W trakcie przygotowań do matury naszło mnie na jakąś koreańską dramę stricte romantyczną, a na Uncontrollably Fond miałam chrapkę od dłuższego czasu, bo jestem ogromną fanką miłosnych historii ze skomplikowaną przeszłością i piętrzącymi się przeszkodami. Zresztą, kto nie jest? :) Problem w tym, że o ile opis całej historii oferował mi właśnie to, czego tego bardzo potrzebowałam i pierwsze odcinki dawały mi nadzieję na naprawdę ciekawą dramę, o tyle wraz z upływającym czasem mój entuzjazm się wypalał, bo Uncontrollably Fond poszło nie w tą stronę, w którą bym chciała.
Shin Jun Young to młody, przystojny gwiazdor Hallyu, aktor i piosenkarz, który dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chory, ma nieoperacyjnego guza mózgu i zostało mu tylko kilka miesięcy życia. W tym samym czasie niespodziewanie spotyka swoją wielką miłość z przeszłości, No Eul, która ma trudną sytuację życiową i szantażem udaje jej się wymusić stanowisko producentki filmu dokumentarnego o Shin Jun Youngu.
Kiedy zabierałam się za Uncontrollably Fond spodziewałam się czegoś zupełnie innego niż dostałam. Miałam nadzieję na skomplikowaną, ale pełną wdzięku oraz uroku historię miłosną z mnóstwem emocji, rozrywających serce dramatów i niezaprzeczalnym iskrzeniem między bohaterami. O ile można uznać, że pierwsze odcinki jeszcze kręciły się wokół tego tematu, o tyle po przekroczeniu dziesiątego epizodu można zapomnieć o wątku romantycznym, bo Uncontrollably Fond stało się nagle opowieścią o poszukiwaniu sprawiedliwości, zemście, honorze i dysfunkcyjnej rodzinie. W moich oczach serial znacząco na tym ucierpiał, bo po pierwsze stracił trochę na swoim realizmie, a po drugie odszedł od tego, co według mnie miało być głównym założeniem i bardzo się na tym sparzyłam. Nie mogę powiedzieć, że z czasem zaczęłam się nudzić, ale było mi już obojętne, co jeszcze wydarzy się w tej dramie, bo nie przyciągnęła mnie ani miłość między głównymi bohaterami, ani wypaczony dramatyzm kolejnych sytuacji, ani świat nieustannie walący się na głowę No Eul. Widziałam, co się dzieje w serialu i miałam świadomość, że powinnam być sfrustrowana, bo te ciągłe przeszkody na drodze do szczęścia głównych bohaterów były strasznie wydumane i irytujące, lecz nie czułam absolutnie nic.
Uncontrollably Fond miało do przekazania naprawdę wiele, ale jednocześnie całej dramie brakowało jakiegoś dynamizmu i wydaje mi się, że scenarzyści ostatecznie źle wybrali. To, co najbardziej mi się podobało w tej produkcji – bezradność Shin Jun Younga wobec śmiertelnej choroby, a jednocześnie jego hart ducha oraz powolna akceptacja nieuniknionego losu, skomplikowane podłoże miłosne głównej pary, bo choć ich relacja była pozbawiona chemii, miała duży potencjał, pokazanie, że uczucie może się rozwinąć mimo krzywd przeszłości i błędów rodziców – zostało świetnie ukazane w pierwszych odcinkach, a potem zostało zepchnięte na bok na rzecz wątków, które były o wiele mniej interesujące, zwłaszcza gdy wszystkie tajemnice z przeszłości wyszły na jaw. Uncontrollably Fond zaczęło się od mocnego uderzenia, bo długo nie było wiadomo, co się dzieje, ale potem straciło swoją intrygującą otoczkę i świeżość, stało się dość typowe. Końcówka niemal zupełnie mnie nie obeszła, choć powinnam zalewać się łzami i przeklinać niesprawiedliwość tego świata, obiektywnie jednak trzeba przyznać, że była bardzo ładna, choć nie chwytająca za serce.
Oddzielny akapit muszę poświęcić bohaterom i z jednej strony będę wychwalała pod niebiosa, a z drugiej wołała o pomstę do nieba. Kim Woo Bin grający Shin Jun Younga to według mnie jeden z najlepszych aktorów w koreańskich dramach, z jakimi spotkałam się do tej pory, jeśli nie najlepszy. Uwierzyłam w stu procentach w jego chorobę i serce mi krwawiło, gdy patrzyłam na sceny, w których ujawniał swoją słabość. Widać było, że włożył całą swoją duszę w kreację tej roli i starał się jak mógł, by uratować wątek romantyczny, ale z partnerującą mu Suzy po prostu nie miał szans. Ta dziewczyna to z kolei najgorsza aktorka, jaką widziałam w życiu. W jednej scenie twarz dziesięcioletniego aktora wyrażała więcej emocji niż jej własna. Suzy przez cały czas miała jedną minę, niezależnie od tego, czy powinna być smutna, szczęśliwa, wkurzona... Jej bohaterka zresztą też nie była lepsza, zupełnie nie potrafiłam zrozumieć podejmowanych przez nią decyzji, bo z jednej strony jest pełna ideałów, a z drugiej zachowuje się w mało szlachetny sposób, lamentując nad swoim strasznym życiem, zamiast faktycznie coś z nim zrobić. A te piski... Tylko czekałam, aż rozsadzi mi bębenki. Były momenty, gdy wydawało mi się, że mimo drewnianej, sztywnej oraz nieprzekonywującej gry Suzy, byłabym w stanie polubić No Eul, a potem robiła coś jeszcze gorszego niż dotychczas, choć nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, i cała moja nadzieja pękała jak bańka mydlana. Między głównymi bohaterami na ekranie w ogóle nie było iskrzenia, przez większość czasu woleli się rozmijać, niż odnaleźć szczęście i więcej czasu spędzili osobno, niż razem, może dlatego w ostatecznym rozrachunku nie byłam w stanie kibicować im tak mocno, jakbym chciała. Shin Jun Young był idealny w swoich staraniach o zdobycie serce No Eul, ale ją najchętniej bym rozszarpała.
Uncontrollably Fond miało do przekazania naprawdę wiele, ale jednocześnie całej dramie brakowało jakiegoś dynamizmu i wydaje mi się, że scenarzyści ostatecznie źle wybrali. To, co najbardziej mi się podobało w tej produkcji – bezradność Shin Jun Younga wobec śmiertelnej choroby, a jednocześnie jego hart ducha oraz powolna akceptacja nieuniknionego losu, skomplikowane podłoże miłosne głównej pary, bo choć ich relacja była pozbawiona chemii, miała duży potencjał, pokazanie, że uczucie może się rozwinąć mimo krzywd przeszłości i błędów rodziców – zostało świetnie ukazane w pierwszych odcinkach, a potem zostało zepchnięte na bok na rzecz wątków, które były o wiele mniej interesujące, zwłaszcza gdy wszystkie tajemnice z przeszłości wyszły na jaw. Uncontrollably Fond zaczęło się od mocnego uderzenia, bo długo nie było wiadomo, co się dzieje, ale potem straciło swoją intrygującą otoczkę i świeżość, stało się dość typowe. Końcówka niemal zupełnie mnie nie obeszła, choć powinnam zalewać się łzami i przeklinać niesprawiedliwość tego świata, obiektywnie jednak trzeba przyznać, że była bardzo ładna, choć nie chwytająca za serce.
Oddzielny akapit muszę poświęcić bohaterom i z jednej strony będę wychwalała pod niebiosa, a z drugiej wołała o pomstę do nieba. Kim Woo Bin grający Shin Jun Younga to według mnie jeden z najlepszych aktorów w koreańskich dramach, z jakimi spotkałam się do tej pory, jeśli nie najlepszy. Uwierzyłam w stu procentach w jego chorobę i serce mi krwawiło, gdy patrzyłam na sceny, w których ujawniał swoją słabość. Widać było, że włożył całą swoją duszę w kreację tej roli i starał się jak mógł, by uratować wątek romantyczny, ale z partnerującą mu Suzy po prostu nie miał szans. Ta dziewczyna to z kolei najgorsza aktorka, jaką widziałam w życiu. W jednej scenie twarz dziesięcioletniego aktora wyrażała więcej emocji niż jej własna. Suzy przez cały czas miała jedną minę, niezależnie od tego, czy powinna być smutna, szczęśliwa, wkurzona... Jej bohaterka zresztą też nie była lepsza, zupełnie nie potrafiłam zrozumieć podejmowanych przez nią decyzji, bo z jednej strony jest pełna ideałów, a z drugiej zachowuje się w mało szlachetny sposób, lamentując nad swoim strasznym życiem, zamiast faktycznie coś z nim zrobić. A te piski... Tylko czekałam, aż rozsadzi mi bębenki. Były momenty, gdy wydawało mi się, że mimo drewnianej, sztywnej oraz nieprzekonywującej gry Suzy, byłabym w stanie polubić No Eul, a potem robiła coś jeszcze gorszego niż dotychczas, choć nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, i cała moja nadzieja pękała jak bańka mydlana. Między głównymi bohaterami na ekranie w ogóle nie było iskrzenia, przez większość czasu woleli się rozmijać, niż odnaleźć szczęście i więcej czasu spędzili osobno, niż razem, może dlatego w ostatecznym rozrachunku nie byłam w stanie kibicować im tak mocno, jakbym chciała. Shin Jun Young był idealny w swoich staraniach o zdobycie serce No Eul, ale ją najchętniej bym rozszarpała.
Uncontrollably Fond jest przyjemnym serialem, ale raczej nie zapisze się na dłużej w moim sercu i pamięci. Dlaczego warto go oglądać? Dla niesamowitej gry aktorskiej Kim Woo Bina (i jego sześciopaku na brzuchu także, podziękujecie mi później), który wspiął się na wyżyny swoich umiejętności, deklasując wielu amerykańskich aktorów grających osoby śmiertelnie chore; dla cudownej ścieżki dźwiękowej, do tej pory nie oglądałam dramy, w której muzyka zostałaby tak idealnie dopasowana do poszczególnych scen, a utwory były naprawdę przepiękne i uzależniłam się od słuchania tego OSTu (original soundtrack); właściwie to tyle. Podejrzewam, że mój odbiór tej dramy różniłby się znacząco, gdybym związała się emocjonalnie z bohaterami i ich historią, ale dla mnie Uncontrollably Fond okazało się być raczej rozczarowaniem, a miałam ogromne oczekiwania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.