Są takie książki, które nie mają prawa nam się podobać i w głębi duszy wiemy, że nie stoją one na najwyższym poziomie – ale guess what, nasze serce ma głęboko w poważaniu zdrowy rozsądek i po prostu zakochuje się w tych powieściach, a potem my spalamy buraka, gdy ktoś pyta nas o zdanie, bo wstyd się przyznać, że pałamy nieokiełznaną miłością do jakiejś pozycji. Guilty pleasures są nieodzowną częścią życia czytelnika i dzisiaj chciałabym Wam pokazać pięć serii, które teoretycznie nie powinny mnie zachwycić, a jednak jakimś cudem stało się inaczej. To takie oglądanie Trudnych spraw czy Ekipy z Warszawy/uwielbienie dla filmów na podstawie powieści Nicholasa Sparksa/nucenie na okrągło piosenek Spice Girls, Backstreet Boys, Britney Spears czy przebojów innych obciachowych wykonawców/zaglądanie do magazynów w stylu Życie na gorąco literatury, jeśli ma to jakikolwiek sens ;)
Seria o Stephanie Plum
W Ameryce liczy już sobie dwadzieścia jeden części, w Polsce wydano ich piętnaście, z czego ja przeczytałam trzynaście. Mogłoby się wydawać, że w pewnym momencie powinnam się zmęczyć przygodami nieudolnej łowczyni nagród, ale wciąż z ogromną ochotą zagłębiam się w kolejne części, nie czując znużenia, bo każdy tom jest po brzegi naładowany akcją, humorem i absurdalnymi wydarzeniami, więc po prostu nie można się nudzić podczas czytania o kolejnych przeżyciach Stephanie. Ta seria łączy w sobie właściwie wszystko, co jest wyznacznikiem dobrej zabawy: kryminalna intryga, pociągający bohaterowie, niedorzeczne wydarzenia, które wywołują wybuchy śmiechu u czytelnika, zawrotne tempo akcji. Te książki są lekkie, wciągające, zabawne. Poprawa nastroju gwarantowana!
1-800-Jeśli-Widziałeś-Zadzwoń
Całą serię przeczytałam właściwie na jednym tchu i to jeszcze w 2011 roku, a do tej pory pozostaje jedną z moich ulubionych i doskonale pamiętam poszczególne sceny, które wywarły na mnie największe wrażenie. Wszystkie inne cykle Meg Cabot były raczej średnie, ale 1-800-Jeśli-Widziałeś-Zadzwoń? To był ogień. Mówi się, że Celaena Sordothien to obecnie najbardziej kick-assowa bohaterka w literaturze młodzieżowej, ale w bezpośrednim starciu nie wiem, czy miałaby szansę z badassową Jess, która przy wzroście 155 cm biła się z mięśniakami dwa razy większymi od niej, a przy tym nie posiadała wieloletniego szkolenia na zabójczynię. Kiedy byłam młodsza, chyba potrafiłam być bardziej obiektywna, bo dość nisko oceniłam poszczególne części na LubimyCzytac, ale kurczę, ile ja miałam zabawy podczas czytania tej serii! Każdy tom wypełniony był po brzegi akcją, która momentami była absurdalna, oraz świetnym poczuciem humoru. Tak, nie jest to seria ambitna, właściwie z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jest raczej płytka, może nawet głupiutka i mocno stereotypowa. Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo kocham całym sercem tę zwariowaną, wybuchową historię i nawet upływające lata nie są w stanie tego zmienić.
P. S. Możecie mi wierzyć na słowo, nigdzie nie znajdziecie lepszej sceny prawie zaręczyn. Na samą myśl nie mogę przestać się śmiać.
Inne Anioły
To jedna z pierwszych serii, która wywołała we mnie ogromne emocje. Pamiętam, z jaką niecierpliwością czekałam na kolejne tomy, jak bardzo zżyłam się z bohaterami i jak mocno im kibicowałam. Wtedy ta seria nie przypominała żadnej innej, jaką czytałam i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nadal wyróżnia się pewnymi rozwiązaniami fabularnymi zastosowanymi przez autorkę mimo upływu lat. Te książki były po brzegi wypełnione akcją, nie było miejsca na nabranie oddechu, a intryga była naprawdę zawiła. Miałam mnóstwo frajdy podczas czytania, wspominam tę serię z szerokim uśmiechem na ustach, bo to, przez jaki huragan emocji przechodziłam razem z Dru... tego nie da się opisać! Po dziś dzień Inne Anioły pozostają jedynym cyklem, w którym nie potrafię rozstrzygnąć trójkąta miłosnego, bo zarówno Gravesa, jak i Christophe'a kocham równie mocno. A zakończenie? Złamało mi serce. Wciąż mam je w pamięci i wciąż wzbudza we mnie taki sam uczuciowy rollercoaster. Przy Innych Aniołach śmiałam się i płakałam i chociaż wiem, że to paranormal romance, który nie stoi na najwyższym poziomie, nie potrafię patrzeć na tę serię przez taki pryzmat.
Piękna katastrofa
Piękna katastrofa jest jedną z pierwszych książek New Adult, po jakie sięgnęłam i wiem, że na wielu płaszczyznach ta powieść jest dosłownie tragiczna, nie zmienia to jednak faktu, że czytanie Pięknej katastrofy było emocjonalnym huraganem. Nawet jeśli w pewnym momencie zaczynało to przypominać Modę na Sukces, bo Abby i Travis schodzili się tylko po to, by zaraz ze sobą zerwać. Serio, nie wiem, czy w jakiejkolwiek innej książce było tyle rozstań i powrotów, w pewnym momencie stało się jasne, jak bardzo toksyczna jest ich relacja, ale kogo to obchodzi? Ja bawiłam się świetnie i z całych sił trzymałam kciuki za tę dwójkę, po prostu oddychałam tą powieścią i chyba nawet zarwałam przy niej dobrą część nocy, bo wiele można o niej powiedzieć, ale nie to, że jest nudna, bo jest wypełniona akcją i różnorodnymi wątkami. W głębi duszy wiem, że Piękna katastrofa jest strasznie chaotyczna, niedojrzała i mało wiarygodna, ale guilty pleasures rządzą się własnymi prawami ;)
Dark Elements
Na pierwszym miejscu znajduje się sprawca całego tego postu, czyli pierwsza część trylogii Dark Elements. Ognisty pocałunek zupełnie mnie zaskoczył, bo powieści zajmujące poprzednie miejsca czytałam co najmniej dwa lata temu i sądziłam, że zrobiłam się już za stara, by zakochać się w podobnym paranormal romance. Skucha. O. MÓJ. BOŻE. Co to jest za książka! Tak strasznie się wciągnęłam w całą historię, że nie mogłam się od niej oderwać, a potem nie potrafiłam przestać o niej myśleć. Od dawna nie czułam tak palącej potrzeby sięgnięcia po kolejny tom. Nie wiem, co takiego Jennifer L. Armentrout ma w sobie, że po prostu uzależnia. Ja wiem, że postaci, zwłaszcza główna bohaterka, mogą być irytujący i nie prezentują sobą za wiele. Rozumiem, że zostały tutaj wykorzystane chyba wszystkie możliwe schematy z literatury młodzieżowej. Jestem w pełni świadoma tego, że nie ma w tej powieści niczego nowatorskiego, interesującego czy błyskotliwego. Obiektywnie patrząc – to nie jest dobra książka. ALE WHO CARES? Nie interesuje mnie poziom, na jakim stała ta lektura, bo... Jestem oczarowana, zachwycona i oszołomiona Ognistym pocałunkiem. I tyle.
To teraz czas na Was - podzielcie się swoimi guilty pleasures, aż umieram z ciekawości! Czy któraś z powyższych serii również wami zawładnęła wbrew zdrowemu rozsądkowi? To może być cokolwiek, chętnie poznam Wasze grzeszne przyjemności z zakresu nie tylko literatury, ale także muzyki czy kina! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.