(źródło) |
Bree Prescott w jednym momencie zostawia wszystko za sobą i przeprowadza się do niewielkiego miasteczka, rozpaczliwie poszukując wytchnienia od bolesnych wspomnień. Gdy spotyka lokalnego outsidera, jej początkowa nieufność zamienia się w fascynację - dziewczyna próbuje dowiedzieć się więcej o przeszłości milczącego, niedostępnego mężczyzny, nie zdając sobie sprawy, że Archer również skrywa mroczne tajemnice. Czy budzące się w ciszy uczucie uwolni ich oboje i pomoże odnaleźć spokój?
Bez słów to książka-zagadka. Bardzo długo nie mogłam się zabrać do recenzji tej pozycji, bo po jej skończeniu mam ogromny mętlik w głowie. Z jednej strony jestem zauroczona pomysłem oraz wykonaniem, z drugiej czuję się nieusatysfakcjonowana, bo to miała być książka, która skradnie mi serce, a tak się nie stało. Bez słów łączy w sobie sprzeczności - z jednej strony porusza bardzo poważne problemy moralne, z drugiej jest przepełniona lukrem. Pod wieloma względami jest głęboka i wzruszająca, a jednak nie zapiera tchu w piersiach i niektóre tematy zostały potraktowane pobieżnie. Uwielbiam atmosferę tej książki, pełna słów cisza między bohaterami była wręcz namacalna, czułam całą sobą to milczenie, ale trudno było mi celebrować każdą stronę. Od pierwszych kartek autorka konfrontuje nas z tajemnicą, prezentując tylko wyrywkowe, skąpe informacje na temat głównych bohaterów, dlatego byłam bardzo ciekawa, co skrywają w sobie Bree oraz Archer. Mia Sheridan pogrywała sobie ze mną w wyrafinowany sposób, podsuwając tylko szczątkowe wiadomości, napięcie rosło, ale potem pękło jak przekłuty balon. Za szybko, za łatwo.
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że autorka trochę przesadziła z dramaturgią, dlatego pewne aspekty przeszłości Archera przypominają brazylijską telenowelę, po prostu brakuje w nich autentyczności. Autorce należy się jednak uznanie za próbę odmiennego podejścia do trudnych przeżyć, które stały się nierozerwalną częścią każdej powieści z gatunku New Adult, bo w zagmatwanej historii mężczyzny i jego charakterze można poczuć powiew świeżości. Archer w swojej nieświadomości otaczającego go świata, bezbronnej niewinności, izolującego go bólu niesionego na barkach jest unikatowy, dlatego żałuję, że fragmenty napisane z jego perspektywy mogę policzyć na palcach jednej ręki, bo jest fascynującą postacią. Specyficzna charakterystyka głównego bohatera jest ogromną wartością tej książki. U jego boku Bree wypada blado, szczególnie na początku książki miałam do niej dużo zastrzeżeń, ale potem przyzwyczaiłam się do jej radosnej, ciekawskiej natury i zaczęłam podziwiać za samozaparcie, choć nie mogę powiedzieć, że ją polubiłam. Zwłaszcza, że Mia Sheridan poszła w jej wypadku na łatwiznę, z dnia na dzień pozbywając się objawów stresu pourazowego.
Bez słów to książka dobra, nawet bardzo dobra. Nie do końca uchroniła się przed schematami i przerysowaniem, ale za to obroniła się poruszającym, lirycznym wnętrzem, w którym fascynująca wielowątkowa intryga przeplata się z pięknymi opisami uczuć. Bez słów ma potencjał, by roztrzaskać serca czytelników w drobny mak, ale chociaż całość pochłonęłam w zawrotnym tempie i z wielką przyjemnością, nie mogę powiedzieć, że ta pozycja mnie zachwyciła, bo nie przeżyłam jej całą sobą. Co prawda uczucie powoli rodzące się między Bree a Archerem było tak cudowne, że bezwiednie się uśmiechałam, kiedy się docierali, mocno trzymałam za nich kciuki i czułam nerwowy skurcz w żołądku, gdy na ich drodze pojawiały się przeszkody, jednak moje emocje były powierzchowne. Sytuacje, które powinny wywoływać ból, wprawiać w osłupienie, szokować, mącić w głowie i w sercu zostały nieco spłycone i przyśpieszone, przez co nie mogłam się nimi delektować i naprawdę czegoś poczuć. Dlatego Bez słów przypadnie do gustu osobom, które szukają prostych wzruszeń oraz nieskomplikowanych emocji, historia na jeden wieczór, ale za to na jak ekscytujący!
Podsumowując, Bez słów to książka, która wielbicieli gatunku NA w sobie rozkocha, ale przeciwników raczej do siebie nie przekona. Ja przede wszystkim doceniam tę powieść za to, że mimo lukru przemyconego w każdej scenie, nie ukazuje miłości jako leku na wszelkie zło, bo miłość potrafi być też przytłaczającym ciężarem, który nie każdy potrafi unieść. Najbardziej wartościowymi częściami Bez słów jest motyw akceptacji oraz przełamywania strachu. Ta książka pokazuje samotność i wyalienowanie, to jak krzywdzące może być ocenianie przez innych ludzi, jak wiele w życiu człowieka może się zmienić przez takie napiętnowanie i odseparowanie, ale jednocześnie stanowi piękny przykład walki z własnymi ograniczeniami i przeciwnościami losu.
7/10
Za możliwość przeczytania książki Bez słów Mii Sheridan serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte!
O tej książce zaczyna robić się naprawdę głośno! Nie jestem miłośniczką NA - dlatego rzadko sięgam po książki z tego gatunku. "Bez słów" to książka po którą na obecną chwilę raczej nie sięgnę, ale w przyszłości na pewno się nią zainteresuje, tym bardziej, że mimo paru wad jest to historia warta poznania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Charlotte
In Bookland
P.S Nominowałam Cię do Unpopular Opinion Book Tag ;)
UsuńOstatnio czytałam "Układ" i jak na razie moje zapotrzebowanie na tego typu powieści jest zaspokojone, ale zapamiętam ten tytuł.
OdpowiedzUsuńJuż niejednokrotnie słyszałam o tej książce i mam naprawdę wielką ochotę ją poznać. Lubię NA więc mam nadzieję, że Bez słów mnie zachwyci :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com
Zapowiada się naprawdę ciekawie. Mogłabym się na nią skusić.
OdpowiedzUsuńJestem zwolennikiem YA i NA, ale chyba mam wrażenie, że mnie nie przekona :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o niej słyszę:o
OdpowiedzUsuńAle powiem- zaciekawiłaś mnie!
Muszę ją przeczytać! <3
Świetna recenzja, pozdrawiam! :*
www.biblioteczkapati.blogspot.com
Nie mogę się doczekać, aż ja będę mogła wreszcie się zabrać za tę powieść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://monicas-reviews.blogspot.com/
Książka wydaje się na prawdę fajna.
OdpowiedzUsuńNiby nie powinniśmy oceniać książek po okładkach, ale ta oprawa graficzna bardzo mi się podoba i zachęca mnie do ''wnętrza''! <3
Super recenzja!
Buziaki,
StormWind z bloga cudowneksiazki.blogspot.com/
Nie za bardzo podoba mi się ta dramaturgia w przeszłości głównego bohatera - nie przepadam za czymś takim, ale książkę na pewno przeczytam, bo lubię ten gatunek i jestem jej ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
houseofreaders.blogspot.com
Jestem już od jakiegoś czasu zainteresowana tą książką i z chęcią po nią sięgnę :) Piękne te zdjęcia ma LR ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie czytałam jeszcze takiego typowego NA, bo odstraszają mnie te wszystkie nagromadzone nieszczęścia dotykające bohaterów. Dobrze to ujęłaś, że przypominają wypadki z typowej telenoweli. Jednak w końcu zmierzę się z tym gatunkiem i wtedy może pomyślę o tej książce, chociaż na pierwsze spotkanie powinnam pewnie wybrać coś bardziej chwytającego za serce.
OdpowiedzUsuńNie jestem wielką fanką NA ale nie skreślam tego gatunku i lubię go próbować po trochu. Wpisuję na listę, a co z tego wyjdzie to zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńPo części się z tobą zgadzam i mam podobne zdanie, ale również nie do końca. Zacznę od Archera - tu podpisuje się pod tobą, bo zdecydowanie jest to genialna postać, jest specyficzny i inny, a przez to cudowny! Natomiast jeśli chodzi o Bree, to czy wypadła słabo? Hmm... gdyby nie świetna męska postać, to być może by tak było, jednak Archer ciągnął w górę główną bohaterkę, więc wcale tak źle nie wypadła ---> działali trochę jak w symbiozie, tyle że Archer jednak dał z siebie więcej ^^
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ten "lukier" to chyba go nie poczułam, bo byłam tak zafascynowana tą historią! Dla mnie ta odrobina słodyczy, to po prostu miłość ♥ :D
Bardzo mi się spodobał pomysł na powieść oraz wykonanie. Styl autorki też świetny, jednak i w moim przypadku nie zdobyła ona serca w 100% - prawie, ale jednak czegoś jej brakło :/
Niestety nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńFajnie, że w książce jest coś świeżego, ale przeszłość Archera przypominająca brazylijską telenowelę chyba skutecznie mnie od niej odrzuciła ;)
OdpowiedzUsuńJuż tyle dobrego naczytałam się o tej książce, ale jakoś mnie na razie do niej nie ciągnie ;)
OdpowiedzUsuńno coś mi się wydaje, że ta książka nie jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
Zdjęcie Angeliki jest świetne! Co do samej książki, to jest to jedna z lepszych książek NA jakie kiedykolwiek czytałam! Jestem oczarowana!
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tego typu książkami, ale recenzja świetna:):)
OdpowiedzUsuńhttp://przewodnik-czytelniczy.blogspot.com
Mia Sheridan pisze sentymentalnie i jak sama zauważyłaś, stawia na proste wzruszenia, ale czasem w prostocie tkwi największa siła :) Wielbiciele NA będą zachwyceni, a czytelnicy poszukujący mocnych i nieszablonowych rozwiązań fabularnych powinni trzymać się od tej książki z daleka.
OdpowiedzUsuńPS. Widzę, że "moje" mockupowe zdjęcie i Ciebie zachwyciło :)