Tillie Cole to autorka, z którą zapoznałam się za pomocą Tysiąca pocałunków. Była to słodka, ciepła, podnosząca na duchu powieść, czyli zupełnie inna od Raze'a, który zgodnie z opisem miał być przepełniony pierwotną brutalnością. Byłam ciekawa, jak autorka poradziła sobie w kompletnie odmiennym, ciężkim gatunku, jakim jest dark erotic i jednocześnie obawiałam się, czy uda jej się stworzyć mroczną atmosferę oraz czy udźwignie całą historię.
Aby przeżyć, musi zabijać...
Raze, szkolony w niewoli, aby okaleczać i zabijać, więzień numer 818, którego losem rządzi okrucieństwo i śmierć. Po latach niewoli w piekle w głowie kołacze mu się tylko jedna myśl: zemsta. Krwawa, powolna, brutalna zemsta. Zemsta na człowieku, który skłamał. Na człowieku, który go skrzywdził. Który go skazał i zmienił w pałającą wściekłością maszynę do zabijania. Potwora odartego z człowieczeństwa.
Kisa jest jedyną córką Kirilla „Silencera” Volkova, przywódcy niesławnej „Trójcy” bossów rosyjskiej Braci w Nowym Jorku. Jest chroniona, choć tak naprawdę żyje w więzieniu bez krat. Kisa marzy o wolności. Zna jedynie okrucieństwo i poczucie straty. Pracuje jako managerka imperium śmierci swojego papy, a jej codzienność wypełniają jedynie smutek i ból. Jej narzeczony, Alik, kontroluje każdy aspekt życia Kisy, panuje nad każdą jej decyzją i pilnuje, by pozostała uległa i martwa w środku. Ale jeden wieczór wszystko to zmienia. Kisa wpada na ulicy na wytatuowanego i pokrytego bliznami mężczyznę, który obudzi w niej głęboko skrywane uczucia. Pragnienia znajome, choć zakazane. Dziewczyna od razu wie, że wpadła w tarapaty. Piękny i groźny mężczyzna ma w oczach śmierć. Kisa ma na jego punkcie obsesję. Pragnie go. Łaknie jego dotyku. Musi zdobyć tego tajemniczego mężczyznę, którego zwą Raze.
Opis z LubimyCzytać
Raze to powieść bardzo mroczna, przepełniona przemocą i okrucieństwem. Zabierając się za książkę Tillie Cole, byłam świadoma tego, że jest ona dość brutalna, jednak nie spodziewałam się, że może być aż do tego stopnia wypełniona ludzkim sadyzmem, dlatego jeśli ktoś jest wrażliwy, raczej odradzałabym mu zapoznanie się z tą lekturą, bo niektóre opisy były doprawdy wstrząsające. Agresja oraz wulgarność wyzierały właściwie z każdej kartki, a ilość śmierci była tak znaczna, że w pewnym momencie przestałam zwracać na to uwagę i jedynie przeskakiwałam te fragmenty. Mam wrażenie, że autorka strasznie przerysowała całą mafijną rzeczywistość, jednocześnie wcale nie zawierając jej zbyt wiele w tej historii. Wątek interesów rosyjskiej Braci był jednym z tych, które w ogóle przyciągnęły mnie do tej powieści, tymczasem Tillie Cole podeszła do tematu po macoszemu, niewiele można się dowiedzieć o strukturze gangu, panujących w nim zasadach czy wykonywanej przez nich pracy. Najważniejsze były tylko jak najbardziej brutalne opisy kolejnych morderstw.
Przy tym wszystkim Raze posiada także drugą stronę, o wiele bardziej naiwną i delikatną, która nijak się ma do ponurej, przytłaczającej atmosfery panującej w powieści. Ta niewinność przebijała się głównie za pomocą wątku romantycznego, który był kompletnie nieprzekonujący, odrealniony i ckliwy. Sama autorka wpadła w błędne koło, wciąż powtarzając te same sceny z ich udziałem niemal słowo w słowo, dodatkowo dialogi między Kisą oraz Raze'em są tak sztywne oraz niezręczne, że nie mogłam się przestać krzywić. Zupełnie nie widziałam tej ich wielkiej miłości, żadnego iskrzenia tam według mnie nie było, ewentualnie jakiś sentyment i pożądanie. Wątek romantyczny wypada naprawdę słabo oraz kiczowato, a ciągłe powtarzanie, że ta dwójka jest dla siebie stworzona, bo jedno z nich ma w brązowych oczach błękitną plamkę... To było właściwie jedyne usprawiedliwienie autorki dla ich uczucia, które pojawiło się kilkanaście razy i już naprawdę nie mogłam tego czytać.
Przy tym wszystkim główni bohaterowie są po prostu głupi. Kisa jest tak żałosna, że to aż boli. Niby jest dorosłą kobietą, ale zachowuje się jak mała, zagubiona dziewczynka. Nie ma własnej opinii właściwie na żaden temat, jest kompletnie podporządkowana swojemu narzeczonemu Alikowi oraz ojcu. To żywa marionetka, która w dodatku cierpi na syndrom sztokholmski, bo inaczej nie mogę wytłumaczyć jej zachowania względem Alika, który jest skończonym psychopatą, ale którego Kisa nieustannie broni, mimo że on wciąż ją krzywdzi i kontroluje. Jest pusta oraz histeryczna, naprawdę niewiele wniosła do fabuły. Raze z kolei miał od początku przypisaną rolę i właściwie nie wyszedł z ram, które dla niego stworzyła autorka: był twardy, nieprzystępny, mroczny i brutalny. Przy okazji nie grzeszy inteligencją, a w co drugiej jego myśli przewija się słowo zemsta i na tym koniec.
Szczerze mówiąc, w Raze niewiele się dzieje. Pierwsze pięćdziesiąt stron powieści jest właściwie do wyrzucenia, potem raz na jakiś czas pojawiała się jakaś akcja, lecz nie było tego zbyt wiele. Spodziewałam się czegoś o wiele bardziej emocjonującego po książce Tillie Cole, zwłaszcza że opis brzmiał tak interesująco, ale jest to po prostu kolejny niewypał. Mam wrażenie, że autorka kompletnie zgubiła ideę, z którą zasiadała przed komputerem, by napisać tę historię. Właściwie nic mi się nie podobało w Raze. Nie polecam.
Przy tym wszystkim Raze posiada także drugą stronę, o wiele bardziej naiwną i delikatną, która nijak się ma do ponurej, przytłaczającej atmosfery panującej w powieści. Ta niewinność przebijała się głównie za pomocą wątku romantycznego, który był kompletnie nieprzekonujący, odrealniony i ckliwy. Sama autorka wpadła w błędne koło, wciąż powtarzając te same sceny z ich udziałem niemal słowo w słowo, dodatkowo dialogi między Kisą oraz Raze'em są tak sztywne oraz niezręczne, że nie mogłam się przestać krzywić. Zupełnie nie widziałam tej ich wielkiej miłości, żadnego iskrzenia tam według mnie nie było, ewentualnie jakiś sentyment i pożądanie. Wątek romantyczny wypada naprawdę słabo oraz kiczowato, a ciągłe powtarzanie, że ta dwójka jest dla siebie stworzona, bo jedno z nich ma w brązowych oczach błękitną plamkę... To było właściwie jedyne usprawiedliwienie autorki dla ich uczucia, które pojawiło się kilkanaście razy i już naprawdę nie mogłam tego czytać.
Przy tym wszystkim główni bohaterowie są po prostu głupi. Kisa jest tak żałosna, że to aż boli. Niby jest dorosłą kobietą, ale zachowuje się jak mała, zagubiona dziewczynka. Nie ma własnej opinii właściwie na żaden temat, jest kompletnie podporządkowana swojemu narzeczonemu Alikowi oraz ojcu. To żywa marionetka, która w dodatku cierpi na syndrom sztokholmski, bo inaczej nie mogę wytłumaczyć jej zachowania względem Alika, który jest skończonym psychopatą, ale którego Kisa nieustannie broni, mimo że on wciąż ją krzywdzi i kontroluje. Jest pusta oraz histeryczna, naprawdę niewiele wniosła do fabuły. Raze z kolei miał od początku przypisaną rolę i właściwie nie wyszedł z ram, które dla niego stworzyła autorka: był twardy, nieprzystępny, mroczny i brutalny. Przy okazji nie grzeszy inteligencją, a w co drugiej jego myśli przewija się słowo zemsta i na tym koniec.
Szczerze mówiąc, w Raze niewiele się dzieje. Pierwsze pięćdziesiąt stron powieści jest właściwie do wyrzucenia, potem raz na jakiś czas pojawiała się jakaś akcja, lecz nie było tego zbyt wiele. Spodziewałam się czegoś o wiele bardziej emocjonującego po książce Tillie Cole, zwłaszcza że opis brzmiał tak interesująco, ale jest to po prostu kolejny niewypał. Mam wrażenie, że autorka kompletnie zgubiła ideę, z którą zasiadała przed komputerem, by napisać tę historię. Właściwie nic mi się nie podobało w Raze. Nie polecam.
★★★★☆☆☆☆☆☆
Cykl Poranione dusze:
Raze // Reap // Ravage // Riot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.