sobota, 19 sierpnia 2017

5 powodów, dla których k-dramy zniszczyły dla mnie amerykańskie seriale

Dramaland to straszne miejsce – kiedy już raz tam wkroczysz, nie będzie dla ciebie odwrotu. Nie da się uciec. Twoje życie zostanie w dużej mierze podporządkowane temu rozwijającemu się wewnątrz ciebie szaleństwu i nie będziesz mógł nic na to poradzić. Próbowałam już kilka razy z powrotem zabrać się za amerykańskie seriale, ale okazało się, że wszystko, co do tej pory mnie w nich zachwycało i skutecznie przykuwało do monitora, teraz straciło swój czar. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do struktury i stylu k-dram, tak bardzo się w nich zakochałam, że produkcje z USA nie mają już czym mnie zaskoczyć. Jestem pewna, że osoby, które podobnie jak ja zostały wciągnięte do Dramalandu, zrozumieją większość moich problemów. 
Kiedy zaczynasz oglądać koreańską dramę i po prostu w nią wsiąkasz. 

1. Rozwój fabuły
Zaczniemy od podstaw, czyli od samej historii. Fabuła w k-dramie przypomina idealnego muffinka. Nie jest zbyt słodka, chrupiąca na wierzchu, mięciutka w środku, z płynnym nadzieniem, zawsze z dodatkiem czegoś niespodziewanego. Radość jest ogromna, a smak utrzymuje się dłużej na języku, dzięki czemu możemy zapamiętać tę przygodę na dłużej. Właśnie takie są k-dramy, a przy tym z reguły nie są ani za długie, ani za krótkie, głównie dzięki temu, że liczba ich odcinków waha się od 16 do 20 odcinków, przy czym każdy z nich trwa mniej więcej cudowną godzinę, podczas której naprawdę wiele może się stać. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że przy tak krótkim i jednym sezonie w fabule nie ma miejsca na niepotrzebne sceny. Każde wydarzenie ma jakiś cel, a przy tym ładnie łączy się z całą historią, nawet jeśli na pierwszy rzut oka widz może tego nie dostrzegać, dopiero później poszczególne sceny mogą nabrać głębszego znaczenia w kontekście pełnego obrazu. Uwielbiam w koreańskich serialach właśnie to, że poszczególne wątki z czasem się ze sobą spajają, a każdy z nich wnosi coś do fabuły. 
Z kolei w amerykańskich produkcjach z reguły każdy odcinek dotyczy czegoś innego. Pojawia się jakiś główny motyw, który przewija się przez całość, ale poszczególne epizody się ze sobą nie łączą. Przez to, że odcinki trwają krócej, w celu opowiedzenia pełnej historii powstają kolejne sezony, co z czasem może stać się niezwykle frustrujące. Scenarzyści rozwlekają całą fabułę, pojawia się mnóstwo nieistotnych wątków, powoli zaciera się główna oś całego serialu, który wraz z kolejnymi sezonami traci rozmach i staje się monotonny. W pewnym momencie nikt już nie pamięta, o co chodziło na samym początku i wszystko się zaciera. 
Nie, po prostu nie. 
Bardzo często zdarza się, że amerykańskie produkcje nie są w stanie utrzymać mojego zainteresowania i po obejrzeniu około trzech sezonów po prostu je porzucam, bo nie znoszę, gdy fabuła ciągnięta jest na siłę, zwłaszcza że brakuje spójności i jakiejś ekscytacji związanej z kolejnymi odcinkami, ponieważ już wszyscy wiedzą, czego można się spodziewać. Oglądanie amerykańskich seriali jest jak patrzenie na skomplikowaną układankę rozkładaną w kółko na czynniki pierwsze, gdzie każdy element wydaje się składać z kolejnych, jeszcze bardziej skomplikowanych kawałeczków, aż zaciera się gdzieś pierwotny obraz. Można powiedzieć, że w k-dramach jest na odwrót: do fabuły dodawany jest kawałek po kawałku, aż ze wszystkich elementów tworzy się perfekcyjnie zgrana całość.


2. Cliffhangers
Powód, dla którego nie wolno oglądać emitowanych dram, chyba że jest się masochistą gotowym czekać cały tydzień na kolejny odcinek w zawieszeniu i stresie. Za każdym razem cliffhanger na końcu odcinka sprawia, że mam ochotę krzyczeć, a jednocześnie zmusza mnie do tego, bym odpaliła następny odcinek. 
Like a boss
Kiedy już raz wsiąkniecie w świat koreańskich dram, nie będziecie mogli się z niego wydostać między innymi dzięki tym strasznym cliffhangerom, które sprawiają, że natychmiast rzucasz się na kolejny epizod, bo niektóre z nich są tak okrutne, że to aż boli. Czy on w końcu pocałuje dziewczynę?! Czy powie jej prawdę?! Czy ten postrzał był na tyle niebezpieczny, by go zabić?! Nawet jeśli jestem dopiero w środku dramy, do końca zostało mi jeszcze aż 10 odcinków, więc to raczej oczywiste, że nie pozbędą się głównego bohatera na tym etapie, to napięcie jest tak ogromne, że po prostu muszę włączyć kolejny odcinek i upewnić się, że mój ulubieniec jest bezpieczny! Koreańczycy to mistrzowie cliffhangerów, biorą z zaskoczenia, a ja za każdym razem się na to łapię. Amerykańskim cliffhangerom sporo brakuje, nie są tak intensywne i nieprzewidywalne. K-dramy to poziom: WOWOWOW, a USA po prostu meh


3. Niemożliwe zdarzenia
Powiedzmy sobie otwarcie: amerykańskie seriale nie mają tego samego dramatycznego rysu, który pojawia się w koreańskich produkcjach. Gdyby Hollywood chciało dorównać pod tym względem Azjatom, musieliby wprowadzić kilka elementów:


Przeznaczenie

Bromance

Jednostronna miłość
Second Lead Syndrome hurts so bad.
Tragedia

Epickie sceny akcji

Po prostu życie w k-dramach jest o wiele bardziej burzliwe i pasjonujące. Wydaje mi się, że między innymi za to tak bardzo je kochamy. Są tak dramatyczne i momentami przerysowane, że stają się wspaniałą rozrywką. Nie ma co ukrywać, w porównaniu telewizja amerykańska wypada blado i raczej niemrawo. To, co dzieje się w koreańskiej dramie w przedziale 16 odcinków, scenarzyści w Ameryce rozciągnęliby na 16 sezonów.


4. Związki
Jeżeli spojrzycie na moje recenzje k-dram, zobaczycie, że w tych postach mnóstwo miejsca poświęcam wątkowi romantycznemu oraz poszczególnym relacjom między bohaterami. Przyczyna jest prosta: UWIELBIAM sposób, w jaki związki są ukazywane w azjatyckich produkcjach. Pod tym względem Koreańczycy są niezrównani, a lista moich OTP nieustannie się rozrasta. Nigdy nie zdarzyło mi się, żebym podczas oglądania amerykańskiego serialu mocno shippowała ze sobą bohaterów, tymczasem rozwój relacji w k-dramach oglądam z wypiekami na twarzy, szczerząc się jak głupia, gdy główne postaci choćby przypadkiem się dotkną i piszcząc z zachwytu, gdy nadchodzi czas wyczekiwanego pocałunku, a każda przeszkoda na drodze do ich szczęścia wywołuje u mnie ogromną złość, frustrację i smutek. Przeżywam te związki całą sobą i nic nie potrafię na to poradzić.

Tak, czasami romans w k-dramie jest totalnie kiczowaty.

Jest też na wskroś prosty

I bywa niezręczny

Ale między innymi za to kocham koreańskie seriale. Miłość stopniowo rozkwita między bohaterami w czasie trwania dramy, ich więź staje się coraz silniejsza mimo przeciwności losu. Romanse ukazane w k-dramie dowodzą, że to właśnie małe rzeczy liczą się najbardziej i nawet jeśli czasami chciałabym dostać więcej, to ta subtelność i delikatność powoli rozwijającej się miłości jest absolutnie urzekająca. Poza tym istnieje szeroki przekrój: są związki dojrzałe i poważne, są młodzieńcze i szalone, są te wypełnione dramatyzmem i te z mnóstwem zabawy. Bohaterowie droczą się ze sobą, wywołując śmiech, ale też wspierają się w najtrudniejszych sytuacjach wzbudzających płacz. Głębia ukazywanych w k-dramach relacji zapiera dech w piersiach.
Wciąż przez nich płaczę, ale to najpiękniejszy romans w historii.
Tymczasem romans w amerykańskich serialach ukazany jest zupełnie inaczej, przynajmniej tak to wynika z mojego doświadczenia. Okres rozwoju uczuć bohaterów jest o wiele krótszy i bardziej gwałtowny. Zbliżają się do siebie w trakcie dwóch czy trzech odcinków, by potem nagle między nimi wszystko stało się bardzo intymne i swobodne. Dzieje się to tak szybko, że przedstawione uczucie wydaje się być fałszywe, między odtwórcami głównych ról brakuje chemii, a wiarygodność gdzieś ucieka. Oglądając k-dramę, nawet jeśli romans mnie nie zachwycał, nigdy nie miałam wątpliwości, że główni bohaterowie coś do siebie czują, choć w tym samym czasie mogłam cierpieć na Second Lead Syndrome. Wszystko jest ukazane w tak stopniowy, a przy tym urzekający sposób, że aktorom po prostu się wierzy, a bohaterom kibicuje z całego serca.

5. Zaangażowanie emocjonalne
Oglądanie koreańskich dram nie jest zdrowe. Tak właściwie można to uznać za niekończące się, wyniszczające emocjonalnie szaleństwo. To jak przejażdżka rollercoasterem bez trzymanki. Pełna podekscytowania wsiadasz do wagonika po długim oczekiwaniu, potem kolejka powoli pnie się do góry, nabierając tempa, a ty do ostatniego momentu nie masz pojęcia, co cię czeka. Nagle z zawrotną prędkością zaczynasz zjeżdżać w dół, wrzeszcząc z całych sił z powodu nagromadzonego napięcia, adrenaliny i emocji... I tak właśnie wygląda oglądanie k-dram.

Przez większość czasu odczuwasz ekscytację

Często nie możesz powstrzymać swoich uczuć
Kiedy emocje stają się zbyt silne.
I prawdopodobnie będziesz nieustannie płakać

Jednak kiedy dobrniesz do końca i wydostaniesz się z wagonika, będziesz kompletnie wycieńczona, ale też dziwnie usatysfakcjonowana.

Amerykańskie seriale z kolei przypominają mniejsze kolejki górskie dla maluchów, które co jakiś czas mają nieco gwałtowniejsze zrywy; wszystkie dzieci ekscytują się, jakby to było coś wielkiego, ale gdy cała jazda się skończy, zaczynasz się zastanawiać nad zmarnowanym właśnie czasem. Większość osób ponownie wsiądzie do wagonika, lecz wiedząc już, jak wygląda przejażdżka prawdziwym rollercoasterem, będziesz chciał się stamtąd jak najszybciej ulotnić, by znowu przeżyć coś niesamowitego i wielkiego. Teraz nie mogę sobie wyobrazić mojego życia bez koreańskich dram i nie sądzę, bym kiedykolwiek miała wyleczyć się z tego uzależnienia, ale kompletnie mi to nie przeszkadza!
K-drama do amerykańskiego serialu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia