Cześć, kochani! Trochę to trwało, ale w końcu się udało i startujemy z nowym cyklem. Nie wiem, z jaką częstotliwością na blogu będą pojawiały się przeglądy filmowe, bo daleko mi do kinomaniaka, zobaczenie jednej produkcji w miesiącu to dla mnie sukces, lecz jeśli tylko uzbiera się odpowiednia ilość pozycji, możecie się spodziewać nowego postu. Od razu zaznaczam, że o ile recenzowanie powieści i seriali jako tako mi wychodzi, o tyle często mam problem z wypowiedzeniem się na temat filmów, dlatego przepraszam, jeśli całość wypadnie żenująco i nieskładnie. Mam cichą nadzieję, że mi to wybaczycie, a pierwszy przegląd filmowy nie okaże się być kompletną porażką w moim wydaniu ;)
Są takie filmy, które każdy powinien znać, bo są klasyką, nawet jeśli nie poruszają trudnych tematów. I są takie filmy, których już się po prostu nie robi. Do obu tych kategorii bez wahania mogę zaliczyć Mean Girls. Zapewne nie trzeba wam przedstawiać tego tytułu, nawet taki laik filmowy jak ja wiedział co to jest Burn Book i że on wednesdays we wear pink, więc z jednej strony niby przeczuwałam, czego mogę się spodziewać po tej produkcji, ale z drugiej kompletnie nie byłam na to przygotowana. Mean Girls totalnie mnie rozbroiło, w kilku momentach rozbawiło mnie do łez, po prostu płakałam ze śmiechu, a niektóre teksty to istne perełki. Uwielbiam Karen i cudowną w tej roli Amandę Seyfried. Uwielbiam Gretchen. Obie są tak niedorzeczne, że nie można ich nie pokochać. Film może jest nadmiernie przerysowany, ale właśnie w tym leży jego niezaprzeczalny urok. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak świetnie bawiłam się podczas oglądania jakiejś produkcji, poprawiła mi humor na cały wieczór i jeśli tylko poszukujecie rozrywki, dzięki której będziecie się głośno śmiać, polecam wam właśnie Mean Girls. Chociaż nie sądzę, by ktokolwiek z was jeszcze nie widział tego filmu, bo jest on wprost ikoniczny.
HOTEL TRANSYLVANIA 2
(2015)
O ile do oglądnięcia filmów aktorskich czasami naprawdę trudno mi się zebrać, o tyle do bajek zawsze jestem pierwsza w kolejce. Nie wiem, jak to się stało, że tak długo zwlekałam z obejrzeniem kontynuacji wspaniałego Hotelu Transylvania, ale w końcu to nadrobiłam i powiem wam, że jestem zadowolona chyba bardziej niż w przypadku pierwszej części. A tutaj zaszły ogromne zmiany! W tłum zombiaków, wilkołaków i dziwolągów wmieszali się ludzie ze współczesną technologią, potwory przestały być straszne, raczej się rozleniwiły i stały się wygodnickie. Tylko Dracula nie może się dostosować i skrycie tęskni za starym porządkiem. Jonathan i Mavis są po ślubie, a nawet doczekali się dziecka. Wszystko byłoby cudowne, gdyby nie to, że Dennis bardziej przypomina człowieka niż wampira, a z tym hrabia Dracula nie może się pogodzić! Korzystając z tego, że młode małżeństwo wyjeżdża na tydzień, zostawiając malca pod opieką dziadka, Dracula z pomocą Frankensteina, Wayne'a i Griffina postanawia obudzić we wnuku prawdziwego potwora, co przy okazji skutkuje mnóstwem zabawnych sytuacji.
Może Hotelowi Transylvania 2 brakuje nieco spójnej fabuły, całość jest raczej fragmentaryczna, scenki humorystyczne przecinają się ze scenami popychającymi akcję do przodu, ale mnie kompletnie to nie przeszkadzało, bo świetnie się bawiłam podczas oglądania filmu. Nie nudziłam się ani przez chwilę, a choć całość ma lekki, zabawny wydźwięk to pojawia się także nienachalne przesłanie odnośnie akceptacji samego siebie i tego, że choć coś jest inne, to wcale nie znaczy, że jest gorsze, a więzy rodzinne i przyjaźń są ważniejsze od tysiącletnich przyzwyczajeń oraz tradycji.
UKRYTE PIĘKNO
(2016)
Wciąż mam mieszane uczucia względem tego filmu. Z jednej strony Ukryte piękno to wzruszający obraz opowiadający o akceptacji, strachu i samotności, po seansie kompletnie brakowało mi słów, a z drugiej czegoś zabrakło w całym tym patosie i oderwaniu od rzeczywistości. Jest to produkcja najeżona wielkimi nazwiskami, jednak w ostatecznym rozrachunku największe wrażenie wywarła na mnie najmniej znana postać, czyli Jacob Latimore w roli Raffiego/Czasu. Pozostali aktorzy odgrywają swoje role poprawnie, ale bez szału, przy czym Kate Winslet oraz Keira Knightley wydają się być tylko ozdobnikami. Ukryte piękno opowiada historię Howarda, który nie potrafi poradzić sobie ze stratą malutkiej córeczki. Wcześniej był rozchwytywanym specjalistą od reklamy, lecz depresja sprawiła, że kompletnie przestał interesować się pracą. Trójka jego najbliższych przyjaciół martwiąca się nie tylko o samopoczucie Howarda, ale także o zawartość własnych portfeli, postanawia wyjąć trójkę aktorów uosabiających pojęcia, do których mężczyzna zaczął pisać listy; w ten sposób na swojej drodze Howard spotyka Miłość, Czas i Śmierć.
Od początku miałam pewne podejrzenia, w jakim kierunku podąży fabuła, choć muszę przyznać, że pewien zwrot akcji na końcu sprawił, że opadła mi szczęka. Podobało mi się, jak w Ukrytym pięknie wszystko w jakiś sposób się ze sobą łączyło, jak wielkie metafory przeplatały się ze zwykłą codziennością. Poboczne wątki okazały się jednak być o wiele bardziej interesujące od historii Howarda. Jest to opowieść o żałobie, powrocie do równowagi i zdrowieniu, lecz także o akceptacji, wewnętrznej sile oraz przywiązaniu. Z kolei cały motyw ukrytego piękna był według mnie za mało wyeksponowany. I tak mogłabym sobie narzekać, ale jest to produkcja, która także mnie urzekła. Sama koncepcja podobała mi się od początku, a podczas oglądania byłam oczarowana mimo tych wszystkich niedociągnięć. Może Ukryte piękno w niektórych momentach trąca banałami, ale czasami filmy przypominające nam o podstawowych wartościach są potrzebne. Mnie osobiście film całkiem się podobał, choć nie na tyle, żebym jeszcze kiedyś do niego wróciła.
TROLLE
(2016)
Z Trollami wiązałam naprawdę ogromne nadzieje, ale tęcza, jednorożce i brokat tym razem nie wystarczyły, by mnie oczarować. Gdyby nie genialnie dopracowana ścieżka dźwiękowa, gdzie każda piosenka była miłą niespodzianką dla ucha i zabawą w skojarzenia oraz barwne stworki przepełnione pozytywną energią pewnie ogłosiłabym ten film zupełną klapą, bo fabuły nie ma właściwie żadnej, akcji za bardzo też nie. W skrócie: mamy wesołe, rozśpiewane trolle, którą lubią się przytulać, tańczyć i żyją sobie całkiem beztrosko w lesie i mamy Bergenów, czyli brzydkie, ponure stwory, które wierzą, że mogą osiągnąć prawdziwe szczęście tylko poprzez zjedzenie trolla. Księżniczka trolli, Poppy, nierozważnie urządza imprezę, przez którą zdradza położenie swoich pobratymców i jej najlepsi przyjaciele zostają porwani przez Bergenów, więc oczywiście wyrusza ich uratować z pomocą zakochanego w niej Mruka.
Wydarzenia tworzą jakąś spójną całość tylko dzięki przewijającym się przez całą produkcję utworom muzycznym, bohaterom brakuje wiarygodności i iskry, morał również wypada wątpliwie, a był przy tym przedstawiony równie subtelnie co rzut cegłówką w twarz. Trolle to film tak przesiąknięty optymizmem i pstrokacizną, że chyba nie da się go nie lubić, ale gdyby nie chwytliwa muzyka, pewnie umarłabym z nudów, a tak dzięki tanecznej nucie nie odczuwa się znużenia filmem. Jeżeli chcecie obejrzeć animację, lepiej zapoznać się z oryginalną wersją językową, bo w polskiej piosenki nie zachwycają i słychać pewne zgrzyty w przetłumaczonym tekście. Osobiście jednak nie polecam, Trolle to strasznie prosta historia z wieloma brakami.
W STARYM, DOBRYM STYLU
(2017)
W starym dobrym stylu to produkcja, która przyciągnęła mnie między innymi nazwiskami (Morgan Freeman, Michael Caine oraz Alan Arkin), ale także samą ideą. Jestem wielką fanką heist movies, oglądam właściwie każdy, jaki wpadnie mi w ręce, a napad w wykonaniu seniorów... No cóż, to brzmiało zbyt interesująco, by przepuścić taką okazję. Film opowiada historię trójki przyjaciół, którzy z dnia na dzień zostają pozbawieni środków do życia. Po tym, jak jeden z nich staje się świadkiem kradzieży środków z banku, wpada na pomysł podobnego skoku. Zdesperowani mężczyźni postanawiają napaść na bank, który pozbawił ich oszczędności i odebrać pieniądze, które do nich należą.
W starym dobrym stylu to jedna z najinteligentniejszych komedii, jakie miałam okazję obejrzeć. Jest to kino typowo rozrywkowe, ale na wysokim poziomie. Humor jest wysublimowany i nienarzucający się, a choć nie jest to film, który obowiązkowo trzeba zobaczyć i który na długo pozostanie w mojej pamięci, to podczas oglądania W starym dobrym stylu robiło mi się po prostu cieplej na serduchu. Cały film posiada niezwykle sympatyczny klimat, a motyw złodziejski zawsze przyciągnie widza, osobiście uwielbiam oglądać produkcje, w których pokazywane są różne przekręty, jednak to trójka głównych bohaterów, których średnia wieku oscyluje nieco ponad osiemdziesiątką oraz ich przyjaźń sprawia, że W starym dobrym stylu nie jest odgrzewanym kotletem. Ciągłe przytyki związane z ich wiekiem czy ciepłe relacje z wnukami stanowią jedną część filmu, drugą nerwowe przygotowania do skoku i policyjna nagonka. Te zupełnie różne elementy doskonale ze sobą współgrają, tworząc historię z sympatycznym przesłaniem, którą po prostu dobrze się ogląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.