Marie Lu to autorka, która wciąż mnie zaskakuje, czasami pozytywnie, czasami negatywnie, ale jej powieści zawsze są czymś świeżym i niespotykanym na rynku wydawniczym. Jej trylogia (a właściwie już seria, bo została wydłużona) Legenda urzekła mnie niesamowicie, do tej pory przeżywam słodko-gorzkie zakończenie i naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego tomu, z kolei Malfetto zupełnie do mnie nie trafiło, choć wszystko wskazywało na to, że pokocham tę historię. Nie wiedziałam, że wydanie Warcross jest w planach, ale kiedy się o tym dowiedziałam, byłam naprawdę szczęśliwa, bo ta powieść wzbudziła naprawdę duże poruszenie za granicą i byłam ciekawa, czym tym razem zaskoczy mnie Marie Lu.
Świat oszalał na punkcie gry o nazwie Warcross, ale tylko jedna dziewczyna-hakerka ma dość odwagi, by zgłębić najmroczniejsze tajemnice gry.
Dla milionów ludzi, którzy codziennie logują się do Warcrossa, nie jest on już tylko grą, lecz stał się sposobem na życie. Emika Chen, nastoletnia hakerka, stale boryka się z kłopotami finansowymi. Pracuje jako łowczyni nagród, namierza i wyłapuje graczy Warcrossa, którzy zaangażowali się w nielegalne zakłady. Licząc na szybki zarobek, Emika, włamuje się do meczu otwarcia Międzynarodowych Mistrzostw Warcrossa. Za sprawą usterki w programie, zostaje przeniesiona do świata gry i błyskawicznie staje się światową sensacją.
Pewna, że wkrótce wyląduje w więzieniu, ku swemu zdziwieniu odkrywa, że kontaktu z nią szuka twórca gry, tajemniczy młody miliarder Hideo Tanaka, który pragnie złożyć jej propozycję nie do odrzucenia… Hideo poszukuje hakera, który w jego imieniu wystąpi jako szpieg w tegorocznych rozgrywkach Warcrossa i zlokalizuje lukę w systemie bezpieczeństwa. Ponieważ sprawa jest pilna, Emika zostaje błyskawicznie przetransportowana do Tokio, gdzie z dnia na dzień staje się gwiazdą i poznaje od środka świat sławy i wielkich pieniędzy, o którym dotychczas mogła tylko marzyć. Wkrótce śledztwo prowadzi ją na trop złowieszczego spisku, który może mieć kolosalne konsekwencje dla całego uniwersum Warcrossa.
Opis z LubimyCzytać
Na uwagę zasługuje przede wszystkim niezwykle barwny świat wykreowany przez autorkę. Stworzyła niesamowitą, wypełnioną żywymi kolorami i nieskończonymi możliwościami rzeczywistość, w którą łatwo się zanurzyć i dać jej się porwać; była tak fascynująca, że sama zapragnęłam zostać graczem w świecie Warcrossa, który stanowi doskonałą odskocznię od ponurej codzienności. Plastyczne opisy przemawiają do wyobraźni, przez cały czas miałam wrażenie, jakbym była we wnętrzu wirtualnej rzeczywistości razem z bohaterami, biorąc udział w pasjonującej, emocjonującej rozgrywce pomiędzy najlepszymi drużynami świata. Ta książka sprawiła, że zaczęłam interesować się e-sportem, o co nigdy samą siebie bym nie podejrzewała, Marie Lu tak genialnie podeszła do tematu, dlatego żałuję, że nie poświęciła więcej czasu na opisanie treningów czy poszczególnych meczy w turnieju, spychając cały świat Warcrossa w cień w drugiej połowie książki. Szczerze mówiąc, główna intryga nie była w stanie zainteresować mnie nawet w połowie tak mocno jak wirtualna gra wykreowana przez Marie Lu, dlatego tak bardzo ubolewam nad tym, że nie dostaliśmy bardziej rozbudowanych fragmentów dotyczących rozgrywek Warcrossa.
Jestem jednak rozczarowana postaciami. Przywykłam do tego, że Marie Lu kreuje naprawdę wyraziste osobowości, tymczasem ani Emika, ani Hideo nie mają w sobie niczego charakterystycznego. Uwielbiałam czytać o fragmentach z przeszłości Emiki, które wiązały się z jej ojcem, ich więź była przepiękna i słodka, chciałabym, żeby w literaturze młodzieżowej pojawiało się więcej tak pozytywnych wzorców relacji pomiędzy rodzicem a dzieckiem. Sama Emika jednak jest dość jednowymiarowa, a choć autorka wyraźnie włożyła wiele wysiłku w wykreowaniu wielu warstw Hideo, on sam od początku nie przypadł mi do gustu. Nie jestem również zachwycona wątkiem romantycznym w Warcross; według mnie ich relacja potoczyła się stanowczo zbyt szybko, według mnie brakowało jej głębi, nie czułam między nimi żadnego iskrzenia i byłam zirytowana tym, jak cały wątek romantyczny został poprowadzony. Zbyt łatwo przyszło mi także domyślenie się, w jakim kierunku podąży fabuła, od początku spodziewałam się intrygi, którą na sam koniec Marie Lu chciała zszokować czytelnika, więc pod tym względem jestem zawiedziona.
Warcross jest całkiem dobrym początkiem serii. Może nie wbija w fotel, ale czyta się tę powieść niezwykle przyjemnie. Marie Lu niezmiennie mnie zaskakuje, eksperymentując i rozwijając się, każda jej kolejna książka jest zupełnie inna od poprzedniej i z chęcią sięgnę po kolejną część, by przekonać się, co jeszcze dla nas przygotowała. Warcross to świetna rozrywka na naprawdę wysokim poziomie, która zachwyca dbałością o szczegóły wykreowanego świata i sprawia, że na kilka godzin zupełnie zapominamy o otaczającej nas rzeczywistości. Może nie trzyma w napięciu i pozostawia sporo do życzenia w kwestii bohaterów, ale i tak uważam, że warto ją przeczytać, bo dobrze się przy niej bawiłam. Mam nadzieję, że na naszym rynku wydawniczym pojawi się więcej powieści w stylu cyberpunk sci-fi.
★★★★★★☆☆☆☆
Za możliwość przeczytania Warcross serdecznie dziękuję Wydawnictwu Młodzieżówka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.