środa, 19 października 2016

Guilty pleasures, czyli w ogóle nie czuję się winna

źródło
Poznaliście już moje TOP 5: Guilty pleasures. Opublikowanie tego posta było momentem przełomowym, bo podczas wymieniania kolejnych serii, które zajmują specjalne miejsce w moim sercu, mimo że daleko im do ambitnych klasyków literatury, zrozumiałam, że nie mam żadnego powodu, by wstydzić się tego, że uwielbiam te książki. Pojęcie guilty pleasure może odnosić się do wszystkiego, nie tylko do książek (głównie powieści z gatunku YA są określane w ten sposób). Ludzie mówią tak choćby o piosenkach pop. Żaden miłośnik Black Sabbath nie przyzna się, że w ucho wpadła mu piosenka Britney Spears i potajemnie wzniósł jej różowy ołtarzyk w swoim domu. Podobnie jak poważny wykładowca akademicki nie będzie chciał się z nikim podzielić faktem, że wieczorami maniakalnie ogląda kolejne odcinki Jersey Shore. Takie przyjemności ukrywamy starannie przed światem, bojąc się reakcji nie tylko obcych osób, ale także najbliższych znajomych. I wiecie co? Mam tego dość. Dlaczego mam być zażenowana tym, że czytam young adult? Dlaczego mam czuć się źle z tym, że historia uważana przez innych za głupiutką powieść podbiła moje serce? Dlaczego mam przepraszać za to, że ckliwy romans wzbudził we mnie huragan emocji, a młodzieżówka była dla mnie większym arcydziełem niż nudnawy klasyk? Dlaczego mam czuć się gorsza od kogoś, kto chwali się przebrnięciem przez Ulissesa Jamesa Joyce'a?
Dlaczego mam czuć się winna z powodu czegoś, co sprawia mi ogromną radość?


Pięćdziesiąt twarzy Graya jest pod ostrzałem krytyki. Nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu tej powieści i popularności, jaką zdobyła, ja sama nigdy nie czytałam tej książki i nie mam zamiaru. Ale to nie znaczy, że piętnuję osoby, dla których ta powieść jest ulubioną lekturą. Ilość krytyki, jaka spada na tych czytelników, jest naprawdę szokująca. A wszystko to w imię czego? Żebyśmy czuli się lepsi, bo mamy bardziej wyrafinowany gust? To niedorzeczne! Podobnie dzieje się w wypadku Zmierzchu. Tak, czytałam całą serię. Podejrzewam, że większość z was również ma ją za sobą. Po tylu latach dostrzegam w niej te wszystkie mankamenty i zdaję sobie sprawę z tego, że Zmierzch nie jest wspaniałym cyklem. Ale dla dwunastolatki to było coś wspaniałego i innowacyjnego. Podejrzewam, że osoby, które teraz najbardziej hejtują (bo na pewno nie krytykują) Stephanie Meyer i jej serię są byłymi największymi fanami Zmierzchu, a teraz po prostu odczuwają z tego powodu zażenowanie, które muszą jakoś ukryć pod płaszczykiem niechęci i odrazy.


Tak naprawdę niemal wszystkie książki, które czytam, można by określić mianem guilty pleasures. Tak to jest, że na powieści young adult z reguły patrzy się z góry. Zdążyłam już parę razy usłyszeć, że ten gatunek jest wręcz rakiem literatury lub ktoś nie potrafił zrozumieć, jak tak inteligentna osoba potrafi czytać coś takiego. Wyśmiewano mnie, bo to, co czytałam, było zbyt dziewczęce lub za mało intelektualne. Przez kilka chwil czułam się źle, ale później przyszedł moment zastanowienia. To, że czytam young adult, nie umniejsza mojej wiedzy. Nie sprawia też, że jako czytelnik czy człowiek jestem gorsza. Całym serduchem kocham powieści młodzieżowe i żadna krytyka nie jest w stanie mnie powstrzymać przed sięganiem po kolejne książki z tego nurtu. Więc dlaczego miałabym się wstydzić? Zdecydowałam się nie przejmować. Mam zamiar korzystać z tego, co oferuje mi gatunek young adult, niezależnie od tego, co myślą inni.
I wierzę, że to jedyny słuszny sposób. Przestań się przejmować. Nie zwracaj uwagi na opinie innych. Liczy się tylko to, co cię uszczęśliwia, a skoro uszczęśliwia cię miłość do Hugh Granta, piosenki Last Christmas Wham! czy oglądanie Pamiętników z wakacji, dlaczego masz czuć się z tego powodu winna?


To samo dotyczy innych guilty pleasures, nie tylko literatury. Będę słuchała i śpiewała na całe gardło piosenki z High School Musical czy Camp Rock, będę chodziła do kina na bajki dla dzieci z podniesioną głową, w zaciszu domowym będę płakała na filmach nakręconych na podstawie powieści Nicholasa Sparksa, mimo że są ckliwe i opierają się na tych samych schematach. Nie będę przejmowała się opiniami innych. Nie będę wstydziła się tego, co kocham. Nie czuję się winna z powodu rzeczy, które dają mi szczęście.


A Wy co sądzicie o guilty pleasures? Uznajecie ich istnienie i odczuwacie z ich powodu wstyd czy może wyrwaliście się z tego błędnego koła i wiecie, że nie warto się przejmować opiniami innych? Dajcie znać w komentarzach! Chętnie też posłucham o nieprzyjemnościach, jakie mieliście z powodu czytanej książki/oglądanego filmu/słuchanej muzyki. Narzekajcie, ile chcecie! Wydaje mi się, że to naprawdę ważny temat, bo takie zachowanie jest po prostu nie fair w stosunku do każdej osoby. Nikt nie powinien się wstydzić tego, co lubi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia