sobota, 15 grudnia 2018

Fałszywy pocałunek, czyli spodziewałam się epickiej historii, a dostałam rozbudowany wstęp

Fałszywy pocałunek to książka, która dość długo przeleżała u mnie nieczytana na półce, aż wreszcie postanowiłam się za nią zabrać. Przeczytałam dosłownie dwa pierwsze rozdziały tylko po to, by zaraz odłożyć ją na bok, jednak po kilku miesiącach znowu do niej wróciłam, tym razem zdeterminowana, by doczytać ją do końca, zwłaszcza że drugi tom już świtał na horyzoncie. Trochę ją wymęczyłam, bo choć jest to ponad pięćsetstronicowa powieść, czytałam ją ponad tydzień, lecz nareszcie mogę się z wami podzielić opinią na temat Fałszywego pocałunku.

Księżniczka Lia jest pierwszą córką domu Morrighan, królestwa przesiąkniętego tradycją, poczuciem obowiązku i opowieściami o minionym świecie. W dniu swojego ślubu ucieka, uchylając się od obowiązków - pragnie wyjść za mąż z miłości, a nie w celu zapewnienia sojuszu politycznego. Ścigana przez licznych łowców, znajduje schronienie w odległej wsi, gdzie rozpoczyna nowe życie. Gdy do wioski przybywa dwóch przystojnych nieznajomych, w Lii rozbudza się nadzieja. Nie wie, że jeden z nich jest odtrąconym księciem, a drugi to zabójca, który ma za zadanie ją zamordować. Wszędzie czai się podstęp. Lia jest bliska odkrycia niebezpiecznych tajemnic - i jednocześnie odkrywa, że się zakochuje.
Opis z LubimyCzytać

Nie jestem usatysfakcjonowana po lekturze Fałszywego pocałunku. Absolutnie nie. Klimatem przypomina mi bardzo Dziewczynę ognia i cierni, lecz na szczęście pod wieloma względami jest od niej o wiele lepsza – przede wszystkim w kreacji bohaterów, ale ma także ciekawsze opisy, lepsze rozłożenie akcji i napięcia. Wszystko w tej powieści jednak krzyczy, że jest to zaledwie wstęp, pierwsze muśnięcie, a ma stanowczo za dużo stron, aby być tylko ledwo zarysowanym rozpoczęciem, które tak naprawdę nie daje nam żadnych konkretów, które mogłyby mnie na tyle zainteresować, bym nie była w stanie się oderwać. Jak na powieść fantasy, w której mamy wrogo nastawione do siebie narody w stanie wojny, zabójcę wysłanego do zamordowania księżniczki, kilka dworskich, śmiertelnie niebezpiecznych intryg dzieje się niewiele. Jest wręcz sielsko, idyllicznie. Lia ucieka z zamku, mieszka w niewielkim miasteczku, gdzie pracuje w gospodzie, spotyka dwóch zainteresowanych nią, przystojnych młodzieńców... I to właściwie tyle. Zrywają sobie jagody, flirtują oraz tańczą na festiwalu i właściwie na tym kończy się cała historia. A ja się pytam, gdzie są jakieś bitwy, śmiertelne zagrożenie, prawdziwe emocje?

Taką fabułę są w stanie uratować tylko dobrze skrojeni, intrygujący bohaterowie. I na początku wszystko wskazywało na to, że dostaniemy właśnie barwne, umiejętnie zbudowane postaci – księżniczka, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, ale przy tym nie zadziera nosa, potrafi zadbać sama o siebie i nie jęczy na każdym kroku, jakie to jej życie nie jest trudne. Lia pozytywnie mnie zaskakiwała na każdym kroku, dopóki w jej życiu nie pojawili się Kaden i Rafe; wtedy nagle zupełnie straciła głowę, jej zachowanie było przesadzone i absurdalne, zupełnie zapomniała o swojej niezależności, skupiając się tylko na dwóch przystojniakach... Dlaczego? Mary E. Person, dlaczego ty mi to zrobiłaś? Na szczęście pod koniec Lia znowu zaczęła przypominać zaradną, wyszczekaną dziewczynę, którą polubiłam; powiem więcej, końcówka zapowiada naprawdę ciekawe zmiany w charakterze naszej głównej bohaterki, których już nie mogę się doczekać! Również Kaden i Rafe wydawali się być na starcie interesujący, a wszystko potęgowało napięcie związane z tym, że czytelnik nie był pewny, który z nich jest mordercą, a który księciem i narzeczonym Lii. Powiem wam tylko, że na początku przechylałam się w stronę Rafe'a, ale wraz z kolejnymi stronami to Kaden zdobywał moje serce... Jak będzie dalej, trudno mi to określić, bo Mary E. Person zakończyła Fałszywy pocałunek w takim momencie, że naprawdę ciężko powiedzieć, jak dalej się to wszystko potoczy. Cudowne jest jednak to, że autorka skupiła się nie tylko na miłosnym trójkącie; powieść była właściwie zdominowana przez damskie relacje! Naprawdę miło było to zobaczyć.

Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że w Fałszywym pocałunku czuć potencjał. Ogromny! Już widzę, że ta historia może się rozwinąć w coś naprawdę niesamowitego, wciągającego i niezapomnianego... Widać to zwłaszcza po końcówce, w której pojawia się mnóstwo intrygujących pytań, odpowiedzi na nie znajdziemy prawdopodobnie w kolejnym tomie, ale jestem zła na autorkę, że tak długo zwodziła nas w tej części, tworząc rozbudowany wstęp, który w sporej mierze mogła sobie po prostu podarować, zwłaszcza że nie wpłynął on jakoś specjalnie na rozwinięcie charakteru głównej bohaterki czy wzajemnych relacji. Jestem jednak na tyle ciekawa, że jeśli drugi tom wpadnie mi w ręce, chętnie go przeczytam, bo mam przeczucie, że może mnie zabrać na prawdziwy rollercoaster emocji. Ale sam Fałszywy pocałunek jest dość przeciętny, mało odkrywczy i zdecydowanie mnie nie porwał.


Trylogia Kroniki Ocalałych:
Fałszywy pocałunek // Zdradzieckie serce // The Beauty of Darkness

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia