Długo wahałam się, czy powinnam sięgnąć po kolejny tom Pasażerki. Pierwszy tom zdecydowanie mnie nie zachwycił, po Alexandrze Bracken, której Mroczne umysły uwielbiam, spodziewałam się więcej, tymczasem zostałam niemile zaskoczona. Wychodzę z założenia, że nie ma sensu na siłę kończyć serii, jeśli nie była w stanie nas ona do siebie przekonać, ale nadarzyła się okazja, by przeczytać Podróżniczkę i postanowiłam z niej korzystać. To był błąd...
Została osierocona przez swój czas. Jej przyszłość przestała istnieć.
Etta Spencer marzyła o karierze skrzypaczki, lecz los miał dla niej inne plany. Zmuszona, by tułać się po najróżniejszych krajach i epokach, cierpiąc z powodu rozłąki z ukochanym Nicholasem, poszukuje tajemniczego astrolabium, które jest najpotężniejszym artefaktem podróżników. Tylko ono pozwoli jej odnaleźć i ocalić tych, których kocha.
Szalona podróż po egzotycznych miejscach, spiski, ciągła walka z czasem, nieoczekiwane sojusze i zdrady. Oto, co czeka na was w ostatnim tomie serii.
Kto jest sprzymierzeńcem, a kto wrogiem? Czy stawką za uratowanie świata okaże się miłość?
Opis z LubimyCzytać
Lubię pisać negatywne recenzje, bo w pewnym sensie dostarcza mi to frajdy, której nie dała mi sama książka podczas czytania, ale ta lektura była tak okropna, że nawet tworzenie mojej opinii jest dla mnie żmudnym i ciężkim procesem. Podróżniczka jest po prostu zła i nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę o jakiejkolwiek powieści, ale według mnie ta książka to strata papieru, bo nie wnosi absolutnie nic do historii przedstawionej w pierwszym tomie, a to przecież jest finał! Pasażerka może nie urzekła mnie w pełni, jednak tkwił w niej potencjał i trafiło się kilka naprawdę intrygujących wątków, które śledziłam z zainteresowaniem, tymczasem Podróżniczka praktycznie nie posuwa akcji do przodu w żadnym z wcześniej wyznaczonych kierunków, choć sprawia fałszywe wrażenie, jakby dużo się w niej działo. Niby Etta oraz Nicholas znowu są zmuszeni do przeskakiwania pomiędzy różnymi epokami, jednak tak właściwie nie robią niczego poza tymi pozbawionymi celu podróżami w czasie, przy okazji sprawiając, że zasady przeskoków w czasie stają się jeszcze bardziej zagmatwane i pozbawione logiki. Rozległe opisy wewnętrznych rozterek, które w kółko dotyczą tych samych tematów, zupełnie przytłoczyły całą historię, spokojnie można było przerzucić kilka kartek bez czytania, a bohaterowie wciąż tkwili w tym samym miejscu, nie robiąc nic poza użalaniem się nad sobą i swoją sytuacją. W dodatku do Podróżniczki wkradł się niesamowity chaos – Etta i Nicholas zostali rozdzieleni, ich losy toczą się zupełne odrębnymi torami i mam wrażenie, że Alexandrze Bracken nie udało się nad tym zapanować, zwłaszcza że ostatecznie te wątki bardzo słabo się ze sobą splatają, brakuje w tej książce spójności. Wyraźnie brakowało jej też pomysłu na pociągnięcie głównych wątków, nagle zaczęła wprowadzać nowych antagonistów, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, starych spychając zupełnie w cień, niemal usuwając ich z całej fabuły...
Nie tylko akcja nie posuwa się do przodu, również bohaterowie pozostają tacy sami. Henrietta wciąż jest tą pozbawioną charakteru, łatwowierną dziewczyną, która nie potrafi samodzielnie myśleć. Nie rozumiem, jak po tym wszystkim, co przeszła w poprzednim tomie, wciąż może być tak zagubiona i naiwna. Mogłoby się wydawać, że wydarzenia z Pasażerki czegoś jej nauczyły... Nic bardziej mylnego, wciąż jest gotowa zaufać pierwszej osobie, jaka stanie jej na drodze, co dla mnie było zupełnie pozbawione logiki, ale może na tym miał polegać urok tej postaci. Nicholas jest tak samo jednowymiarowy jak w pierwszym tomie, prawie nikt tutaj się nie rozwinął, może z wyjątkiem Sophii, która w zamiarze autorki wyraźnie miała przejść przemianę, lecz zupełnie mnie ona nie przekonała, a sama Sophia według mnie wygrała w plebiscycie na najbardziej irytującą postać Podróżniczki. Jedynym powiewem świeżości jest postać Henry'ego, który był bardzo niejednoznacznym bohaterem, trudno było przewidzieć, czy jego intencje naprawdę są szczere, czy może za tym wszystkim kryją się mniej szlachetne pobudki i aż do samego końca nie byłam pewna, czego po nim się spodziewać, choć bez wątpienia zdobył moją sympatię, podobnie jak Julian, który zdecydowanie zasługiwał na więcej uwagi!
Naprawdę chciałam zachwycić się Podróżniczką. Liczyłam na to, że nawet jeśli nie będzie lepsza od poprzedniczki, to przynajmniej utrzyma poziom Pasażerki i spędzę kilka przyjemnych chwil w towarzystwie tej powieści, tymczasem jest to książka, która w ogóle nie powinna była powstać. Mam wrażenie, że cała historia wypadłaby o wiele lepiej, gdyby autorka zamknęła ją w jednym tomie, zgrabnie rozwiązując wszystkie wątki. Podróżniczka jest dla mnie przegadana i przekombinowana, Alexandra Bracken wyraźnie straciła z oczu cały trzon i cel swojej historii. Finał, który miał uratować tę duologię, tak naprawdę ją pogrążył.
Nie tylko akcja nie posuwa się do przodu, również bohaterowie pozostają tacy sami. Henrietta wciąż jest tą pozbawioną charakteru, łatwowierną dziewczyną, która nie potrafi samodzielnie myśleć. Nie rozumiem, jak po tym wszystkim, co przeszła w poprzednim tomie, wciąż może być tak zagubiona i naiwna. Mogłoby się wydawać, że wydarzenia z Pasażerki czegoś jej nauczyły... Nic bardziej mylnego, wciąż jest gotowa zaufać pierwszej osobie, jaka stanie jej na drodze, co dla mnie było zupełnie pozbawione logiki, ale może na tym miał polegać urok tej postaci. Nicholas jest tak samo jednowymiarowy jak w pierwszym tomie, prawie nikt tutaj się nie rozwinął, może z wyjątkiem Sophii, która w zamiarze autorki wyraźnie miała przejść przemianę, lecz zupełnie mnie ona nie przekonała, a sama Sophia według mnie wygrała w plebiscycie na najbardziej irytującą postać Podróżniczki. Jedynym powiewem świeżości jest postać Henry'ego, który był bardzo niejednoznacznym bohaterem, trudno było przewidzieć, czy jego intencje naprawdę są szczere, czy może za tym wszystkim kryją się mniej szlachetne pobudki i aż do samego końca nie byłam pewna, czego po nim się spodziewać, choć bez wątpienia zdobył moją sympatię, podobnie jak Julian, który zdecydowanie zasługiwał na więcej uwagi!
Naprawdę chciałam zachwycić się Podróżniczką. Liczyłam na to, że nawet jeśli nie będzie lepsza od poprzedniczki, to przynajmniej utrzyma poziom Pasażerki i spędzę kilka przyjemnych chwil w towarzystwie tej powieści, tymczasem jest to książka, która w ogóle nie powinna była powstać. Mam wrażenie, że cała historia wypadłaby o wiele lepiej, gdyby autorka zamknęła ją w jednym tomie, zgrabnie rozwiązując wszystkie wątki. Podróżniczka jest dla mnie przegadana i przekombinowana, Alexandra Bracken wyraźnie straciła z oczu cały trzon i cel swojej historii. Finał, który miał uratować tę duologię, tak naprawdę ją pogrążył.
★★★☆☆☆☆☆☆☆
Duologia Passenger:
Pasażerka // Podróżniczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.