środa, 22 maja 2019

K-drama: Hospital Ship

Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że podobna drama zmusi mnie do napisania oddzielnej recenzji. W ostatnim czasie publikowałam głównie Przeglądy dramowe (1, 2, 3, 4, 5), ponieważ żaden z oglądanych seriali nie wybił się dla mnie na tyle, żebym chciała napisać dla niego całą opinię na blogu, ale Hospital Ship tak mnie zaskoczyło i wzbudziło we mnie tak wiele sprzecznych emocji, że nie jestem w stanie zatrzymać ich dla siebie i muszę się nimi z wami podzielić.

Hospital Ship opowiada historię personelu medycznego, który na szpitalnym statku dociera do 26 wysp Korei Południowej, niosąc pomoc jej mieszkańcom, którzy w przeciwnym razie nie mieliby dostępu do opieki zdrowotnej. W skład personelu wchodzi trzech lekarzy w ramach swojej obowiązkowej służby wojskowej – dentysta Cha Joon Yeong, lekarz tradycyjnej medycyny chińskiej Kim Jae Geol oraz internista Kwak Hyun. Do zespołu niespodziewanie dołącza niezwykle utalentowana gwiazda chirurgii ogólnej, która w atmosferze skandalu została wyrzucona z najlepszego szpitala w Seulu – chłodna i nieprzystępna Song Eun Jae. Razem przyjdzie im zmierzyć się z wieloma przeciwnościami.


Przede wszystkim nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś drama wciągnęłaby mnie na tyle, że nie byłabym się w stanie od niej oderwać, a Hospital Ship obejrzałam w trzy dni, mimo że jest to dwudziestoodcinkowy serial. Po prostu z uporem maniaka wciskałam play i nawet zbliżający się test z antybiotyków nie był w stanie mnie powstrzymać przed zagłębianiem się w kolejne odcinki tej dramy, która totalnie mnie pochłonęła. Mogłoby się wydawać, że medyczna produkcja nie jest w stanie niczym nas zaskoczyć, ale Hospital Ship jest niezwykle zróżnicowany, jeśli chodzi o drugoplanowe wątki i postacie z bogatą historią. Ten serial wzbudził we mnie tak wiele emocji, że mnie samej trudno jest w to uwierzyć – w jednej chwili śmiałam się w głos, żeby już po chwili płakać, elementy humorystyczne doskonale przeplatają się ze wzruszającymi, podniosłymi scenami. Nie brakuje tutaj także akcji, która zapiera dech w piersiach, naprawdę trudno było nadążyć za scenarzystami, którzy co chwila zrzucali na nas kolejne bomby. Naprawdę, w przeciągu tych dwudziestu odcinków wydarzyło się tyle, ile często nie dzieje się przez dziesięć sezonów w amerykańskich serialach. Zaczynając na niezliczonych chorobach prawie wszystkich możliwych członków rodziny, a na porachunkach z niebezpiecznymi gangsterami i złymi konglomeratami kończąc. Co prawda pod koniec chyba scenarzystom zaczęło już trochę brakować pomysłów, bo cztery ostatnie odcinki mi się dłużyły i były przepełnione raczej absurdalnymi wydarzeniami, ale i tak doceniam ich wkład w stworzenie tak skomplikowanej, wielowątkowej fabuły. Żałuję jedynie, że dość często szli na łatwiznę. Najpierw tworzyli ciekawy, trudny wątek, a później rozwiązywali go po najmniejszej linii oporu albo w ogóle nie prezentowali rozwiązania, po prostu magiczna zmiana zachodziła za kulisami, a ja kończyłam z mindfuckiem, bo nie miałam pojęcia, kiedy to wszystko się rozegrało.


Hospital Ship nie jest jednak dramą idealną. Wciąga niesamowicie i wzbudza gwałtowne emocje, od których nie sposób się uwolnić, lecz przez cały czas z tyłu głowy słyszałam złośliwy głosik, który powtarzał mi, że ta produkcja nie jest dobra. Bo faktycznie, Hospital Ship w wielu momentach jest przeciągany, naciągany i aż za bardzo dramatyczny (a musicie wiedzieć, że mówi to osoba, która żyje dla przesadzonych dramatów, więc jeśli nawet ja czułam przesyt to znaczy, że było tego bardzo dużo). Mój zarzut odnosi się przede wszystkim w stronę błędów medycznych i o ile to prawda, że Hospital Ship nie skupiał się na tym aspekcie fabuły, to jednak jest to drama medyczna i będę się czepiać. Możliwe, że wynika to z mojego skrzywienia jako studentki medycyny, ale kiedy chirurg ogólny jest w stanie przeprowadzić bardzo skomplikowane operacje takie jak przeszczep narządu, replantacja dłoni czy cesarskie cięcie zostały przeprowadzone bez żadnych komplikacji, choć nie miał wcześniej żadnego doświadczenia to wiedzcie, że coś jest nie tak. Dosłownie wszystko udawało się naszym bohaterom, a te najtrudniejsze procedury medyczne to już w ogóle była bułka z masłem.


Hospital Ship pokochałam już od pierwszego odcinka głównie dzięki bohaterom. Ha Ji Won w roli zdystansowanej, chłodnej chirurg z twardymi zasadami wypada świetnie. Pod wieloma względami byłam w stanie się z nią identyfikować i rozumiałam, dlaczego tak uparcie walczyła ze swoimi emocjami. Ha Ji Won świetnie oddała wewnętrzne rozdarcie Song Eun Jae, która z jednej strony musiała być silna, ale z drugiej była niezwykle wrażliwa, tylko nie pozwalała swoim uczuciom wydostać się na zewnątrz. Kang Min Hyuk w roli Kwak Hyuna urzekł mnie niesamowicie, wcielając się w rolę ciepłego, miłego lekarza, który niesamowicie dba o swoich pacjentów i jest pełen zrozumienia oraz empatii. Obserwowanie, z jakim uporem, ale też delikatnością zbliża się do Eun Jae i pomaga jej się otworzyć, było cudowne i naprawdę uwielbiałam tę relację... przez jakieś osiem pierwszych odcinków. Później scenarzystka postanowiła zrobić wszystko, co w jej mocy, aby niepotrzebne nieporozumienia się między nimi nawarstwiały, oddalając ich od siebie w typowy dla schematycznych kdram sposób, a kiedy już wreszcie Song Eun Jae i Kwak Hyun się ze sobą zeszli, zupełnie zabrakło mi fajerwerków, przez co jeszcze bardziej cierpiałam z powodu mojego Second Lead Syndrome, bo w międzyczasie pojawił się Kim Jae Geol, którego na początku nie lubiłam, ale z czasem zupełnie mnie kupił. Niesamowite jest to, że każdy z bohaterów w Hospital Ship miał swoje pięć minut, by błyszczeć, nawet drugo- czy trzecioplanowe postaci i każdy z nich miał niesamowitą historię do opowiedzenia, która doskonale urozmaicała fabułę toczącą się na szpitalnym statku.


Toczy się we mnie ogromny wewnętrzny konflikt, bo z jednej strony naprawdę zajebiście się bawiłam podczas oglądania Hospital Ship, ale z drugiej wiem, że ta drama nie jest dobra pod bardzo wieloma względami, jeśli chodzi o część medyczną to już w ogóle jest tragedia, przez co nie umiem jej ocenić. Sama nie rozumiem, dlaczego tak bardzo przypadła mi do gustu, bo obiektywnie i racjonalnie nie ma w niej niczego, co zasługuje na taki zachwyt, jednak subiektywnie jestem wniebowzięta i naprawdę, w tym roku nie obejrzałam jeszcze żadnego serialu, który wzbudziłby we mnie tak wiele emocji i tak bardzo by mnie pochłonął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia