sobota, 22 października 2016

Prawdodziejka, czyli historia o sile przyjaźni

Do Prawdodziejki Susan Dennard podchodziłam zaskakująco sceptycznie. Miałam wiele obaw przed sięgnięciem po tę powieść i nawet rekomendacja jednej z moich ulubionych autorek na okładce nie była w stanie mnie zmusić do optymistycznego spojrzenia na tę książkę. Nie jestem pewna, czy w ogóle sięgnęłabym po Prawdodziejkę, gdyby nie pojawiła się w Epikboxie i popełniłabym ogromny błąd, bo okazała się być porywającą lekturą!

Safiya i Iseult to więziosiostry, które często pakują się w tarapaty. Niespodziewanie ich życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, a one muszą opuścić swój dom, by uciec od przeznaczenia, które czeka je w mieście. Safi jest niezwykle rzadką wiedźmą, która potrafi rozróżnić prawdę od kłamstwa – nikt nie może się o tym dowiedzieć, w przeciwnym razie prawdodziejka zostanie wykorzystana jako narzędzie między walczącymi ze sobą imperiami, gdy dwudziestoletni rozejm dobiegnie końca. Iseult z kolei pochodzi ze znienawidzonego koczowniczego ludu Nomatsów. Odrzucona przez inne nacje z powodu swoich hebanowych włosów oraz skośnych oczu, wygnana z własnego plemienia przez swoje magicznych braki jako więziodziejki, zna jedynie życie u boku Safi. Przyjaciółki nie spodziewają się jednak, jak wielką rolę przyjdzie im odegrać w losie ich upadającego świata. 

Początek był dla mnie naprawdę trudny do przejścia. Nie do końca odpowiadał mi styl pisania Susan Dennard, wszystko wydawało mi się strasznie chaotyczne. Męczyłam się zwłaszcza przez pierwsze pięćdziesiąt stron Prawdodziejki, bo między pędzącą do przodu akcję autorka wplotła dziwne nazwy konieczne do zrozumienia wykreowanego świata bez dokładnych wyjaśnień i wszystko mi się ze sobą mieszało. Nie wiedziałam, czy powinnam skupić się na kolejnych zaskakujących wydarzeniach, czy jednak poświęcić więcej czasu na zrozumienie magicznej rzeczywistości. Według mnie dużym ułatwieniem byłby jakiś słowniczek, który zawierałby odpowiednie wytłumaczenie danego terminu, niestety jednak jesteśmy zdani sami na siebie. Susan Dennard wrzuciła nas na głęboką wodę już od pierwszego zdania, jednak kiedy całe szaleństwo i gorączkowość pierwszych pięćdziesięciu stron poszły w niepamięć, zaczęłam naprawdę mocno ekscytować się lekturą Prawdodziejki. Czytanie tej powieści to jedna, wielka, nieprzewidywalna przygoda, która mocno wciąga.

Opisy akcji były porywające i dynamiczne, a w dodatku z wyczuciem zostały zrównoważone przez informacje dotyczące Czaroziem oraz panujących na nich praw, chociaż nie ukrywam, że obraz świata wydaje mi się być wciąż niepełny. Mimo to pozostaje intrygujący. Rzeczywistość wykreowana przez Susan Dennard kryje w sobie niezrównany potencjał i liczę na to, że z kolejnymi tomami będzie się pięknie rozrastać na naszych oczach. Zostało mnóstwo do odkrycia i wydaje mi się, że autorka doskonale zdaje sobie z tego sprawę, więc czekam na asy, które znajdują się w jej rękawie. Zwłaszcza że ma duże pole do popisu ze względu na cztery perspektywy występujące w powieści. Naszymi narratorami zostały nie tylko Safiya oraz Iseult, ale także Merik, książę-admirał upadającego, cierpiącego głodu królestwa i Aeduan, mnich z zakonu szkolącego w zabijaniu będący krwiodziejem posiadającym przerażającą moc. Z reguły faworyzuję którąś z perspektyw, jednak każda z nich była tak fascynująca, że z przyjemnością oddawałam się danej narracji, bo każdy z bohaterów oferował zupełnie coś innego. 

Prawdodziejka jest reklamowana jako powieść, gdzie głównym wątkiem jest przyjaźń między głównymi bohaterkami i pod tym względem nie zostałam zawiedziona. Więź Safi oraz Iseult została pięknie przedstawiona oraz odpowiednio wyeksponowana na tle innych wątków. Oddzielnie dziewczęta podejmowały głupie decyzje i zdarzało się, że wywoływały u mnie zgrzyt zębów, ale razem stanowiły duet nie do pokonania, wydobywały z siebie nawzajem te najlepsze cechy i od razu sympatia do nich wzrastała nawet dziesięciokrotnie. Bardzo się cieszę, że Susan Dennard uczyniła z ich przyjaźni tak wartościowy wątek, bo zdecydowanie brakowało mi powieści, w której podobnie silna więź grałaby pierwsze skrzypce. Autorce udało się z nich obu uczynić mocne osobowości, choć w zupełnie inny sposób i początkowo sądziłam, że któraś z nich bardziej przypadnie mi do gustu, lecz zostały tak błyskotliwie wykreowane, że każda z nich oczarowała mnie na swój własny sposób. Safi jest nieokiełznana, uparta, ekspresyjna i lekkomyślna, a Iseult niezwykle powściągliwa, rozważna oraz wycofana. Każda z nich ma swoje wady i zalety, każda poszukuje własnej ścieżki i zmaga się z innymi problemami, jednak zawsze może liczyć na swoją więziosiostrę. Są niesamowicie różne, ale priorytetem zawsze jest dla nich przyjaciółka i to było ogromnie inspirujące.

To nie jest nawet ułamek tego, co chciałabym powiedzieć wam o Prawdodziejce. To była tak złożona, skomplikowana, a jednocześnie przyjemna lektura, że trudno mi w krótkim poście zawrzeć wszystkie moje odczucia. Jedno jest pewne – ta powieść ma szansę rozrosnąć się do serii, która na dłużej zadomowi się w moim serduchu. Po przebrnięciu przez trudny początek było już tylko lepiej, a jeśli Susan Dennard utrzyma tę tendencję, spodziewam się naprawdę interesującej, błyskotliwej serii fantasy z natłokiem szalonej akcji, która porwie czytelnika. Prawdodziejka dość niespodziewanie dla mnie stała się jedną z lepszych książek, które przeczytałam tej jesieni i nie mogę się doczekać, by dorwać drugą część w swoje ręce!


Seria Czaroziemie:
Prawdodziejka // Wiatrodziej // ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia