środa, 3 lipca 2019

Punk 57, czyli potrzeba akceptacji nawet za cenę utraty siebie

Miałam już okazję przeczytać powieść tej autorki i byłam zachwycona sposobem, w jaki ujęła motyw od nienawiści do miłości w Dręczycielu, dlatego miałam dobre przeczucia względem Punk 57. Mam wrażenie, że pod wieloma względami ta książka Penelope Douglas jest bardziej dojrzała, ale też cięższa i mroczniejsza. 

Była dla niego wszystkim. Myślał nawet, że się w niej zakochał. Dziewczyna z listów, jego Ryen. Obiecali sobie, że nigdy się nie spotkają i nie będą siebie szukać w mediach społecznościowych. Żadnych zdjęć, żadnych spotkań. Tylko listy i oni. 
Jednak Misha spotkał ją zupełnie przypadkiem, na imprezie zorganizowanej po to, żeby zebrać fundusze na trasę jego nowo powstałej kapeli. Była tam jego Ryen. I Misha zrozumiał, że dziewczyna z listów go okłamała. Nie była wcale taka, jak to sobie wyobrażał. Była… gorąca. Postanowił, że nie zdradzi jej, kim jest. Jeszcze nie teraz. 
I wydarzyła się tragedia. Tragedia, do której być może by nie doszło… gdyby tamtego wieczoru Ryen nie zawróciła mu w głowie. Teraz Misha już nie chce jej znać. Jedyne, czego chce, to ją znienawidzić i zapomnieć, że kiedyś była jego. 
Ryen nie wie, czemu Misha nie odpisuje. Za to do jej poukładanego życia wkracza chłopak, który wyraźnie ma zamiar je zniszczyć. Tylko czemu Ryen nie potrafi przestać o nim myśleć?
Opis z LubimyCzytać

Kiedy sięgałam po Punk 57, spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Penelope Douglas udało się mnie zaskoczyć, nie tylko rozwiązaniem niektórych wątków, ale także ogólnym klimatem, jaki wykreowała dla tej historii. Co prawda początki były dość ciężkie, dopiero po 120 stronie książka zaczęła nabierać tempa, jednak później nie było już ani chwili na odpoczynek, bo Punk 57 jest intensywną powieścią. Misha i Ryen to silne osobowości, a każde ich spotkanie jest burzliwe i przepełnione iskrzeniem. Łączące ich uczucie jest gwałtowne, przesycone namiętnością, ale także głęboką niechęcią, która nadaje ich interakcjom pazura. Nie boją się sobie nawzajem powiedzieć brzydkiej prawdy, rzucają sobie nawzajem wyzwanie, jednak dzięki temu wyciągają z siebie to, co najlepsze. Uwielbiam to, że Misha i Ryen znali się nawzajem na wylot, w końcu przez siedem lat poprzez listy ujawniali przed sobą te najbardziej skryte myśli, ale trochę żałuję, że ten wątek nie został bardziej uwidoczniony w powieści. Myślę, że Penelope Douglas mogła poświęcić też więcej miejsca na opisanie relacji Ryen oraz Mishy z ich rodzinami, zwłaszcza w przypadku chłopaka, bo był to interesujący motyw. Akcja w Punk 57 została przedstawiona z dwóch perspektyw, dzięki czemu mieliśmy wgląd w myśli i uczucia naszej dwójki bohaterów i myślę, że to był bardzo dobry zabieg ze strony autorki. Ryen jest postacią, którą bardzo trudno polubić ze względu na decyzje, jakie podejmuje i jej niedopuszczalne zachowanie, ale z czasem przechodzi znaczącą przemianę. Misha z kolei już od pierwszych stron mnie zauroczył. 

Jeżeli wydaje wam się, że Punk 57 jest kolejnym romansem mającym umilić wam wieczór, to jesteście w błędzie, bo ta książka dotyka wielu trudnych tematów. rozprawiając się ze społecznymi kwestiami w najbardziej bezkompromisowy sposób. Na pierwszy plan wysuwa się potrzeba bycia akceptowanym nawet za cenę utraty własnego "ja", strach przed odrzuceniem i samotnością, gdy nie potrafimy dopasować się do oczekiwań grupy. Ryen nienawidziła tego, kim się stała, zgubiła swoją siłę i umiejętność wyrażania własnego zdania, udawała, że nie dostrzega złych postępków i fałszywości swoich znajomych, byle tylko zyskać aprobatę otaczających ją rówieśników, ponieważ odtrącenie i izolacja przerażały ją bardziej od świadomości, że staje się płytką, wredną dziewczyną. Punk 57 jasno pokazuje presję grupy, która zabija w jednostkach to, co najlepsze i to, jak ciężko jest zacząć iść pod prąd. Powieść zawiera także trudne relacje rodzinne, ogromny ból po stracie bliskiej osoby, szkolne prześladowania, bezkarność dręczycieli przy obojętności grona pedagogicznego, zmagania osób homoseksualnych czy uzależnienia... Momentami miałam wrażenie, jakby było tego za dużo, bo autorce nie udało się pogłębić żadnego z tych wątków w satysfakcjonującym dla mnie stopniu, ale doceniam to, że Penelope Douglas starała się za pomocą swojej książki uwidocznić wiele problemów, które wciąż są objęte społecznym tabu. 

Punk 57 to książka, w którą na początku ciężko było mi się wciągnąć, jednak później już z zapartym tchem śledziłam losy bohaterów. Relacja Ryen i Mishy jest skomplikowana, burzliwa i gwałtowna, ale nie można odmówić jej pasji i ukrytego uroku. Dla mnie Punk 57 jest jednak głównie powieścią o odnajdywaniu w sobie odwagi, by być sobą, by nie wstydzić się swoich pasji i swojego prawdziwego ja, by zamiast iść z tłumem i za wszelką cenę dopasowywać się do reszty, gubiąc po drodze poczucie własnej wartości, tworzyć własną ścieżkę, która nie zawsze jest prosta i przyjemna, ale jest właściwa. To opowieść o tym, że słowa mają ogromną moc, a jeden mały kamyczek jest w stanie wywołać lawinę. Przyłączycie się do tej rewolucji? 


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj drogi Czytelniku!
Każde Twoje słowo sprawi mi wiele radości, niezależnie czy są to słowa pochwały, krytyki, obietnica przeczytania recenzowanej książki w przyszłości - wszystko wywoła na mojej twarzy geekowaty uśmiech.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia