytaniu odkryłam także swoją drugą pasję – pisanie – i nie wyobrażam sobie, jak mogłabym bez tego funkcjonować. 

11. Jaka jest twoja ulubiona książka?
TAKICH PYTAŃ KSIĄŻKOHOLIKOWI SIĘ NIE ZADAJE. Nie potrafię odpowiedzieć, naprawdę. Moja półka na Lubimy Czytać z ulubionymi książkami zawiera 88 pozycji, a to i tak zaniżony wynik. Jeżeli jednak chodzi o ostatnią powieść, na punkcie której dostałam obsesji i zaliczyłam ją do grona tych najlepszych według mnie, jest to Dwór mgieł i furii Sary J. Maas. To geniusz w najczystszej postaci!


Koniecznie zdradźcie mi w komentarzach, jaka jest według was najgorsza ekranizacja książki, bo pewnie znajdzie się mnóstwo filmowych koszmarków! Tymczasem znikam, a wy koniecznie trzymajcie za mnie kciuki!
Czytaj dalej »

czwartek, 4 maja 2017

Stosik #10

0
No cóż, ostatni stosik był dość skromny, więc tym razem pozwoliłam sobie zaszaleć ;) W marcu miałam dwudzieste urodziny, stąd napłynęły fundusze na nowe książki i... no cóż, sami widzicie, co z tego wynikło! Nawet nie starałam się hamować, w końcu w ostatnich miesiącach wyszło tyle cudownych powieści, a ja musiałam mieć je na swoje półce! To nic, że niedawno kupiłam nowy regał i powoli już zaczyna mi brakować miejsca na nowe tomy... W każdym bądź razie, nie przedłużając, prezentuję wam swoje nabytki z ostatnich dwóch miesięcy, czyli marca i kwietnia!

  • ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK, Marcus Zusak – pierwszy raz tę powieść czytałam prawie siedem lat temu i z miejsca się w niej zakochałam. Minęło jednak sporo czasu, nie wszystkie wątki dobrze pamiętam i nie ukrywam, że dojrzałam jako czytelniczka oraz człowiek, stąd chcę ponownie przeczytać tę książkę i sprawdzić, czy zawarta w niej historia oczaruje mnie równie mocno co za pierwszym razem. 
  • KRÓLESTWO KANCIARZY, Leigh Bardugo – pierwszy tom, czyli Szóstka Wron, niezwykle mnie oczarował, więc kiedy tylko ukazało się Królestwo kanciarzy, musiałam je zdobyć! Jeśli wierzyć zagranicznemu booktube'owi, druga część jest jeszcze lepsza, a ja już nie mogę się doczekać, żeby zapoznać się z losami moich ulubieńców (zwłaszcza Niny i Matthiasa, mojego OTP <3). Cóż mogę więcej powiedzieć? Ja po prostu szaleję za Szóstką Wron
  • QUIDDITCH PRZEZ WIEKI, J. K. Rowling – nie miałam poprzednich edycji i tym razem nie miałam zamiaru popełniać tego samego błędu, bo na pewno żałowałabym po wyczerpaniu nakładu. Książki z Biblioteki Hogwartu zostały przepięknie wydane, a do tego uzbierane pieniądze idą na szczytny cel, więc wszystkich Potterheads również zachęcam do zdobycia swoich egzemplarzy (chociaż pewnie nie muszę tego robić, bo wszyscy już od dawna je mają :D)! 
  • FANTASTYCZNE ZWIERZĘTA I JAK JE ZNALEŹĆ, J. K. Rowling – j.w.
  • BAŚNIE BARDA BEEDLE'A, J. K. Rowling – j.w.
  • ZAKAZANE ŻYCZENIE, Jessica Khoury – książka przyszła do mnie wraz z mocno spóźnionym lutowym Epikboxem, czyli prawdopodobnie ostatnim pudełkiem, jakie zamówiłam w życiu; jeszcze nie miałam okazji się za nią zabrać, ale po maturach będzie to prawdopodobnie jedna z pierwszych powieści, po jakie sięgnę. Może nie jestem nią mega podekscytowana, jednak ostatnio słyszałam o niej wiele pozytywnych rzeczy, zwłaszcza od blogerów, którym ufam, jeśli chodzi o wybory książkowe, dlatego chętnie się przekonam, czy Zakazane życzenie faktycznie jest takie dobre, nawet jeśli moje pierwsze spotkanie z tą autorką (ktoś w ogóle jeszcze kojarzy jej Genezę?) nie było udane. 
  • PERFEKCYJNE, Sara Shepard – książka zdobyta w wyniku jednorazowej współpracy z Moondrive Shopem; recenzję znajdziecie już na blogu; do tej pory nie miałam okazji zaznajomić się z twórczością Sary Shepard, choć serial na podstawie jej serii Pretty Little Liars oglądam namiętnie (no dobra, od jakiegoś czasu mam przestój, ale planuję to nadrobić!). Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś gorszego, jednak książka wcale nie wypada tak fatalnie, momentami była wręcz interesująca i naprawdę polubiłam główne bohaterki, mimo że nie miały żadnej głębi. Jeśli oglądacie jakiś serial albo czytaliście książkę Shepard – tutaj nie znajdziecie nic nowego, powiedziałabym, że to bardzo typowa pozycja tej autorki. 
  • FOBOS. TOM I, Victor Dixen – efekt wymiany na LubimyCzytać; recenzja Fobosa pojawiła się na blogu prawie rok temu i może część z was pamięta, że w pierwszym odruchu nie byłam zachwycona tą historią, ale im więcej czasu mijało od zapoznania się z tą powieścią, tym większą darzyłam ją sympatią, aż w końcu okazało się, że najpierw ją skrytykowałam, a teraz jestem nią zachwycona i zupełnie nie rozumiem tego fenomenu. Dlatego właśnie uznałam, że muszę mieć pierwszy oraz drugi tom na swojej półce, bo bardzo chcę się dowiedzieć, jak dalej potoczy się cała historia, nawet jeśli Leo wciąż będzie mnie wkurzała. Tylko tym razem z napisaniem recenzji pewnie dłużej się wstrzymam, żeby moja opinia znowu się tak diametralnie nie zmieniła. 
  • FOBOS. TOM II, Victor Dixen – j.w.
  • GŁĘBIA CHALLENGERA, Neal Shusterman – jest to pierwsze contemporary, jakie zainteresowało mnie już w pierwszej chwili, więc po prostu musiałam zaopatrzyć się we własny egzemplarz, bo ostatnio bardzo rzadko mi się zdarza, żeby książka o podobnej tematyce zwróciła moją uwagę! No i ta okładka jest przecudowna, bez wątpienia jedna z najpiękniejszych, jakie mam na swojej półce. Mam nadzieję, że wnętrze równie mocno mnie zachwyci, bo nie jestem pewna, czego mogę się spodziewać. 
  • MLEKO I MIÓD, Rupi Kaur – przyznaję, że do kupna tego tomiku popchnęła mnie głównie ciekawość, bo mnóstwo osób zachwalało poezję Rupi Kaur i chciałam sprawdzić, na czym polega jej fenomen. Ja sama nie czytam wierszy, więc może nadszedł czas, żeby to zmienić? A ta pozycja chyba będzie idealna, żeby zacząć. Skusiłam się na dwujęzyczne wydanie i jestem strasznie zadowolona, że wydawnictwo zdecydowało się na taką formę. Mam nadzieję, że będzie warto! 
  • DIABOLIKA, S. J. Kincaid – do przeczytania tej powieści zachęciła mnie głównie jedna rzecz, mianowicie beznamiętna, kickassowa główna bohaterka, która podobno rozwala system ;) Ostatnio brakuje mi takich silnych kobiecych postaci, w dodatku od dawna nie czytałam żadnej interesującej dystopii, no i Diabolika ma cudowną okładkę, więc oczywiście musiałam się skusić. Mam tylko nadzieję, że pozytywnie mnie zaskoczy. 
  • GNIEW I ŚWIT, Renee Ahdieh – po maturach Gniew i świt będą prawdopodobnie pierwszą powieścią, za jaką się zabiorę! Miałam chrapkę na tę książkę od baaardzo dawna i jestem szczęśliwa, że w końcu wyszła w Polsce, może nareszcie moda na retellingi do nas dotrze? W każdym bądź razie ta historia brzmi tak unikatowo oraz intrygująco, że mam wobec niej ogromne oczekiwania i mam nadzieję, że zakocham się w niej bez pamięci!  
  • CO PRZYNIESIE WIECZNOŚĆ, Jennifer L. Armentrout – opis książki brzmi jak bardzo typowe New Adult, ale kurczę!, nie mogłam się powstrzymać, w końcu to jedna z moich ulubionych autorek, jej powieści pochłaniam nałogowo. Nieważne, że brzmi schematycznie, ważne, że to Jennifer L. Armentrout, a ona zawsze sprawia mi mnóstwo radości <3 
  • O WIELE WIĘCEJ, Kim Holden – powiem krótko: Kim. Freaking. Holden. Jej powieści biorę w ciemno. 

Uff, dobrnęliśmy do końca. Nawet nie wiecie, jak ciężko było zmieścić te wszystkie powieści na jednym zdjęciu ;) Zdradźcie mi, za którą książkę powinnam się zabrać w pierwszej kolejności (jest ich tak wiele, a każda jest podobno cudowna!), co do której macie wątpliwości i raczej po nią nie sięgniecie, a ja tymczasem wracam do podręczników i tylko co jakiś czas będę tęsknie spoglądała w stronę moich półek. 
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia