poniedziałek, 10 października 2016

Bezduszna, czyli nadnaturalne stworzenia panoszą się w XIX-wiecznej Anglii

Co jest największym z największych guilty pleasures książkoholików? Niezaprzeczalnie paranormal romance! Jest to taki gatunek, że nierzadko wstydzimy się przyznać do pochłaniania podobnych historii, bo nie ukrywajmy – są one głupiutkie, płytkie i odmóżdżające – ale i tak od czasu do czasu kochamy się w nich zanurzyć. Ponieważ październik obwołałam miesiącem guilty pleasures, uznałam, że jestem w pełni usprawiedliwiona, by pozwolić sobie na szaleństwo z tym gatunkiem i dzisiaj przychodzę do Was z recenzją Bezdusznej Gail Carriger. 

Alexia Tarabotti to pół-Włoszka, stara panna, a na dodatek nie ma w sobie ani grama duszy – oznacza to, że jest w stanie neutralizować właściwości nadnaturalnych stworzeń, które ogłosiły swoje istnienie za czasów panowania królowej Wiktorii. Jej życie jest już wystarczająco skomplikowane z powodu tych trzech elementów, ale jak na złość sprawy przyjmują nieoczekiwany obrót, gdy Alexia zostaje zaatakowana przez wygłodzonego, nieznającego zasad wampira i przypadkowo go zabija. Lord Maccon, czyli wyjątkowo gburowaty i zabójczo przystojny wilkołak, z którym panna Tarabotti od dawna ma na pieńku, wszczyna śledztwo na rozkaz królowej. Jedne wampiry znikają, inne pojawiają się znienacka, a Alexia zostaje wciągnięta w sam środek zamieszania, stając się celem nieznanych napastników. Czy uda jej się rozwikłać tę dziwną zagadkę, która wstrząsnęła życiem londyńskiej socjety?

Bezduszna nie jest typowym paranormalnym romansem, co niezwykle mnie ucieszyło. Po pierwsze, nie mamy do czynienia z nastolatkami, a z dojrzałymi już ludźmi. Główna bohaterka ma dwadzieścia siedem lat, a lord Maccon liczy sobie kilka stuleci, przez co ich relacja nie przypomina kolejnej słodkiej, głupiutkiej miłości. Po drugie, autorka dużo czasu poświęciła na wykreowanie świata, co rzadko się zdarza w tego typu historiach. Bardzo zgrabnie połączyła ona realia XIX-wiecznej Anglii z istnieniem wampirów, wilkołaków, duchów oraz innych nadnaturalnych stworzeń, przez co samo tło było już niebanalne i warte uwagi. To niezwykłe połączenie miało prawo nie zagrać, jednak jakimś sposobem Gail Carriger wyciągnęła z tych dwóch światów to, co najlepsze, połączyła w jedną, zaskakująco ciekawą rzeczywistość, dodając jeszcze coś od siebie do kreacji i zachowań różnych bestii! Po trzecie, to nie miłość jest głównym wątkiem Bezdusznej, a kryminalna tajemnica związana ze znikaniem samotników wśród wampirów i wilkołaków, przez co ta książka nie jest ani mdła, ani nudna. Na pierwszy plan wysuwa się także niesamowita zdolność Alexii, która nieustannie pakuje ją w coraz większe tarapaty.

Jednak mimo iż Bezduszna nie jest typowym przedstawicielem paranormal romance, nie znaczy to, że jest książką dobrą. W pewnym momencie to wszystko zupełnie się rozjechało, zapanował totalny chaos, a końcówka to po prostu miszmasz wszystkiego. Kryminał, komedia, miłość, nadnaturalność, oszustwa, wszystko nałożyło się na siebie w przeciągu kilku kartek, co zepsuło cały efekt. Przede wszystkim najbardziej przeszkadzał mi język, jakim została napisana cała powieść – jest on bardziej dziewiętnastowieczny niż styl, jakim zostały napisane książki pochodzące z tego okresu. Autorka postawiła również na dowcipną narrację, przez co całość wypadła sztucznie, wydawało się to być nadmiernie wymuszone i uniemożliwiało całkowite wciągnięcie się w fabułę, chociaż na pewno tworzyło niepowtarzalny klimat. Również romans nie do końca wyszedł autorce – odbiegł on od standardów dotyczących tego gatunku, ale za to Gail Carriger przesadziła w drugą stronę. Była to przysłowiowa relacja kto się czubi, ten się lubi, które wprost uwielbiam, jednak w wykonaniu Alexii i Maccona wypadło to naprawdę kiepsko. Te ich przepychanki były zupełnie niedorzeczne, wzbudzały raczej politowanie. W jednej chwili skakali sobie do gardeł, w drugiej się całowali, a ja zupełnie przeoczyłam moment, w którym pojawiło się głębsze uczucie. Że nie wspomnę o tym, że przybrało ono bardzo fizyczną formę.

Bezduszna to niebanalny przedstawiciel paranormal romance, ale mimo wszystko spełnia tę samą rolę, co pozostałe powieści z tego gatunku – bawi, wciąga, lecz nie zostawi po sobie w pamięci trwałego śladu. Alexia to pyskata, nieprzejmująca się konwenansami stara panna, Maccon przystojny, gburowaty, nieokrzesany wilkołak, znalazło się też miejsce dla dystyngowanego wampira, więc bohaterowie wpisują się w znany schemat. Nie da się ich nie polubić, jednak patrzy się na nich z politowaniem. Tło historii zostało naprawdę dobrze wykreowane, ale samej fabule brak proporcjonalności – przez bardzo długi czas większość kręci się wokół podchodów Alexii oraz Maccona, podczas gdy końcówka jest pełna szokujących wydarzeń i wyjaśnień, które nawarstwiły się na siebie. Bezduszna jest przyjemnym, trochę dziwacznym tworem, który czyta się szybko, a zapomina jeszcze szybciej przez niewykorzystany potencjał. Raczej nie sięgnę po kolejne tomy, jeden mi w zupełności wystarczy.


Cykl Protektorat parasola:
Bezduszna // Bezzmienna // Bezgrzeszna // Bezwzględna // Timeless

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia