środa, 28 lipca 2021

I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta, czyli krzywdząca, stereotypowa i pełna uprzedzeń książka o Korei

Daniel Tudor próbował stworzyć poręczne kompendium wiedzy na temat Korei Południowej, mieszcząc na zaledwie trzystu stronach niezwykle szeroki przekrój tematów: politykę, historię, religię, kulturę, społeczeństwo, rozrywkę i wiele innych. Doceniam jego zamysł, lecz jego starania były z góry skazane na porażkę, autor dotyka wielu kwestii, jednak robi to bardzo pobieżnie, w zaledwie kilku linijkach dostajemy podstawowe informacje, które następnie należy samemu rozwinąć we własnym zakresie, natomiast wiele kwestii się powtarza. Niemal na co drugiej stronie pojawia się nazwisko Park Chung Hee, generała, który dokonał wojskowego zamachu stanu (tak, znajdziecie o nim wzmiankę nawet w rozdziale o telewizji) czy też wszędzie został wciśnięty film Jesteś moim pieskiem, jakby autor nie znał żadnych innych ważnych postaci ze sceny politycznej czy koreańskich produkcji. Brakuje mi też jakiegoś uporządkowania, wyraźnie widać, że Daniel Tudor pisał o tym, co akurat mu przyszło do głowy, w jednej chwili pisze o e-sporcie, w drugiej o skandalu Tablo związanym z jego edukacją, by następnie przejść do inwestycji na giełdzie. Najbardziej interesujące mnie tematy zostały potraktowane po macoszemu (w tytule może pojawia się k-pop, ale w samej książce zajmuje zaledwie 6 stron, z czego 5 jest wywiadem z byłą amerykańską trainee, która ma wyraźnie traumatyczne przeżycia z tego okresu), boli mnie zwłaszcza brak wzmianki o koreańskiej mitologii czy większego rozszerzenia historii, która według mnie jest niesamowicie fascynująca, a skrócenie całej historii państwa Joseon od 1392 do 1897 roku do 12 linijek (policzyłam!) jest nieśmiesznym nieporozumieniem. 

To nie jest jednak mój największy zarzut względem tej książki. Najbardziej boli mnie to, że tytuł I love Korea wydaje się być tytułem prześmiewczym w obliczu podejścia, jakie prezentuje autor. Jego komentarze są niestosowne, a mówiąc wprost: rasistowskie i seksistowskie. Daniel Tudor nie kocha Korei. Wyraźnie nie rozumie koreańskiej kultury, do której podchodzi z niesamowitą wyższością mieszkańca Zachodu, powielając krzywdzące stereotypy i uprzedzenia. Sposób, w jaki wypowiada się choćby na temat członków zespołów k-popowych jest absolutnie niewybaczalny, jest to bezpodstawna krytyka wynikająca z przekonań autora. Nie da się przeczytać tej książki na spokojnie, mnie ciśnienie wielokrotnie skoczyło do góry. Cytaty z książki: Czasem kiedy w reklamach widzę koreańskie boysbandy, muszę spojrzeć drugi raz i zastanowić się, czy ten po lewej to aby na pewno facet? Na przykład Jo-Kwon, który śpiewa w 2M (tutaj jest błąd wydawniczy, zespół nazywa się 2AM), jest wyjątkowo zniewieściały. (str. 93) Inny cytat dotyczący hanboków, tradycyjnego koreańkiego ubioru: Tradycyjny hanbok był obszerny, workowaty i skromny; można było wręcz stwierdzić, że szaty dla kobiet celowo zaprojektowano tak nieseksownie. (str. 77) Są to tylko dwa przykłady, ale znalazłabym ich o wiele więcej. Daniel Tudor wykazał się również zupełnym brakiem szacunku, zamieszczając w swojej książce wywiady czy polecenia m.in. odnośnie koreańskiej kuchni pochodzące od Amerykanów prowadzących blogi na temat jedzenia czy życia w Korei Południowej. Dlaczego nie porozmawiał z Koreańczykami, skoro jest to książka o ich kraju i kulturze? Nie potrafię tego zrozumieć. A wśród najważniejszych według autora atrakcji do zobaczenia w Seulu jest dom towarowy z luksusowymi markami, miejsce ostentacyjnej konsumpcji. Czy polecając komuś miejsca do zobaczenia w stolicy własnego kraju, wybralibyście centrum handlowe czy klinikę operacji plastycznych? 

Jeśli mimo wszystko zdecydujecie się na sięgnięcie po I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta, musicie pamiętać, że w oryginalne została ona wydana w 2014 roku, dlatego wiele informacji jest już nieaktualnych i przestarzałych. Ciekawi mnie, dlaczego wydawnictwo nie zdecydowało się na przetłumaczenie książki, która byłaby bliższa obecnym realiom Korei Południowej i która miałaby bardziej pozytywny odbiór. Ta książka jest pod tak wieloma względami zła, niewiarygodna i stereotypowa, że mnie - jako osobę zafascynowaną od kilku lat tą kulturą - strasznie to boli. Zwłaszcza rozdział o k-popie woła o pomstę do nieba, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Będę zaciekle wszystkim odradzała tę lekturę. Jedyne, co mi się podobało, to szata graficzna, chociaż i tutaj nie zabrakło pomyłek, gdzie trafiło się zdjęcie boysbandu z podpisem girlsbandu. Nieważne, czy jesteście długoletnimi fanami k-dram, k-popu, k-beauty, czy może dopiero zaczynacie swoją przygodę: w tej książce na pewno nie znajdziecie tego, czego szukacie, a na koniec będziecie czuć jedynie zniesmaczenie i rozczarowanie. 

Za możliwość przeczytania I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta dziękuję Wydawnictwu MOVA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia